Kiedyś na tym blogu o ziołach pisałam całkiem sporo. Jak
wiele osób świeżo „nawróconych” na świadomą pielęgnację, początkowo
zachłysnęłam się kosmetykami naturalnymi i podzieliłam wszystkie możliwe
produkty na „naturalne = dobre” i „chemię”, czyli zło. Jak się pewnie
domyślacie, był to dla mnie wyjątkowo krótki etap przejściowy. Najpierw
nauczyłam się rozumieć chemię zamiast odrzucać ją w całości oceniając przez
pryzmat najgorszych jej przykładów. Wtedy założyłam bloga, a podczas pogoni za
ciągłym poszerzaniem wiedzy moje oczekiwania wobec „dobrej” natury zostały
bezlitośnie zweryfikowane.
Dziś chciałabym przekazać Wam chociaż część moich przemyśleń
na temat stosowania ziół w medycynie i kosmetologii. I chociaż pod wieloma
względami będę wobec nich krytyczna chciałabym z całą mocą podkreślić, że
ziołolecznictwo (fitofarmakologia, fitoterapia) to gałąź medycyny i stosowane
przez profesjonalistów jest potężnym narzędziem. Dlatego tak strasznie
ciśnienie podnoszą mi wszelkiej maści domorośli znachorzy i szarlatani tak
zwanej medycyny alternatywnej, którzy popisują się w tym temacie spektakularną
wręcz niewiedzą i brakiem krytycyzmu. Oto podstawowe mity i przekłamania, które
moim zdaniem są najczęstsze i prowadzą do kompletnego braku zrozumienia czym
ziołolecznictwo w ogóle jest.
przykro mi, ale...
Organizm nie wie, jaka jest różnica między sztucznym a naturalnym.
Niby taka oczywista rzecz, a jednak jest ona pierwszym
problemem jaki przychodzi mi na myśl zwłaszcza gdy myślę o zwolenniczkach
naturalnej pielęgnacji. Prawda jest jednak taka, że komórki naszego ciała nie
myślą, nie rozumują i w żaden inny sposób nie odróżniają substancji sztucznych
od naturalnych.
Jeśli Anna zrobi sobie napar z kory wierzby białej (która zawiera naturalne salicylany będące pierwowzorem leku: kwasu acetylosalicylowego), a
Joanna weźmie tabletkę aspiryny, nie będzie tak, że ciało Anny powie „mmm,
super, wierzba rosnąca w ogródku babci!”, a ciało Joanny „fe, chemia, koncerny
farmaceutyczne i Big Pharma” ;)
Musimy sobie uświadomić, że „naturalność” nie jest wartością
samą w sobie. Z pewnością ma wiele zalet (jak choćby środowiskowe: myślę, że
tłoczenie olei roślinnych jest bardziej ekologiczne niż produkcja nowoczesnych,
niekomedogennych emolientów), ale nie jest to nic o konkretnym przełożeniu na
jakość porównywanych preparatów. Traktowanie „naturalności” per se jako
karty przetargowej nie ma sensu. Przypomnijmy sobie co jeszcze jest
„nienaturalne”: dbanie o higienę, cesarskie cięcie i chirurgia w ogóle, lodówki
i metody konserwowania jedzenia, noszenie okularów czy aparatów
ortodontycznych... Czy naprawdę powinniśmy „naturalność” traktować jako
wyznacznik tego, co jest dobre, a co złe?
„Kiedyś to leczono tylko ziołami i było dobrze!”
Nie, nie było. Nie będę wnikać w to, które „kiedyś” miały na
myśli tysiące osób argumentujące w ten sposób unikanie „chemii”, bo może być to
zarówno prehistoria (na topie jest przecież dieta paleo), średniowiecze, jak i
czasy stosunkowo niedawne – ostatecznie ogromny odsetek odkryć przemysłu
(chemicznego, spożywczego, medycznego, farmaceutycznego) to kwestia ostatnich
kilku dekad. Więc pozwolę sobie tylko przypomnieć jak było sto lat temu:
Top 10 Causes of Death: 1900 vs. 2010 |
Aż się serce kraje. A chciałabym przypomnieć tylko, że rok
1912 był najzdrowszym według dostępnych ówcześnie danych („the healthiest of which there is any record”). Także nie wiem jak Wy,
ale ja jestem bardzo, bardzo wdzięczna, że w 1928 roku Alexander Fleming odkrył
pierwszy antybiotyk i za cały postęp, który doprowadził nas do punktu w którym
jesteśmy teraz.
Zioła nie szkodzą, nie można ich przedawkować...
Zioła są lekami, a więc mają działania niepożądane, skutki
uboczne, ryzyko przedawkowania oraz – co bardzo ważne – ryzyko interakcji z
innymi przyjmowanymi przez nas lekami. Dokładnie tak jak leki są one
metabolizowane przez naszą wątrobę i nerki, mogą więc być hepato- i
nefrotoksyczne, a o nefropatii ziół chińskich wspominałam już w moim tekście na
temat -> suplementów.
Takie najbardziej podstawowe przykłady działań niepożądanych
przykładowych ziół znajdziecie w tabelce tutaj,
a nieco bardziej szczegółową listę po angielsku tutaj. Warto pamiętać że do działań niepożądanych należy wliczać też wszelkiego
rodzaju uczulenia i nietolerancje! I tak na przykład powszechnie stosowany na
alergie i podrażnienia rumianek to częsty alergen, więc u pechowych osób może
wręcz osiągnąć efekty przeciwne do zamierzonego.
