Cześć, dziewczyny!
Te miesięczne podsumowania nie pojawiają się u mnie często,
bo poza uczelnią, szkołą językową i zumbą 99% mojego czasu wolnego jest
wybitnie niewdzięcznym tematem do opisywania: nauka, czytanie książek czy
blogowanie to coś, czego nie umiem barwnie ubrać w słowa choćbym nie wiem jak
się starała :P Ale kwiecień często jest dla mnie gorącym miesiącem i tak też
było tym razem. Jeśli jesteście ciekawe co takiego się działo, zapraszam!
Największy sukces
Największy sukces
Jeżeli śledzicie → mój fanpage na Facebooku to wiecie już
pewnie, że miesiąc ten był dla mnie pracowity pod każdym względem, także
uczelnianym. Wisienką na torcie okazał się udział w International Medical
Students' Conference, na którą pojechałam z mojej Gdyni aż do owianego
legendami Krakowa, w którym nigdy dotąd nie byłam! Wyjazd okazał się świetnym
przeżyciem, a z samej konferencji wróciłam z laurem zwycięstwa w sesji
dermatologicznej :) Dla mnie tego typu wydarzenie poza macierzystą uczelnią
było wielokrotnie bardziej stresujące i dużo mnie kosztowało, ale dla samego
usłyszenia tylu miłych ust ze stron jurorów było warto. Jej, wciąż jeszcze nie
do końca mogę w to uwierzyć.
No i dla tych z Was, które z jakichś dziwacznych powodów (:D)
nie lubią Kosmeologiki na fejsie i nie czytały moich wyrazów wdzięczności:
dziewczyny, dziękuję Wam za wypełnianie mojej ankiety. Gdyby
nie Wy, nie byłoby tego sukcesu i koniec, kropka. Jesteście wspaniałe, a ja
jestem niesamowicie wdzięczna za tak oddane i zaangażowane Czytelniczki.
Ponieważ wnioski, do których dzięki Wam doszłam są BARDZO ciekawe, ankieta jest
wciąż otwarta, bo im więcej opinii, tym pewniejsze są wyciągnięte z nich
konkluzje. Link do ankiety lada dzień zawiśnie w kolumnie po prawej i już teraz
zachęcam do wypełniania jej przez te z Was, które jeszcze tego nie zrobiły, a
które kiedykolwiek były u dermatologa. Na razie możecie zrobić to tutaj (klik!).
Dzięki raz jeszcze. Jesteście najlepsze.
Nie wiem czy Kraków to jedyne takie miejsce, gdzie wejście do McDonalda wygląda TAK, ale mnie urzekło. Jest w tym coś pięknego :D |
Najlepszy moment
Kwiecień obfitował w tyle niesamowitych wydarzeń, że wybranie
najlepszego momentu okazało się nie lada wyczynem. W końcu uznałam jednak,
że najlepsze w naszym życiu są śmiech i fajni ludzie wokół, a idealnym tego
symbolem będzie spotkanie blogerek MayBe Beauty, które odbyło się w Gdyni na samym
początku tego miesiąca. Odmienne od wszystkich innych spotkań na które dotąd zawitałam było prawie wszystko, ale co urzekło mnie najbardziej to totalny luz. Zero
napinki. Po ogłoszeniu wyników „rekrutacji” organizatorki założyły minigrupę na
Facebooku, gdzie jeszcze na długo przed spotkaniem zaczęły się heheszki, które
trwają do dzisiaj :D Dzień przed spotkaniem okazało się, że jednak nie będzie
to tylko wyjście na kawę i pogaduchy (jak to dotychczas było planowane), ale
dostaniemy też jakieś prezenty. O takie:
Macie swoich faworytów? Dla mnie wygrywa katalog z projektami domów i próbki tkanin xDDD |
No i wiecie. Byłam już na takim spotkaniu, po którym
próbowano wymuszać od nas recenzje/lokowanie rzeczy typu ścierki czy papier do
pieczenia (przysięgam!), więc przyznam się bez bicia: totalnie łyknęłam ten
dowcip. Nawet powieka mi nie drgnęła. Dopiero pod wieczór Monia napisała oficjalnie,
że to OCZYWIŚCIE primaaprilisowy żart, więc wyobraźcie sobie jak się poczułam
xD
Jak się okazało, ani nie wyszłyśmy z pustymi rękami,
ani nie dostałyśmy odkamieniacza do czajnika :( Obdarowano nas w zamian takim stosem prezentów, że aż mnie zatkało. Zobaczcie same:
Oillan, Make Up Revolution i Bell TOTALNIE oszaleli. Dodatkowo fantastyczne rzeczy od Tess, Ziai, Galerii 55 w Gdyni, 7th Heaven, DermoFuture i innych... <3 |
No ale okej, prezenty prezentami, ale przejdźmy do
najważniejszego. Czyli oczywiście jedzenia. Nie no, żartuję, ale żeby nie było:
knajpki sieci Gorąco Polecam Nowakowski mogę Wam... gorąco polecić :P Nie mam
ich aż tak super po drodze jak mojego ukochanego Loveat, więc jego pozycja w
moim serduszku jest niezagrożona. Ale jeśli kojarzycie te miejsca i zamiast
standardowej buły z serem czy pizzerki z osiedlowego sklepu czy uniwersyteckiej
kafeterii macie ochotę na coś smaczniejszego i zdrowszego, to ciężko znaleźć
coś lepszego.
