8/04/2015

Kosmeonautka na See Bloggers cz. 2 - #doyouseebloggers?

Zeszły miesiąc okazał się dla mnie całkowicie szalony pod kątem blogerskich spotkań. W niecały tydzień po intensywnym weekendzie na → konferencji See Bloggers spotkałam się z kilkoma trójmiejskimi blogerkami, o czym również z pewnością Wam opowiem. Dziś jednak czas na ciąg dalszy mojej relacji z niezapomnianych dwóch dni spędzonych w Gdyni z tysiącem osób o takiej samej zajawce jak moja.
Martusiu, dzięki Ci i za to zdjęcie! I <3 Martusiowy Kuferek ;)


Jak pisałam ostatnio, sobotnie przedpołudnie spędziłam w całości w strefie blogera, czyli na ogólnodostępnych prelekcjach dla każdego. Wreszcie jednak, w samo południe, znalazłam się w trwającej około pół godziny luce między wykładem Magdy Mirkowicz a moimi warsztatami z Akademią Burda. Wtedy właśnie pierwszy raz tak naprawdę zobaczyłam jak wygląda konferencja: między licznymi stoiskami przewijał się kolorowy korowód ludzi z identyfikatorami, a także – co znamienne – telefonami i aparatami przyrośniętymi do rąk ;) Swoją drogą, znacie to uczucie, kiedy kojarzycie kogoś np. z internetu albo telewizji, a potem spotykacie go na żywo i zapominacie, że Wy jego/ją znacie, ale oni Was niekoniecznie? To wrażenie towarzyszyło mi przez cały czas! Gdy w tłumie nie całkiem znanych mi twarzy zauważałam Red Lipstick Monster, Martina Stankiewicza czy Anwen to ciężko było mi nie szczerzyć się do nich jak wariatka i ostatkiem sił powstrzymywałam się przed witaniem się z każdym, przybijaniem piątek i żółwików ;) Może to i lepiej, że swoją uwagę postanowiłam skoncentrować na stoiskach.

Dłuuuga kolejka do profesjonalnego badania :)


Naturalnie część z nich nie zainteresowała mnie zupełnie, bo dotyczyły na przykład blogów parentingowych (firmy Pampers czy MomMe). Od innych skutecznie odstraszyła mnie długa kolejka – tu definitywnie wygrał Priorin i jego oferta badania skóry głowy przez dermatologa, na którą oczywiście z czasem w końcu się połakomiłam. Ale stoisko FM Group przyciągało wzrok zarówno wizualnie, ale też z powodu bardzo fajnej moim zdaniem oferty.

Konsultanci FM pod każde preferencje dobierali nam perfumy (w moim przypadku nr 33, czyli odpowiednik „Light Blue” Dolce & Gabbana), a następnie zabierali nas na rajsko pachnącą wyspę świeżych kwiatów oraz miliarda błyskotek, wstążek, naklejek i brokatu. Zadanie? Ozdób swój flakon z perfumami, zrób mu zdjęcie telefonem na specjalnie przygotowanym stanowisku i zawalcz o wycieczkę na Maderę! Moje zdjęcie znajdziecie na → facebookowym fanpage'u Kosmeologii. Jak Wam się podoba?

Gdy nadszedł czas na warsztaty z Burdą byłam już w pełni zakochana w strefie Fashion&Beauty ;) Co prawda, pod szumnym tytułem „Dawne rzemiosła współczesnymi pasjami" kryła się krótka prelekcja o historii Burdy połączona z zadaniem praktycznym, ale podobało mi się bardzo. Pewnie nie wiecie, ale generalnie umiem obsłużyć maszynę do szycia i wykonać na niej podstawowe przeróbki jak skrócenie spodni. Sprawia mi to dużo frajdy i tylko brak własnej maszyny powstrzymuje mnie przed zgłębianiem tego hobby. Jak się okazuje, w miastach związanych z Burdą (czyli w Warszawie i Wrocławiu) organizowane są bardzo ciekawie wyglądające kursy szycia, z których „wychodzi się” z własnym ciuchem i nowymi umiejętnościami. Co ważniejsze, nic poza brakiem organizatora (zapewniającego warunki lokalowe, chętnych uczestników itp.) nie stoi na przeszkodzie, by takie kursy organizować gdzie indziej – choćby i w Trójmieście. Więc jeśli znacie kogoś, kto mógłby chcieć się czegoś takiego podjąć, to KONIECZNIE dajcie znać! Marzę o wzięciu udziału w takich warsztatach, więc nie zapomnijcie o mnie ;)



Z zajęć wyszłam z dwoma numerami Burdy, które mile zaskoczyły mnie wzornictwem proponowanym przez redakcję. Wcześniej czasopismo to kojarzyło mi się babcinymi modelami w okropnym stylu, tymczasem moim oczom ukazało się dużo ubrań, które zdecydowanie widziałabym w swojej szafie. Tym chętniej zapisałabym się na kurs umożliwiający mi spełnienie tych pragnień ;)



Na warsztatach miałam też przyjemność poznać Radzką, która szefowała strefą Fashion & Beauty. Okazała się absolutnie przemiłą osobą, podobnie zresztą jak Justyna z → Czekam i pachnę. Od razu złapałyśmy wspólny język i właściwie do ostatniej minuty konferencji trzymałyśmy się już razem ^^ Okazało się bowiem, że po Burdzie mamy czterdzieści pięć minut przerwy, a po nich interesujące nas zajęcia z fotografii. Po złożeniu zamówienia na surfburgery czekało nas przymusowe pół godziny relaksu na leżakach ;) Burgery okazało się przepyszne, więc tak pokrzepione mogłyśmy spokojnie udać się na kolejne warsztaty.

