Pokazywanie postów oznaczonych etykietą mikrozłuszczanie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą mikrozłuszczanie. Pokaż wszystkie posty
Schemat pielęgnacji męskiej cery... ♡

6/30/2022

Schemat pielęgnacji męskiej cery... ♡


Wątpię by wpis ten doczekał się corocznych aktualizacji jak moja własna pielęgnacja (której aktualny opis znajdziecie TUTAJ), ale ogólnie to od dawna już chciałam podzielić się z Wami moim punktem widzenia na pielęgnację męskiej cery.

Przegląd: drogeryjne sera z kwasami!

7/18/2021

Przegląd: drogeryjne sera z kwasami!

 


Powszechnie dostępne, tanie i dobre sera kwasowe z drogerii były dla mojej cery prawdziwym przełomem. Dzięki nim (i kwasowym tonikom) mogłam do woli testować kremy w poszukiwaniu tego najlżejszego, najlepiej nawilżającego czy matującego i nie martwić się o to czy wypryski pozostaną w ryzach. Obecnie tego typu produktów już nie używam, bo 90% moich potrzeb zaspokaja codzienne używanie kremu z retinaldehydem (retinalem), ale jest to grupa najczęściej polecana przeze mnie każdemu, kto ma problemy z ułożeniem sobie planu pielęgnacji cery problematycznej. Więc ułatwiam życie sobie i Wam tworząc niniejszym bazę łatwo dostępnych ser z kwasami!

Przegląd: retinal (retinaldehyd) w kosmetykach!

1/19/2021

Przegląd: retinal (retinaldehyd) w kosmetykach!



Retinaldehyd czy ogólnie retinoidy to taka cegiełka w pielęgnacji przeciwstarzeniowej, o której mówiłam do tej pory stosunkowo mało. Głównie dlatego, że brakowało mi tu własnego doświadczenia. W maju zeszłego roku wreszcie ten krok wprowadziłam i teraz planuję wracać do tematu kilkukrotnie, na różne sposoby.

Kwartalne denko! Wielki powrót stałych miłości ♡

6/30/2019

Kwartalne denko! Wielki powrót stałych miłości ♡



Redukowanie zapasów kosmetyków „niekupionych” (prezentów od bliskich, przywiezionych z wydarzeń, otrzymanych od marek i tak dalej) poszło mi tak dobrze, że dziś znowu wróciłam na znane mi wody i większość stanowią tu produkty, które kupiłam dla siebie sama. Jestem z tego powodu super zadowolona i mam nadzieję, że ten stan się utrzyma, bo zdecydowaną większość ról na liście ulubieńców mam już obsadzoną i testowanie nowości po prostu nie sprawia mi takiej frajdy jak kiedyś. Tym niemniej jest ich tu trochę, więc zapraszam do lektury!

Peel Mission: robicie to dobrze! Recenzja toniku i kremu do twarzy z serii B-LIKE.

5/26/2019

Peel Mission: robicie to dobrze! Recenzja toniku i kremu do twarzy z serii B-LIKE.



Kilka miesięcy temu dostałam od agencji marketingowej propozycję przetestowania kilku kosmetyków różnych marek. O części z nich nigdy wcześniej nie słyszałam, ale pozostałych kilka znałam na tyle dobrze, że spodziewając się fajnych produktów wyraziłam zgodę na przesłanie mi takiej paczki. I tym oto sposobem w moje ręce wpadły dwa kosmetyki dotąd nieznanej mi marki Peel Mission, a konkretnie ich Terapeutyczny tonik kwasowy oraz Przeciwzmarszczkowy i ujędrniający krem. Oczywiście żadna recenzja czy inna pozytywna opinia nie była wymogiem, bo na taką paczkę po prostu bym się nie zgodziła.
Naturalna pielęgnacja cery trądzikowej: jak ją ugryźć? Poradnik dla każdego.

3/11/2019

Naturalna pielęgnacja cery trądzikowej: jak ją ugryźć? Poradnik dla każdego.




Po ostatnim wpisie pozostajemy w temacie trądziku i tym razem chciałabym skupić się na pielęgnacyjnej stronie walki z tą przypadłością. Jak wiecie z całej mojej „serii trądzikowej” jest bardzo wiele rzeczy, które możemy wypróbować:
10 kosmetyków do zabrania na wakacje! Jakie kosmetyki spakować do samolotu? Moja urlopowa kosmetyczka.

6/03/2018

10 kosmetyków do zabrania na wakacje! Jakie kosmetyki spakować do samolotu? Moja urlopowa kosmetyczka.





Jak spakować kosmetyczkę na urlop? Jeśli wybieramy się na wakacje, większość z nas nie chce pewnie zabierać ze sobą całej łazienki, a jeśli planujemy niskobudżetową podróż samolotem to możemy nawet nie mieć wyboru...

11 drogeryjnych toników z kwasami do używania także latem!

5/31/2018

11 drogeryjnych toników z kwasami do używania także latem!




Wiecie co, trochę wstyd. Wierzcie lub nie, ale byłam święcie przekonana, że takie top 5 już daaawno się na tym blogu ukazało, a jednak nie: było pięć naturalnych toników, pięć godnych polecenia toników drogeryjnych i potem jeszcze pięćinnych dobrych toników z drogerii... A w temacie kwasów zaproponowałam Wam tylko przepis na tonik domowej roboty. I jasne, te przepisy dalej zdecydowanie Wam polecam, ale przecież wiem, że nie każda z nas ma czas czy odwagę by robić własne kosmetyki.

Recenzja: La Roche-Posay, Effaclar K[+]. Porównanie z Effaclarem Duo[+] i kilka słów o kremach mikrozłuszczających w ogóle.

2/27/2018

Recenzja: La Roche-Posay, Effaclar K[+]. Porównanie z Effaclarem Duo[+] i kilka słów o kremach mikrozłuszczających w ogóle.





Jak wiecie, przez długi czas podstawą mojej pielęgnacji cery były kremy mikrozłuszczające. Na etapie doprowadzania jej do porządku po latach idiotycznej drogeryjnej pielęgnacji kremy z niewielkimi stężeniami kwasów do codziennego stosowania były dla mnie jak manna z nieba. Na początku stosowałam tego rodzaju kosmetyli na całą twarz, ale szybko okazało się, że stan skóry na policzkach poprawił się o milion procent od samego złagodzenia pielęgnacji oraz regularnych peelingów i maseczek. Wobec tego przestawiłam się na mikrozłuszczanie tylko w strefie T i cera poprawiała się dosłownie w oczach: non-stop „wysypana” broda i czoło stały się praktycznie stuprocentowo zdrowe, pory zwęziły się, produkcja sebum zmalała (oczywiście nie do zera). Tak wiele potrafią zrobić dla naszej cery umiejętnie dobrane kremy mikrozłuszczające.