Dobra, ale ja nie o tym. Tak jak powiedziałam, najważniejsi
są ludzie. Cała ekipa była tak wesoła i sympatyczna, że mogę jedynie żałować,
że siedząc na końcu długiego stołu nie z każdym udało mi się porozmawiać tyle
ile bym chciała :( Do Nowakowskiego mam dosłownie trzy minuty z buta (cztery
jeśli stanę na czerwonym świetle), więc zdecydowanie najbliżej ze wszystkich
uczestniczek, ale wiecie jak to jest: jak człowiek nie próbuje ominąć korków
albo wcelować w jakiś konkretny autobus, to pokusa wypicia jeszcze łyka
herbaty/pogłaskania kota/przetarcia po śniadaniu blatów w kuchni robi się spora, bo to
przecież tylko pół minutki.
Zdjęcie dzięki uprzejmości Moniki! :) |
No i potem lecę na ostatnią chwilę i wpadam niespóźniona, ale
zgrzana i z rozwianym włosem, kiedy wszyscy inni już siedzą. Więc zostało mi
osamotnione miejsce z daleka od najlepszej beki, ale z drugiej strony: usiadłam idealnie między → Pauliną, za którą przepadam i → Basią, której bloga
obczaiłam dopiero przed spotkaniem, ale z którą od razu poczułam dobrą chemię
:) Miałam też strategiczną pozycję podczas prelekcji Adrianny z firmy Oillan,
bo wszystkie produkty były w zasięgu mojej ręki, więc obczajanie składów było
intensywne :P Zapisałam sobie parę nazw i gdy zdenkuję obecnie używane produkty, na pewno będę kupować i testować.
Czadowo było spotkać też → Karolinę odpowiedzialną za szablon
mojego bloga (jednak wymiana miliona maili a kontakt twarzą w twarz to jak
niebo a ziemia...), → Anię i → Monikę z którymi spotkałam się już wcześniej
oraz → Kasię, która ma podobny gust muzyczny... a wiecie na pewno, jak to
automatycznie zbliża ludzi :))) Mam nadzieję, że będą kolejne spotkania w tym
gronie i że uda mi się na nich dłużej pogadać z całą resztą: Justyną, Dorotą, Moniką i Izą :)
Najważniejsze odkrycie
Będzie kulinarne. Zastanawiałam się, czy nie zamieścić tego w
serii → Jemy sezonowo i jeśli zauważę, że potrafię w tym temacie dorzucić od
siebie jakąś wartość dodaną to na pewno to zrobię! Ale póki co, chaczapuri według wskazówek Klaudyny Hebdy z Ziołowego Zakątka to dla mnie cudo od A do Z.
Jej tekst na ten temat ma już dwa lata i aż trudno uwierzyć, że tyle czasu
odkładałam wypróbowanie tego przepisu!
Dodam, że zachwycił mnie on od pierwszego wejrzenia, bo
wszelkie chlebki, bułki i inne tego typu pyszności lubię chyba nawet bardziej niż
typowo cukiernicze wyroby. Przy okazji: moje ukochane bułeczki to
jaglano-sezamowe cuda od Antyweszki. Pokazywałam je kiedyś na Insta, ale chyba
nie wspomniałam o nich na blogu. Więc jeśli tak jak ja lubicie dobre ciacho, ale
o prawdziwy ślinotok przyprawia Was chrupiąca piętka ciepłego chleba ze świeżym
masłem – antywieszakowe bułeczki i/lub gruziński chlebek to coś dla Was.
Moje zauroczenie chaczapuri czekało na skonsumowanie prawie dwa lata, ale na szczęście kiedy znajomi blogerzy z Fashionable zasypali mój Instagram zdjęciami ze swojej podróży do Gruzji, od razu mi o nim przypomnieli i od paru tygodni chaczapuri robię spokojnie chociaż raz w tygodniu. Po prostu się zakochałam. Jeśli lubicie chleb i chlebopodobne wypieki, to zakochacie się i Wy.
