Nie jest to pierwszy post tego rodzaju w blogosferze, ale czuję, że mam coś do dodania od siebie w tym temacie, więc chciałabym się podzielić z Wami moimi przemyśleniami. Wbrew panującej obecnie modzie na kupowanie niezliczonych palet z cieniami do powiek, jak dotąd kupiłam tylko dwie (z czego bez jednej spokojnie mogłabym się obyć) i wydaje mi się, że parę wniosków udało mi się dzięki temu wyciągnąć.
Wnioski te będą dotyczyły tego, jak skomponować swoją własną
paletkę. Jestem przeciwniczką marnotrawstwa w każdej
postaci, a niestety z tym kojarzy mi się idea gotowych palet cieni do powiek.
Typów urody i gustów jest tak wiele, że w mojej opinii prawie zawsze w paletce
będzie kilka kolorów, których nie będziemy używać. Jeden-dwa to wynik bardzo
dobry, ale im dłużej czytam blogi tym bardziej przekonuję się o tym, że to po
prostu rzadkość. To marnowanie nie tylko naszych pieniędzy, ale i surowców i energii, a więc zaśmiecanie planety. Więc jako absolutna zwolenniczka paletek
DIY, zapraszam Was na dzisiejszy tekst!
Zacznijmy od tego, o jakim produkcie będziemy dzisiaj mówić.
Najogólniej rzecz biorąc, jeśli chcemy stworzyć własną paletę to możemy
zastanowić się nad zakupem dwóch rodzajów pustych kasetek do cieni: takie z przegródkami
na konkretne cienie lub zupełnie ich pozbawione. Te pierwsze możemy dodatkowo
rozpatrywać pod kątem kształtu i rozmiaru miejsc na wkłady – nie jest bowiem
tak, że wszystkie wkłady wejdą do wszystkich „przegródkowych” kasetek.
Dodatkowo warto pamiętać, że o ile nie zaznaczę inaczej, w
tekście będę omawiać systemy palet magnetycznych: kasetki z wbudowanym w nie
magnesem, do którego metalowe panewki wkładów przyczepiają się dzięki magii
fizyki ;) Są też inne pomysły (jak umieszczanie wkładów „na klik” chociażby) i
o nich też napomknę.
Kasetka magnetyczna na cienie do powiek DIY
Ale moment, może wcale nie potrzebujesz korzystać z takiego
systemu? Jeśli masz trochę ulubionych cieni (pojedynczych/podwójnych albo
składowych mniej czy bardziej udanych palet), to możesz wrzucić je do
bezprzegródkowej kasetki albo… zrobić ją sama. Na przykład z piórnika, jak
tutaj:
Potrzebować będziesz opakowania (płaskiej puszki, opakowania
na płytę DVD, ewentualnie solidnego pudełka), dobrego kleju (polecam Magic) i
arkusza magnetycznego, który w sklepach papierniczych kosztuje dosłownie kilka
złotych. Arkuszem wyklej dno swojego opakowania, całość ozdób i wypełnij
ulubionymi cieniami :) Cienie z opakowań bez problemu wyjmuje się po podgrzaniu
ich od spodu (za pomocą świecy albo nawet prostownicy) i podważeniu za pomocą
wykałaczki.
Marki z kasetkami magnetycznymi w ofercie
Więc jeśli masz jakąś paletę, w której kilka cieni jest
ledwo maźniętych, a kilka intensywnie eksploatowanych, to już masz całkiem
fajną bazę do swojej wymarzonej palety. Oczywiście zamiast kasetki na cienie
DIY możesz ją też po prostu kupić w Inglocie (Freedom System, model Flexi),
Glam Shopie (kasetki Glam Box), stoiskach Vipera (linia Magnetic Play Zone),
sklepach oferujących produkty Nabla (Make Up Sorbet, Minti Shop), e-sklepie Make
Up Geek czy salonach M.A.C (modele Pro Palette Large/Single Compact i Pro
Palette Large/Duo Compact).
Wszystkie te paletki to taka czy inna „ramka” z dnem wypełnionym magnetyczną masą, do której przyczepimy nasze cienie. Czy będzie to miks marek i półek cenowych tworzących artystyczny nieład, czy skompletowany w jednym sklepie zestaw z pasującej do kasetki firmy – to zależy tylko od nas.
