Problem z apteczkami jest taki, że
najczęściej popadamy w jedną z dwóch skrajności. Często nie
posiadamy jej w ogóle: wtedy głupie skaleczenie urasta do
rangi kataklizmu, gdy nie mamy wody utlenionej do przemycia ani
opatrunku do założenia. Najczęściej po takim zajściu obiecujemy sobie zmienić stan rzeczy, ale nic z tym nie robimy aż do następnej awarii... ;)
Drugim (i chyba nawet częstszym!) podejściem posiadanie superhiperultraapteczki full wypas deluxe. Mamy w niej zachomikowane od Sasa do Lasa resztki leków
przyjmowanych przez ostatnie trzy lata, preparatów dosłownie na
wszystko! Szkoda tylko, że przeterminowanych i nieumiejętnie
stosowanych, a przy tym często bez środków najbardziej podstawowych...
Piękny tymianek. | źródło |
Dziś powiem Wam, jak wyglądać może
przykładowa, złożona z rozsądkiem apteczka. Będzie to apteczka studencka, czyli niskobudżetowa i zupełnie
nienadająca się dla osób mieszkających z dziećmi oraz
mężczyznami – życie z nimi to zupełnie inna para kaloszy i
wówczas należy być przygotowanym nawet na najdziwniejsze sytuacje
;) Natomiast to, co najlepiej sprawdza się u mnie pokażę Wam
poniżej.
Na samym początku powiedzmy sobie
jasno jedną rzecz: w apteczce powinny być leki na przypadłości
nagłe, wymagające natychmiastowej interwencji. Nie ma sensu trzymać
w nich leków na bardzo konkretne choroby, zwłaszcza resztek jakichś
dawnych kuracji. Te oddajemy do aptek, które je prawidłowo utylizują - nie wyrzucamy ich do kosza na śmieci! Nie trujmy siebie ani środowiska, OK? :)
A co zwykło spotykać nas nagle i
niespodziewanie? Myślę, że wiele z nas na jednym wydechu wymieni
podobne dolegliwości: ból głowy, gorączka, katar, ból gardła,
kaszel, przeziębienie, bóle menstruacyjne, nerwowość/bezsenność
i urazy.
Jeśli chodzi o bóle głowy i
gorączkę, to owszem – można leczyć się domowymi sposobami, ale
te naprawdę nigdy nie okazały się u mnie skuteczne. Obie te
przypadłości zdarzają się u mnie niezmiernie rzadko, ale gdy się
pojawią, zawsze sięgam po lek z grupy niesteroidowych leków
przeciwzapalnych i ewentualnie paracetamol. Kupując takie „awaryjne”
opakowanie tabletek przeciwbólowych warto zapytać w aptece o
najtańszy zamiennik. Przykładowo Ibuprom LGO (10 tabletek z 200 mg
ibuprofenu) kosztuje 2,60 zł, a ich znany, reklamowany odpowiednik w
fioletowym opakowaniu kosztuje 4,90 zł – prawie 100% różnicy w
cenie za taki sam lek!
Obok klasycznych tabletek
przeciwbólowych, jedyne tabletki w mojej apteczce to węgiel
leczniczy. Ten środek wraz z miętowymi kroplami żołądkowymi albo najzwyklejszym naparem z mięty całkowicie wystarcza mi do terapii prostych zatruć pokarmowych. Nie
można przy tej okazji zapomnieć o lekkostrawnej diecie, bo nawet
koktajl Stoperanu, probiotyków i licho wie czego jeszcze nie pomoże,
jeśli na chory żołądek najemy się golonki ;)
Liście lipy. Parzymy oczywiście kwiaty, ale to zdjęcie mnie urzekło :) | źródło |
W przypadku banalnego przeziębienia
nie może zabraknąć u mnie naparu z lipy. Moim marzeniem jest
suszyć własne zioła, ale niestety znalezienie dostępu do takich
nienarażonych na spaliny i inne źródła metali ciężkich na razie
mnie przerasta... Dlatego kupuję zioła firmy Kawon (której jestem
wielką fanką) i w przypadku uczucia rozbicia, stanu podgorączkowego
i innych nieprzyjemnych objawów sięgam po pyszną i pachnącą
lipę. Odkąd zaczęłam uprawiać sport mało co mnie bierze, a
jeśli już, to lipa błyskawicznie stawia mnie na nogi.