Najpopularniejszy wpis
Generalnie druga połowa kwietnia była dla mnie z powodów
uczelnianych dosyć trudna, co widać po zmniejszonej ilości wpisów i prawie
zerowej obecności w mediach społecznościowych. Teraz wracam już do życia, ale
nawał obowiązków uniemożliwia mi przyłożenie się do blogowania tak jak bym
sobie tego życzyła :( Tym niemniej w kwietniu było Was tu naprawdę dużo i w
związku z tym wyróżnię dwa wpisy:
- najwięcej wejść zaliczył przedostatni tekst, czyli tak zwany → tag z 40 pytaniami. Jest mi super miło, że zainteresował Was taki egocentryczny wpis i chciałabym wymyślić sposób, bym i ja mogła dowiedzieć się czegoś o Was :) Może jakaś ankieta albo newsletter? Co o tym myślicie?
- najwięcej komentarzy zostawiłyście pod → zestawieniem moich ulubionych pięciu łagodnych myjadeł do ciała. Jestem zach-wy-co-na tym, że wiele z Waszych wypowiedzi pod tym i innymi wpisami to bardzo merytoryczne komentarze, zadające bardzo konkretne pytania i podpowiadające mi ciekawe rozwiązania i produkty. Każdą z tych opinii bardzo cenię i, tak jak napisałam pod ostatnim tekstem, jeśli są jakieś pytania które zostawiłam ostatnio bez odpowiedzi to koniecznie wklejcie je pod tym wpisem :)
Najlepszy zakup
Będąc w Krakowie starałam się zwiedzać tyle, ile to możliwe,
bo była to moja pierwsza wizyta w tym pięknym mieście. Podczas spaceru moją
uwagę przykuła maleńka witrynka sklepu z rękodziełem. Wizerunki wielkookich
postaci o smutnym spojrzeniu przyciągnęły mnie niczym magnes, więc weszłam i...
przepadłam. To, co wyczynia Aga z Make Your Own Rainbow to po prostu
magia. Nie podejmę nawet próby opisania wszystkiego, co tam widziałam.
Szczególnie urzekła mnie biżuteria (bransoletki i wisiorki) robione z
zegarkowych kopert, w których zamknięto puch dmuchawca, piasek z Bałtyku, a
nawet... pył z wulkanu Eyjafjallajokull. Początkowo nie zdecydowałam się na
zakup, bo bransoletka za około 90 zł byłaby warta więcej niż dobre 3/4 całych
moich biżuteryjnych zbiorów ;) Ale po wygranej na konferencji postanowiłam
sprezentować ją sobie w nagrodę. Oczywiście decyzję podjęłam w ostatniej
chwili, a sklep w niedzielę otwierano gdy ja byłam już w pociągu... ale
koleżanka z roku była tak miła, że podczas własnych krakowskich wojaży kupiła
mi wymarzony drobiazg i mam go wreszcie w swoich łapkach ;) Jestem nim
zafascynowana i nie mogę się nań napatrzeć.
Zajrzyjcie na jej fanpage tutaj (klik!), ale jeśli macie możliwość zobaczyć sklep na żywo - wybierzcie się koniecznie!
Zajrzyjcie na jej fanpage tutaj (klik!), ale jeśli macie możliwość zobaczyć sklep na żywo - wybierzcie się koniecznie!
***
Dziś to tyle, chociaż zebrałam tu może maleńki wycinek tego,
co działo się u mnie w kwietniu. Między innymi po Krakowie odwiedziłam jeszcze
Łódź, która zwiedzana w przemyślany sposób potrafi być totalnie zachwycająca i którą
również będę bardzo miło wspominać. I na koniec, zgodnie z tradycją tych sporadycznych miesięcznych podsumowań: trzy piosenki po
niemiecku – trochę ironicznie, bo w tym miesiącu ominęłam chyba większość zajęć
:( Dlatego tym razem zamiast nowości z niemieckich rozgłośni podsyłam trzy
stare utwory, które dawno temu ukazały mi piękno tego narzecza ;) i złożyły się na
to, że to właśnie na nim skupiłam się w ramach realizowania mojej pasji do
języków. Może też dacie im szansę?
