Relacje z See Bloggers właśnie w tej
chwili zalewają blogosferę, więc oczywiście muszę dołożyć do
tego swoją cegiełkę. W przypadku wydarzenia na prawie tysiąc osób
(z czego sześćset to uczestnicy z całej Polski tacy jak ja) nie
da się ująć wszystkiego ani nawet prawie wszystkiego, ale paroma
obserwacjami podzielę się na pewno. Ci z Was, których interesowały
oferowane prelekcje na pewno oglądało je przez streaming na żywo,
więc nie będę się o nich rozpisywać. Dla mnie motywami łączącymi zaskakująco dużą ilość wystąpień były próby umiejscowienia blogów w kontekście innych mediów i źródeł informacji oraz... Snapchat i jego fenomen.
Zdjęcie dzięki uprzejmości Martusi z jej Kuferka ;) |
Choć galę rozpoczęcia przewidziano
na 9.45 w sobotę, ja zjawiłam się na miejscu już o ósmej, kiedy
to miała zacząć się rejestracja uczestników. Spodziewałam się
dzikich tłumów i chcąc ich uniknąć właściwie wygłupiłam się
;) Organizacja stanęła na wysokości zadania, otwarte były trzy
„okienka” i o 8.30 nie miałam właściwie co ze sobą zrobić...
Nie znałam osobiście zbyt wielu blogerów, a nie pomyślałam o
tym, by wymienić się choćby numerem telefonu z tymi, których
znałam (brawo ja). Więc nie mając pojęcia czy i kiedy dotrą, zajęłam
się testowaniem mojego nowego aparatu fotograficznego. Kupiłam go
dopiero w zeszłym tygodniu i nie znam jeszcze pełni jego
możliwości, dlatego przepraszam Was za momentami wątpliwą jakość
moich zdjęć ;)
Cisza przed burzą... to znaczy oblężeniem ;) |
Podczas przechadzki po całym Pomorskim
Parku Naukowo-Technologicznym (w którym to konferencja See Bloggers
miała miejsce) rzuciła mi się w oczy rzecz niesamowita i
niespotkana dotąd na żadnej imprezie masowej: spokój. Podczas gdy
kolejne stanowiska wyrastały jak grzyby po deszczu, a blogerów na
terenie obiektu przybywało, nikt nie biegał, nie panikował, nie gorączkował się. Wolontariusze (będący przy okazji niesamowicie
sympatycznymi i pomocnymi ludźmi!) przemieszczali się żwawym
krokiem metodycznie załatwiając kolejne sprawy z płynnością dobrze
naoliwionego mechanizmu. Przyjemnie było na to patrzeć, bo do tej
pory kuluary takich imprez kojarzyły mi się głównie z nerwówką
i bieganiną z telefonem w jednej ręce, a
narzędziami/materiałami/pakunkami pod pachą drugiej. Widok pracy
nad See Bloggers stanowił prawdziwie odświeżające przeżycie ;)
Stanowisko firmy FM Group... loading, please wait |
Po przemieszczeniu się do sali
konferencyjnej (gdzie podczas całej konferencji odbywały się
dostępne dla wszystkich wykłady największych gwiazd blogosfery)
wśród siedzących w niej osób wypatrzyłam znajomą buzię Dagmary
z bloga → Niebieskooka Testerka i pierwszej prelekcji wysłuchałyśmy
razem.
Było to wystąpienie Grzegorza
Strzelca z Grupy Onet na temat jego „dobrego kumpla” SEO. Jeśli
tworzysz w internecie i nie wiesz co to jest, dowiedz się
koniecznie. Ja miałam podstawy tematu zdobyte z ebooka Asi Glogazy,
ale okazały się one kroplą w morzu informacji jakim zalał nas
Grzesiek. Była to najbardziej „technologiczna” prelekcja na
jakiej podczas See Bloggers byłam i zarazem jedna z najbardziej
praktycznych. Pomyślałam wtedy, że nawet gdyby reszta dnia czy
weekendu skopała się, to dla tego jednego wystąpienia warto było
przyjechać... Na szczęście okazało się (spoiler alert!), że bardzo równy,
wysoki poziom utrzymał się aż do ostatniej minuty niedzieli.