Styczniowe denko: zużycia ostatniego miesiąca (Bielenda, Biochemia Urody, Resibo, Balea, Alverde)

2/08/2018

Styczniowe denko: zużycia ostatniego miesiąca (Bielenda, Biochemia Urody, Resibo, Balea, Alverde)



Nie wrzuciłam chyba nigdy takiego tekstu na bloga, ale w sumie zużyłam w zeszłym miesiącu wyjątkowo dużo produktów, które nie są na tyle przełomowe by zasłużyć na osobne wpisy czy recenzje, a zarazem na tyle fajne by o nich chociaż wspomnieć i na szybko Wam polecić (lub rzadziej: odradzić) :)

Przyczyny trądziku: łojotok, cz. II. Leczenie dietą, najlepsze kosmetyki, pielęgnacyjne triki.

11/28/2017

Przyczyny trądziku: łojotok, cz. II. Leczenie dietą, najlepsze kosmetyki, pielęgnacyjne triki.


Witajcie!

Oto druga część artykułu na temat łojotoku, będącego elementem mojej „trądzikowej” serii. Jeśli nie czytaliście wcześniejszych odcinków, gorąco polecam!


Recenzja: krem regulujący za dychę. Synoptis Pharma, Cera+ Solutions: krem do skóry trądzikowej.

2/26/2017

Recenzja: krem regulujący za dychę. Synoptis Pharma, Cera+ Solutions: krem do skóry trądzikowej.


To jest dopiero mały dziwak. Jestem pod dużym wrażeniem.

Krem do skóry trądzikowej Cera+ Solutions wygrałam w grudniu 2015 (!!!) roku w konkursie na blogu Italiany. W moich zapasach każdy kosmetyk ma swój czas, a ponieważ ten trafił do mnie świeżo po jakichś zakupach – swoje musiał odczekać... Ale przyszła i kolej na niego, więc zapraszam na recenzję. Uprzedzam, dziś będzie gawędziarsko.

Po otrzymaniu kremu przejrzałam pobieżnie jego skład, dałam mu swoją „okejkę” i wrzuciłam do pudła z zapasami. Kiedy nadeszła jego szansa wykazania się, po prostu go stamtąd wyciągnęłam i wprowadziłam w miejsce stosowanego wówczas → kremu aktywnie redukującego niedoskonałości Iwostin Purritin, czyli w miejsce kosmetyku służącego do tak zwanego → mikrozłuszczania. Jak wiecie, codzienne używanie produktów z niewielkimi stężeniami → kwasów to jeden z filarów mojej pielęgnacji: ten odpowiedzialny za trzymanie mojej tłustej i skłonnej do zanieczyszczania strefy T w ryzach.

I jakkolwiek krem ten okazał się milion razy skuteczniejszy niż na przykład wspomniane wcześniej produkty Purritin (→ żel redukujący zmiany potrądzikowe i → krem), to był mimo wszystko trochę mniej efektywny niż, powiedzmy, → Effaclar Duo[+], który dawał u mnie spektakularne efekty.

Tak więc w ciągu ostatnich tygodni kleciłam już w głowie recenzję, w której planowałam polecić krem Cera+ jako tanią alternatywę dla dość kosztownych Effaclarów czy chociażby → Avene Triacneal. Planowałam napisać, że może nie jest aż tak skuteczny jak one, ale kosztuje ułamek ich ceny i w połączeniu z jakimiś fajnymi kosmetykami (na przykład serum Mezo Bielendy albo tonikiem z kwasem migdałowym Norel) można spodziewać się naprawdę sympatycznych rezultatów.

Korzystając z ładnego słońca zaczęłam robić zdjęcia do dzisiejszego posta i... zdębiałam. W tym kremie nie ma ani ułamka procenta kwasu (ani retinoidu ani innych z ulubionych przeze mnie substancji mikrozłuszczających czy w ogóle regulujących). Co zatem mamy?

Producent na opakowaniu chwali się trzema składnikami: kompleksem Poliplant, aktywną formą cynku i ekstraktem z drożdży. Natomiast pełne INCI prezentuje się tak:

Aqua, Ethylhexyl Stearate, Hydroxyethyl Acrylate/ Sodium Acryloyldimethyl Taurate Copolymer, Squalane, Polysorbate 60, Niacinamide, Faex Extract, Aesculus Hippocastanum Seed Extract, Ammonium Glycyrrhizate, Panthenol, Propylene Glycol, Zinc Gluconate, Caffeine, Biotin, Nasturtium Officinale Extract, Arctium Majus Root Extract, Salvia Officinalis Leaf Extract, Citrus Limon Peel Extract, Hedera Helix Extract, Saponaria Officinalis Leaf/ Root Extract, Fucus Vesiculosus Extract, Candida Bombicola/ Glucose/ Methyl Rapeseedate Ferment, Phenoxyethanol, Ethylhexylglycerin, Parfum, CI 77891, Methyl Methacrylate Crosspolymer, Sodium Palmitoyl Proline, Nymphaea Alba Flower Extract, Tocopheryl Acetate, DMDM Hydantoin, Iodopropynyl Butylcarbamate, Allantoin, Linalool, Limonene, Alpha-IsomethylIonone, Citronellol, Hydroxycitronellal, Coumarin. 

Z wrodzoną sobie błyskotliwością zakładam, że nazwa poli-plant oznaczać musi właśnie ogrom roślinnych wyciągów, które rzucają się w oczy jako pierwsze. Aż miło popatrzeć, prawda? Dodatkowo mamy wysoko bardzo cenny, przeciwzapalny i rozjaśniający przebarwienia niacynamid (witaminę B3), sporo nawilżaczy, działający przeciwzapalnie Sodium Palmitoyl Proline, kofeinę, biotynę, witaminę E, alantoinę... No i oczywiście ekstrakt z drożdży i glukonian cynku. Szkoda, że jednym z konserwantów jest DMDM Hydantoin, ale jest go tu mało i aktualnie używam tylko jednego produktu zawierającego go, więc liczę na to, że wielkiej krzywdy sobie tym nie robię.

Tlenek cynku możecie znać jako składnik kremów przeciwsłonecznych (filtr fizyczny), podkładów mineralnych (funkcja rozjaśniająca i lecznicza) oraz w podsuszających maściach/pastach cynkowych popularnie stosowanych punktowo na niedoskonałości. Zgaduję więc, że pewnie większość z Was widzi jego skuteczność, ale też zna jego czasem dość mocno wysuszające działanie.

Tego w kremie do skóry trądzikowej Cera+ Solutions bynajmniej nie zauważyłam, a warto zauważyć, że wspomniany glukonian cynku stoi w składzie dość wysoko. O ile początkowo parę razy zdarzyło mi się nałożyć gdzieś krem grubszą warstwą i zauważyć później w tym miejscu białawy osad, o tyle nigdy mnie nie wysuszył i w przeciwieństwie do dotychczas recenzowanych przeze mnie → kremów przeciwzłuszczających mogłam z powodzeniem stosować go na całą twarz, łącznie z moimi suchymi policzkami. W przypadku Effaclaru (o Iwostinach i, tfu tfu, Triacnealu nie wspominając) było to nie do pomyślenia: skóra prędzej czy później stawała się podrażniona, sucha i łuszcząca. Tu nawet okresowo codzienne stosowanie nigdy do tego nie doprowadziło. Dla porządku wspomnę, że w tych momentach stosowałam ten krem tylko na noc, a rano potrzebowałam zwykle nieco większego nawilżenia i sięgałam po mój ulubiony → Eveline New Hyaluron Drugiej Generacji 60+.


