Pomysł stary jak świat: płukanie włosów rumiankiem czy cytryną w celu rozjaśnienia włosów o ton lub nadania im złocistych refleksów. Wydawać by się mogło, że na ten temat powiedziano już wszystko co było do powiedzenia, jednak dla mnie to było za mało. Sama cytryna podsuszała mi włosy, a z kolei parzenie rumianku co drugi dzień (bo z taką częstotliwością myję włosy) było dla mnie dość kłopotliwe – często o tym zapominałam, a gorącym naparem na pewno nie będę wykonywać ostatniego płukania... Co więc wymyśliłam?
Po pierwsze: ziołowy ocet, na przykład → rumiankowy na bazie octu jabłkowego. Oczywiście z octami możemy kombinować, z ziołami zresztą też i uzyskać płukankę przyciemniającą przez użycie kory dębu, liści orzecha włoskiego czy kory kruszyny. Z kolei jeśli mamy uczulenie na rumianek (dość częste, niestety) to możemy spróbować macerowania dziewanny, pietruszki lub rzewienia.
Po drugie: nawilżające ziółko, czyli siemię lniane, korzeń prawoślazu albo kwiat lipy. Ja wybrałam siemię tylko dlatego, że zawsze mam jego paczkę w domu: należę do szerokiej sekty jego fanek i stosuję go na milion powszechnie znanych w sieci sposobów :)
Po trzecie, chłodna woda w butelce którą można zakręcić. Żel lniany kiepsko się rozprowadza, więc konieczne będzie energiczne wstrząsanie.
Co więc robimy? Dla uzyskania litra płukanki:
- Gotujemy żel lniany z jednej łyżki siemienia, odcedzamy.
- Po lekkim przestudzeniu wrzucamy go do butelki z wodą.
- Dodajemy dwie-trzy łyżki ziołowego octu.
- Dopełniamy zimną wodą do pożądanej przez nas ilości – ja lubię płukanki stosować obficie, więc na moje długie włosy potrzebuję co najmniej litra.
- Wszystko bardzo mocno wstrząsamy by jak najlepiej rozprowadzić siemię w wodzie.
Po umyciu włosów i spłukaniu z nich odżywki polewamy je obficie naszą płukanką i już nie spłukujemy.
Swój wynalazek stosuję w tej chwili od tygodnia i refleksy zaczynają być już zauważalne – subtelnie, ale jednak (przy czym bardziej widzą je moje koleżanki niż ja sama). Nawilżenie i zamknięcie łusek włosa rzuca się w oczy już od pierwszego użycia i choćby dlatego warto się z taką płukanką zaprzyjaźnić. Jeśli nie chcemy kombinować z kolorem włosów, warto nie rezygnować z maceratu całkowicie, lecz jedynie zmienić ziółko na inne, bardziej przez nas pożądane: wzmacniające (np. skrzyp), przeciwłupieżowe (szałwia), dodające objętości (tatarak) czy zmniejszające przetłuszczanie (mydlnica).
Bardzo ciekawy pomysł :) Mnie sama cytryna również lubi podsuszyć, a z siemieniem pewnie byłoby dużo lepiej.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że nie wypróbowałam tego, jak miałam jeszcze naturalny kolorek hehe :)
Hej. Chcę zafarbować włosy na ciemny brąz. Jaką farbę polecasz która nie niszczy włosów?
OdpowiedzUsuńNiestety, nigdy nie farbowałam włosów, więc mogę odpowiedzieć tylko na podstawie doświadczeń mojej mamy i koleżanek ;) Moja mama jest wielką fanką farby firmy KOSMETYKA NATURALNA (znajdziesz ją w sklepach zielarskich), a współlokatorki pokochały farbę Color & Soin, do kupienia na przykład w aptekach Dbam o Zdrowie :)
UsuńWarto jednak zauważyć, że takich farb kompletnie nie niszczących włosów nie ma - mogą je tylko niszczyć w najmniejszym możliwym stopniu. Poza tym warto rozważyć farbowanie włosów henną - z tego co wiem, to po początkowym podsuszeniu włosów (które mija) są one potem nawet w lepszej kondycji :)
Wystarczy do papki z henny dodać odżywki bez olei, a przesuszu nie będzie :)
UsuńPrzyznaję- jestem zainteresowana... Jak dotąd rozjaśnianie stosowane przeze mnie to jedynie te- przez letnie słońce
OdpowiedzUsuń