Na moim przykładzie powiem, że osobiście jakoś wolę kasetki
z przegródkami. Mam świadomość, że tak naprawdę jest to mniej praktyczne i
sporo miejsca w kasetce „marnuje się”, ale nie potrafiłam się przekonać i już
;) Więc jeśli jest na sali ktoś z podobną słabością – zerknijcie do Inglota na
stary system Freedom albo do MACa właśnie. Poczwórną kasetkę na okrągłe cienie
ma też Kobo i Hean, a niemagnetyczną czwórkę „na klik” wprowadziło właśnie do
oferty Essence (linia My Must Haves). Inne cienie na „klik” ma w ofercie Urban
Decay.
Jak skompletować cienie do własnej paletki z wkładami?
Nawet jeśli mamy już kasetkę (niezależnie od jej typu) i
parę cieni włożenia w nią na początek, większości z nas czegoś będzie w tym
zestawie brakowało. W tej grupie
znajdzie się pewnie jakaś niewielka grupa szczęściar, które dokładnie wiedzą
co idealnie uzupełniłoby ich zbiory. Jeśli do nich należycie - #zazdro. W tym tekście padło już sporo marek produkujących cienie mono
z myślą o kasetkach, więc na pewno bez problemu uda się Wam znaleźć poszukiwany
cień :)
Cała reszta z nas musi się jeszcze trochę pomęczyć i podjąć
pewnie niejedną ciężką decyzję ;) Dla Was właśnie powstał ten tekst. Chciałabym,
żebyście w tej chwili zastanowiły się nad następującymi kwestiami:
- Czy lubisz bawić się makijażem? Czy zajmujesz się nim zawodowo/półprofesjonalnie? Czy malujesz tylko siebie?
- Jaki masz stosunek do kolorowych makijaży? Preferujesz wyłącznie neutralne, totalnie kolorowe, a może coś pomiędzy?
Pierwsze pytanie to takie rozgrzeszenie. Jeśli makijaż to
Twój zawód albo hobby to prawie nie ma takiej ilości cieni, która byłaby za
duża ;D To znaczy każdy ma inny styl pracy i lubi pracować na innych
narzędziach, a zresztą – inaczej będzie wyglądał kuferek osoby robiącej
makijaże ślubne, a inaczej kogoś pracującego przy artystycznych sesjach
zdjęciowych. Także tutaj swój system wypracujesz sama, ale może niniejszy tekst
przyda Ci się, jeśli dopiero stawiasz pierwsze kroki i zastanawiasz się od czego
zacząć.
Inaczej rzecz wygląda jeśli chcesz stworzyć taką typową paletkę
dla siebie. W tym przypadku bierzesz pod uwagę wyłącznie własne gusta czy
karnację, więc każdy cień powinien mieć swoją rację bytu i być przemyślanym
elementem pasującym do pozostałych. Chciałabym tutaj wyróżnić kilka
podstawowych założeń, które przyjmuję pisząc ten tekst. Kieruję go do tych z
Was, które:
- chcą nosić cienie do powiek,
- nie do końca wiedzą jakie i jak,
- nie chcą marnować nieużywanych kosmetyków.
Jeśli spełniasz powyższe warunki, ten tekst jest dla Ciebie
:) Jeżeli nie czytałaś wcześniejszych części tego cyklu to kliknij TUTAJ! i
zapoznaj się z nimi, bo powinny odpowiedzieć na większość Twoich pytań. A następnie rozważmy kilka scenariuszy:
Signature look
Konia z rzędem komuś, kto zgrabnie przetłumaczy ten zwrot! Najczęściej widzimy go w kontekście ubrań, ale i określony typ makijażu może stać się naszą bazą i znakiem rozpoznawczym. Adele i jej cut crease, Amy Winehouse i jej eyeliner, Kim Kardashian i jej smokey eyes… oczywiście, nie musi chodzić o makijaż oczu: dla Taylor Swift będzie to czerwona szminka.
Jeśli więc chciałybyśmy, aby nasza idealna paletka była
nieduża, ale oferowała możliwość zrobienia bardzo konkretnego makijażu
(ewentualnie z opcją delikatnego odmieniania go na przykład na większe okazje),
będziemy potrzebowały zapewne około 4-6 cieni. Zakładając, że chodzi nam o
makijaż bardzo klasyczny, potrzebne nam będą:
- cień w kolorze zbliżonym do naszej skóry,
- drugi cień ciemniejszy, do modelowania oka,
- czarny/grafitowy lub inny bardzo ciemny kolor do przyciemniania zewnętrznego kącika, linii rzęs itp.,
- jasna perła do wewnętrznego kącika,
- opcjonalnie: jakiś mniej oczywisty, błyszczący cień do makijażu wieczorowego i/lub jeszcze jeden cień neutralny umożliwiający większą liczbę kombinacji.
