Słowo harcerza, że mój przedziałek nie jest taki szeroki - po prostu mam na głowie tyle proszku, że leży on wręcz NA WŁOSACH, a nie tylko na skórze ;D |
Czy słyszałyście kiedyś o hinduskim
święci Holi? Znane jest ono także jako Festiwal Kolorów – a to
za sprawą tradycji obrzucania się barwnymi proszkami. Niesamowicie
pozytywne przesłanie tego święta (pozbycie się zła, nowy początek
i wybaczanie) oraz niewątpliwie urzekająca oprawa wizualna
sprawiają, że wydarzenia nim inspirowane przenosimy także na nasz
grunt. W tym roku Gdańsk może pochwalić się wczorajszą II edycją
Color Day PG, a ponadto Festiwalem Kolorów planowanym na zbliżający
się wielkimi krokami sierpień.
Odbywający się wczoraj Color Day to impreza łącząca przyjemne z pożytecznym, a wszystko to w bajecznej chmurze kolorowego pyłku. Bieg na jeden lub pięć kilometrów to część przyjemna, pożyteczna zaś to zbieranie datków na Pomorskie Hospicjum dla Dzieci (na które możecie wpłacić Waszą darowiznę, jeśli chcecie!). Jeśli nigdy nie byłyście na takim wydarzeniu, to bardzo Was do nich zachęcam – bardzo prawdopodobne, że Wasze miasta też mogą pochwalić się podobnymi eventami :)
No dobrze, ale co to ma wspólnego z
Niedzielą dla Włosów? Całkiem sporo... ;)
Po mojej pięciokilometrowej przebieżce
wyglądałam, jakbym głowę zanurzyła w różowym pyłku. Nie
pamiętam nawet kto mnie tak urządził, ale miałam z niego na
twarzy właściwie maseczkę... przynajmniej nie było widać jaka
czerwona zrobiłam się z wysiłku! ;D Mnóstwo proszku miałam też
we włosach, które podczas zbierania ich w kitkę narobiły mi
strachu: w dotyku były suche i tępe, niczym najgorszy zaniedbany
kołtun. Przypomniało mi się wtedy, że rok temu usłyszałam od
moich przyjaciółek, że proszki Holi bardzo wysuszyły im
włosy. Rzut okiem na torebkę z resztką pyłku i... wszystko jasne
:)
Soda oczyszczona! Nic dziwnego, że
tych parę godzin z proszkiem na głowie potrafi narobić niezłych
szkód. Postanowiłam nie sprawdzać w jakim stanie będą moje włosy
jeśli umyję je „normalnie”: zdecydowałam się od razu strzelić
z grubej rury i zafundować im kurację głęboko nawilżającą
inspirowaną pomysłami Wiedźmy oraz PEH od Anwen.
Lejąc na włosy wodę z prysznica
okazało się, że zmoczenie ich stało się nagle baaardzo trudne...
Przy tym nawet wilgotne nie miały ani trochę poślizgu.
Przeprosiłam się więc z balsamem Mrs. Potter's, którego od czasu
ścięcia włosów nie używam – bo służył mi tylko do zmywania
olei, a tych już nie nakładam.
Po myciu Potter'sem sięgnęłam po mój
pewniak, czyli → Natur Vital Hair Loss do włosów
przetłuszczających się. Po pierwsze dlatego, że mycie skalpu
odżywką zawsze bardzo mi ją podrażniało. A po drugie dlatego, że
proszku we włosach miałam tyyyle, że nie chciało mi się wierzyć,
że jednym co-washem pozbędę się wszystkiego ;)
Szampon trzymałam na głowie parę
minut, po spłukaniu zawinęłam włosy na chwilę w ręcznik, a
następnie nałożyłam dużą ilość mojej mikstury. W jej skład
wchodziły:
- łyżka maski Kallos Keratin
- łyżka żelu aloesowego Flos-Lek
- dwie „pompki” oleju arganowego Nacomi (z opakowania po serum Biovax A+E)
- łyżeczka jogurtu greckiego
Ostatni składnik dodałam pod wpływem
impulsu. Dawkę protein miała zapewnić moim włosom proteinowa
maska, ale później do głowy przyszło mi, że:
1. dałam do
mieszaniny dość dużo aloesu, więc by uniknąć przenawilżenia i
spuszenia włosów – warto dołożyć proteinek
2. ilość protein
w masce Kallos szacuję na niewielką, w ich składach substancje
aktywne są najczęściej w okolicach Parfum: albo tuż przed, albo
wręcz za kompozycją zapachową.