Strefa relaksu z foodtruckiem w tle ;)


Prowadzone przez Jaya i Meri Wild „Fotografia w blogosferze - wskazówki i porady, jak robić lepsze zdjęcia.” miało potencjał, który moim zdaniem nie został do końca wykorzystany. Nie miało to wiele wspólnego z samymi prelegentami: oboje byli sympatyczni, wygadani i bardzo profesjonalni, a zdjęcia które nam pokazywali – OBŁĘDNE. Niestety, obecni ze mną na sali słuchacze nie ogarnęli, że czas na pytania przychodzi wtedy, gdy mówiący skończy swoją wypowiedź i zapyta czy są jakieś pytania ;) Po jakimś kwadransie prelekcji w górę wystrzeliła pierwsza ręka, za nią kolejne i od tej pory ciężko było mówić o jakiejkolwiek prelekcji, zwłaszcza że sposób zadawania pytań również zostawiał wiele do życzenia. Tak więc z zajęć wyszłam z poczuciem niedosytu i z kołaczącym się po głowie pytaniem: kto powinien był przywołać nas do porządku? Sami prelegenci czy ktoś z obsługi? Sama nie wiem, jak Wam się wydaje? Cieszę się, że poza twardą wiedzą wyniosłam z zajęć inną bezcenną rzecz: zostałam utwierdzona w przekonaniu, że zakup bezlusterkowca był najlepszą decyzją, jaką mogłam podjąć. Jay wyrażał się o nich z takim entuzjazmem, że ugasił wszystkie moje wątpliwości co do dokonanego wcześniej wyboru. Tyle wygrać! Teraz jeszcze tylko muszę nauczyć się obsługi...
A to, panie i panowie, nie jest nawet moje ulubione ich zdjęcie. Ale nie udało mi się go na blogu J&MW odnaleźć, więc wybrałam to - dla mnie też zabiera dech w piersiach :)

Na szczęście potem było już tylko lepiej. Po krótkiej przerwie, podczas której zaszalałam z Justyną w Fotobudce oraz zapoznałam się z ofertą przepięknych zegarków Ice Watch, wpadłam z dwuminutowym spóźnieniem na zajęcia z Anwen. Miejsce w pierwszym rzędzie jakby na mnie czekało. Jak się okazało – miejsce szczęśliwe ;) Tuż obok Marty z → Martusiowego Kuferka, przed → Dziką Wózkową i na dodatek tak blisko Anwen, że aż zapytała mnie czy się skądś nie znamy. Jak się okazało – poniekąd się znamy, bo uwaga... (werble, proszę) Anwen skojarzyła mój nick z miliardem komentarzy, które zostawiłam pod jej postami :D Niesamowicie mi to schlebiło i tym fajniej było posiedzieć i posłuchać kogoś, dla kogo nie byłam tak całkiem anonimowa :)



Ania przyszła na zajęcia przygotowana, bo uzbrojona w wydruki z najbardziej podstawową wiedzą dla każdej uczestniczki. Dodatkowo zaczęła zajęcia od kartkówki ;) która miała sprowokować nas do przyznania się z określeniem jakich właściwości naszych włosów mamy problemy. Ja wcześniej dość często zastanawiałam się, czy niezła grubość mojego kucyka (10 cm) wynika bardziej z gęstości włosów, czy z ich grubości. Dzięki Anwen wiem już, że włosy mam po prostu grube, a gęstość jest raczej przeciętna (kto wie, gdyby dało się na nią wpłynąć mogłabym osiągnąć mityczne wartości typu 12 czy 14 cm znane mi z niektórych MWH na blogu Anwen). Takie i inne wątpliwości udało jej się rozwiać, co ogólnie było trudne, bo widownię Ani stanowił miks zapalonych włosomaniaczek oraz zupełnych amatorek, które zrobiły pierwszy, najważniejszy krok w świadomej pielęgnacji włosów – przyszły osłuchać się z podstawami. Dodatkowo dwie z nich dostało książkę Anwen, a trzecią... dostałam ja :) W podziękowaniu za ogarnianie rozpaczliwych komentarzy, które masowo pojawiają się pod postami Ani i które doprawdy ciężko jest przerobić samodzielnie, gdy blog nie jest jedyną pracą w życiu (o życiu prywatnym nie wspominając). Nie ukrywam, zrobiło mi się baaardzo miło i książka już w tej chwili krąży po całej żeńskiej połowie rodziny jako dowód na to, że moje wydziwianie z olejami i wcierkami jest legit w końcu piszą o tym w książce ;)