Ten dodatkowy neutralny cień może mieć na przykład inne
wykończenie niż ten bazowy. Jeśli więc w naszej podstawowej czwórce jest matowy
brąz, dołóżmy jeszcze jakiś satynowy czy metaliczny – oczywiście, o ile lubimy ten efekt.
Jeśli tak jak ja, kochacie cienie w kremie albo za moją radą
z części pierwszej cyklu o cieniach do powiek zaopatrzyłyście się w jeden z nich jako bazę swoich dziennych, szybkich
makijaży to z takim zbiorkiem łącznie 5-7 cieni dla wielu z nas będzie całkowicie wygodnie.
Naprawdę. Jestem pewna, że wiele z nas w głębi serca wie, że paletka dwunastu
losowo wybranych brązów typu Naked od UD to dla nas za wiele i ani nie posiada wszystkiego czego chcemy, ani nie pasuje nam w stu procentach tym co faktycznie
zawiera. I chociaż ona na zdjęciach wygląda fajniej niż taka o, smętna czwórka
i słoiczek, to potem taki leżący wyrzut sumienia potrafi nas nieźle
unieszczęśliwić ;)
Konsekwentny styl
Signature look to coś, co zawsze do mnie bardzo przemawiało,
ale po prostu nie pasowało do mnie. Ja po prostu lubię trochę zabawy i chociaż
ciągle krążę wokół podobnych efektów, to wcelowałam w coś większego: w moim
przypadku dwa matowe cienie w kremie, około 10 prasowanych cieni (9 matowych i
jeden nietypowy metaliczny) oraz dwa sypkie, lśniące pigmenty.
- cień w kolorze idealnie zbliżonym do mojej skóry na powiekach, czyli matowy Inglot 330. Takiego cienia będziemy używać częściej niż pozostałych, dlatego wolałam coś o większej gramaturze i po długich poszukiwaniach znalazłam :)
- cztery maty wymienione wcześniej: Kobo 102, 143, 127 i 116, z czego ten ostatni (Dark Chocolate) służy mi też do makijażu brwi;
- mat Kobo 117 Cafe Latte to drugi, jaśniejszy cień do brwi do poprawienia ich w przyśrodkowej połowie łuku;
- matowy Kobo 115 Orient Brown i 104 Pale Peach, czyli jeszcze dwa dodatkowe neutrale do codziennych makijaży;
- mat Kobo 114 Aubergine i kultowy duochrome 205 Golden Rose, które należą do moich ulubionych kolorowych akcentów;
- dwa cienie w kremie: wspomniany wcześniej Maybelline oraz Bell Hypoallergenic Waterproof Mat Eyeshadow nr 01;
- dwa sypkie, lśniące minerałki od Bare Minerals: Magnificent Pearl i Blissful Pearl.
W mojej opinii to jest dużo. Zwłaszcza jak na to, że nie
maluję oczu codziennie, bo mam różne fazy ;) I dla każdej z nas te
uzupełniające cienie mogą wyglądać trochę inaczej. Czemu moje dobrałam właśnie
w ten sposób? Kilka faktów o mnie:
- mam niebieskie oczy i chłodną, stonowaną karnację w typie Soft Summer;
- lubię różne makijaże, ale prawie zawsze są neutralne z odrobiną koloru;
- ten kolorowy akcent dobieram prawie zawsze metodą harmonii lub kontrastu;
-> Nie wiesz o co chodzi? Ton w ton, harmonię i kontrast omówiłam w cz. 3 cyklu :)
- kocham matowe cienie, a potem długo, długo nic i dopiero potem wykończenia metaliczne, zwłaszcza typu duochrome;
- zaczynając kompletować cienie byłam w posiadaniu pięknej, kolorowej, błyszczącej paletki prawie całkowicie pozbawionej cieni neutralnych.