Dobra, Ania, czyli co właściwie chcesz nam powiedzieć?


Chcę powiedzieć Wam, że jestem tym produktem niebywale zaskoczona. W moim odczuciu jest to krem, który opierając się na samych wyciągach roślinnych i cynku bardzo porządnie radzi sobie z tłustą, skłonną do zapychania się cerą.

W przypadku mocnych problemów trądzikowych solo z pewnością okaże się za słaby... ale może okazać się fajnym elementem pielęgnacji złożonej z kilku innych, także silniej działających kosmetyków.

Komu więc poleciłabym krem do skóry trądzikowej Cera+ Solutions?

  • posiadaczkom cery tłustej, ale bez zmian zapalnych: myślę, że zwłaszcza w połączeniu z dobrze przemyślaną resztą pielęgnacji i piciem → wierzbownicy drobnokwiatowej może dać naprawdę fajne rezultaty;
 
  • posiadaczkom cer problematycznych, ale zarazem wrażliwych. Co prawda, tyle wyciągów roślinnych zawsze stwarza ryzyko uczulenia (jako totalny wrażliwiec znam ten ból!), ale zasadniczo skład kremu jest pozbawiony agresywnych substancji czynnych i może stanowić świetną alternatywę dla tych z nas, które każdy kwas podrażnia.
 
  • posiadaczkom cery mieszanej w stronę tłustej, którym budżet nie pozwala na zakup chociażby Effaclaru Duo[+] (cena bez promocji, stacjonarnie to około 55 zł/40 ml). Krem Cera+ Solutions (15 zł/50 ml), do tego na przykład tonik Bielenda albo Ziaja Liście Manuka oraz → delikatny żel do mycia twarzy i mamy... jakąś bazę, do której w miarę łowów na różnorakich promocjach możemy dokładać inne ciekawe produkty.
 
  • w podróż, kiedy zabieranie osobnego kremu na dzień, kremu na noc w strefę T i kremu na noc do policzków (jak to zwykle robię na przykład ja) staje się nieco kłopotliwe. Dla mnie minisłoiczek kremu Cera+ Solutions i minisłoiczek kremu nawilżającego Eveline załatwiły temat.

Podsumowując mogę spokojnie stwierdzić, że jest to ciekawy produkt i dobrze się u mnie sprawdził. Najpierw zaskoczył mnie swoim działaniem, a później składem. Umiem sobie wyobrazić wiele sytuacji, w których okazałby się trafionym elementem pielęgnacji, a Wy? Widzicie go u siebie czy potrzebujecie mocniejszych środków?


Ściskam
Ania

Moja pielęgnacja cery [aktualizacja]. (Aż zbyt) pełny schemat pielęgnacyjny.

1/24/2017

Moja pielęgnacja cery [aktualizacja]. (Aż zbyt) pełny schemat pielęgnacyjny.



W zeszłym tygodniu zamieściłam na blogu krótką metryczkę cery, z której dowiedziałyście się, że w codziennej pielęgnacji skupiam się na przeciwstarzeniowym działaniu kosmetyków na moją skórę. Dziś pokażę Wam jak obecnie wygląda to w praktyce, a jeżeli jesteście ciekawe moich starszych postów na ten temat, zajrzyjcie tutaj:


CEL…


Jeśli czytałyście też zebrane przeze mnie -> podstawy wiedzy na temat pielęgnacji anti-aging to wiecie, że za trzy najważniejsze oznaki starzenia uważam migrację twarzy, nierówny koloryt cery oraz najpowszechniej kojarzone ze starzeniem zmarszczki. Te ostatnie roboczo dzielę na wynikające z migracji twarzy zmarszczki „grawitacyjne”, biorące się z odwodnienia „fine lines” oraz spowodowane kurczeniem się mięśni zmarszczki mimiczne.

I tak naprawdę to w tej pigułce zamyka się całe działanie poszukiwane przeze mnie w kosmetykach i zabiegach. Od mojej pielęgnacji oczekuję:

  • przeciwdziałaniu grawitacji,
  • walki z hiper- czy dyspigmentacją,
  • rozkurczania mięśni mimicznych,
  • odpowiedniego nawilżenia.

Dodatkowo warto wspomnieć, że każdy rodzaj zmarszczek chętniej powstanie na skórze o małej gęstości, czyli o kiepskiej siatce kolagenu i elastyny. Tak więc warto podejmować też takie kroki, które będą chroniły je przed degradacją oraz – o tyle, o ile to możliwe – pobudzą ich produkcję.

… PAL!


Z przeciwdziałaniem migracji twarzy sprawa jest prosta: kosmetykami niewiele można tu zdziałać ;) Dlatego ja stawiam na masaże, a konkretnie na prosty i szybki masaż znaleziony na kanale marki Shiseido, który podlinkuję w przedostatniej części wpisu zatytułowanej „Zabiegi”. Wierzę, że wykonując go codziennie (ale tak naprawdę codziennie, a docelowo wręcz częściej) ma on szansę ujawnić swoje działanie – nawet jeśli byłoby ono bardzo delikatne.

W kwestii hiperpigmentacji (szczególnie tej, która ujawnia się w starszym wieku) najlepszą rzeczą, jaką możemy zrobić dla swojej cery jest nieopalanie się, zwłaszcza w solarium. Oczywiście ja idę o krok dalej i dodatkowo przez cały rok używam kremów z filtrem: jesienią/zimą SPF 30, a wiosną/latem SPF 50. Dodatkowo znanym składnikiem rozjaśniającym jest witamina C, która hamuje działanie enzymu odpowiedzialnego za produkcję melaniny (barwnika skóry). Dlatego substancja ta odgrywa w moim planie pielęgnacyjnym ważną rolę.


Rozkurczanie mięśni mimicznych jest trudne, ale robię co w mojej mocy, by odnieść na tym polu sukces. Jeśli znane jest Wam działanie botoksu (czyli blokowanie złącza nerwowo-mięśniowego, które uniemożliwia przekazanie sygnału do skurczu od mózgu do mięśnia) oraz jego niezaprzeczalna skuteczność, to nikogo nie zdziwi fakt, że sposobu na odtworzenie go szukają wszelkie możliwe koncerny. Różnego rodzaju peptydy mają dawać działanie podobne, ale mniej totalne i oczywiście mniej trwałe. Na blogu wymieniałam już kilku najpopularniejszych obecnie przedstawicieli, ale przypomnijmy ich: Syn-ake® (= tripeptide-3 = dipeptide diaminobutyroyl benzylamide diacetate), wagleryna (= Waglerin-1) czy argirelina (= acetyl hexapeptide-3 = acetyl hexapeptide-8).

Dodatkowo przy mięśniach mimicznych nie można zapominać o delikatnym, ale regularnym masażu rozluźniającym przykurczone mięśnie. Tak jak już wspominałam na blogu niejednokrotnie, moją małą zmorą są poziome zmarszczki na czole, które masuję codziennie. Link do wykonywanego przeze mnie masażu zamieszczam na koniec wpisu.