Z tego powodu przyjmowanie ziół trzeba konsultować z
lekarzem lub farmaceutą, a dodatkowo poczytać choćby ostrzeżenia producenta na
opakowaniu. Powinno być to szczególnie ważne dla kobiet w ciąży i karmiących
oraz u osób przyjmujących już jakieś leki. Zioła bowiem mogą zarówno nasilać,
jak i osłabiać ich działanie, co może być właściwie nieodczuwalne, a może być i
skrajnie zagrażające życiu.
I ostatnia, dla mnie bardzo ważna rzecz. Modne jest obecnie samodzielne
zbieranie ziół i własnoręczne przetwarzanie ich (napary, odwary,
maceraty itp.), także na pożywienie czy kosmetyki. Wizja, nie ukrywam, ogromnie kusząca:
ja, wiklinowy koszyk, wycieczka do lasu wraz z poranną zorzą, ścinanie ziół
srebrnym sierpem niczym druidka... no, można się rozmarzyć. Ale... jest jedno
ale. Skąd wziąć zioła, które nie będą skażone opryskami, spalinami, moczem
zwierząt, jajami tasiemców czy innymi pasożytami? Oczywiście, można pewnie
ziółka opłukać w domu wodą, ale przecież nie sparzymy ich wrzątkiem ani nie
obierzemy ze skórki tak, jak robimy to z warzywami. Zadawałam to pytanie na
wielu zielarskich blogach oraz lekarzom na zajęciach z parazytologii, medycyny
zakaźnej oraz medycyny morskiej i tropikalnej i nigdy nie udało mi się uzyskać
satysfakcjonującej odpowiedzi. Raz nawet odpisano mi:
O tej porze roku już trochę późno na zbiory, ale z takimi uprzedzeniami i tak raczej ciężko będzie podejść w ogóle do medycyny naturalnej. Jedni widzą tylko dobre rzeczy, inni tylko te złe :)
Wiecie co? To ja chyba jestem jakaś
dziwna, że po pierwsze chcę nie szkodzić, a dopiero na drugim miejscu
bawić się w zielarkę. Oczywiście jeśli macie dostęp do własnych ziół za które
ręczycie głową, to pozostaje mi jedynie zazdrościć! A póki co wolę zadowolić
się ziołami z apteki (polecam Kawon, ale też Herbapol i Flos-Lek). Przypomnę
bowiem, że wiele ziół:
- należy zbierać nie tylko w odpowiedniej porze roku...
- ale nawet o konkretnej porze dnia...
- w dobrym miejscu czy...
- w określony sposób
Czy zioła są bardziej skuteczne niż „chemia” (kosmetyki, farmaceutyki)?
Nawet jeśli są w ekstrakcie...
Za nami już trzy strony tekstu, a ja dopiero dochodzę do
tego, co uważam za kluczowe dla zrozumienia czy i jak zioła działają na nasze
organizmy oraz w jaki sposób stosowane są w kosmetykach.
Wyobraźmy sobie zioło X. To może być absolutnie cokolwiek,
od pospolitego nagietka po unikatowe liście manuka. Jeśli zrobimy z niego
wyciąg, to znajdzie się w nim cały koktajl najróżniejszych substancji takich
jak alkaloidy, antrachinony, flawonoidy, garbniki, glikozydy, gorycze,
kumaryny, olejki eteryczne, pektyny, saponiny, śluzy oraz witaminy i ich
prekursory.
Moją przykładową rośliną będzie -> wierzbownica drobnokwiatowa, o której już kiedyś pisałam. Oto, co drzemie w tym zielu według
strony doktora Różańskiego:
Omawiane rośliny zawierają: kwas ursolowy, beta-sitosterole, stigmasterole, taniny, kwas 2-alpha-hydroxy-ursolic acid leaf kwas 2-alpha-3-beta-dihydroxy-ursolowy, silne fitoncydy (oenotheiny - oenothein A, B), alfa- i beta-amyrynę, n-nonacosan, seksangularetynę (sexangularetin), kwercytrynę, kwercetynę (glikozyd), chanerozan, chanerol, taniny chamaenerionowe (chamaenerium tannin), myricetin-3-o-beta-d-glukuronid, mirycetynę, kwas oleinowy, kwas oleanolowy, stearynowy, kwas oleinowy, kwas palmitynowy, kwas nonadecanoinowy, mirystynowy kwas, linolenowy i linolowy kwas, kwas laurowy, kempferol, kwas chlorogenowy, kampesterol.
Każda ze składowych ekstraktu może mieć inne (a nawet
przeciwstawne) działanie, ba! mogą zachodzić między nimi rozliczne
oddziaływania które prowadzą do ujawnienia się efektów, które nie pojawiłyby
się przy stosowaniu ich rozdzielnie.
Trzeba też pamiętać, że skład ekstraktu z rośliny będzie
bardzo często różnił się w zależności od tego na jakiej glebie ona rosła i w
jakich warunkach się to odbywało, jak została pozyskana i jak ją przetworzono.
Nie mam przykładu z wierzbownicą, ale mam ciekawostkę: uważane za dobre źródło selenu orzechy brazylijskie są tu idealnym przykładem, bo te hodowane na ubogich w selen glebach Brazylii (sic!), Boliwii i Ekwadoru mają w sobie o wiele mniej tego pierwiastka niż orzechy z Kolumbii czy Peru.