Jak widzicie, moja sytuacja była dość klarowna: miałam zero
bazowych cieni na start, sprecyzowane wymagania i pulę około dziesięciu cieni
do wykorzystania. Efekty widzicie same :) A najfajniejsze jest to, że ten
zestaw spisuje się u mnie i-de-al-nie. W zależności od fazy eksploatuję go
bardziej lub mniej, ale nawet stawiając na mocne usta, powieki pokrywam
najpierw cieniem Inglota, potem nieco niżej Maybelline, a w wewnętrzny kącik
daję Kobo 102 i opcjonalnie wieńczę wszystko robioną eyelinerem kreską.
UWIELBIAM ten efekt.
Dodatkowo kolorów 117 i 116 używam do brwi codziennie, i w ogóle: gorąco polecam wkomponowanie w paletę kolorów do podmalowania brwi, jeśli to praktykujecie i jesteście w stanie znaleźć pasujące Wam odcienie.
Od lewej: Kobo 205 Golden Rose, 114 Aubergine, 104 Pale Peach, 116 Orient Brown, 115 Dark Chocolate, 117 Caffe Latte, 127 Graphite, INGLOT 330, Kobo 143 Rosy Brown, 102 Almond. |
Dodatkowo kolorów 117 i 116 używam do brwi codziennie, i w ogóle: gorąco polecam wkomponowanie w paletę kolorów do podmalowania brwi, jeśli to praktykujecie i jesteście w stanie znaleźć pasujące Wam odcienie.
W moim przypadku ten pomysł był tak trafiony, że po
wykończeniu tych cieni poszukam ich odpowiedników w Inglocie, by móc kupić je w
większym rozmiarze. Cienie do brwi jestem w stanie zdenkować (udało mi się to
duetem marki Catrice), więc duża gramatura mi niestraszna :) W pozostałych
przypadkach preferuję małe, okrągłe cienie, bo te duże zużywają się w
nieskończoność i po prostu się starzeją.
Konsekwentny styl PLUS
Mając opisaną wyżej bazę cieni, które pasują do naszego wyobrażenia o idealnym makijażu dziennym, możemy uzupełnić ją nie jednym-dwoma, a całą (mniejszą lub większą) paletką kolorowych cieni, jeśli trafimy na taką idealnie pasującą do naszego gustu i karnacji.
Jak widzicie, w powyżej zaprezentowanym zestawie mam tak
naprawdę dwa nie-neutralne kolory: fiolet i różowe złoto od Kobo. W
rzeczywistości kolorowych zasobów mam sporo więcej, bo jestem szczęściarą, która odkryła na
rynku paletę idealnie wpisującą się w swoje potrzeby: chodzi o Storm marki
Sleek.
Jeśli pamiętacie mój wywód o harmonii i kontraście z
wcześniejszych części cyklu, to wiecie, że w dużym uogólnieniu dla niebieskich oczu będą to:
- kontrast: wszelkie odcienie złota i miedzi;
- harmonia: albo barwy z gamy zieleni, albo z rodziny fioletów;
- ton w ton: niebieski i jego odcienie.
„Storm” zawiera je wszystkie: dwa obłędne odcienie błękitu
(stalowy i chabrowy), głęboką zgaszoną zieleń, nieoczywisty odcień na
pograniczu różowego wina i łososia oraz całą garść złota (trzy różne) i brązów
(dwa maty, jeden metaliczny). Ubóstwiam tę kompozycję i jeśli o mnie chodzi, to
wraz z cieniami Kobo i może odrobiną jakiejś zieleni byłby to mój idealny
zestaw do odpicowania makijażu odrobiną koloru.
Tu następuje moment uderzenia się w pierś: w poszukiwaniu
zieleni do uzupełnienia mojej kolekcji zagalopowałam się i kupiłam paletę, bez
której mogłabym się obyć. „Garden of Eden” Sleeka wygląda obłędnie, to prawda.
Ale aż pięć zielonych cieni (plus jedna zieleń ze Storm!) to dla mnie stanowczo za
dużo! Pozostałe kolory (lśniąca miedź, dwa wrzosowe i cztery kolejne brązy) są
przecudowne, ale po prostu w moim przypadku zbędne. Często totalnie zapominam o
posiadaniu tej palety i to właśnie jej widok w moim kuferku zainspirował mnie
do tej serii postów.
Samą metodę stworzenia solidnej bazy z wkładów oraz puli
dodatkowych kolorów za pomocą wkładów i/lub gotowych palet polecam Wam BARDZO.