Mówiąc zaś o odpowiednim nawilżeniu, musimy uwzględnić niewysuszanie skóry, nawadnianie odpowiednio dobranymi humektantami i zapewnianie jej okluzji, która nie pozwoli wodzie uciec ze skóry, ale zarazem nie zapcha jej. Tutaj kluczową sprawą będzie dobranie odpowiedniej metody i produktu do mycia twarzy, właściwego toniku, serum czy kremu nawilżającego.

Z kolei gęstość skóry będzie zależała przynajmniej w części od środków, o których już wspomniałam. Idealną grupą pomocnych nam w tym substancji są retinoidy, które stosowane miejscowo pobudzają proliferację komórek naskórka pogrubiając go oraz pobudzają syntezę i odkładanie się glikozaminoglikanów w skórze. Glikozaminoglikany to takie wielkie cukrowe cząsteczki, które stanowią budulec naszej skóry oraz chłonąc wodę utrzymują jej jędrność. Najsłynniejszym przedstawicielem GAG jest na pewno dobrze Wam znany kwas hialuronowy :)

Dodatkowo w utrzymaniu gęstości skóry pomogą nam filtry przeciwsłoneczne, które chronią siatkę kolagenu i elastyny przed uszkodzeniem, oraz witamina C, która pomaga im się odbudować. W walce z uszkodzeniami wspomoże nas też armia przeciwutleniaczy (antyoksydantów) z witaminą E, koenzymem Q10, kwasem liponowym, astaksantyną czy resweratrolem na czele. Na marginesie dodam, że wielu dermatologów z którymi rozmawiałam twierdziło, że najlepsze co można zrobić dla swojej cery to… po prostu nie palić papierosów. Tak więc kolejny punkt dla mnie ;)

SCHEMAT PIELĘGNACYJNY

Rano:

  • płyn micelarny lub tonik, rzadziej zamiennik,
  • serum z witaminą C,
  • filtr z SPF 25.


Wieczorem:

  • łagodny żel do mycia twarzy,
  • tonizowanie takie, jak o poranku,
  • krem mikrozłuszczający w strefie T,
  • krem nawilżający na resztę twarzy,
  • przeciwstarzeniowy olejek na szyję i dekolt.


Dodatkowo podstawę mojej pielęgnacji stanowi regularne (dwa razy w tygodniu) używanie peelingów enzymatycznych oraz maseczek, które łączą działanie przeciw niedoskonałościom z dbałością o koloryt, nawilżenie i gładkość cery. Po maseczce stosuję serum z mocniejszymi składnikami (retinoidami lub peptydami), które chciałabym włączyć do codziennej pielęgnacji, najlepiej w postaci kremu na noc.

Krem Soraya akurat skończył mi się i nieopatrznie wyrzuciłam pudełko :( Ale w międzyczasie wykańczam próbki, których termin przydatności pomału się kończy ;)

KOSMETYKI


Są dwa kosmetyki, na które jestem w stanie wydać większe pieniądze: serum z witaminą C oraz krem przeciwsłoneczny. Dlatego od dłuższego czasu stosuję lekkie serum rozświetlające z witaminą C LIQ CC SERUM LIGHT 15% VITAMIN C BOOST oraz przez większość roku filtry, które również kosztują mnie wiele finansowych wyrzeczeń ;) O ile dobre filtry łapię na promocjach -40% np. w Super Pharm, o tyle serum niezmiennie obciąża mój budżet, ale w mojej opinii jest tego po prostu warte.

Wiosną na pewno będę polowała na mojego osobistego faworyta, czyli suchy żel-krem do twarzy Anthelios XL SPF 50+, ale zimą trzymam się niższej ochrony. Normalnie zakupiłabym ten sam żel-krem w wersji SPF 30, ale gdy moje finanse na to nie pozwalają wybieram coś z niższej półki: krem ochronny do twarzy Soraya SPF 25. O moich ulubionych -> kremach z filtrami z ochroną SPF 30 pisałam całkiem niedawno, więc zapraszam – tam mówię o nich więcej oraz polecam produkty, które cenię z innych powodów.

No i jeśli chodzi o drogie kosmetyki, to tyle. Cała reszta produktów do codziennego użytku razem wzięta (przy cenach promocyjnych tam, gdzie to możliwe) kosztuje razem mniej-więcej tyle, co opakowanie serum Liq wraz z przesyłką. Takie podejście w stu procentach mi odpowiada i dopóki nie znajdę tańszego serum czy filtru o tej samej jakości, pewnie nieprędko coś się tu zmieni :)



Żel do twarzy wybieram jako jeden z pięciu, które kosztują grosze, a fantastycznie się u mnie sprawdzają: o moich -> ulubieńcach do mycia twarzy przeczytacie tutaj. Obecnie na tapecie jest biedronkowy żel micelarny Be Beauty (chyba moje dwudzieste opakowanie…), ale wspomniane w poście Babydream, Anida czy Fitomed również wracają do mnie jak bumerang.

Z tonizowaniem sprawa wygląda analogicznie: wybieram jeden z pięciu dobrych, tanich toników i nic więcej mi do szczęścia nie trzeba. Aktualnie w użyciu jest płyn micelarny Be Beauty, a jakże! z Biedronki. Nie ukrywam, są inne, które również bardzo lubię, ale zwykle są co najmniej trzy razy droższe, co ma dla mnie niebagatelne znaczenie. Tu przeczytacie o moich -> ulubionych tonikach z drogerii, a tutaj o -> najfajniejszych tonikach domowych.

W strefie T używam obecnie kremu do skóry trądzikowej CERA+ SOLUTIONS, którego działanie bardzo, ale to bardzo pozytywnie mnie zaskoczyło. Produkt ten pewno doczeka się jeszcze własnej recenzji, ale już teraz mogę zapowiedzieć Wam, że jest to jeden z najfajniejszych -> mikrozłuszczających kremów jakie miałam (a było ich trochę!). Dodatkowo cena około 10 zł czyni go naprawdę mocno konkurencyjnym wobec reszty kosmetyków tego typu na rynku.

W kwestii nawilżenia trzymam się ostatnimi czasy -> Skoncentrowanego kremu przywracającego gęstość skóry na dzień i na noc, 60+ z serii Eveline New Hyaluron Drugiej Generacji. Jego recenzja dopiero co była na blogu, więc ciężko mi napisać o nim coś ponad to ;) To moje drugie opakowanie, oba kupiłam w promocyjnych cenach 9-11 zł i dla mnie na tej półce cenowej krem ten nie ma żadnej konkurencji. Tym niemniej poszukuję jego zamiennika, który zawierałby któryś przeciwzmarszczkowy peptyd i/lub retinol. Jeśli znacie coś godnego polecenia, piszcie :)

Olejek do stosowania na szyję i dekolt wykonałam sama, więc jeśli jesteście ciekawe przepisu – kliknijcie w link. Wykorzystałam znane z przeciwzmarszczkowego działania olej arganowy, kawę oraz witaminę C i otrzymałam naprawdę fantastyczny kosmetyk :) Polecam od serca, naprawdę.