Gdy miejsce Grzegorza zajął Konrad z
Halo Ziemia nie wiedziałam jeszcze, że zostanę wbita w fotel. W przeciwieństwie do poprzednika, Konrad nie tyle dawał rady jak coś robić, a bardziej opowiadał co
on robi... i dlaczego. Niesłychanie mądry człowiek, bardzo ludzki
i mówiący z prawdziwym przekonaniem – to musiało się udać.
Zostałam kupiona w całości.
Kolejną prelekcją okazała się
prezentacja Magdy z My Pink Plum – tym razem z innej beczki, bo od
strony graficznej. Magda okazała się przesympatyczną osobą, która
mówiła na do tej pory niezbyt interesujący mnie temat z pasją,
której żar poczułam na odległość ;)
Po takiej ilości wykładów bardzo
potrzebowałam przerwy. Małym minusem odbycia takiej ich ilości
jeden za drugim było to, że nie było między nimi nawet pięciu
minut przerwy – ot, tyle tylko, by jeden prelegent zszedł, drugi
wszedł, odpalił prezentację i tyle. Wyjście do toalety czy po coś
do picia oznaczało spóźnienie, czyli coś czego nienawidzę ;) Na
szczęście kolejna taka próba charakteru czekała mnie dopiero
następnego dnia, bo w sobotę czekały na mnie jeszcze warsztaty.
Mała ilość wolnego czasu wiąże się
też pośrednio z innym, tym razem naprawdę poważnym (ale jedynym
tego kalibru) minusem konferencji. Był to... głód. Nie głód
wrażeń, nie głód wiedzy, tylko ten najpospolitszy fizjologiczny
głód powodujący przykre ssanie w żołądku ;) Właściwie całe
zaplecze „obiadowe” na See Bloggers stanowił jeden foodtruck i
jeden mały bar sałatkowy (Dr Bardadyn). Kawa, herbata i
ciastka dostępne były za darmo i przez cały czas, lecz zwyczajnie
brakowało moim zdaniem czegoś konkretnego. Choć Surf Burger stanął
na wysokości zadania i raczył nas przepysznym jedzeniem, to kazał
sobie za to słono płacić... czterdziestoma minutami czekania. To
samo tyczyło się zresztą także Bardadyna. O ile w sobotę
znalazłam w swoim grafiku trzy kwadranse między jednymi zajęciami
a drugimi, o tyle w niedzielę moja najdłuższa przerwa trwała pół
godziny. Za krótko by zalała mnie „fala tejstu”, za krótko by
zamówić pizzę, iść/jechać do knajpy... Wiecie jak jest: da się
przetrwać cały dzień na śniadaniu, ciastkach i kupionym na stacji
benzynowej jogurcie, ale po co? ;) Myślę, że drugi foodtruck
załatwiłby sprawę i mam wielką nadzieję, że zostanie to
rozważone przy organizacji kolejnego wydarzenia marki See Bloggers
^^
Czekając na Godo... hamburgery, czyli za obiektywem ja, przed obiektywem Justyna, a w tle nasze oaza/Mekka ;) |
Dzień pierwszy zwieńczyła klubowa
impreza w klimacie kubańskiej Havany. Sama nie zostałam na niej
zbyt długo, ale mam wrażenie, że najlepsza część mnie nie
ominęła! Urocza tancerka nauczyła nas podstawowych kroków
bachaty i salsy, więc bioderka poszły w ruch ;) No, moje to może
najmniej, bo na parkiecie mam tyle gracji co wyrzucona na brzeg morza
ryba... Ale zrobiłam co w mojej mocy, a zarażająca uśmiechem i
entuzjazmem instruktorka sprawiła, że niezbyt się moim kalectwem
przejmowałam ;)
Świetną passę podtrzymało
odbywające się następnego ranka śniadanie z BelVitą. Poszłam na
nie wściekle głodna, cały czas z tyłu głowy obawiając się, że
dostaniemy po prostu ciastka. Tymczasem w strefie cookingowej (czemu nie można jej było nazwać kulinarną?) czekały
na nas szwedzkie stoły z jogurtem naturalnym, świeżymi owocami,