Tak więc mamy nasz ekstrakt z zioła X, mieszankę różnych
substancji o nieznanych nam proporcjach. Dla producentów wielu suplementów czy
kosmetyków tu zakończy się jego droga. Teraz wystarczy wlać go do kremu albo
zamknąć w kapsułkach, ładnie opakować i sprzedać jako produkt naturalny, a więc
„dobry”: bo natura, bo nieszkodliwy, skuteczny, no cudo. Szkoda tylko, że
według najnowszego raportu Najwyższej Izby Kontroli badania laboratoryjne
suplementów diety zlecone przez NIK wykazały, że wiele suplementów nie wykazuje cech deklarowanych przez producentów.
O kosmetykach to nawet nie wspomnę.
Oczywiście, nie zawsze musi to tak wyglądać. Istnieje bowiem
proces nazywany standaryzacją ekstraktu, który może wyglądać dwojako:
- „koncentracja” wyciągu do momentu uzyskania odpowiedniego stężenia substancji czynnych. Jest to metoda tańsza i prowadząca zwykle do uzyskania niższego w porównaniu z drugim sposobem stężenia „głównej” substancji czynnej, ale z drugiej strony: ekstrakt taki oferuje nam w zasadzie pełen wachlarz składników całego koktajlu jaki pierwotnie uzyskaliśmy;
- standaryzacja na konkretną substancję, przez którą możemy uzyskać preparat o wysokim stężeniu jednego głównego alkaloidu, antrachinonu, flawonoidu itp. Z drugiej strony: proporcje innych, towarzyszących mu składników ulegają wówczas zaburzeniu.
Idąc tropem ekstraktu z wierzbownicy drobnokwiatowej, wyciąg z jej ziela występuje na przykład w suplemencie diety o nazwie Prostaceum. Jednak jego ulotka informacyjna sugeruje moim zdaniem, że o ile użyte w nim ekstrakty z pestek dyni czy palmy sabałowej były standaryzowane (odpowiednio na betasitosterol i kwasy tłuszczowe), o tyle wierzbownica już nie...
Tutaj ważna informacja: w przeciwieństwie do suplementów, w lekach
wyciągi roślinne są standaryzowane. Wyjątkiem bywają substancje, gdy Farmakopea dopuszcza pominięcie tego kroku: dzieje się to na przykład w sytuacjach, gdy nie udało się zidentyfikować konkretnej substancji czynnej jako odpowiedzialnej za dany efekt terapeutyczny. Ale w pozostałych przypadkach: kupując, dajmy na to, syrop
tymiankowy mamy pewność, że użyty do niego wyciąg miał określone stężenie
substancji czynnej (tymolu). Syropy tymiankowe różnych marek mogą różnić się od siebie ilością ekstraktu w 100 g
syropu albo obecnością i rodzajem substancji pomocniczej (w syropie Prolab nie
ma ich wcale, a w syropie Hasco mamy wodorotlenek amonowy 10% w etanolu), ale sam ekstrakt
będzie najwyższej, bo farmaceutycznej jakości.
Ekstraktów jakości niższej używa się do celów weterynaryjnych,
paszowych, spożywczych i, a jakże! kosmetycznych. Będę tu jednak uczciwa, że są
od tej reguły wyjątki: w kosmetykach Sylveco mamy w składzie nie mglisty
„ekstrakt z liścia brzozy” a betulinę, a na przykład w sklepie Mazidła wiele
oferowanych wyciągów to preparaty standaryzowane. Za takie podejście należą się oklaski.
Niestety, należy ono do rzadkości.
... to dalej chyba nie.
Miałam pisać o tym czy zioła są skuteczne, a póki co cały czas
wałkuję temat ich obecności w naszym ziołoleczniczym preparacie czy
kosmetyku... No cóż, mam nadzieję, że zgodzicie się ze mną, że żeby zioło
działało, musi najpierw w stosowanym przez nas produkcie BYĆ. Ale teraz parę
słów o samej skuteczności.
Parę lat temu naukowcy przeanalizowali dostępne publikacje naukowe na temat tysiąca ziół.
Okazało się, że tylko z użyciem 156 z nich przeprowadzono testy kliniczne
(czyli takie na ludziach). Połowę roślin zbadano jedynie przez testy
przedkliniczne (in vitro na komórkach oraz na zwierzętach), 20% już tylko
przez badania fitochemiczne, a na temat 12% roślin nie było żadnych konkretnych
dowodów. Twarde dowody znaleziono za to na toksyczność lub alergenność pięciu z ziół... Najwięcej dowodów skuteczności było z kolei za moim ukochanym prawoślazem <3 oraz nagietkiem, wąkrotą azjatycką, jeżówką purpurową, męczennicą cielistą (passiflorą), granatem, żurawiną, borówką i kozłkiem lekarskim (walerianą).
Czy brak badań klinicznych dowodzi braku skuteczności tych pozostałych ośmiuset ziół? Oczywiście, że nie. Ale czy powinniśmy mieć go na uwadze? Cóż, tak mi się mocno wydaje, zwłaszcza jeśli chcemy stosować zioła zamiast (a nie: oprócz) leków/kosmetyków, albo jeśli w planach mamy użycie czegoś z niezaufanego źródła lub po prostu drogiego.
