Niedzieli dla włosów nie warto robić
w pośpiechu... bo zamiast relaksującego rytuału można zafundować
sobie gorączkową walkę z efektami własnej nieuwagi ;)
Dostałam w prezencie droższe piwo, którego aromat zupełnie mi nie podszedł. Po kilka próbach pozwoliłam w końcu wygazować mu się i w myślach zaplanowałam piwną płukankę do włosów z jego udziałem. Gdzieś kiedyś czytałam, że jest to ciekawa proteinowa kuracja i skoro okazja się sama nadarzyła, to czemu by nie? Niestety, z powodu pośpiechu nie pomyślałam, by przedtem poczytać jak taka płukanka powinna wyglądać. A powinna być przede wszystkim ROZCIEŃCZONA – co najmniej 1:1, a na niektórych blogach czytałam wręcz o 1:2 czy 1:3. Ja o tym nie pamiętałam, stąd cudowny efekt posklejanych strąków:
Dostałam w prezencie droższe piwo, którego aromat zupełnie mi nie podszedł. Po kilka próbach pozwoliłam w końcu wygazować mu się i w myślach zaplanowałam piwną płukankę do włosów z jego udziałem. Gdzieś kiedyś czytałam, że jest to ciekawa proteinowa kuracja i skoro okazja się sama nadarzyła, to czemu by nie? Niestety, z powodu pośpiechu nie pomyślałam, by przedtem poczytać jak taka płukanka powinna wyglądać. A powinna być przede wszystkim ROZCIEŃCZONA – co najmniej 1:1, a na niektórych blogach czytałam wręcz o 1:2 czy 1:3. Ja o tym nie pamiętałam, stąd cudowny efekt posklejanych strąków:
włosy w świetle naturalnym / zbliżenie na sztywne jak drut strączki
Oto czego użyłam:
- oliwka Babydream fur
Mama na kilka godzin,
- mycie skóry głowy żelem Babydream
Kopf-bis-Fuss,
- mycie długości odżywką Mrs. Potter's z ginkgo
biloba i keratyną,
- odżywka do włosów Alverde z olejem arganowym i
migdałowym na dziesięć minut,
- płukanka z nierozcieńczonego piwa
xD,
- wcierka Loxon 5%,
- zabezpieczenie końcówek serum Bioelixire.
Po całym rytuale i lekkim podsuszeniu
włosów zaplotłam je w warkocz, bo którego rozlątaniu moim oczom
ukazała się totalna masakra. Jak wyglądają posklejane włosy wie
chyba każdy, odpuszczę sobie plastyczne opisy ;) Macie zresztą zdjęcia powyżej. W każdym razie, natychmiast po ujrzeniu tego pobojowiska pobiegłam spłukać włosy dużą ilością letniej wody i oto jak wyglądały po takiej reanimacji:
Końce wymagają po lecie podcięcia, to nie ulega wątpliwości. Ale poza tym jest zupełnie nieźle i widzę, że włosy są doproteinowane, ale nie przeproteinowane. Wizualnie nie jest do końca dobrze, ale trudno powiedzieć czy to wina samej płukanki, czy mojej pomyłki :D
Do płukanki z piwa z całą pewnością
jeszcze wrócę. Staram się eksplorować ten element pielęgnacji (obecne planuję wrócić do mojej płukanki rozjaśniającej z niedawnego wpisu) i
zanim ocenię czy moje włosy lubią piwo czy nie, muszę dać im
szansę poznać się z nim we właściwy sposób ;)
Też już mi się zdarzyło coś takiego i to nie raz.
OdpowiedzUsuńhaha :)! Kto czyta nie błądzi! :)! ale pomysł z piwem generalnie zacny :)!
OdpowiedzUsuńHe he, no i tak można :)
OdpowiedzUsuńRobiłam kiedyś piwną płukankę, rozcieńczoną, ale nie spodobała mi się i tak ;)
Myśle, że to zależy od porowatości włosów. U mojej znajomej taka płukanka dawała super efekty, u mnie raczej nie, za to octowa już tak, za to u koleżanki już nie ;) Trzeba próbować metodą prób i błedów by przekonac się co pasuje naszym włosom :)
OdpowiedzUsuńniewiadono jak rozcieńczone piwo zawsze posklejało i usztywniło mi włosy, dlatego już jej nie stosuje :)
OdpowiedzUsuńO, a moje włosy bardzo fajnie się układają po porteinach, leję na nie także nierozcieńczone piwo i jest ładnie - co osoba to inaczej :)
OdpowiedzUsuńA mycie szerokości czym?
OdpowiedzUsuńLena
Dziękuję za ten jakże wiele wnoszący komentarz ;)
UsuńPS. Czyżby (Magda)lena? ;>