miodem, orzechami i oczywiście produktami BelVita, których tartinki
osobiście zawsze bardzo lubiłam :D Śniadanie zjadłam w
towarzystwie przesympatycznej Marty z → Martusiowego Kuferka, którą
poznałam dzień wcześniej na warsztatach z Anwen. I o Ani, i o
Martusi jeszcze Wam napiszę, bo obie całkowicie mnie oczarowały ;)
Po śniadaniu znalazłyśmy poznaną
dzień wcześniej Justynę z → Czekam i pachnę i razem
powędrowałyśmy na warsztaty, po których postanowiłyśmy wziąć
wreszcie udział w licznych konkursach i atrakcjach dostępnych w
formie wysepek pomiędzy poszczególnymi strefami See Bloggers. Była
ich cała masa, więc bez szans na wypróbowanie wszystkiego... ale
już z myślą o kolejnych edycjach zwróciłam uwagę na to, że na
konferencji See Bloggers nie sposób się nudzić. Choć wielki
stos uwielbianych przeze mnie planszówek wyglądał kusząco, to
wokół działo się zdecydowanie zbyt wiele by się nim zaopiekować
;)
Z tych widocznych polecam Wam kultowe Jungle Speed (tzw. Prawo Dżungli) i nieco mniej znane "Wsiąść do pociągu"! :) |
Co ważne, na See Bloggers wzięto pod
uwagę, że nie tylko ilość atrakcji się liczy, ale też ilość
ich rodzajów. Dzięki możliwości wybierania spośród prelekcji,
warsztatów, wysepek i innych towarzyszących eventów (jak impreza
klubowa chociażby) każdy mógł moim zdaniem znaleźć coś dla
siebie. Introwertycy mogli zniknąć w anonimowym tłumie na
wykładach, łowcy giftów i partnerów do współpracy mogli szukać
ich na warsztatach, a szukający blogerskich znajomości
bezproblemowo zagadywali do kręcących się po wysepkach ludzi.
Po co zagadywać, skoro można podziwiać buty? Później się rozkręciłam, ale właścicielki tych cudeniek nie spotkałam ;( |
I to było oczywiście mega fajne!
Skoro wszyscy mamy tę samą pasję, to startowo łączy nas już o
wiele więcej niż z większością spotykanych przez nas każdego
dnia ludzi, a to z kolei sprawiło że wymagająca przełamania pierwsze lody były wyjątkowo kruche. Było to widać na każdym kroku :) Zanim konferencja na
dobre się zaczęła już zagadała do mnie jedna z wolontariuszek by
skomplementować moją bluzkę (tak mnie zatkało, że nie odwdzięczyłam się pochwałą jej fryzury, która z kolei zwróciła moją uwagę)... potem wolontariuszka Gosia rozmową
umiliła mi ponad półgodzinne stanie w kolejce na badanie włosów...
a nieznany mi z imienia wolontariusz w strefie Fashion & Beauty
swoimi dowcipami był na dobrej drodze do skradzenia Anwen jej
warsztatów z włosomaniactwa ;) Na końcu napomknę o innym przykładzie niesamowitej serdeczności wszechobecnej bez względu na
tematykę czy zasięg bloga - wiecie, że ktoś tak znany jak
Radzka normalnie dołączył do "mojego" stolika podczas krawieckich
warsztatów z Burdą i wypytywał nas o nasze małe blogi? Kurczę, to mi na usta cisnęły się dziesiątki pytań, a skończyło się na sytuacji zupełnie odwrotnej ;)
W każdym razie po śniadaniu i
porannych warsztatach ponownie zapuściłam korzenie w sali głównej,
gdzie czołowe nazwiska blogosfery podzieliły się z nami swoją
wiedzą. Prelekcja Pawła Opydo dotyczyła nie tyle wyglądu bloga
(co mógłby sugerować jej tytuł), co jego designu. Bo blog ładny
i blog przemyślany czy stylowy to dwie zupełnie różne rzeczy –
co obok koncepcji Experience Design bardzo zapadło mi w pamięć.