Gdyby jednak się to nie udało i
kaszel albo ból gardła dokuczałby mi dłużej, to również mam
swoich trzech faworytów. Na kaszel syrop prawoślazowy, który
kosztuje grosze i bardzo szybko pomaga mi w pozbyciu się problemu. I
na dodatek jest pyszny :P Na gardło w dziewięciu przypadkach na
dziesięć pomaga mi mieszanka ziółek typu „Sposób na gardło”,
które widuję tylko w niektórych aptekach (i, o dziwo, w drogeriach) – a szkoda! Gdy jednak
sporadycznie gardło odmówi mi posłuszeństwa na dłużej, wytaczam
ciężką artylerię i sięgam po spray z chlorowodorkiem
benzydaminy. To substancja czynna, którą możecie znać z leku
Tantum Verde. Ponownie: markowy oryginał kosztuje 24 zł, a lek
generyczny (Uniben) – trzynaście z groszami. Nie dajcie się
naciągać! :) Zaletą takiego sprayu jest to, że możemy wrzucić
go do torebki i w razie potrzeby dyskretnie zażyć w pracy/na
uczelni.
źródło |
W słabym katarze sprawdzi się nawet
przepłukanie nosa solą fizjologiczną, której ampułki zawsze
warto mieć w apteczce. Mają długi termin ważności, niską cenę
i wiele zastosowań: możemy przepłukać nimi oczy gdy coś do nich
wpadnie, wstępnie oczyścić zanieczyszczoną np. piachem ranę,
albo właśnie „przetkać” zapchany nos.
Pan Kermit był chory i leżał w łóżeczku... | źródło |
W cięższych przypadkach świetnie
sprawdzają się u mnie preparaty z ksylometazoliną czy innymi
substancjami obkurczającymi naczynia krwionośne. Psiknięte do nosa
błyskawicznie zmniejszają obrzęk błony śluzowej i sprawiają, że
możemy nim po prostu oddychać... Ponadto forma podania sprawia, że
– podobnie jak w przypadku sprayu na gardło – możemy wziąć je
ze sobą do miasta i użyć w razie potrzeby. Możemy też wybrać
preparat z dodatkiem 5% pantenolu, który wspomoże nawilżenie i
regenerację śluzówki :)
Czasami bywa tak, że nerwy dnia
codziennego nas przerastają. Czasami bywa tak, że kładziemy się
do łóżka tak zmęczeni, że aż paradoksalnie nie możemy zasnąć.
Czasami bywa tak, że mamy okres i chcemy umrzeć :P Remedium, które
warto wypróbować w tych wszystkich przypadkach jest jedno: melisa
:) Jej działanie uspokajające jest powszechnie znane, ale
spazmolityczne (czyli zmniejszające kurczliwość mięśniówki –
a to właśnie skurcze macicy odpowiadają za dolegliwości podczas
menstruacji) już mniej i dlatego pomyślałam, że muszę się tym z
Wami podzielić. Wyjście świetne zwłaszcza wtedy, gdy możemy
„kurować się” na spokojnie w domu, a nie jesteśmy
zwolenniczkami łykania kolejnej pigułki na byle drobiazg.
Powyższe leki stanowią rdzeń mojej
apteczki. Jak widzicie, jest przede wszystkim naturalnie i łagodnie,
ale bez przesady w żadną stronę. Leki i koncerny farmaceutyczne je produkujące są ostatnimi czasy strasznie demonizowane, najczęściej bezzasadnie.