W tej chwili palet jest obecnie tyle rozmiarów i rodzajów, i to na każdej półce
cenowej, że każdy będzie w stanie znaleźć coś dla siebie. Ważne jest żeby
przemyśleć ile tych nietypowych kolorów jest nam faktycznie potrzebne: być może
będzie to po prostu piątka cieni jak ten od Golden Rose czy Miyo. Pamiętajmy tylko żeby
nie zapominać się i kupować tylko to, co faktycznie jest nam potrzebne. Piątka
cieni, z których dwa będą nieużywane to porażka – lepiej kupić trzy wkłady,
które będą pasowały nam w stu procentach.
*
Pomału przymierzam się do zakończenia tego cyklu, chociaż
korci mnie jeszcze post z pokazaniem Wam zastosowania tych wszystkich rad i
zasad w praktyce – zdjęć moich codziennych makijaży... Nie jestem pewna czy w
ogóle umiałabym to uchwycić (buk mi świadkiem, że próbowałam – ale zawsze mogę
popróbować bardziej :P), tylko moje pytanie brzmi: czy Wy w ogóle chciałybyście
to zobaczyć? Wiecie, że nie jestem wizażystką, więc nie wiem czy
moje laickie podejście w ogóle by Was zainteresowało :) Co Wy na to? Czekam na
Wasze komentarze :)
ja chyba po prostu lubie miec wybor :) chociaz nie mam wiecej niz 5 paletek -wlaczajac te z pojedynczych cieni :D planuje jednak kupic palete magnetyczna z inglota, bo chce wszystko poprzekladac.
OdpowiedzUsuńJestem całkowicie "kupiona" tym rozwiązaniem :)
UsuńJa mam oczy piwne, żółte. Karnacja neutralna z zaczerwienieniami, ale ciągnie mnie w żółcie. Oprawę mam ciemną, raczej chłonną i wymytą. I ogromny problem co tak serio mi pasuje. Twój opis: kontrast, harmonia i ton w ton, to właśnie to czego ciagle poszukuję 😅 Kiedyś do tego dojdę 😂 Świetny wpis, bardzo chętnie zobaczę Twoje makijaże dzienne 👌🏻
OdpowiedzUsuńDla piwnych oczu beże i brązy to klasyczny makijaż ton w ton :) W harmonii leżą odcienie złota i zieleni (jeśli ciągnie Cię w żółcie, to takich odcieni bym szukała - oliwkowych, khaki itd.). A w kontraście stoją fiolety, baaardzo często polecane do wszelkich brązowych odcieni tęczówek :) Ten Aubergine z Kobo jest właśnie z tej cieplejszej palety.
UsuńAniu, trochę nie na temat, ale mam pytanie: czy polecasz coś do bardzo, ale to bardzo plączących się włosów? Wystarczy, że włosy nie są w kitku 10 minut i mam jeden kołtun na drugim... Rozczesywanie ich zajmuje po 20 minut ;/
OdpowiedzUsuńA jakiej są porowatości? I czy masz w pielęgnacji jakieś silikony?
UsuńNiskoporowate i nie mam żadnych silikonów
UsuńTo jest kilka rzeczy, które warto wypróbować - nie znam dokładnie Twojej pielęgnacji, więc nie umiem określić co ma największe prawdopodobieństwo sprawdzenia się. Ale do przemyślenia są na pewno: zwiększenie ilości emolientów w pielęgnacji, wprowadzenie niewielkiej ilości silikonów, płukanka z siemienia lnianego, odżywki bez spłukiwania :)
UsuńPrawdziwe niskoporowate włosy są takie śliskie że się nie plączą.
UsuńNiby tak, ale ile z nas ma włosy "prawidziwie" nisko-/średnio-/wysokoporowate? Bo ja prawie nie znam takich osób :) Nie można zamykać się w tych kategoriach, to są tylko wskazówki.
UsuńJa tam akurat mam kilka paletek, które bardzo lubię :) Choć owszem, nie wykorzystuję 100%... Jeżeli chodzi o paletki magnetyczne, wolę takie bez przegródek, mam Inglota, ale ciężki jest dziad...
OdpowiedzUsuńJest ciężki, ale dla mnie w ten sposób, który przyjemnie kojarzy się z solidnością, a nie z nieporęcznością :) Oczywiście to rzecz gustu.
Usuń