Choć notowałam jak oszalała, będę musiała o tym jeszcze dużo
poczytać sama i dużo popracować... Poniekąd zdawałam sobie z tego sprawę wcześniej –
ale teraz zostałam do tego zmotywowana. I o to chodzi!
Zaskakująco fajna okazała się
prelekcja Ryana Socasha – zostałam na niej bardziej z ciekawości
niż z autentycznego zainteresowania tematem telewizji internetowej.
Podobnie jak Magda prelegent okazał się osobą tak maksymalnie
zajaraną swoim zajęciem, że entuzjazm od razu mi się udzielił i
gdybym tylko miała kanał na YouTube to zapukałabym do
MediaKraft... jednakże na chwilę obecną nie planuję takiej
kariery, więc skomentuję jedynie tak: szkoda, że tłumacz Ryana
nie przekładał żartów, które nam serwowano :D Socash okazał się
szalenie dowcipnym facetem, który na dodatek do perfekcji opanował
stosowanie terminu „gimbaza” - szacunek dla człowieka, któremu
udało się wytłumaczyć mu takie niuanse naszego pięknego języka
;)
Po krótkiej (zbyt krótkiej by zjeść
hamburgera, #najgorzej) przerwie odbył się fantastyczny panel
dyskusyjny na temat kultury. Od razu mówię: Zwierz Popkulturalny ma
taką charyzmę, że moim zdaniem po prostu ukradła ten panel :D Co
nie znaczy, że Marcin Meller, Michał Fedorowicz czy Asia Szpachla
mówili mniej ciekawie czy w ogóle mniej – poziom dyskusji był
naprawdę wysoki, od każdego z nich dowiedziałam się wartościowych
rzeczy i zwróciłam uwagę na kwestie, którym wcześniej nie
poświęcałam zbyt wiele uwagi. Miodzio. Szkoda, że telewizyjne
dyskusje częściej serwują nam porcję komunałów zamiast mówić
takie rzeczy z takimi ludźmi – tutaj dodam tylko, że swoisty
zmierzch (czy właściwie zmiana rozkładu sił) „starych” mediów
przewijała się przez prawie każdą prelekcję, w której brałam
udział. Ku pamięci.
Przyczajony tygrys, ukryty smok - jak na zwierza przystało, Kasia opanowała sztukę kamuflażu i za skromnym spuszczeniem oczu kryje się prawdziwe... zwierzę sceniczne ;) |
Po świeżo przeprowadzonej zmianie
tematu prelekcji prezentacja Tomka Tomczyka również dotknęła tematu starych mediów
(co niekoniecznie miałoby miejsce, gdyby
trzymał się pierwotnego planu mówienia o self-publishingu). Gdy
Tomek wreszcie wszedł na scenę smutno było mi, że to już prawie
koniec. Na pociechę jego prelekcja okazała się wisienką na torcie
– co tu dużo mówić, zajebistą wisienką na naprawdę zajebistym
torcie ;) Czterdzieści pięć minut wypełnił analizą rynku,
praktycznymi wskazówkami, czymś z pogranicza coachingu
motywacyjnego i innymi składnikami serwując nam naprawdę smakowity
koktajl wiedzy, która po prostu się przydaje.