Czy brak badań klinicznych dowodzi braku skuteczności tych pozostałych ośmiuset ziół? Oczywiście, że nie. Ale czy powinniśmy mieć go na uwadze? Cóż, tak mi się mocno wydaje, zwłaszcza jeśli chcemy stosować zioła zamiast (a nie: oprócz) leków/kosmetyków, albo jeśli w planach mamy użycie czegoś z niezaufanego źródła lub po prostu drogiego.
MIT: To, co nienaturalne to chemia.
PRAWDA: Wszystko jest chemią, do jasnej anielki.
https://xkcd.com/435/ |
Kiedy słyszę, że „fuj, coś tam jest napakowane chemią” to wiem, że możliwe są dwa scenariusze. Czasem mówi się to w formie skrótu myślowego, na przykład gdy mówca oświadcza że świeżo wyciśnięty sok pomarańczowy smakuje mu bardziej niż Coca-Cola. Częściej jednak słyszę to w formie argumentu przeciwko użyciu kosmetyku z drogerii albo leku z apteki, ponieważ są przecież alternatywy lepsze – bo naturalne. Tak, jakby one chemią nie były.
Tymczasem wszystko co nas otacza to chemia. Tak, także te parzone zawzięcie
herbatki ziołowe. Ten hydrolat oczarowy ze sklepu z półproduktami. To soczyste
jabłko, które zaraz ugryziesz. Czy wiesz, że zawiera ono E306, E160a, E300 czy
E101? Zawiera, bo to po prostu witaminy: odpowiednio E, A, C i B2.
Jeśli jakieś ziółko DZIAŁA, to znaczy, że jest w nim substancja CHEMICZNA za
to odpowiedzialna – być może nawet niejedna. A jeśli tam jest, to poza
działaniem pożądanym może przynieść nam efekty zgoła nieoczekiwane (czasem
pozytywne, czasem negatywne). Ja apeluję jedynie o zdrowy rozsądek.
Stuprocentowo naturalna pielęgnacja...
W pielęgnacji skóry kurczowe trzymanie się wszystkiego, co naturalne może w
najgorszym razie doprowadzić do dwóch rzeczy. Pierwszą z nich jest zdrenowanie
portfela z pieniędzy.
W komentarzach dość często dostaję pytania o analizę składów ekstremalnie
moim zdaniem drogich kosmetyków – nawet i takich po 300 zł za krem. Zaglądam w
INCI i widzę: oleje, ekstrakty roślinne, witaminy, nawilżacze, jakiś
ekologiczny konserwant. O takich składach zwykłam mawiać, że są ładne i
zielone: faktycznie nieszkodliwe, faktycznie naturalne, tak jak opisuje to
producent. Ale kiedy zerkam w deklarowane działanie kosmetyku mina często mi
rzednie... Gdyby kosmetyk wymazywał zmarszczki, parę stówek to pewnie żadna
kwota. Ale oleje, wyciągi i witaminy tego NIE zrobią, o czym wysmarowałam
obłędnie długi -> artykuł o naturalnej pielęgnacji przeciwstarzeniowej.
Drugim problemem z uporczywym trzymaniem się naturalnej pielęgnacji jest...
utrata szansy na zdrową skórę. Osobiście głęboko wierzę, że naturalną
pielęgnacją można „ogarnąć” wiele skórnych problemów, zwłaszcza w połączeniu ze
zmianą stylu życia. Ale już nawet średni i ciężki trądzik to choroby, których
nie da się wyleczyć mydłem Aleppo i olejkiem herbacianym. Niestety.
... i stuprocentowo naturalne leczenie.
Gdzie by tu zacząć? Tak naprawdę to materiał na cały osobny tekst. Jeden
wstępny (o tym, że nie masz pojęcia o ludzkiej biologii – i nie ma w tym niczłego!) już kiedyś się tu ukazał i może kiedyś napiszę tu coś więcej o
szarlatanach. By nie powielać treści od innych fantastycznych pogromców
zdrowotnych mitów mogłabym skupić się na skórze – co Wy na to?
Ale myślę, że już teraz wypadałoby napisać coś, co nikogo chyba nie zaskoczy
– nie, ziołami nie można zastąpić całej konwencjonalnej farmakoterapii.
Oczywiście, inaczej będzie to wyglądało u osoby bez chorób przewlekłych (która
może podleczyć przeziębienie jeżówką, kaszel syropem prawoślazowym, a dla
zdrowia łyknąć antyoksydantów w owocach lub tabletkach z ich wyciągiem), a
inaczej u osób wymagających konkretnej terapii w której zioła mogą być istotnym
uzupełnieniem.
Jak mądrze stosować zioła?
W medycynie
Niestety, ziołolecznictwo dostało się w szpony pseudonauki, a ta nie chce
puścić. Szum informacyjny wokół ziół jest w tej chwili taki, że na
moje oko przeciętny Kowalski nie ma możliwości odróżnienia co jest godne uwagi,
a co nie. Oczywiście można podejmować próby dawania wskazówek (Pepsi Eliot
między bajki, polska Farmakopea jako rzetelniejsze źródło wiedzy), ale to
jednak grząski grunt, a dodatkowo obarczony ryzykiem przeoczenia na przykład
ważnej informacji o interakcji.
