Przyszła jesień (a gdzieniegdzie i
zima), a tym samym definitywnie skończył się sezon na odkryte
buty. No, chyba, że lubicie pokazywać sine paluchy w czymś takim
;) KLIK!
W związku z powyższym, postanowiłam
w tym miesiącu przetestować wreszcie złuszczające skarpetki
zakupione latem prosto z limitowanej serii wakacyjnej w Biedronce
(tej z Batistem, podróbkami Tangle Teezera itd.). Czas, w którym
skarpetki miały pokazać caą swoją moc już upłynął, więc mogę
wreszcie opisać wszystkie moje wrażenia.
Skarpetki trafiają do nas w dużej
foliowej saszetce, w której znajdujemy dwa foliowe „buty”
pasujące na stopy poniżej rozmiaru 42. By ułatwić sobie sprawę i
do minimum zmniejszyć ryzyko poślizgnięcia się czy spadnięcia
skarpety polecam Wam nałożyć na nie jeszcze coś – u mnie były
to miękkie kapcie o fasonie balerinek.
Na opakowaniu widzimy skład płynu,
który w ilości 20 ml znajduje się w każdej skarpecie. Jak
widzicie, mamy tam sporo kwasów oraz kilka ładnie wyglądających
wyciągów, prawdopodobnie mających łagodzić ewentualne
podrażnienia:
INCI: Alcohol, Water (Aqua), Propylene Glycol, Lactic Acid, Isopropyl Alcohol, Glycolic Acid, Betaine, Anthemis Nobilis Flower Extract, Citrus Medica Limonum (Lemon) Fruit Extract, Carica Papaya (Papaya) Fruit Extract, Pyrus Mallus (Apple) Fruit Extract, Citrus Aurantium (Orange) Fruit Extract, Triclosan, Salicylic Acid, Menthol, PEG-60 Hydrogenated Castor Oil, Disodium EDTA, Fragrance (Parfum)
Skarpetki nałożyłam na dokładnie
umyte i wysuszone stopy. Po około dwudziestu minutach zaczęłam
czuć dość intensywne mrowienie skóry – przypisuję je zawartemu
w dość dużej ilości mentolowi. Postanowiłam zastosować produkt
przez maksymalną ilość czasu i skarpetki ściągnęłam dopiero po
1,5 h – przez ten czas mrowienie albo zmniejszyło się, albo po
prostu się do niego przyzwyczaiłam ;) Z całą pewnością na
koniec już go nie odczuwałam.
Po zdjęciu skarpetek nie było widać
żadnego śladu przeprowadzenia zabiegu. Złuszczanie nieśmiało
zaczęło się u mnie po czterech dniach, a skończyło już po
kolejnych trzech. Tak więc tydzień po sesji w skarpetkach u mnie
było już po wszystkim. I jak wyszło?
No właśnie nijak.
Wyobrażałam sobie, że produkt ten
skierowany jest do osób ze stopami zaniedbanymi, którym żadna
rozsądna ilość pumeksów i kremów nie jest w stanie pomóc.
Ponieważ ja, przeciwnie, mam na stopach jedynie po dwie symetryczne
nieestetyczne „strefy”, liczyłam na efekt stóp jak u
niemowlaka. Więc oczywiście przeliczyłam się ;)
Złuszczanie było – nie powiem, że
nie. Efekt był wyraźny i z całą pewnością ciekawy, ale jakimś
cudem idealnie ominął kłopotliwe miejsca na moich stopach ;)
Słowem: u mnie zadziałał tam, gdzie naskórek tak czy inaczej nie
był zbyt pogrubiały. Tam, gdzie rzeczywiście kosmetyk miałby pole
do popisu, skarpetki zawiodły na całej linii.
Pozostaje mi tylko zastanowić się,
czy skarpetki złuszczające to po prostu kiepska kategoria
produktów, czy może moje były po prostu słabe – pamiętam, że
gdy pierwszy raz dowiedziałam się o tym produkcie, to można było
kupić je jedynie na Azjatyckim Bazarze za jakieś ~60 zł. Kto wie,
może jest to jeden z tych kosmetyków, na których nie ma co
oszczędzać?
Używałyście kiedyś skarpetek
złuszczających innych firm? Byłyście z nich zadowolone czy
niekoniecznie?
Ja pewnie jeszcze dam szansę produktowi tego typu,
ale tym razem chciałabym zrobić porządny wywiad na którą markę
warto się zdecydować :)
W ostatni piątek 21 listopada zakupiłam skarpetki LBiotika ( firma biowaxu)
OdpowiedzUsuńi nie wytrzymałam od razu założyłam, tak jak Ty na 1,5 godzinki, czyli maksymalny czas. Następny dzień nic. Kolejny nic. Jeszcze jeden malutka skórka. Zdenerwowałam się, że wyrzuciłam 9 zł w błoto ( promocja była) aż tu nagle 2 dni później, schodziła ze mnie skóra jak z węża. Teraz czekam na ostatnie łuseczki, ale czuje już nowe nóżki. Miałam je bardzo zniszczone po lecie, więc wiem, ze będe musiaa zastosować jeszcze raz ten zabieg za około 1,5 miesiąca. Ale warto. Polecam z całego serca. To były jedyne takie skarpetki z jakimi miałam do czynienia.
Ooo, nie wiem jak z Twoimi skarpetkami, ale na moich właśnie napisane było, że złuszczanie ma zacząć się 4-7 dni po zabiegu [u mnie były to cztery] i zakończyć się po kolejnych 3-5 [u mnie to było pięć], więc mnie całe to rozłożenie w czasie w ogóle nie zdziwiło - tak jak napisałam w recenzji, niemile zaskoczyła mnie jedynie skuteczność :P Ale w takim razie zapamiętuję sobie nazwę L'Biotica i jeśli nie będzie więcej propozycji to będę miała łatwy wybór przy następnym podejściu :))) Dzięki!
UsuńMojej mamie by się coś takiego spodobało, ona ciągle szuka jakichś specyfików na stopy (der coś tam... z kw. salicylowym, wit. pp, kamforą, cekroderm i jakieś inne). Ale mam już pomysł na prezent dla niej na święta :). Inny.
OdpowiedzUsuńMiałam te, co prawda w za dużym rozmiarze, ale ładnie złuszczyły to co niepotrzebne na stópkach. Jednak efekt był krótkotrwały niestety :(
OdpowiedzUsuńchyba będę na nie polować :)
OdpowiedzUsuńKurde, ciekawa rzecz! :)
OdpowiedzUsuńwww.xkasia.blogspot.com
A ja je nawet lubię i używam co kilka miesięcy. Może nie zastąpi to całej pielęgnacji stóp - dalej warto używać zmiękczających kremów itp, ale używając tych "skarpet" przed jakimiś wydarzeniami w stylu wakacje itp, czuję się jakoś lepiej i bardziej zadbana :) Na pewno moje stópki są bardziej miękkie i przyjemniejsze, odkąd używam tego peelingu.
OdpowiedzUsuńJa miałam dość spory problem jeśli chodzi o skórę na stopach oraz pięty. Myślałam, że pumeks i krem załatwią sprawę, ale nic bardziej mylnego. Niestety okazało się, że musiałam zasięgnąć pomocy podologa z http://www.instytutpodologiczny.pl. Znalazłam ich w internecie, ale też sporo słyszałam. Teraz mam wdrożone leczenie i widzę znaczną poprawę. Skóra jest wyraźnie gładsza, a pięty nie pękają.
OdpowiedzUsuń