Dodatkowo dwa razy w tygodniu robię sobie mały dodatkowy zabieg: peeling, maseczkę i przeciwzmarszczkowe serum. W kwestii złuszczania niezmiennie trzymam się peelingu enzymatycznego Balea, który kosztuje 2,45 euro i jest po prostu fantastyczny. Serum też mam tylko jedno: aktualnie jest to Przeciwzmarszczkowe serum wygładzające z retinolem i adenozyną z linii Vis Plantis Reti Vital Care. Po jego wykończeniu kupię zapewne produkt z innej serii: Vis Plantis Age Killing Effect Serum na zmarszczki mimiczne i głębokie linie, które zawiera 4% Dipeptide Diaminobutyroyl Benzylamide Diacetate, czyli po prostu Syn-ake®. Oba produkty bez promocji kosztują ok. 35 zł, ale biorąc pod uwagę częstotliwość stosowania i typowe ceny kosmetyków z tego typu składnikami, uważam je za bardzo sensowną alternatywę.

Natomiast między peelingiem a serum jest zawsze miejsce na maseczkę i tu, muszę przyznać, zaskoczyło mnie ile ich mam. Z mojego wielkiego posta ze -> zbiorczą wiedzą o maseczkach wiecie, że nade wszystko uwielbiam algi Nacomi oraz jednoskładnikowe maseczki z alg oraz glinek, więc są to produkty raczej trudne do przeterminowania, ale… sam fakt, że nazbierało się mi ich więcej niż sądziłam, zaskoczył mnie ;) Biorę się więc za denkowanie.



ZABIEGI


Oczywiście, świetnym uzupełnieniem pielęgnacji kosmetykami w domu są najróżniejszego rodzaju zabiegi kosmetyczne. Przy studenckim budżecie jest to jednak coś, na co zupełnie mnie nie stać, więc rozpieszczam się sama: głównie masażami.

Nie stosuję ich rano, bo żaden stosowany przeze mnie wtedy kosmetyk nie zapewnia mi wystarczającego poślizgu, który chroniłby przed nadmiernym naciąganiem skóry. Jednak wieczorem stosuję masaż „na wodę” podczas mycia twarzy żelem oraz część segmentów wykonuję na olejku. Jak to dokładnie wygląda?

Zaczynam od zdrenowania limfy z twarzy. Ponieważ w kolejnych etapach masażu będę wykonywać ruchy z dołu do góry, nie chcę pompować w tym kierunku chłonki ze zbędnymi produktami przemiany materii: ich miejsce jest w układzie żylnym, z którym trafią do wątroby i nerek by tam je unieczynnić. Z kolei do tego układu żylnego trafić, limfa z całego ciała musi spłynąć do klatki piersiowej. Tak więc masaż zaczynam od drenażu (czyli „przepychania” chłonki z miejsc obwodowych w tym właśnie kierunku), potem przechodzę do kolejnych partii, a następnie drenuję jeszcze raz: by pozbyć się tych resztek chłonki, które mogłam „wypchnąć” z powrotem przy poprzednich etapach :)

Podsumowując, mój masaż składa się z czterech segmentów:
  • drenażu,
  • masażu antygrawitacyjnego,
  • masażu rozluźniającego mięśnie i
  • ponownego drenażu.

Tu chciałabym podkreślić, że jestem mocno przekonana, że każdy fizjoterapeuta widząc tę terminologię albo oglądając podlinkowane niżej filmiki parsknąłby śmiechem ;) Prawdziwy masaż twarzy jakiego uczą na fizjoterapii czy kosmetologii to przede wszystkim zabieg, który dobrze wykonany może być tylko przez osobę trzecią, choćby dlatego że tylko ona ma możliwość uciskać pod odpowiednim kątem i z dobrze dobraną siłą. Z drugiej strony, nawet osoby które stać na takie rozpusty ;) nie robią tego zapewne częściej niż raz w tygodniu. Więc jednocześnie uważam, że taki krótki, ale za to bardzo regularny masaż ma też swoje efekty, które są nie do przecenienia: jako jedyne mogą walczyć z migracją twarzy oraz… są całkowicie darmowe. A cała sekwencja nie zajmuje mi więcej niż pięć minut, więc jedyną PRAWDZIWĄ przeszkodą może być tu po prostu zmęczenie czy lenistwo. A więc obejrzyjcie te filmiki i masujcie się razem ze mną :)

Segment 1. i 4.

drenaż limfatyczny metodą kamień-nożyce-papier




Segment 2.

masaż antygrawitacyjny z Shiseido

Segment 3.

rozluźnianie mięśni mimicznych z Azjatyckim Cukrem






ZDROWIE CAŁEGO ORGANIZMU


Nie mogę oczywiście nie wspomnieć tu o tym, że po prostu dbam o cały swój organizm. Staram się wysypiać i zdrowo jeść, piję dużo wody i zielonej herbaty. Dwa razy w tygodniu wychodzę na godzinę zumby, więc mam też trochę ruchu, choć na świeżym powietrzu jedyną moją aktywnością jest piesze chodzenie wszędzie tam, gdzie to możliwe.

Dodatkowo od początku tego roku postanowiłam uzupełnić dietę o to, czego nie jestem jej w stanie dostarczyć: silne antyoksydanty obecne w produktach, których nie lubię lub jem za mało. Służy mi do tego suplement Olimp: aktualnie jeszcze Gold Vita-Min Anti-Ox Super Sport, a po jego skończeniu przerzucę się na Anti-Ox Power Blend. Oba produkty opierają się na tym samym koktajlu przeciwutleniaczy, które w wersji Gold Vita-Min występują w tandemie z fajną mieszanką minerałów i witamin. Jednak analizując moje wyniki z Fitatu (świetnej, darmowej, dotyczącej żywienia aplikacji!) żadne większe niedobory mi nie grożą, więc do codziennej suplementacji (dotychczas ograniczającej się tylko do witaminy D i okresowo czegoś na włosy) chętniej włączę sam Anti-Ox, który wychodzi przy tym o wiele taniej :) Aha, kupując go zwróćcie uwagę na to co bierzecie: ja poprosiłam o Anti-Ox, a dostałam Gold Vita-Min Anti-Ox Super Sport i o pomyłce zorientowałam się dopiero w domu ;) Więc jeśli przykładowo zapuszczacie włosy albo grożą Wam niedobory, szukajcie takiego pudełka jak na zdjęciu. W przeciwnym razie lepiej skupić się na zdrowej diecie i wybrać sam Anti-Ox Power Blend ;)

Rany boskie, pisząc ten tekst w edytorze tekstu skończę zaraz SIÓDMĄ stronę. Jestem chyba nienormalna. No i kto to będzie czytał? :D Tak swoją drogą, to jest dobre pytanie do moich Czytelniczek: czy przy tekstach tej długości wolicie dostać ja na raz, czy podzielone na dwie części? W tym przypadku o podjęcie decyzji poprosiłam fanki Kosmeologiki na Facebooku, ale chciałabym wiedzieć co robić też na przyszłość. Tak więc będę wdzięczna za odpowiedzi, bo ten słowotok to dla mnie niestety stan naturalny… ;)

Ściskam!
Ania


PS. A może by tak dać temu postowi lajczka na na fejsie? Napracowałam się i poza listą kosmetyków jest tu naprawdę dużo teorii: fajnie byłoby, gdyby dotarła do większego grona odbiorców :) Kliknij tu: (klik!), a potem daj Lubię to! :)

Po powiększeniu zdjęcia możecie przeanalizować skład obu składowych mojego obecnego suplementu.