A jak Wasz kwiecień? Działo się coś ciekawego? Jakieś ciekawe wydarzenia, odkrycia, sukcesy, zakupy...? :) Jak zawsze, chętnie dowiem się jak to wyglądało u Was i mam nadzieję, że mniej stresująco, a równie owocnie :)
Fajne podsumowanie miesiąca, a ta bransoletka jest cudowna 👌🏻
OdpowiedzUsuńCzasami naukę i blogowanie ciężko ciekawie opisać, ponieważ w sumie większość tego to praca przy komputerze :P Moje blogowanie to też tylko w 20% malowanie paznokci, reszta to montowanie video, obrabianie zdjęć, redagowanie tekstu, wklejanie linkow itp. A w pracy robię w kółko to samo, bo w każdym doświadczeniu trzeba uzyskać powtarzalne wyniki i zrobić wiele prób. Więc nie dziwię się, że takie podsumowania jak Twoje czasem ciężko zrobić częściej. Ja teraz zaczęłam wspominać o oglądanych filmach i odsłuchanych książkach, to bardziej mam co pisać co miesiąc :D
OdpowiedzUsuńSuper gratuluję świetnego wystąpienie i nagrody! Brawo!! A Kraków to ekstra miejsce na takie kiludniowe wypady! Zazdraszczam krakowaianom klimatycznego Kazimierza, miliona knajpek z niskimi cenami i świetnej atmosfery sobotnich wieczorów :)
Hihi ja bym tą stylizację paznokci z lakierami Safari zrobiła :D
Jak przestanę mieć piekarnik kilkadziesiąt metrów od pokoju (a może kilkanaście? w każdym razie - daleko), za trzema drzwiami to na pewno będę więcej piec i wypróbuję chachapuri! Na razie lenistwo wygrywa i chleb lub inne pieczywo przygotowuję sporadycznie. Ale brakuje mi, chleb i wypieki na słono są milion razy lepsze niż słodycze <3
Wow, ale ciekawa ta biżuteria! Fenomenalny pomysł!
Tych parę dni pomieszkiwałam właśnie na Kazimierzu, więc totalnie wiem o czym mówisz!
UsuńA chaczapuri robi się na patelni, więc polecam naprawdę bardzo bardzo bardzo :)
Rammstein <3 Bardzo, bardzo się cieszę, że mogłam Cię poznać i super przyjemnie mi się z Tobą gawędziło :) Spotkanie było fantastyczne, to już ponad miesiąc temu, a ja nadal się tym tak bardzo cieszę! Pracowity był Twój kwiecień! Gratuluję też sukcesów na konferencji :) W Krakowie byłam (weekendowo) i bardzo mi się podobało :)
OdpowiedzUsuńMiło czytać takie optymistyczne wpisy. :) Bransoletka cudo i trochę Ci jej zazdroszczę. ;) Gratuluję sukcesu i trzymam kciuki za kolejne. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńP.S.
U mnie kwiecień w końcu pracowicie. ;)
Hej Aniu, gratulacje! A pytanie mam takie niedotyczące wpisu, jeśli można;) Mianowicie odnośnie liq CC, właśnie mi się skończył, była, bardzo zadowolona ale zastanawiam się czy jest sens kupiwać go teraz kiedy zaczną się słoneczne dni? Może lepiej nie uwrażliwiać dodatkowo skóry (używam na liq cc zawsze filtr 50). Czy jest sens go używać w wakacje? Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńJeśli dobrze Cię rozumiem, to pytasz właściwie o dwie różne rzeczy: 1. Czy jest sens? 2. Czy nie zaszkodzi uwrażliwiając skórę? Bo to są właściwie dwie zupełnie inne kwestie :)
UsuńI trzymając się tego podziału, odpowiadam, że moim zdaniem sens jest jak najbardziej - nawet latem większy, niż zimą, ze wględu na słońce. Co do uwrażliwiania, to nie wiem której wersji serum używasz, ale wszystkie/większość z nich nie powoduje fotowrażliwości jako takiej, to nie są kwasy czy retinoidy :) Producent jak najbardziej zaleca stosować cały rok. Ale!!! jeśli czujesz, że jednak to niskie pH jednak Twoją skórę drażni, to oczywiście można je odstawić i na przykład zastąpić innym produktem - inna forma witaminy C nie będzie wymagała stabilizowania przez kwaśne środowisko. Ja w zeszłe lato normalnie stosowałam Liq CC Light, bez żadnych problemów.
Mam nadzieję, że wszystko jasne :)
Pięknie się prezentuje! I w końcu widać, że jest brązowa a nie czarna ; )
OdpowiedzUsuńładne zdjęcia i ciekawy post :)
OdpowiedzUsuńGratuluję wygranej!!! Temat Twojej pracy był ciekawy i gdy wypełniałam ankietę zastanawiałam się jakie będą wyniki :D. Więc czy jest możliwość abyś zaprezentowała nam wnioski płynące ze swojej pracy badawczej :)?
