Kocham uczucie klikania „Dodaj do
koszyka”, a potem - „Złóż zamówienie” :) Całkiem niedawno
robiłam większe zamówienie Kolorówkowo-ZSKowe, a oto co (poza
mineralnym podkładem) wpadło w moje ręce:
Przy każdym zamówieniu staram się
poza pewniakami kupić coś nowego. Tym razem z nowości wybrałam:
L-cysteinę, ekstrakt z soku truskawki i olej z nasion tegoż owocu.
Od razu widać, że zamówienie robiłam w czerwcu, kiedy to moje
ulubione owoce nęcą z każdego straganu ;)
Ekstrakt wypróbowałam już przy
robionym ostatnio kremie. Na razie powiem tyle, że pachnie truskawkową gumą balonową i
rozpuszcza się raczej opornie – a na bardziej konstruktywne
wnioski jest jeszcze za wcześnie ;) Olejku jeszcze nie otwierałam,
z kolei L-cysteina póki co mnie zawodzi... Dałam jej zresztą dziś
kolejną szansę – może rano jeszcze to odszczekam (taką mam
nadzieję!).
Czy jakichś zakupów żałuję?
Hmmm... nie byłabym sobą gdyby tak nie było :P Olejek miętowy
to typowy nieprzemyślany zakup, który będzie teraz leżał i się
kurzył. Miałam wizję orzeźwiającego, truskawkowo-miętowego
kremu na wakacje, ale tak po prawdzie boję się kłaść olejków
eterycznych na twarz, a podobny efekt mogłabym uzyskać przez użycie
w kremie maceratu lub hydrolatu miętowego...
Żałuję też kwasu hialuronowego 1%.
Jednak potrójny 1,5% to było to, a ten mu do pięt nie dorasta... Będę chyba musiała kiedyś osobno poszerzyć ten temat,
bo różnice były dla mnie naprawdę zaskakujące. Z innych nie do
końca trafionych: olej migdałowy raczej poleżakuje do sezonu
jesienno-zimowego. Jest deczko za ciężki na teraz, przynajmniej dla
mojej cery balansującej codziennie na granicy zdrowia i wysypu ;)
Natomiast poza tym jest to fajny, uniwersalny i relatywnie tani olej
z którym warto się bliżej poznać.
Osobnym przypadkiem jest baza kremowa
1-1-3. To jest w mojej opinii bardzo, bardzo dobry produkt
(oczywiście dla tych, którzy nie mają problemów z gliceryną –
ja nie mam). Jednak było to raczej moje ostatnie jej opakowanie, bo
przy następnym do koszyka z całą pewnością wrzucę
samoemulgującą bazę z oleju z pestek moreli – czas najwyższy
podkręcić poziom trudności ;)
No i na koniec ściana płaczu a. k. a.
Wielcy Nieobecni – trzy najbardziej pożądane produkty, które
bardzo chciałam kupić, lecz jednak musiały one ustąpić miejsca
innym by wpaść w moje ręce następnym razem...
→ mleczko pszczele w glicerynie
→ witamina C (ta rozpuszczalna w
olejach, ale od niedawna pragnę ich obu!)
→ olej z pestek śliwki
Poza tym jestem ekstraktomaniaczką –
uwielbiam je, naprawdę! No i postanowiłam sobie solennie, że od
następnego zamówienia kremy będę pakować w airlessy. Skoro od
najlepszych znanych mi kremów wymagam też najlepszych opakowań, to
w kremach własnoręcznie robionych nie może być taryfy ulgowej, co
nie? ;)
Teraz pozostaje mi wykańczać kolejne
opakowania by pojawił się pretekst do nowego zamówienia. Wiecie,
jestem rozsądna, nie mogę nakupować nie wiadomo czego kiedy półki
uginają się pod ciężarem innych produktów...
Jakie półprodukty byście mi
poleciły? Co u Was sprawdziło się najlepiej? Z góry dzięki za
wszelkie porady, przydadzą mi się pewnie szybciej niż pozwalałby
na to zdrowy rozsądek...
Pozdrawiam!
uwielbiam to uczucie także, wpadanie drobiazgów do koszyka.. czasem tylko palpitacja następuje przy płatności, ale to jedynie moment i rozpoczyna się cudowne wyczekiwanie:)
OdpowiedzUsuńjestem ciekawa różnic w tych kwasach hialuronowych, czekam zatem na wpis:)
pozdrawiam serdecznie
:)
Kurcze przydały by mi się takie zakupki :)
OdpowiedzUsuńMi się własnie skończył kwas hialuronowy i muszę kupić nowy ;]
OdpowiedzUsuńSuper zakupy :) /http://makeup909.blog.pl
OdpowiedzUsuńTeż planuję zamówienie na ZSK. Już robię listę :)
OdpowiedzUsuńPiękne zakupy :)
OdpowiedzUsuńZSK ma cudowną ofertę moich ukochanych olejów do włosów - krokosz, orzech włoski, kiełki pszenicy, pestki dyni, konopny, ahh :)
Ohoho to zakupy się udały :) Mi przydałaby się L-cysteina i jakiś fajny olej do tłustej cery.
OdpowiedzUsuń