Nie będzie to setny w blogosferze wpis o tym jak rozpoznać czy masz cerę suchą czy tłustą. Będzie to propozycja ustalenia, czy Twój problem z wypryskami, zaskórnikami i innymi niespodziankami jest faktycznie tak duży jak Ci się wydaje.
Trądzik to choroba i nie każdą cerę usianą „niespodziankami” można nazwać trądzikową. Wiele z nas nieświadomie pogarsza jej stan zarówno niewłaściwą pielęgnacją (lub jej zupełnym brakiem), jak i szkodliwymi nawykami. Na pewno zauważyłyście, że w gamie komedogennych („zapychających”) składników mało który zapycha wszystkich! Zwykle jest tak, że każda cera lubi trochę co innego i trochę co innego jej szkodzi... Z kolei jeśli chodzi o tak zwany błąd pielęgnacyjny, to tu wiele z nas ma co nieco za uszami, a na przykład bez właściwego demakijażu nie zajedziemy daleko nawet z najlepiej dobranymi kosmetykami.
Rozważmy więc hipotetyczną sytuację, w której szkodzi nam wiele składników - w tym substancja A oraz substancja B. Nie mamy o tym pojęcia, więc oba związki są obecne w używanych przez nas produktach. Któregoś razu dowiadujemy się (może nawet na blogu takim jak ten), że substancja A jest komedogenna/aknegenna i postanawiamy zacząć jej unikać. Niestety, z powodu zapychania przez wciąż używaną substancję B (oraz nasze błędy pielęgnacyjne) nasz problem zmniejsza się jedynie nieznacznie, co często przypisujemy jakiemuś nowemu kosmetykowi czy elementowi diety. Wracamy do używania substancji A lub nie, jednak cera wciąż wygląda tak samo. Nowe stosowane produkty, być może naprawdę dobre, nie działają na naszą cerę per se, tylko na cerę, której szkodzimy same przez źle dobraną pielęgnację i nielubiane przez skórę składniki, o których nie mamy pojęcia. Jak wyjść z tego impasu?
Moim zdaniem jest to możliwe, bo zastosowałam to u siebie. Nazwałam to na własny użytek „planem minimum” albo detoksem, choć z wyciąganiem toksyn ze skóry niewiele ma wspólnego. Polega to na tym, by na chwilę odstawić wszystkie stosowane przez nas produkty na rzecz tego, co ma absolutnie najmniejszy możliwy potencjał komedo- i aknegenny. Wytrzymanie w tym postanowieniu przez co najmniej miesiąc (choć oczywiście im dłużej, tym lepiej) pozwoli nam na ocenę naszej skóry taką, jaką jest naprawdę :)
Przejdźmy do meritum: jak taki detoks powinien po prostu wyglądać?
Moja koncepcja obejmuje:
- delikatne myjadło do twarzy
- jednoskładnikowy tonik
- zamianę kremu na olejowo-hialuronowe serum.
Uwaga pierwsza: Jedynie krem pod oczy zostawiam bez zmian, bo tam problem zapychania raczej mnie nie dotyczy :)
Uwaga druga: Uważam też, że przydałoby się wtedy odstawienie podkładu lub zastąpienie go podkładem mineralnym. Ja zrezygnowałam ze swojego całkowicie na rzecz odrobiny naturalnego pudru (ryżowego). Dziewczyny używające kremów z filtrem również zachęcałabym do odstawienia ich na ten okres (oczywiście poza sytuacjami wyjątkowymi).
MYCIE
To, co często zapycha nas w myjadłach to Laureth-4, pochodne izopropylu (Isopropyl isostearate, myristate, czy palmitate), pochodne parafiny czy niektóre oleje. Dla mnie ideałem pod tym względem jest żel Babydream Kopf-bis-Fuss, ale każdy o rzetelnie przeanalizowanym składzie się nada. Na pewno powinien sprawdzić się żel micelarny BeBeauty z Biedronki :)
O innych ulubionych żelach do twarzy powstał też osobny post, na pewno znajdziesz coś dla siebie.
