Witalski!
Dziś wpadam do Was z recenzją
kosmetyku zakupionego przeze mnie na fantastycznym spotkaniu
organizowanym przez Starą Mydlarnię w gdyńskiej Galerii Szperk.
Robiąc wtedy zakupy skupiłam się na maseczkach, których palący
niedobór dawał mi się już we znaki i w moje ręce wpadła zakupiona po raz pierwszy (i od razu pokochana!) glinka
rhassoul, upominek w postaci bardzo fajnej czerwonej glinki oraz opisywana dziś
przeze mnie maseczka z witaminą C. Była to moja pierwsza maseczka w
proszku o składzie bardziej złożonym niż pojedyncza alga bądź
glina, więc podchodziłam do niej z moją alergiczną cerą dość
nieufnie... Czy słusznie? Przekonajmy się.
Maseczkę dostajemy w szczelnej torebce
strunowej o pojemności 25 g. Jej cena to 19 zł i teraz wiem już, że w stosunku
do jakości i wydajności produktu nie jest to cena zbyt wygórowana. Normalnie pewnie bym jej nie kupiła, ale na szczęście udzieliła mi się radosna atmosfera wydawania pieniędzy i wyłączyłam na chwilę zdrowy rozsądek ;)
Na opakowaniu producent serwuje nam
klasyczną mowę-trawę o tym, że maseczka jest energizująca,
nadaje się do każdego typu cery i zasadniczo robi wszystko od
nawilżania przez opóźnienie procesów starzenia. Z tym ostatnim
byłabym skłonna się zgodzić (bo bardzo wierzę w
przeciwstarzeniowe właściwości witaminy C!), ale skład nie do
końca potwierdza te obiecywane złote góry.
Na marginesie, co to w ogóle
znaczy maseczka „energizująca”? Rozumiem to określenie przy
kosmetykach z ATP czy adenozyną, ewentualnie z koenzymem Q10 – bo
substancje te faktycznie biorą udział w przemianach energetycznych
komórki. Ale prawda jest taka, że zazwyczaj jest to puste słowo
działające na klientki niczym magnes, a niestety nie oznaczające niczego konkretnego. Tak jest i w tym przypadku. Przyjrzyjmy się
bowiem składowi:
Ogólnie: jest pięknie! Mamy ziemię okrzemkową,
sole mineralne, algi, wyciągi z żeń-szenia i ananasa, no cud. Zauważmy, że baza maseczki łudząco przypomina bazę do maseczek peel-off z ZSK - więc prościej i bardziej naturalnie się już chyba nie da ;) Moje
pytanie brzmi: gdzie ta energia dla cery? Gdzie witamina C? Chyba
tylko w tym ekstrakcie owocowym, co raczej mnie zawiodło...
Przejdźmy do stosowania maseczki. Jak
widzicie, jest ona w formie bladożółtego proszku (dość pylącego,
uważajcie by nie oddychać głębiej przy otwartej saszetce :P),
który należy rozprowadzić w wodzie i taką gęstą pastę nałożyć
grubą warstwą na twarz. Kolejna wskazówka: nie przygotowujcie
maseczki przed kąpielą czy peelingiem (jak robię zawsze z glinkami
i algami), bo zaschnie Wam w naczyniu :D Taki falstart zdarzył mi
się na szczęście tylko raz, wszystko poszło do kosza. Przy
okazji, ten kosmetyk ma bardzo przyjemny, owocowy zapach z wyraźnie
wyczuwalną nutą świeżego ananasa.
Żeby dobrze wymieszać maseczkę z
wodą i pozbyć się grudek trzeba się nieźle namachać, ale
uzyskane w ten sposób mazidło jest świetne w nakładaniu, dobrze
trzyma się cery i rozprowadza się bez prześwitów. Po 10-15
minutach powinno się za przeschniętą (gumowatą w dotyku) warstwę
złapać i jednym ruchem ściągnąć – ponownie, tak to wygląda w
teorii :P W praktyce zdejmiemy tak większość, ale w miejscach, gdzie maseczki nakładamy mniej, czyli na wszystkich „brzegach” (wokół oczodołów, na linii
włosów itp.) wysycha ona na wiór i ściągnięcie tego dłońmi to
droga przez mękę. Na szczęście wacik nasączony tonikiem czy hydrolatem
błyskawicznie likwiduje problem.
No i teraz najważniejsze, czyli
oczywiście działanie. A działanie jest na szóstkę z
wykrzyknikiem :) Cera po tej masce jest rozjaśniona, rozświetlona,
ma idealnie wyrównany koloryt. Jest też dużo delikatniejsza w
dotyku, bo ekstrakt z ananasa nadaje jej subtelne właściwości
peelingu enzymatycznego. Oczywiście nie da się ocenić jej działania
przeciwstarzeniowego... Ale efekt doraźny jest dla mnie zachwycający
i tyle mi wystarcza :) Maska jest przy tym wszystkim całkiem wydajna
i myślę, że z całą pewnością kupię ją ponownie: albo wybiorę
się do Szperku, albo – jeśli będzie mi to wybitnie nie po drodze
– zamówię przez Internet.
Miałyście już maski ze Starej
Mydlarni? Poleciłybyście mi jakąś inną z tej serii? A może
używacie zupełnie innych maseczek i zaskoczycie mnie czymś
zupełnie innym? Czekam na Wasze komentarze :)
To dla mnie zupełna nowość :) Z opisu bardzo sympatyczna :)
OdpowiedzUsuńTo dla mnie zupełna nowość :) Z opisu bardzo sympatyczna :)
OdpowiedzUsuńmaski nie miałam mam serumz wit C z tej firmy ale niestety nie za bardzo mi pasuje
OdpowiedzUsuńChętnie bym ją wypróbowała, lubię maski, a Stara Mydlarnia kojarzy mi się z naturalnymi i bezpiecznymi kosmetykami :)
OdpowiedzUsuńDla mnie też nowość, ale kusząca:) hmm, no chyba spróbuję, bo brzmi fajnie. Akurat się zastanawiałam nad tym, czym tu się teraz maseczkować bo spirulina skończona, a mam taką regułę, że staram się trzymać jednej maseczki przynajmniej przez miesiąc. Taka saszetka byłaby jak znalazł:)
OdpowiedzUsuńOjej i jeszcze sposób jej 'zmywania' to ogromny plus, uwielbiam takie 'zdejmowane' maseczki, bo z tą spiruliną to się na prawdę męczyłam przy zmywaniu...
Może nawet dziś będę w Starej Mydlarni, dzięki za ten post:)
Mój ulubiony i póki co niezawodny sposób na zmycie trudnych maseczek (typu glinki, algi) to ściereczki z mikrofibry - te najzwyklejsze, do odkurzaniz mebli ;) Obecnie mam takie z Biedronki i są świetne! :D
Usuńchętnie bym nabyła ale przeraża mnie cena wysyłki.
OdpowiedzUsuńchyba na nogach to niosą z wszelkimi honorami jak ogień olimpijski ,,,
O rany, faktycznie - chyba zwariowali... A skąd jesteś? Może dostaniesz ją stacjonarnie, np. w Douglasie? Jeśli nie, to do końca czerwca mieszkam całkiem blisko jednej ze stacjonarnych filii Mydlarni i gdyby mieli ją na stanie, mogłabym Ci wysłać za standardową opłatą wg Poczty Polskiej :)
UsuńMiesiąc temu otworzyła się też Stara Mydlarnia w Gdańsku w Galerii Madison :) Może tam wam będzie bliżej :) Ja zakochałam się w piance do oczyszczania twarzy z serii Eco Receptura z figami. Jest boska!
Usuń