Zakupy półproduktów to jedna z największych przyjemności jakie lubię sobie sprawiać :) Dziś chciałabym odbyć krótką podróż sentymentalną i wspomnieć o moich pierwszych zamówionych tam produktach. Miałam wtedy długą listę wynotowanych z blogów must-have'ów i... mocno ograniczony budżet. Z bólem serca wykreślałam kolejne pozycje aż w końcu na placu boju zostały mi algi, żel hialuronowy i olej konopny.
Nie mogłam wybrać lepiej :)
Dwie ostatnie pozycje całkowicie skradły moje serce i używam ich do dziś. Sporo pisałam o nich w poprzedniej notce, więc teraz skupię się na czym innym.
*
Zamówienie robiłam z dwiema koleżankami, które namówiłam na następujący interes: każda z nas zamawia inne algi, a następnie dzielimy się nimi i kosztami po równo, by za małe pieniądze wypróbować trzech różnych typów. Pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę, bo algi algom nierówne ;)
60 - gramowe opakowanie alg brunatnych z ZSK |
Porównuję ze sobą algi brunatne Ascophyllum nodosum, spirulinę oraz mikronizowane algi Laminaria digitata (listownica palczasta). Na pierwszy rzut oka różną się one nawet organoleptycznie. Są to drobno zmielone proszki w różnych odcieniach zieleni – kolejno brunatnej, butelkowej i pastelowej. Różni się też ich zapach, bo choć wszystkie pachną rybą, to spirulina pachnie nią zdecydowanie najbardziej – jako jedyna jest dla mnie wyczuwalna gdy mam ją już nałożoną na twarzy. Na szczęście nie jestem mocno wrażliwa na zapachy i właściwie nie przeszkadza mi to w żaden sposób.
Jeśli chodzi o obietnice producenta, to wszystkie one mają za zadanie odżywiać, ujędrniać, oczyszczać, regenerować i – stosowane na skórę ciała – działać antycellulitowo. Dodatkowo:
- Ascophyllum nodosum ma intensywnie nawilżać i likwidować przebarwienia;
- spirulina ma szczególnie dobrze wpływać na efekt wizualny dając efekt wypoczętej, promienniej cery;
- Laminaria ma nadawać się do pielęgnacji włosów i paznokci, a także działać przeciwstarzeniowo.
spirulina |
Co z tego udało mi się zauważyć u siebie?
Większość ;) Ogólnie wszystkie algi oceniam na plus. Spirulina jest moją faworytką jeśli chodzi o szybkie i silne działanie w sytuacjach awaryjnych. Laminaria to moim zdaniem alga najlepsza do stosowania na co dzień, by raz w tygodniu dokarmić cerę czymś ekstra. Algi brunatne miały działanie podobne do Laminarii, jednak miały jeden minus o którym za chwilę. Z drugiej strony – L. digitata w przeciwieństwie do pozostałych ma dziwną konsystencję...
Spirulina i Ascophyllum rozrobione z małą ilością wody są grudkowate, szorstkie i nie trzymają się twarzy. Dla mnie to sygnał, że w mieszaninie jest za mało wody. Po jej dodaniu da się uzyskać coś w rodzaju gęstej śmietany i wtedy aplikacja przebiega bez zarzutu.
Laminaria digitata z wodą daje coś w rodzaju mocno rozgrzanej plasteliny. Nie ma mowy o równym pokryciu cery, a próbowałam różnych sposobów aplikacji i przygotowania samej maseczki. Nakładam więc nierówno i jakoś żyję – zresztą, świetne działanie i brak podrażnień mi to rekompensuje :)
No właśnie – te podrażnienia... Spirulina drażni mocno (więc trzymam ją najkrócej), algi brunatne średnio, a listownica palczasta w ogóle. Dlatego choć wszystkie maseczki mi się spodobały, to Ascophyllum nodosum nie kupię ponownie.
Same algi – jako kategoria produktów - są dla mnie póki co ulubionymi maseczkami. Choć w działaniu podobne są do glinek, to nie mają ich podstawowej wady – nie zasychają na twarzy i nie wymagają przez to spryskiwania ich wodą, a tego w glinkach nienawidzę. Nie cierpię i kropka. Z drugiej strony glinki można kupić w saszetkach, rozrobione już odrobiną wody co znacznie ułatwia i przyspiesza proces aplikacji, a alg nigdy w takiej formie nie widziałam. Dlatego moim ideałem jest stosowanie alg na co dzień oraz trzymanie paru saszetek Dermo Minerałów na zapas, gdy bardzo mi się spieszy a cera domaga się łakoci.
Na sam koniec chciałabym wspomnieć o tym, że algi są produktem bardzo wydajnym i niezbyt drogim. Jedna trzecia opakowania 60 g kosztującego niecałe 15 zł wystarczyła mi na jakieś trzy miesiące stosowania średnio raz w tygodniu. Uważam to za przykład naprawdę bardzo dobrego stosunku ceny do jakości.
Dziś aplikuję Ascophyllum nodosum po raz ostatni i z tej okazji postanowiłam kupić sobie algi Algo z obecnej oferty Biedronki – to znaczy o ile ich skład przypadnie mi do gustu.
Stosujecie maseczki z glinki lub alg? Macie ulubione firmy albo konkretne produkty? Dajcie znać, zawsze przyda mi się podpowiedź czego poza limitowanką z Biedry spróbować następnym razem :)
pokładałam wielkie nadzieje w spirulinie, niestety, wyszło jak wyszło... podrażnienia i zero fajnego efektu:(
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
:)
Podobno świetnie nawilża włosy jeśli dodać jej do kosmetyku jako wzbogacenie - może tu się sprawdzi? Sama nie miałam jeszcze okazji spróbować :)
Usuńno i genialny pomysł:) tak zrobię - dodam sobie do maseczki oczyszczającej do włosów...
Usuńdzięki:)
nadal jest weryfikacja;)
UsuńMam ochotę na spirulinę, niestety ma skrajne opinie i boję się, że u mnie może się nie sprawdzić.
UsuńU mnie spirulina też się średnio sprawdzała. Mam wrażenie, że lepiej działa połączona z jakimś olejem (ja najczęściej daję makadamia albo z pestek malin) i kwasem hialuronowym. Nie może mieć w sobie też za mało wody, bo zauważyłam że wtedy podrażnia. Super wygładzenie zauważyłam natomiast nakładając maseczkę ze spiruliny na partie ciała zaprzyjaźnione z cellulitem. Nie jest to wybitnie wydajne, ale efekt chłodzenia i wygładzenia super :) Co do glinek to wygodne są te saszetki firmy Ziaja, nie zastygają a działanie mają ok - preferuję tą oczyszczającą albo regenerującą (brązowe opakowanie). To jednak tylko w podróży, bo na co dzień preferuję glinki do własnego rozrobienia. Dodając jakiś olej uniemożliwiamy zastyganie (przynajmniej tak szybkie) glinki, polecam!
OdpowiedzUsuń