OdpowiedzUsuńNa konferencji występowałam tylko z zaprezentowaniem wyników na slajdach z Power Pointa, więc dzielenie się tym nie ma sensu (to tylko wykresy, bez analizy). Ale na pewno napiszę na tej podstawie artykuł do prasy, tylko właśnie chciałabym pozbierać jeszcze więcej wyników, zwłaszcza że w międzyczasie piszę też inne prace, więc tą nie mam nawet jak się zająć w tej chwili :)
UsuńW jednym z wpisów pisałaś, że planujesz używanie Age Killing Effect firmy vis plantis, masz już opinię? Stosowałam Reti vital care, ale nie zauważyłam ja (ani mąż), żeby zrobił coś więcej niż zwykły krem, dlatego na razie zaniechałam zakupu Age killing effect. Jednak twój wpis o peptydach spowodował że ponownie się zastanawiam... Czy ten krem może coś zdziałać w sprawie zmarszczek?
OdpowiedzUsuńJa piszę tutaj głównie o prewencji starzenia, a z Twojego komentarza rozumiem, że Ty chciałabyś cofnięcia tego co już nastąpiło. Takich kosmetyków nie znam. Ewentualnie te, które peptydów czy retinolu mają bardzo duże stężenia (a Vis Plantis do nich nie należą, sądząc po składach - tu raczej dermokosmetyki albo wręcz leki na receptę z retinoidami) mogą trochę pomóc, ale to nie będzie spektakularne działanie, zwłaszcza na "utrwalonej" zmarszczce (gdzie struktura kolagenu i elastyny już się połamała).
UsuńJa serum Age Killing Effect stosuję tylko dwa razy w tygodniu, po rytuale peeling+maseczka, żeby jeszcze trochę "dopieścić" skórę :) Więc nie mogę powiedzieć, żebym zaobserwowała u siebie jakieś efekty już dzisiaj. Stosuję te kosmetyki z myślą stanie cery w przyszłości.
Wypełniłam ankietę, bo miałam ostatnio bardzo przykra wizytę u dermatologa. Buc jakich mało! Lekarz pozjadał wszystkie rozumy i nawet nie chciał słyszeć o tym że wg mnie sterydy nie są wyjsciem z sytuacji w przypadku wyprysku kontaktowego. Oj... temat rzeka
OdpowiedzUsuńNo a ja takie pytanie nie na temat. Wszędzie się mówi żeby używać naturalnych myjek do ciała (żeli itd). Ok, zakupiłam te z Vianka, myydła z Ministerstwa Dobrego Mydła i kilka innych. A teraz takie moje przemyślenia czy te delikatesy (chociaz do tych mydeł nie jestem pewna ale skład wydaje się ok ) zmywają dokładnie np antyperspirant ze skóry?
OdpowiedzUsuńHm, zacznijmy od tego, że naturalne i łagodne myjadła to dwie zupełnie różne rzeczy.
UsuńŁagodne mogą być i naturalne, i drogeryjne, a jeśli chodzi o naturalne mydła to osobiście nie widziałam jeszcze takiego, które byłoby na łagodnych detergentach. Miewają dużo substancji wzbogacających, ale to zupełnie inna bajka :)
Więc jeśli używasz naturalnych mydeł typu te z MDM, to zupełnie nie ma czym się martwić. Jeśli chodzi o te łagodne, to zdarzało mi się nimi zmywać z ciała trudne zabrudzenia (np. po założeniu farbujących butów ;D) i nie miałam z tym żadnych problemów, więc osobiście nie mam wątpliwości co do ich skuteczności.
Mam pytanie odnośnie kremu z filtrem do twarzy :D http://www.rossmann.pl/Produkt/Dax-Sun-Dermo-Line-hipoalergiczny-ochronny-krem-do-twarzy-SPF-50-50-ml,408370,5881
OdpowiedzUsuńCo sądzisz o tym? Czy te filtry są w miarę stabilne? I czy mnie nie zapchają? :D
Z tego co widzę to w tym kremie są tylko dwie substancje przeciwsłoneczne: pierwsza z tych kiepskich i dopiero sporo dalej fotostabilny Tinosorb S. A zapychania z tego składu nie da się wywróżyć, niestety. Jeśli szukasz solidnej pięćdziesiątki w dobrej cenie, to ile pamiętam Ziaja miała świetne składy. No i oczywiście emulsja Lirene, o której pisałam już na blogu :)
UsuńDziękuję :)
Usuń