Teoretycznie ideałem powinno być znalezienie lekarza, który interesuje się
ziołolecznictwem i potrafi to robić w oparciu o naukę, a nie pseudo-naukę. Z
doświadczenia wiem jednak, że graniczy to z cudem. A przynajmniej ja wśród
lekarzy-zielarzy znam jedynie naturopatów, czyli tych, którzy zeszli na Ciemną
Stronę Mocy i mimo ukończenia studiów medycznych „leczą” homeopatią albo innymi
pomiotami medycyny alternatywnej. Niestety, ziołolecznictwo w ich wykonaniu ma
tyle wspólnego z nauką, co Jerzy Zięba z medycyną.
Co nam pozostaje?
Ja osobiście polecam konsultację z... farmaceutą. A konkretnie z magistrem
farmacji (nie technikiem!!!) i to najlepiej młodym. Na farmacji nauki o naturalnych
lekach jest MNÓSTWO: botanika, farmakognozja, biofarmacja, leki pochodzenia
naturalnego, a nawet bromatologia to tylko niektóre z przedmiotów realizowanych
na tym kierunku. Więc jeśli macie możliwość zapytać o radę młodą farmaceutkę,
to będzie Wasz najlepszy strzał.
Pozostałych zachęcam po prostu do ograniczenia się do stosowania ziół
powszechnie dostępnych w aptekach i to w ramach tego, co na ich temat pisze
producent. Albo to, albo poszukiwania nader rzadkiego zjawiska jakim jest
ogarnięty w temacie fitoterapii lekarz. I tu, bardzo ważne: jeśli takiego
znacie lub kiedyś poznacie, zobowiązuję Was wszem i wobec do podzielenia się
informacją o tym. Każdy, kto dotrwał w lekturze aż tutaj, będzie Wam dozgonnie
wdzięczny.
W pielęgnacji
Ponieważ dwa podstawowe negatywne skutki trzymania się naturalnej
pielęgnacji omówiłam chwilę temu, tu będę miała tylko kilka krótkich przykazań:
1. Trzymaj się zaleceń producenta.
3. Jeśli Twój problem skórny jest naprawdę poważny, pogódź się z myślą, że
potrzebna będzie Ci konsultacja z lekarzem.
4. Jeśli oczekujesz od kosmetyku bardzo konkretnego działania, przeanalizuj
jego skład lub poproś kogoś o pomoc jeśli sama zupełnie tego nie potrafisz.
Wskazówka: zacznij od przepisania INCI do analizatora CosDNA, o tutaj!
Na koniec chciałabym polecić Wam zajrzenie do zakładki „Zioła” (klik!)
i przejrzenie moich tekstów na ten temat. Szczególnie -> ten o mojej apteczce ilustruje jak ja wyobrażam sobie racjonalne podejście do ziół i jak
może to po prostu wyglądać w praktyce.
Mam nadzieję, że artykuł się Wam podobał! Już tradycyjnie, przy tych nad
którymi się wybitnie napracowałam (a ten do nich należy choćby ze względu na
objętość prawie 9 stron, o wyszukiwaniu źródeł itp. nie wspominając) chciałabym
prosić Was o pomoc w jego dotarciu do wszystkich czytelników. A więc dajciekciuka w górę na fejsie TUTAJ, a najlepiej udostępnijcie ten tekst znajomym :)
Z ziołami jak z 'chemia': umiar i bez przesady + zapoznanie sie z tematem. Mnie najbardziej bawi: naturalne to nie uczuli. ;)
OdpowiedzUsuńWow jaki ciekawy artykuł, aż mi się przerwa kawowa przedłużyła a jeszcze chciałam do odsyłaczy zajrzeć. Racjonalne podejście to podstawa, nie rozumiem dlaczego ludzie tak lubują się w skrajnościach:). Na szczęście są takie blogi i blogerki takie jak Ty, które ciągną na tą racjonalną ścieżkę wszystkich, którzy odeszki za daleko :p.
OdpowiedzUsuńPs. Bardzo dziękuję za odpowiedź o olejowaniu na blogu Anwen. Jesteś niesamowita.
Dziękuję! <3
UsuńWow, obszernie, kawa mi wystygła :P "Ale już nawet średni i ciężki trądzik to choroby, których nie da się wyleczyć mydłem Aleppo i olejkiem herbacianym. Niestety." Mój ulubiony fragment, chyba też najlepiej ukazuje mój stosunek do tematu :P
OdpowiedzUsuńJestem prawie pewna, że to parafraza czegoś, co napisała kiedyś u siebie Ziemolina z bloga Kosmostolog! Ale za nic nie umiałam tego u niej wyszukać, więc może przeczytałam coś w ten deseń gdzie indziej :)
UsuńAch, ta wstrętna H2O! Fuj, chemia! :D Ja osobiście wolę naturalne kosmetyki ale to dlatego, że moja skóra kiepsko reaguje na te drogeryjne. No i wolę jak emolient robi coś więcej oprócz natłuszczania. Kiedy robię sama to jednak wolę ekstrakty niż zaparzanie ziół, mam wtedy poczucie, że tych dobroci jest więcej. Na chłopski rozum, skoro ekstraktu wystarczy pare kropli, a naparu całą szklankę to lepiej ekstrakt. Już pomijając te zanieczyszczenia oczywiście.