TONIZOWANIE
Tu sytuacja wygląda bardzo podobnie jak z produktami do mycia, jednak znalezienie substytutu jest jeszcze łatwiejsze. Sprawdzi się tu na przykład dowolny nieuczulający nas hydrolat albo własnoręcznie przygotowany napar z żywokostu lub ewentualne innego zioła, które ma dobry wpływ na naszą cerę.
W temacie najlepszych naturalnych toników polecam osobną zakładkę w menu bloga, mamy pełen przekrój od propozycji sklepowych, przez naturalne kupowane aż po pełne DIY!
NAWILŻANIE
Według mnie idealnie sprawdzi się tu połączenie lekkiego oleju oraz żelu hialuronowego. W moim przypadku jest to ostatnio olej konopny, który wraz z żelem stosuję w proporcjach 5:4 na dzień, a 6:3 na noc. Dzienna mieszanka zawierająca HA prawie w połowie jest bardzo lekka i mocno nawilżająca, a przy tym idealna pod makijaż. Wchłania się prawie do zera. Wieczorem żelu hialuronowego jest już tylko 33%, co sprawia że serum to jest bardziej emolientowe ("natłuszczające") niż wersja na dzień. Zachęcam jednak do szukania własnych kompozycji oraz eksperymentowania z różnymi olejami zgodnie z indywidualnymi potrzebami naszej cery :)
Inne naprawdę lekkie oleje to przede wszystkim te tłoczone z pestek różnych owoców: śliwki, moreli, malin...
Jak przeprowadzić taki detoks?
Bardzo prosto: zakupić odpowiednie produkty i ich używać :)
Ponieważ jestem zwolenniczką pozostawiania na cerze jej naturalnego, odbudowanego przez noc płaszcza lipidowego, myję ją tylko wieczorem. Tak więc moje beauty routine podczas detoksu wygląda następująco:
Rano:
1. Przecieram twarz naparem z żywokostu.
2. Pod oczy delikatnie wklepuję odpowiedni żel.
3. W zagłębieniu dłoni mieszam pięć kropli oleju konopnego i cztery krople 1,5% żelu hialuronowego i to wklepuję w twarz i szyję.
Wieczorem:
1. Myję twarz żelem Babydream i osuszam ją delikatnie ręcznikiem papierowym.
2. Używam naparu z żywokostu.
3. Nakładam żel pod oczy.
4. W dłoni mieszam sześć kropli oleju i trzy krople żelu, które nakładam tak samo jak rano.
Do tego dodajemy peeling enzymatyczny lub delikatny peeling mechaniczny raz w tygodniu.
Proste, prawda? :)
Bardzo zachęcam Was do takiego eksperymentu. Ponieważ cykl odnowy komórek naskórka trwa ok. 30 dni, taki detoks musi trwać co najmniej miesiąc by można było miarodajnie ocenić jego efekty. Starajmy się w tym czasie unikać dotykania twarzy oraz pilnujmy, by osuszać ją ręcznikiem jednorazowym, bo zmniejszy to ilość panoszących się na niej bakterii. O tym i innych dobrych nawykach wspominam w moim tekście o roli bakterii w powstawaniu trądziku i innych niedoskonałości.
Co dalej?
Okej, minął miesiąc. Od rumiankowego zapachu Babydreama masz już ochotę skakać przez okno, a ciągłe parzenie żywokostu co trzy dni też Ci się już sprzykrzyło. Więc co teraz?
Przede wszystkim – gratuluję wytrwałości :) I zapraszam Cię teraz do dokładnych oględzin cery.
Czy jej stan się pogorszył? Jeśli tak, to w których miejscach? Po cerze mieszanej możesz oczekiwać świetnego wyglądu policzków, a gorszego stanu strefy T, która potrzebuje Twojej pomocy w odtłuszczaniu i złuszczaniu. Przy cerze tłustej (nie trądzikowej!) należy liczyć się z nierówną powierzchnią czy niedoskonałościami, które miną po wprowadzeniu do pielęgnacji elementów kluczowych dla pielęgnacji tego rodzaju cery. O pielęgnacji cery mieszanej piszę całkiem często.
Czy jej stan się poprawił? Jeśli tak, to może to być zasługą dobroczynnych własności żywokostu czy oleju, ale jednak zdecydowanie może być to spowodowane odstawieniem wcześniej używanych zapychaczy. Gdy cerę suchą bądź normalną przestaniemy nimi bombardować, ona odwdzięcza się po stokroć.