Recenzja: Purritin, Aktywny krem eliminujący niedoskonałości (Iwostin)

10/12/2016

Recenzja: Purritin, Aktywny krem eliminujący niedoskonałości (Iwostin)



Jak wspominałam Wam przy recenzji innego produktu z linii Iwostin Purritin, w wakacje chętnie porzucam kremy własnej roboty na rzecz wyrobów drogeryjnych. Podróżuję z nimi bez obaw i oszczędzam przy tym czas. Pomimo koszmarnego dla mnie działania żelu redukującego zmiany potrądzikowe Purritin Remover, nie zraziłam się do tej marki i tym razem wybrałam po prostu krem o lżejszym działaniu. Już teraz powiem, że jestem z niego zadowolona bardziej niż z żelu Iwostin Remover… ale czy to wystarczy?

Zacznijmy od składu:

Aqua, Isohexadecane, Cyclopentasiloxane, Glyceryl Stearate, Glycerin, Dicaprylyl Carbonate, Aluminum Starch Octenylsuccinate, Cyclohexasiloxane, PEG-100 Stearate, Pentaerythrityl Distearate, Cetearyl Alcohol, Propylene Glycol, Hexamidine Diisethionate, Pistacia Lentiscus Gum/ Pistacia Lentiscus (Mastic) Gum, Lecithin, Sodium Hyaluronate, Plankton Extract, Retinyl Palmitate, Lactic Acid, Glycolic Acid, Malic Acid, Salicylic Acid, Polyacrylate 13, Polyisobutene, Zinc PCA, Phenoxyethanol, Allantoin, Xanthan Gum, Triethanolamine, Polysorbate 20, Alcohol, Ethylhexylglycerin, PEG-8, Tocopherol, Ascorbyl Palmitate, Ascorbic Acid, Citric Acid, Disodium EDTA, Parfum, DMDM Hydantoin, Methylchloroisothiazolinone, Methylisothiazolinone.

Niestety, nic zachwycającego. Jest to chyba pierwszy od kilku lat zastosowany przeze mnie krem, którego pierwsze miejsca w składzie zajmuje tak zwana (często z dużym nadużyciem!) „czysta chemia”: emolienty, silikony, emulgatory… Za nimi gliceryna, czyli tani nawilżacz, który moja cera lubi – choć podobno potrafi ona zapychać. Potem pojawia się matująca pochodna skrobi, aż w końcu zaczynają się kolejne składniki pielęgnujące: nawilżające, łagodzące, ekstrakty, przeciwutleniacze, kwasy, cynk. Szkoda tylko, że poza tym mamy tam jeszcze sporo elementów nieciekawych: alkohol, brzydkie konserwanty…


Osobiście uważam, że to właśnie ze składu kremu wynikają jego wady. Zacznę od tej drobniejszej: bardzo lekkiej, by nie rzec: suchej, konsystencji. Producent zaleca stosowanie tego kremu rano, pod makijaż. Z jednej strony można powiedzieć, że taki lekki krem będzie się do tego nadawał idealnie… Prawda jest jednak taka, że po błyskawicznym wchłonięciu na twarzy zostaje lepkawy, błyszczący film, kojarzący mi się raczej z tym, co tworzą na twarzy wszelkie żele. Nie chciałabym na to nakładać typowego podkładu we fluidzie w obawie o podkreślenie porów i suchych skórek. W przypadku podkładów mineralnych problem rozwiązuje się sam – po tym kremie w ogóle nie trzymają się twarzy ;)

Jak być może kojarzycie z moich poprzednich postów, ja swoje kremy mikrozłuszczające stosuję wyłącznie na noc i to tylko na tak zwaną strefę T. Nie odczułam więc problemu z makijażem, ale zauważyłam dwie inne kwestie. Jedna to drobiazg: przy próbie nałożenia kremu Iwostin Purritin na policzki (u mnie: cera normalna) momentalnie czułam ściągnięcie, a przy kolejnych próbach aż do wysuszenia i podrażnienia. Próby te podjęłam tylko dla Was i szybko je przerwałam ;)

Jednak najgorszą wadą kremu jest jego słabe działanie. Nie powiem, że nie działa w ogóle, bo tak nie jest. Ale działa dosyć słabo. Brodę i nos trzymał w ryzach w stopniu zadowalającym, jednak na czole przez większość czasu coś tam się jednak działo: jest to rzecz, z którą nie mam absolutnie żadnego problemu używając mojego ideału, czyli kremu Effaclar Duo[+] od La Roche Posay. Aktywny krem eliminujący niedoskonałości Iwostin Purritin nie jest produktem tragicznym, ale dla mnie – raczej niezbyt godnym polecenia. Może sprawdzić się u kogoś z cerą normalną w stronę tłustej, niezbyt skłonnej do trądziku, albo jeśli pożądany jest właśnie taki suchy, ściągający wręcz efekt.


Produkt ten w cenie regularnej kosztuje około 30 zł, a mnie do zakupu skusiła promocyjna cena wynosząca niecałą dyszkę. Uważam, że za tyle można było go wypróbować, ale już w przypadku ceny regularnej lepiej jest po prostu zapolować na regularną promocję na Effaclar w sieci Super-Pharm.

Obecnie najchętniej wróciłabym do kręcenia własnych kosmetyków, ale po wygranej w konkursie wciąż czeka na mnie jeszcze jeden mikrozłuszczający krem do przetestowania. Ciekawa jestem czy ten sprawdzi się nieco lepiej…

Ściskam!
Ania

Ni kwas, ni wydra: o kwasie ferulowym, kojowym, fitowym (fitynowym), azelainowym i hialuronowym w kosmetyce

7/15/2016

Ni kwas, ni wydra: o kwasie ferulowym, kojowym, fitowym (fitynowym), azelainowym i hialuronowym w kosmetyce

źródło

Kwasy w pielęgnacji cery to jeden z moich ulubionych tematów. Ta niezwykła grupa substancji czynnych może dokonać na naszej twarzy niesamowitych rzeczy, co starałam się już na łamach tego bloga kilka razy udowodnić.

Szczególnej uwadze polecam Wam dwa z moich ulubionych wpisów w tej tematyce:


Dziś pogadamy o kwasach zupełnie innego rodzaju. Nie należą one do żadnej z wyżej wymienionych grup i właściwie można powiedzieć, że kwasami są tylko ogólnie – z racji nazwy i przynależności do grup związków powodujących kwaśne pH roztworu, a niekoniecznie z powodu właściwości złuszczających.