OdpowiedzUsuńOdkąd się przeprowadziłam, nie mogę znaleźć żadnej polanki z dala od drogi więc rzadko zbieram. Głównie kiedy jestem u mamy. Ma strasznie duży ogród, nikt w okolicach niczym nie pryska więc mam większą pewność, że mogę używać. Chociaż nie odważyłabym się wypić takich ziółek. Traktuję zioła jak leki (chociaż gdyby mi ktoś powiedział, że mam wyrzucić tabletki przeciwbólowe i swoje leki na astmę i zastąpić je ziołami to bym go wyśmiała) więc jeśli mam je pić to muszą być sprawdzone. I nie rozumiem jak można je pić jak wodę.
Kiedyś widziałam post dziewczyny, która piła z pięć rodzajów ziół i pytała co jeszcze powinna pić żeby mieć piękną cerę. Zaznaczyła przy tym, że się nie zna na ziołach. Jak tak pomyślę ile jest takich osób, które coś tam przeczytają i biorą jak leci... to przykre, że panuje taka ignorancja "bo natura".
Bardzo mądry wpis. Ale słodki jeżu, ten wykres przyczyn śmierci zostanie mi w głowie na zawsze!!!
OdpowiedzUsuńSporo jest do nauczenia się w tej dziedzinie dlatego ja podchodzę do ziół ostrożnie :)
OdpowiedzUsuńWitaj Aniu!
OdpowiedzUsuńŚwietny post, dziękuję. Włożyłaś w niego mnóstwo pracy.
Ja fanką naturalnych kosmetyków nie jestem. Lubię je ale niektóre "chemiczne" też bardzo dobrze działają. Myslę ze umiar we wszystkim jest najważniejszy.
Mam do Ciebie pytanie. Jkais czas temu otrzymałam od koleżanki króta przesrtawiła sie na naturalne i wegańskie kosmetyki tą serię
http://bielenda.pl/serie/neuro-glicol-vit-c
Mam krem na dizeń i na noc i serum. Darowanemu... :):) Postawiłąm kosmetyki do lodówki i wczoraj je ponownie dojrzałam. Myslisz że w okresie jesiennym mozna je zastosować? Glicol to chyba dość mocny środek? Sama nie iwem co mam z nimi zrobić?
Weronika
Kocham tę serię! Sama stosuję to serum, a moja mama oraz współlokatorka kupiły za moją namową serum i krem na noc i są mega zadowolone, zwłaszcza mama zmagająca się z acne tarda - ten glikol zmienił jej cerę nie do poznania :)
UsuńJa mam wrażliwą skórę i mi ten glikol na początku wiosny podchodził, a teraz już nie (mimo filtrowania się itp.), więc wracam do serum na jesień. Moja mama i przyjaciółka wrażliwych cer nie mają, stosują oba kosmetyki nawet teraz i przy SPF 50 na dzień (mama Ziaja, przyjaciółka Lirene) i bardzo sobie chwalą. Więc myślę, że jeśli nie masz wrażliwej cery to zdecydowanie daj im szansę kiedy przyjdzie na to moment :)
Jeśli jeszcze nie śledzisz Kosmeologiki na fejsie, to polecam - wspominałam o tych produktach tutaj:
https://www.facebook.com/kosmeologika/photos/a.361725403991050.1073741828.336758143154443/728161850680735/?type=3
i tutaj :)
https://www.facebook.com/kosmeologika/photos/a.361725403991050.1073741828.336758143154443/741418629355057/?type=3&theater :)
A z tej serii krem na dzień w c\zasie jesiennym mozna do stosować? ON ma tylko spf 20.
UsuńLepiej go moze wywalić?
A co ogólnie stosujesz na dzień? Jeśli tak jak ja jesteś tak zwaną filtromaniaczką, to wtedy raczej Ci się nie przyda. Ale jeśli nie stosujesz filtrów to może się sprawdzić - skład jest w mojej opinii ciekawy :)
UsuńAha, tylko zdecydowanie radzę wprowadzać te produkty stopniowo, a nie wszystkie na raz! :)
Hej:)
UsuńFiltry stosuje głównie wiosna i latem ale to jak cały dzien na dworzu jestem to wtedy duzo sie smaruje na co dizen średnio mi to idzie:)
Myslałam zeby od wrzesnia uzywac kremu na dzie in na noc a tego serum to na początek 1 raz w tygodniu i zobaczyć jak zareaguje skóra.
W takim razie myślę, że to dobry plan :)
UsuńDziekuję. Mam nadzieję ze będzie ok ze stosowaniem a przy tym moj portfel sie nie uszczupli:)
Usuńnaprawdę świetny, obszerny wpis! :) mam nadzieję, że wiecej osob zrozumie ze te naturalne tez w nadmiarze moga zaszkodzic..
OdpowiedzUsuńWitam, bardzo proszę o polecenie jakiegoś kremu przeciwzmarszczkowego pod oczy dla 26 latki.
OdpowiedzUsuńBędę szczera i powiem, że nie mam jeszcze opracowanej idealnej strategii na okolice oczu. W teorii najlepszą opcją byłoby cokolwiek, byle z wysokim SPF - ale kremy pod oczy rzadko spełniają ten warunek, a te do twarzy powodują u mnie potworne łzawienie. Więc ja dotąd stawiałam na nawilżanie i antyoksydanty, ale wydaje mi się, że to za mało i okolice oczu są na mojej cerze "słabym punktem".
UsuńNa razie postanowiłam wprowadzić samą witaminę C i kupiłam krem Perfecta Fenomen C, który wydał mi się najbardziej obiecujący. Następne na liście zakupów są jakieś ekstremalnie dobre okulary przeciwsłoneczne. A potem będę szukać albo kremu pod oczy z wysokim SPF, albo kremu do twarzy który jakimś cudem nie podrażni mi oczu. Obawiam się jednak, że będzie ciężko :(
Dziękuję bardzo za odpowiedź
UsuńHej Aniu, nie wiem czy widziałaś nową podobno polska marke kosmetyków.