Jest i Piesia! ^^ |
Gdy po jego wystąpieniu rozwiązano
część odbywających się podczas konferencji See Bloggers
konkursów, a następnie zrobiliśmy sobie pamiątkowe grupowe
zdjęcie przyszedł czas na słodko-gorzkie pożegnania i powroty do
rzeczywistości. Ja musiałam zwijać się naprawdę błyskawicznie,
więc z przekochanymi dziewczynami Martusią i Justyną zamieniłam
dosłownie parę słów i popędziłam w siną dal, by dojechać do
domu, a dziś o piątej wstać na praktyki ;)
Dream team! :D |
Co jeszcze mogę dodać? Ludzie,
bierzcie udział w takich wydarzeniach. Czerpcie od mądrzejszych, szukajcie
tych pozytywnych i uśmiechniętych, poznawajcie ich, róbcie zdjęcia
i wymieniajcie się doświadczeniami. A jak przy okazji wypijecie z
nimi trochę whisky albo cydru, zatańczycie salsę albo trochę się
powygłupiacie... to nie ma szans, byście nie zapragnęli tego
powtórzyć :)
Kosmeonautka
Nie wiem kto wymyślił by Ice Watch rozdawał te wianki, ale pomysł mnie urzekł <3 |
Ostatnie zdjęcia świetne ;D Bardzo do twarzy Ci w tych krótkich włosach :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Nawet się załapałyśmy na zdjęciu na wykładzie z SEO :) Super, że Ci się podobało. Takie imprezy są niesamowicie inspirujące.
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że w ogóle często Was napotykałam i choć siostrzane podobieństwo zauważyłam od razu, to nie umiałam skojarzyć Was z blogiem - super, że się odezwałyście ^^ A jak Wasze wrażenia? Jeśli napiszecie relację to koniecznie ją tutaj podlinkujcie, a jeśli nie - odezwijcie się do mnie dowolnym kanałem (mail, Facebook, G+, ...); z radością porównam Wasze spostrzeżenia z moimi :)
UsuńRównież byłam :) szkoda, że się nie poznałyśmy ale nic straconego!
OdpowiedzUsuńDagmarę znam :)
Na początek obserwuję :)
Relacja z wydarzenia jest opisana tak genialne, że aż czuję jakbym tam naprawdę była :D:D:D #żarcikmusibyć A mówiąc już całkiem poważnie, to jak najbardziej podpisuję się pod Twoimi słowami, zarówno odnośnie prelekcji, spotkanych osób jak i burczenia w brzuszku. :-) Tak bardzo się cieszę, że mogłyśmy się poznać!
OdpowiedzUsuńPiękna zmiana szablonu :-*
Świetne wspomnienia. Mam podobne wrażenia jeśli chodzi o jedzenie, ale mimo tego wszystko było super :)
OdpowiedzUsuńA gdzie można znaleźć informacje o tego typu wydarzeniach? O jakichś lokalnych spotkaniach blogerów czasami coś wpadnie mi w ucho, pod koniec roku dowidzialam się o blogowigilii, a teraz to :-)
OdpowiedzUsuńPowiem Ci, że mnie samą sporo rzeczy ominęło i dalej omija, a o tym co wiem dowiaduję się najczęściej pocztą pantoflową - od znajomych blogerek. Ale jeśli masz konto na Facebooku, to zaczep mnie na nim, a ja podeślę Ci parę linków :)
Usuńobawiam sie ze bylabym zwyczajnie głodna :)
OdpowiedzUsuńobawiam sie ze bylabym zwyczajnie głodna :)
OdpowiedzUsuńNo proszę jest i Justyna! to gdybym była pewnie byłaby szansa się poznać szybciej:P
OdpowiedzUsuńO nieee... Ja tak bardzo chciałam pójść na warsztaty z Radzką, ale trochę się spóźniłam i głupio mi było wejść już po rozpoczęciu (też nienawidzę się spóźniać!), teraz tym bardziej żałuję :(
OdpowiedzUsuńJestem pod wrażeniem. Bardzo ciekawie napisany artykuł.
OdpowiedzUsuń