Przedstawiam Wam bohaterów dzisiejszego wpisu: kwas ferulowy, kojowy, fitowy (fitynowy), azelainowy i hialuronowy.
KWAS FERULOWY

Dla kogo? Dla osób walczących ze starzeniem (szczególnie za pomocą filtrów i witaminy C), filtromaniaczek.

Rozpuszczalność: w alkoholach, glikolach.

Warto wiedzieć: kwas ferulowy ma właściwości stabilizujące witaminę C i E. Zwłaszcza w przypadku tej pierwszej jest to cecha bardzo cenna, bo witamina ta w niektórych postaciach jest bardzo niestabilna, a sam składnik pełni ogromnie ważną rolę w pielęgnacji przeciwstarzeniowej. Kwas ferulowy działa ponadto przeciwrodnikowo, więc tym lepiej spowalnia procesy starzenia. O roli promieniowania UV i wolnych rodników w starzeniu się cery pisałam w tekście o widocznych oznakach starzenia się skóry.

KWAS KOJOWY

Dla kogo? Dla walczących z przebarwieniami, szczególnie związanymi z trądzikiem.

Rozpuszczalność: w wodzie i etanolu.

Warto wiedzieć: Podstawowym i najważniejszym obszarem działania tego kwasu są przebarwienia. Hamuje on enzym biorący udział w wytwarzaniu melaniny – barwnika naszej skóry, którego nagromadzenie się w skórze daje efekt nierównego kolorytu, przebarwień itp. Ale to nie wszystko! Kwas kojowy działa także antyoksydacyjnie oraz antybakteryjnie.

KWAS FITYNOWY (FITOWY)

Dla kogo? Dla posiadaczek cery naczynkowej, z przebarwieniami, w pielęgnacji anti-aging.

Rozpuszczalność: w wodzie.

Warto wiedzieć: ma właściwości obkurczające naczynka, a także rozjaśniające i antyoksydacyjne.

KWAS AZELAINOWY

Dla kogo? Dla walczących z przebarwieniami, zaskórnikami i rozszerzonymi porami, trądzikiem.

Rozpuszczalność: w PEG-400, w wodzie słabo.

Warto wiedzieć: w podobny sposób jak kwas kojowy działa na przebarwienia, a dodatkowo przeciwbakteryjnie, przeciwzapalnie, przeciwzaskórnikowo. Jeśli wydaje się Wam, że jest to idealny zestaw dla cery trądzikowej, to się nie mylicie :)

KWAS HIALURONOWY

Dla kogo? Dla każdego! Jako cudowny nawilżacz kwas hialuronowy wskazany jest właściwie w każdym programie pielęgnacyjnym.

Rozpuszczalność: w wodzie.

Warto wiedzieć: o samym kwasie można napisać bardzo wiele: o różnych rozmiarach jego cząsteczek, zastosowaniu, pochodzeniu… Skupmy się jednak na właściwościach, które zacytuję za artykułem dr Ewy Szpringer:

Kwas hialuronowy obecny w skórze spełnia ważną rolę:
  • Jego najważniejszą funkcją jest wiązanie wody - cząsteczka kwasu hialuronowego może związać 1000 razy więcej wody niż sama waży. Dzięki temu, kwas hialuronowy utrzymuje prawidłowe uwodnienie i nawilżenie tkanek;
  • Jest odpowiedzialny za wypełnienie przestrzeni międzykomórkowej, w której znajdują się włókna elastynowe i kolagenowe oraz komórki skóry;
  • Zapewnia prawidłową aktywność komórek należących do układu immunologicznego skóry (SIS);
  • Wspomaga regenerację i proliferację uszkodzonych komórek skóry oraz proces gojenia się ran;
  • Stanowi barierę ochronną, bowiem zapobiega przenikaniu bakterii;
  • Eliminuje wolne rodniki, posiada zdolność wychwytywania reaktywnych form tlenu oraz przerywa kaskadę reakcji wolnorodnikowych.
Kwas hialuronowy można kupić solo jako półprodukt do wzbogacania ulubionych produktów lub poszukać przy wyborze kosmetyków drogerii. Byle tylko w tej naszej pielęgnacji się znalazł! :)

źródło
Jak widać, temat kwasów na peelingach chemicznych się nie kończy: istnieje dla nich mnóstwo zastosowań i właściwie nie ma cery, która nie podziękowałaby nam za ich obecność w schemacie pielęgnacyjnym. Wszystko należy oczywiście robić z głową, a na zapoznanie się z wyżej przedstawionymi kandydatami warto wybrać dobrej jakości kosmetyki zawierające je w niedużych stężeniach i dopiero potem ewentualnie sięgać po własne receptury.

Znacie przedstawione wyżej kwasy? Lubicie je, potwierdzacie ich działanie?
Jeśli macie pytania niedotyczące tematyki dzisiejszego posta to też piszcie śmiało ;)
A.

Pielęgnacja cery dwudziestopięciolatki. [aktualizacja planu pielęgnacji twarzy]

1/09/2016

Pielęgnacja cery dwudziestopięciolatki. [aktualizacja planu pielęgnacji twarzy]


To kolejna już moja aktualizacja. Podstawy → pielęgnacji cery mieszanej pojawiły się na blogu już wcześniej, a po nich ukazał się także wpis poświęcony strategii → przeciwstarzeniowej. Skoro potrzebną wiedzę macie już na wyciągnięcie ręki, to dziś dla odmiany będzie wreszcie krócej. By dowiedzieć się i w pełni zrozumieć czemu sięgam po takie, a nie inne produkty zapraszam do podlinkowanych wpisów :)

Recenzja: Purritin Remover, Żel redukujący zmiany potrądzikowe (Iwostin)

9/17/2015

Recenzja: Purritin Remover, Żel redukujący zmiany potrądzikowe (Iwostin)




Jako posiadaczka cery mieszanej jestem wielką fanką {mikrozłuszczania} w strefie T, czyli pielęgnowania w specjalny sposób tych partii skóry, które są najbardziej podatne na zapychanie i inne problemy. Choć zwykle staram się kosmetyki robić sama, to w bardziej pracowitych okresach życia wspomagam się często sklepowymi produktami. Są one też świetną opcją na kończące się pomału wakacje, bo nie ma problemu z ich psuciem się czy zdobywaniem próbek/miniaturek. Jeśli chodzi o delikatnie złuszczające kremy to testowałam już fantastyczny {Effaclar Duo[+]} oraz całkiem fajny {TriAcnéal} od Avene. Podczas letniej sesji egzaminacyjnej sięgnęłam po kolejny krem tego typu: tym razem był to redukujący zmiany potrądzikowe żel firmy Iwostin.
Kwasy w pielęgnacji cery: wiedza podstawowa.

2/08/2015

Kwasy w pielęgnacji cery: wiedza podstawowa.



Jestem świadoma tego, że tematyka kwasów wraca na tym blogu jak bumerang i właśnie solennie postanawiam sobie, że po dzisiejszym wpisie dam Wam trochę od niej odpocząć ;) Nic jednak nie poradzę na to, że jestem wielką fanką tej grupy substancji czynnych, bo odpowiednio dobrane i zastosowane na praktycznie KAŻDEJ cerze kwasy mogą zdziałać cuda. Jednak z racji tego, że stosowanie ich wymaga pewnej wiedzy i dyscypliny wiele z nas rezygnuje z próby zastosowania ich – a szkoda, bo ta odrobina wysiłku włożona w zdobycie odpowiednich umiejętności naprawdę procentuje!