Nie zapominajmy też, że w każdej
apteczce powinna być woda utleniona i plastry. Warto też kawałek
plastra mieć zawsze przy sobie (np. w kosmetyczce) i stanowić
ratunek dla koleżanek, którym zdarzy się odparzyć stopę w nowych
butach ;) Ja do dziś pamiętam twarze osób, które mnie poratowały
w takich sytuacjach i nigdy im tego nie zapomnę! <3
Kończąc dzisiejszy wpis chciałabym
podkreślić, że został on napisany przez amatora i w żadnym razie
nie może stanowić substytutu porady lekarskiej. Przed zastosowaniem
jakiegokolwiek leku (także ziołowego!) należy skonsultować się z
lekarzem lub farmaceutą, a co jeszcze ważniejsze – nie
przekraczać zalecanej na opakowaniu dawki. Kurowanie się w domu
jest fajne (zwłaszcza biorąc pod uwagę kolejki do lekarzy), ale
róbmy to z głową :)
Czym Wy ratujecie się w kryzysowych sytuacjach? Macie jakieś niezawodne środki? Dajcie znać jak wygląda to u Was :)
ja w apteczce mam paracetamol , syrop prowoślazowy i srebro koloidalne do odkażania i żel z aloesu na rany i stłuczenia ;)
OdpowiedzUsuńŻel z aloesu też mam zawsze, ale w kosmetyczce - do twarzy, skóry głowy i włosów :) Na stłuczenia wolę żel z arniki, ale zdarzają mi się one tak rzadko, że po wykończeniu ostatniej porcji nie robiłam go już więcej ;)
UsuńMoja studencka apteczka jest chyba dość uboga. Mam to, co zostało mi z przeziębienia, czyli jakiś Strepsils, Polopirynę z wit. C i syrop sosnowy. Na brzuch mam zawsze Pyralginę, bo bez tego niestety umieram. A i maść Hydrocortizonum na jakieś uczulenie, maśc z wit. A i Fastum. I plastry też mam. A no i Amertil na alergię. I wapno. I leki na tarczycę. Kurde, jednak sporo tego ;)
OdpowiedzUsuńTak jak napisałam na początku, traktuję apteczkę jako synonim zbioru leków na nagłe przypadki - leki na choroby przewlekłe (jak Euthyrox, Letrox, na alergię itp.) czy maść z witaminą A (która ma tyle zastosowań, że u większości osób w użyciu jest praktycznie codziennie ;) ) to zupełnie inna broszka, ich mam też całkiem sporo - i to takie same :D
UsuńTrochę mi się tekst rozjeżdża.
OdpowiedzUsuńW apteczce mam najczęściej opatrunki i ziółka (w tym czosnek). Poza tym Laremid (na ostre biegunki), węgiel leczniczy, wapń, pyralgina. Ostatnio leżakuje Grypolek i Strepsils (to już była konieczność z kupnem, bo musiałam iść chora do pracy).
Hm, hm, a jakiej przeglądarki używasz? Bo sprawdziłam na komputerach innych niż mój i wszystko jest ok, więc muszę pogłębić diagnostykę problemu ;)
UsuńOstatnio na wszystko pomaga mi herbata z imbirem i lukrecją (szczypta suszonego korzenia). Jeśli to przeziębienie to dodam chilli, jeśli niestrawność - bazą jest rooibos z miodem, bo zawsze to jakieś składniki odżywcze. Apteczka jako taka zawiera witaminy i minerały i jakoś "dają radę" w większości przypadków :)
OdpowiedzUsuńCzasem nie zdajemy sobie sprawy z tego, jakie skarby mamy w swoim ogrodzie. A zawsze też fajnie dowiedzieć się czegoś nowego. Śmiało można korzystać, sprawdzać, a na pewno uda się stworzyć fajną przestrzeń w ogrodzie. Rośliny nie tylko pięknie wyglądają, ale też mają, jak widać, cudne właściwości.
OdpowiedzUsuńFajnie, że w sumie takie zioła można posadzić sobie w swoim ogrodzie. Ja na ten moment będę próbowała się nim zająć i jeszcze dokładnie nie wiem, w jaki sposób to zrobię, ale liczę na to, że bez żadnego problemu roślinki urosną.
OdpowiedzUsuń