Najbardziej jednak z całych warsztatów (jeśli nie z całego dnia) uradowało mnie poznanie Martusi, z którą momentalnie poczułam „chemię” - wiecie, tę nić porozumienia która czasem sprawia, że z dopiero poznaną osobą możesz konie kraść :) Myślę, że z Martą spotkamy się jeszcze nie raz, a póki co kradnę od niej zdjęcia ;)

Z Martą spotkałam się też następnego ranka na wspomnianym w pierwszej części → relacji z See Bloggers 2015 śniadaniu z BelVitą, a gdy dołączyła do nas Justyna wybrałyśmy się na zajęcia z Lumene - „Odmładzanie w pielęgnacji i makijażu”. Co tu dużo mówić, o samym odmładzaniu niczego nowego się nie dowiedziałam, ale co dla mnie BARDZO ważne: w wystąpieniu przedstawicielki marki Lumene było zaskakująco mało błędów. Swoją drogą fakt, że tak mnie to cieszy, stanowi bardzo smutne świadectwo o stanie wiedzy większości przedstawicieli tego typu. Parę stwierdzeń było dla mnie jedynie zastanawiających (i dopóki nie zgłębię tematu nie uznam ich za błędy), ale kiedy słyszę, że linię hipoalergiczną stworzono przez „wyrzucenie ze składów olejów mineralnych” to ciężko mi zachować powagę ;) Podobnie gdy z pełnym przekonaniem mówi się bodajże o kremie BB, że zawiera bardzo wysoki filtr, bo AŻ SPF 20! Ale umówmy się, to są drobiazgi, sam fakt że zwrócono uwagę na fotostarzenie mile mnie zaskoczył. Ponadto „w obieg” puszczono chyba wszystkie możliwe produkty Lumene (zarówno pielęgnacyjne, jak i kolorowe), więc można było wstępnie ocenić ich szanse na pojawienie się w naszej pielęgnacji: na cóż bowiem piękny skład, gdy kosmetyk dyskwalifikuje czasem koszmarny zapach lub tragiczna konsystencja, a w przypadku kolorówki – pigmentacja, wybór kolorów czy nawet coś tak banalnego jak twardość kredki? Dlatego fajnie było wszystkiego dotknąć, powąchać, zrobić swatcha, wsmarować w dłoń... równie miło było też otrzymać uroczy podarunek :) Choć uważam, że wręczanie wypełniaczy zmarszczek blogerkom (czyli grupie o stosunkowo niskiej średniej wieku!) było chybione w sposób podobny, co umieszczenie podpasek Always w pakiecie startowym także dla panów ;) No ale, żarty na bok, zajęcia były bardzo przyjemne i cieszę się, że się na nie zapisałam :)

Moja słabość, czyli produkty do ust - Lumene ma ich sporo!


Były to zresztą moje ostatnie warsztaty, po których z racji wcześniejszej obsuwy miałam tylko pół godziny do wymarzonej prelekcji Pawła Opydo, o której pisałam we wcześniejszym poście. Poszłyśmy na nią w naszym sprawdzonym składzie (Marta, Justyna i ja), a po niej dzielnie wytrwałyśmy do samego końca, łącznie z pamiątkowym grupowym zdjęciem i kolejnym – już tylko z naszą mini ekipą ;)

Jeśli tylko za rok również się zakwalifikuję, to na See Bloggers zjawię się także za rok. A Wy? Spróbujecie do nas dotrzeć?

8 komentarzy:

  1. jak ja bym chciała na czymś takim być :D świetne przeżycie i emocje niezapomniane!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie zapraszam za rok! A jeśli masz apetyt na więcej, to podobnych konferencji jest jeszcze kilka - bloSilesia, Blog Conference Poznań... Na pewno znajdziesz coś dla siebie! :)

      Usuń
  2. Kochana napisalam maila z wrazeniami kilka dni temu :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale zazdroszczę (tak wiesz, zdrowo) wszystkich tych prelekcji i zajęć z burdą! I to, że Anwen Cię rozpoznała :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak sobie myślę, że jeśli ktoś by miał możliwość zorganizowania takich warsztatów to jest to albo PPNT Gdynia albo Starter w Gdańsku. Choć może jakiś sklep w stylu Craftoholic Shop z Oliwy też byłby chętny, choć tam nie wiem jak z przestrzenią ;)

    A tak w ogóle to dobrze mieć taką blogerkę urodową z Gdańska ;) w końcu nie muszę się zamartwiać, że wszystko co dobre da się kupić tylko w Pigmencie i przez internet, bo jak się okazuje, tu też jest cywilizacja ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło! Serię "Pięknie(j) w Gdańsku" polecam bardzo, bo choć Pigment daleko, to gdańszczanie nie gęsi... ;)

      Usuń
  5. Ojeju, pracowałam w PPNT dwa lata temu ;) Świetne miejsce :)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2016 Kosmeologika , Blogger