OdpowiedzUsuńMają serum z potrójna wit. C
http://www.alkemie.com/pl/products/wake-up-shot-30ml
Mam obawy, czy ta potrójność tutaj to coś godnego uwagi. W składzie jest tylko Ascorbyl Glucoside (świetny składnik!), a "pozostałe witaminy C" mają być zawarte w ekstraktach. Niestety, nic nie wiadomo o tym, czy te ekstrakty były faktycznie wystandaryzowane na witaminę C. No i drugi problem: nawet gdyby, to byłby to wysoce niestabilny kwas L-askorbinowy, więc coś co z tego serum wyparuje w mgnieniu oka :(
UsuńTym niemniej skład jest ciekawy, bo witamina C wysoko i w nie najgorszym towarzystwie :) Tylko ta cena :O
Kochana czytam teraz większość postów z Twojego bloga i spędzam u Ciebie dużo czasu :) co wiąże się z obserwacją, że masz strasznie nabałaganiony ten szablon... Jako, że jestem grafikiem razi mnie to w oczy, a wiem że dość szybko możnaby poprawić wygląd bloga. Więc wpiszę Ci tutaj moje nieproszone porady na ten temat, jako iż Ty mi mega pomogłaś udostępniając swoją kosmetyczną antiaging wiedzę... Najwyżej miej to gdzieś, ale się proszę nie obrażaj! :*
OdpowiedzUsuń1. po szablonie widać, że był kiedyś fajny na niego pomysł - kwiatki przy zdjęciu autora, kwiatki w stopce strony. Ale poza tym jest brak konsekwencji, szczególnie kolorystycznej. Jednak dużo to daje wybrać jeden kolor neutralny i jeden akcentowy i ich się konsekwentnie trzymać we wszystkich elementach strony. Fajnie byłoby gdybyś właśnie określiła jeden kolor akcentowy i jego się trzymała. U Ciebie widzę, aż cztery różne kolory, co prawda wszystkie takie przydymione, ale nie robi to dobrego efektu... Jest tak - w okół stopki szaro-fioletowy. Etykiety szarozielony. Menu u góry szaroniebieski. Widać brak konsekwencji. Poza tym takie szarawe kolory są mało charakterystyczne.. No i jest jeszcze różowy na dole przy napisie następna strona. Fajne są za to te elementy kwiatowe i jeśli taki miałby być kolor charakterystyczny to po prostu wartoby się jego trzymać w całym szablonie.
2. Kolejna rzecz która razi w oczy to nagłówki widżetów po lewej stronie. Po co mają one aż dwie ramki? Wygląda to nieporządnie i bałaganiarsko ;) Jesli jest tło to już bez ramki...
3. Następnie nie wiem dlaczego, ale w widżecie popularne posty strasznie zjada jakość miniaturek, nie da się na to patrzeć kochana... Nie umiem w tym akurat doradzić, ale zachęcam Cię abyś poszukała na to rozwiązania, bo Twój blog bardzo na tym traci.
4. W ogóle sidebar warto urządzić ciekawie z naciskiem na czytelność. Warto zachować tylko te elementy, które uznasz za niezbędne. Np czepiłabym się Etykiet. Jest ich za dużo! w ogóle to nie zachęca do korzystania z nich. Może fajnie byłoby przenieść je na dół bloga do stopki? Wiele osób tak robi i sądzę, że to najlepsze rozwiązanie. CO do etykiet to lepszym rozwiązaniem jest umieszczenie Kategorii (dobrze przemyślanych kilku kategorii i posortować wszystkie posty) - czytelnik od razu widzi jasny przekaz czego dotyczy blog i na jakie tematy można znaleźć posty w łatwy i przejrzysty sposób.
5. Za to pochawalę Typografię - czcionki czytelne i przejrzyste :)
Piszę Ci to wszyskto bo chciałabym aby Twój blog wyglądał na poziomie, takim jakie treści przedstawiasz, czyli wysokim! Pozdrawiam gorąco! :)
Ps. na swoje usprawiedliwienie dodam, że jestem perfekcjonistką :))
UsuńOjej, dziękuję za tak wiele miłych słów i fachowych porad! Tak na szybko odpowiem, że Etykietami postanowiłam zająć się w te wakacje i będzie ich niedługo malutko :) Natomiast ten piekielny widżet co chwilę się psuje. Co go naprawię to znowu jest zepsuty, wrrr. Oczywiście nie tylko te rady, tylko wszystkie biorę do serca i mam nadzieję, że w wakacje uda mi się tutaj trochę posprzątać :)
UsuńWielkie dzięki! Pozdrawiam ciepło :)
Tak prawdę mówiąc mogłabyś taki widżet zrobić sama, tylko, że jeśli chciałabyś mieć tam inne posty to musiałabyś zmieniać je ręcznie. Wystarczy dodać widźet tekst i tam wkleić kod html wstawiający obrazek, obrazem musisz mieć wstawiony gdzieś w internecie np zdjęcia google, pobrać stamtąd link do obrazka i wkleić w kod html. A pod spodem wkleić następny kod html z linkiem do posta. I tak np trzy razy powielić to, jeśli byś chciała mieć trzy posty :) Mogę Ci powklejać te kody jeśli chciałabyś spróbować w ten sposób. Masz wtedy pełną kontrolę jak będą wyglądały miniaturki i jakie posty się będą wyświetlać a jest to łatwe :) jedyny minus to że gdybyś chciała je zmienić to trzeba wklejać te linki ręcznie ale to nawet nie 5 min :)
UsuńNie jestem pewna czy my mówimy o tym samym, bo widżet Popularne Posty pokazuje 3 najpopularniejsze w tym miesiącu teksty. Robi to automatycznie, ja nic nie wybieram, a to dla mnie cenne. Dlatego się go trzymam pomimo tej awaryjności :< Ale dzięki Tobie mam znowu motywację by po weekendzie wreszcie znowu go naprawić ;) Dziękuję!