3. maska wyszła mi dość rzadka,
a jogurt ładnie ją zagęścił :)
Mikstury wyszło mi sporo, o wiele za
dużo do włosów tak krótkich jak moje. Ponieważ nie bawię się
raczej w trzymanie takich rzeczy w lodówce, po prostu wmasowałam
mieszaninę we włosy metodą Henrietty (tylko o wiele krócej) i
następnie dołożyłam resztę. Na to czepek i trzydzieści minut
czekania.
Po spłukaniu zeserwowałam włosom
stały repertuar, by móc jak najbardziej obiektywnie ocenić wpływ
maski na moje włosy. Tak więc poszło płukanie chłodną wodą, turban z
ręcznika na parę minut, a na koniec ugniatanie parę chwil, z
odżywką b/s Ziaja Intensywne Nawilżanie.
Pierwsze dwa zdjęcia - światło naturalne, po prawej - flesz. |
Włosy po umyciu BOSKIE. Miękkie,
gładkie, elastyczne, fajnie skręcone – dorobiłam się nawet
rulonów po bokach głowy :) Tył niezależnie od długości włosów
kręci mi się zawsze bardzo słabo w porównaniu z resztą, ale
nawet i tu końcówki poskręcały się :)
Jestem z efektów bardzo, bardzo
zadowolona. Co prawda, widzę na głowie parę pasm jakby ciut
bardziej suchych od pozostałych, ale myślę, że są to te miejsca,
gdzie zostałam wręcz „natarta” proszkiem ;D Do następnego
mycia zaserwuję im ulubionego olejowego Biovaxa i na pewno dojdą do
siebie.
Jak widać, moja dzisiejsza Niedziela
dla Włosów była dość bogata w informacje i eksperymenty :D Jak
Wam się podoba? Czy w miastach z których piszecie macie podobne
imprezy?
Buziaki,
K.
Oh, a wczoraj strasznie żałowałam, że nie mogłam iść na Color Run w moim mieście. Ale może to i lepiej? ;) I odżywki Ziaja są najlepsze :)
OdpowiedzUsuńO, a skąd jesteś, jeśli mogę wiedzieć? Następnym razem idź koniecznie - włosy czy nie włosy, kopniak pozytywnych wibracji i pomoc bliźniemu są tego warte! A włoski mają się dzisiaj jeszcze lepiej niż po samym myciu, więc jeden zabieg w całości im zrekompensował ewentualne straty ;)
UsuńO rany jak zobaczyłem zdjęcie to najpierw myślałem, że sobie wtarłaś jako odżywkę jakiś silny kwas XD.
OdpowiedzUsuńZdjęcie na wejściu nieco mnie przeraziło ;D ale regeneracja bardzo na plus - włosy pięknie wyglądają :)
OdpowiedzUsuńDobrze wiedzieć. Nigdy nie miałam problemów po festiwalu kolorów, ale zawsze warto się lepiej przyjrzeć :)
OdpowiedzUsuńKurcze ciekawie to musi wyglądać :D. Słyszałam o tym ale widzieć nie widziałam :P. Pierwsze zdjęcie chociaż trochę oddaje co się mogło tam dziać, co do imprezy w moim mieście to nie mam zielonego pojęcia ale chętnie się dowiem :). Nie wiem czy moje włosy wytrzymały by tyle tego proszku :P
OdpowiedzUsuńZazdroszczę! Chciałabym uczestniczyć w takiej imprezie!
OdpowiedzUsuńCzekam, aż będzie w Wawie:). Boję się tylko, że soczewki mi zniszczy i nic nie będę widzieć.
OdpowiedzUsuńU nas i w tej, i w zeszłorocznej edycji w każdym pakiecie startowym znajdowała się para okularów przeciwsłonecznych, które bezwzględnie warto mieć na nosie podczas biegu - inaczej naprawdę nie polecam! Jeśli u Was nie będą ich rozdawać, weź swoje własne z domu koniecznie :)
Usuń