Zanim jednak przystąpimy do rozważań nad stosowaniem kwasów w kosmetyce, każdemu radzę zawsze zastanowić się co właściwie dla swojej cery chciałybyśmy osiągnąć. Należy określić konkretne cechy, które w przeciwieństwie do „lepszej/ładniejszej skóry” wskażą nam drogę którą musimy podążać. Czy nasza cera jest sucha, tłusta, mieszana, naczynkowa? Czy chcemy ją ochronić przed starzeniem, łojotokiem, trądzikiem, bliznami? To są zupełnie różne potrzeby i zanim rzucimy się na pierwszy kwas z brzegu zastanówmy się czego właściwie będziemy od niego oczekiwać.

Po tym rozbudowanym wstępie muszę oczywiście przypomnieć mój → wpis z tabelką kwasów zebranych pod kątem ich właściwości. Jeśli odrobiłyśmy pracę domową z akapitu wyżej to wybranie najlepszego dla nas kwasu (lub przynajmniej interesującej nas grupy) nie powinno nastręczać nam zbyt wiele trudności. Jeśli jednak się pojawiły, napisz do mnie maila – coś zaradzimy :)

Najprostsze, najbardziej intuicyjne wskazówki: 
  • cera sucha, wrażliwa, naczynkowa – kwasy PHA, ewentualnie migdałowy; 
  • silny łojotok, przebarwienia potrądzikowe – glikolowy, salicylowy, mlekowy; 
  • tłusta, mieszana, szara, nierówna – migdałowy, PHA; 
  • przeciwstarzeniowo – PHA; 
  • dla leniuchów ;), niezdyscyplinowanych – PHA, migdałowy.




Kiedy zdecydujemy się już na kwas, warto zastanowić się co tak naprawdę zamierzamy z nim uczynić. Opcje są tak naprawdę trzy:

1. Tonik z kwasem do codziennego stosowania

2. Krem z kwasem do rutynowego stosowania

3. Peeling chemiczny, czyli zabiegi złuszczania kwasami wykonywane z różną częstotliwością

Opcja pierwsza jest zarazem najprostsza. Nadają się do niej głównie te delikatniejsze kwasy, bo to im możemy pozwolić by „siedziały” dłuższy czas na skórze bez zmywania (jak działoby się to w przypadku peelingu). Warto zwrócić uwagę na kwasy PHA (o toniku z ich zawartością pisałam całkiem niedawno → tutaj) oraz kwas migdałowy. Tonik taki stosujemy raz dziennie wieczorem, niekoniecznie codziennie, w większości przypadków obędziemy się bez filtra przeciwsłonecznego.

Opcja druga – krem z kwasem – jest sposobem, z którym najdłużej miałam styczność. Po wyposażeniu się w odpowiedni kosmetyk stosujemy go w zaplanowanym odpowiednio schemacie: najczęściej wieczorem i raczej nie codziennie (a na przykład co drugi, co trzeci dzień). Krem taki możemy zrobić same (polecam tu zwłaszcza gotowe receptury ze sklepów z półproduktami) albo kupić dermokosmetyk w aptece czy Super Pharmie. Koniecznie zwróćmy wtedy uwagę nad zalecenia producenta dotyczące stosowania filtrów, bo krem kremowi nierówny, a przecież nie chcemy zrobić sobie krzywdy! O mikrozłuszczających kremach pisałam nie raz: zerknijcie w zakładkę → Mikrozłuszczanie :)

W przypadku wybrania któregoś z powyższych dwóch wariantów (tonik, krem) należy liczyć się z okazjonalnymi suchymi skórkami, które nie sprawią nam żadnego kłopotu jeśli będziemy pamiętać o regularnym peelingu mechanicznym.


Tymczasem opcja trzecia jest wyjściem dla osób potrzebujących najsilniejszego oczyszczenia. Peelingi chemiczne polegają na nałożeniu na cerę mocno stężonych kwasów dosłownie na parę minut, a następnie zneutralizowaniu ich i zmyciu. Po kilku/kilkunastu dniach od zabiegu skóra twarzy zaczyna łuszczyć się, a po zgubieniu całej martwej powłoki światu ukazuje się gładka, śliczna i... bezbronna cera, którą należy chronić kremem z wysokim (SPF 50+) filtrem. Następnie na kilka tygodni mamy spokój, po którym wskazane byłoby powtarzać zabiegi w celu utrzymania cery w ryzach na stałe. Peelingi chemiczne stosujemy sezonowo, to jest w okresie jesienno-zimowym.

W zabiegach tych zastosowanie znajdują praktycznie wszystkie możliwe kwasy i zaczynając od dość wysokich stężeń idziemy w kierunku jeszcze wyższych, w miarę przyzwyczajania się cery. Uprawnienia do wykonywania takich zabiegów mają kosmetolodzy (wyłącznie peelingi powierzchowne) i kosmetyczki (jeszcze mniejszy zakres usług, nie mogą bowiem używać najwyższych stężeń kwasów ani wszystkich ich rodzajów) oraz lekarze (wszystkie peelingi, także te średnie i głębokie - wszystkie ważne informacje o rodzajach peelingów chemicznych znajdziecie → tutaj), ale oczywiście co same nałożymy na własną twarz to już nasza sprawa i niejedna dziewczyna „kwasi się” sama w domu. W takiej sytuacji idealnie byłoby wybrać się na co najmniej jeden zabieg do osoby w tym przeszkolonej, a dopiero potem zająć się tym samodzielnie... Wówczas najlepiej byłoby posłużyć się genialnym → instruktażem Italiany.

Z całą pewnością nie da się jednoznacznie orzec która forma złuszczania kwasami jest lepsza od innych. Wartościowej rady mogłaby udzielić nam na przykład dobra kosmetyczka, ale co jeśli na razie się do niej nie wybieramy lub nie mamy sprawdzonej? Wtedy moim zdaniem najlepiej będzie zacząć od toniku lub kremu, które jednocześnie stanowią formę przygotowania cery do kwasów – kroku, który przed złuszczaniem chemicznym jest bardzo ważny! Rzeczą, na którą chcę Was tu bardzo uczulić jest następujący fakt: każda z nas ma inną cerę i to, co nie podrażniło Twojej koleżanki albo blogerki jak najbardziej może Ci zaszkodzić, zwłaszcza jeśli złamiesz zasady ostrożności albo zdrowego rozsądku! Kwasy to nie zabawka, a wszystkie te zakazy i nakazy naprawdę nie wzięły się znikąd. Dlatego kwasimy się grzecznie i bezpiecznie :)

Na sam koniec – zbiorcza tabelka, w której starałam się zawrzeć absolutną esencję niniejszego posta. Mam nadzieję, że będzie Wam przydatna i oczywiście proszę o Wasze uwagi, poprawki i inne :)


Copyright © 2016 Kosmeologika , Blogger