Teraz trzeba dojść do tego czemu zawdzięczasz poprawę! :) Łatwo przekonasz się o tym wprowadzając do pielęgnacji kolejne produkty, których wcześniej używałaś. Przykładowo możesz spróbować sięgnąć po swój ulubiony dotychczas krem albo płyn micelarny i zobaczyć, czy po powrocie do niego cera nie zacznie znów kaprysić. W takim wypadku przydatna będzie analiza składu felernego produktu i szukanie winowajcy. Może okazać się nim coś oczywistego jak parafina, albo coś bardziej zaskakującego – na przykład masło shea, będące ogólnie cennym składnikiem o dobroczynnych właściwościach.
Teraz, gdy doprowadziłaś swoją cerę do stanu „bazowego” możesz sprawdzić jak faktycznie wpływają na Ciebie najróżniejsze produkty: od pielęgnacji, poprzez kolorówkę, aż po suplementy. Warto też skorzystać z okazji i przeprowadzić dla twarzy „głodówkę”, której poświęcę kiedyś osobny post.
Niewykluczone też, że podobnie jak ja zachwycisz się taką uproszczoną pielęgnacją i zostaniesz przy niej o wiele dłużej niż na miesiąc :)
Dajcie znać czy spodobał się Wam ten post i czy planujecie taki „detoks” w najbliższym czasie. Mam nadzieję, że zainspirowałam Was do takiego testu i że wyjdzie Wam on na dobre :)
Swietny post! Calkiem nieswiadomie przestawilam sie na taka uproszczona pielegnacje i to jest fantastyczne.
OdpowiedzUsuńJedynie jedna rzecz sie roznila. Przy mojej skorze mieszanej okazalo sie ze stosowanie czegokolwiek co zawiera olej - na noc - konczy sie wieksza iloscia zaskornikow. Dlatego olejki zaczelam stosowac do mycia (te emulgujace wode) i do pielegnacji pod makijaz plus pod oczy *opuncja+czarnuszka+argan) rano i wieczorem, a na noc tylko serum hiauluronowe lub cokolwiek tam mam akurat z jakims prostym nieoleistym skladem.
Czy stan sie poprawil? Absolutnie! Po 2óch miesiacach mama stwierdzila, ze ja zamiast z wiekiem sie starzec, to mlodnieje :). Skóra jest nie do poznania! Ze dwa razy w tygodniu zastosuje jeszcze cos bardziej tresciwego na noc, ale za kazdym razem mecza mnie wyrzuty sumienia, ze moja skora ma sie bez tego duzo lepiej, jest gladsza, nie przetluszcza sie tak szybko, jest bardziej jedrna i przede wszystkim mniej zaskornikow.
Twoj post przypomnial mi, ze musze wrocic do toniku z zywokostu :)!
A jaki zel pod oczy stosujesz?
Pozdrawiam!
Właśnie widzę jak wielu osobom pomaga taka nieprzekombinowana pielęgnacja i cieszę się, że dajesz kolejne świadectwo jej skuteczności ;)
OdpowiedzUsuńMoim ideałem pod oczy na wiosnę/lato są żele Flos-Leku, jednak szukam jeszcze czegoś treściwszego na sezon jesienno-zimowy. Krem oliwkowy z Ziai nie był zły, ale to jeszcze nie to :) Pod wpływem jednej z recenzji ( http://vena-styl.blogspot.com/2014/07/krem-pod-oczy-nanobase-repair.html ) planuję wypróbować Nanobase, może to będzie strzał w dziesiątkę :)
Super pomysł tylko wtedy co z kolorówką, szczególnie z korektorem pod oczy i cieniami/inglot/? Tak to używam tylko pudru mineralnego. Boje się ze cera nie będzie wystarczająco nawilżona... nie mam dużych tradzikowych problemów ale i tak bym chciała się ich pozbyć, bo widzę ze kilka kostek wyrasta z powodów miesiączki ale kilka nie wiadomo czemu. A na zuchwie po prawej stronie ciągle z jeden lub dwa wyrastają...