UsuńJesteś tak rewelacyjna, że Panie Boże broń! :D
OdpowiedzUsuńFragmenty czytałam mojemu J., bo uśmiałam się do rozpuku :) Fragment o druidce mnie rozbroił (swoją drogą niezły temat na sesję, wspomnę J. tylko, że nie mam sierpu :( ), ale ten o Ziębie już w ogóle :D Ja przeczytałam jego książkę z ciekawości i w tym okresie usłyszałam wiele niepochlebnych uwag J. na temat mojego ilorazu inteligencji :P
Ja ogólnie zioła lubię i stosuję. Wszystko jednak z umiarem i zawsze kupne. Nie ufam sobie w kwestii ziołozbieractwa i pozostawiam to profesjonalistom :)
Pielęgnację dopasowuję do potrzeb swojej skóry i choć w większości bazuje na półproduktach i kosmetykach uznawanych za naturalne to znajdują się też te "chemiczne" perełki :)
Prawdę mówiąc to też od dawna marzę o takiej sesji :D Z wiankiem na głowie!
UsuńI w pielęgnacji mam podobnie jak Ty, zresztą chyba widać :) Ale kluczowe jest tutaj to, że przykładowo w kwestii maseczek używam prawie wyłącznie alg i glinek nie dlatego, że są naturalne, tylko dlatego że są sto razy lepsze niż prawie każdy ich drogeryjny odpowiednik. To naprawdę aż takie proste :D
Świetne, rozsądne podejście, bardzo miło się czytało, tak trzymać!
OdpowiedzUsuńDziękuję! <3
UsuńHej kochana a czy mogłabyś polecić jakieś serum wodne do twarzy zamiast liq CC? Chcę sobie zrobić od niego przerwę, ale nie wiem czym go zastąpić. Fajnie jakby odżywiało cerę, nawilżało itp :)
OdpowiedzUsuńPs. tego kremu z Cera+ do cery trądzikowej nie ma w żadnych aptekach ani nawet nie ma w hurtowniach, aby mogli zamówić.. Tak samo nie ma na allegro ani w żadnym internetowym sklepie! Czyżby je wyofywali?
No i cena tego serum też gra rolę, chciałabym wydać nie za dużo :) albo może coś diy?
UsuńZajrzyj do najnowszego posta <3 (już się pisał, a więc czytałaś mi w myślach ;) )
UsuńJak zawsze treściwie i mądrze! Dlatego ja lubię naturalne ale nie mówię też nie tym chemicznym:)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy artykuł! Z przyjemnością zaczęłam od niego tydzień w pracy:)
OdpowiedzUsuńpost podytkwoany niewiedzą i wlasnymi pogladai..przykro czytac.
OdpowiedzUsuńMoże sprecyzujesz swoją wypowiedź? Ja w tym poście widzę tylko rozsądne podejście to tematu ziół. Ania ani nie namawia do leczenia samymi ziołami ani nie zniechęca do używania ich w ogóle.
UsuńChyba, że uważasz, że każdy Kowalski ma wystarczającą wiedzę żeby samemu się leczyć tym co ma w ogródku?
Nie ma się czym przejmować, komentarz jakich wiele pod tekstami, które próbują rozprawiać się z mitami zamiast z nabożeństwem i bezkrytycznie je powielać ;) Słonecznego dnia życzę obojgu komentującym! :)
UsuńBardzo mądry artykuł
OdpowiedzUsuńBardzo mądry i wyczerpujący artykuł! Chętnie zagłębię się w inne na Twoim blogu :) Bo w obecnej chwili ja jestem trochę na etapie "osób świeżo „nawróconych” na świadomą pielęgnację". Pozdrawiam serdecznie! :)
OdpowiedzUsuńBloga znalazłam dopiero dzisiaj i po przeczytaniu tego wpisu czuję się zobowiązana, by podzielić się informacją o fachowym (w moim przekonaniu) ziołolecznictwie w Warszawie. Takie usługi oferują bracia Bonifraci na Sapieżyńskiej. Mają opracowane mieszanki z własnych upraw i nie tylko, które dopasowują indywidualnie pod kątem problemów zdrowotnych pacjenta. Następnie mieszkanki te są sporządzane w przyzakonnej aptece. Na wizytę warto wziąć ze sobą badania lekarskie jeśli takie były robione. Polecam jako terapię wspomagającą :)
OdpowiedzUsuńPrzekręciłam nazwę! Bracia Bonifratrzy ;) https://bonifratrzy.pl/ziololecznictwo/warszawa/
UsuńInteresujący przydatny post
OdpowiedzUsuń