OdpowiedzUsuńTakie "stałe" wypryski to indywidualny problem każdej kobiety, są wypadkową naszej unikatowej gry hormonalnej, nawyków, stanu zdrowia... Z nimi zawsze trzeba się liczyć, a przede wszystkim nauczyć zostawiania ich w spokoju ;)
UsuńCo do kolorówki, to moim zdaniem warto się przez miesiąc od niej odzwyczaić, bo efekt jest tego wart. Przy czym mam tu na myśli tylko tę "do twarzy" (ewentualnie z wyjątkiem podkładu mineralnego), bo cienie czy korektor - o ile nie uczulają i nie działają skrajnie aknegennie - nie powinny zaburzyć procesu "detoksu".
Świetny post! :) Zaczęłam poważnie rozważać taki detoks. Mogłabyś mi podpowiedzieć gdzie można kupić taki żel hialuronowy? Zastanawia mnie jeszcze jakie proporcje ziół (np. Żywokostu) i wody używać, żeby zrobić napar? I jakie kryterium sprawia czy dany olej jest lekki czy ciężki, można to gdzieś doczytać/sprawdzić? Pozdrawiam serdecznie i gratuluję ciekawego bloga :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa <3
UsuńPo kolei:
- kwas hialuronowy kupuje się w sklepach z półproduktami, jak Biochemia Urody, Zrób Sobie Krem, Eco Spa, Mazidła itp. Wiem, że np. w krakowskim Pigmencie można dostać je stacjonarnie, ale to raczej rzadkość :<
- Ja proporcje biorę zawsze z tego, co pisze producent na opakowaniu (zawsze jest informacja). Ten na zdjęciu miał chyba płaską łyżeczkę na pół szklanki wody? Ale głowy nie dam ;)
- Oleje dzielimy na schnące ("lekkie"), nieschnące ("bogate") i półschnące (coś pomiędzy). Wiele blogerek przede mną poświęciło teksty na dokładne tłumaczenie i przykłady, więc mogę odesłać Cię do kogoś innego :)
Krócej tu:
http://www.wiedzmabloguje.com/2012/06/oleje-szczegoy-wnikania-wedug.html
Dłużej tu:
http://www.kasianafali.pl/2013/08/oleje-dokadna-zawartosc-procentowa.html
http://www.kasianafali.pl/2013/08/oleje-dokadna-zawartosc-procentowa_24.html#
Te informacje są tu podane w ramach pielęgnacji włosów, ale w przypadku twarzy stosujemy dokładnie ten sam podział :)
Hej, odświeżam ;) Akurat kończy mi się ukochane serum LiqCC i krem z kwasem migdałowym, więc może dobry moment, by spróbować zaniechać na jakiś czas substancji aktywnych. Czy zamiast żelu hialuronowego mogłabym wykorzystać żel aloesowy? Z olei mam ulubiony z czarnuszki. Chciałabym nie kupować nowych kosmetyków, bo odbywam wyzwanie minimalistki ;) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńJeśli sam żel aloesowy się u Ciebie sprawdza to na pewno warto spróbować! Moja cera i włosy za aloesem nie przepadają, więc u mnie by się to pewnie nie sprawdziło - natomiast z zasady powinien być to fajny zamiennik :)
UsuńCieszę się z Twojego zdroworozsądkowego podejścia! :D
Wiesz, u mnie było pewnie podobnie, jak u Ciebie: najpierw kompletny nieogar i ciągłe drogeryjne rozczarowania, potem trochę lepiej, gdy odkryłam kosmetyki apteczne, a dopiero kilka lat temu, z czwartym krzyżykiem na grzbiecie, odkryłam pielęgnację bez kremów i mam swoje kilka pewników. Wczoraj na BU wypatrzyłam żel hialuronowy z peptydami - i tak myślę teraz, czy ze względu na wiek to nie dobra myśl. Dziękuję Ci za odpowiedź!
UsuńJa nigdy nie przeżyłam fazy z kosmetykami aptecznymi, bo zaczęłam interesować się pielęgnacją zanim było mnie na nie stać ;) Więc u mnie był najpierw ciąg drogeryjnych rozczarowań, potem zachłyśnięcie naturalną pielęgnacją, a potem po prostu faza pielęgnacji świadomej która trwa do dziś <3
Usuń