Po raz trzeci tradycji stało się
zadość i moją wakacyjną pamiątką stały się łupy z DMu ;)
Wcześniejszy → haul pokazywałam tutaj, a później ukazały się
krótkie → recenzje kosmetyków Balea i → Alverde. Ktoś pamięta?
;)
W tym roku kupiłam parę rzeczy takich
samych, parę podobnych i parę zupełnie z innej beczki. Jedziemy!
Zacznijmy od najsmutniejszych wieści,
czyli totalnemu przebudowaniu bardzo fajnej dotychczas oferty
kosmetyków do włosów Balea. Jak było wcześniej? Od lat były to ładnie pachnące (ale niestety SleSowe) szampony, a do nich proste,
tanie i przyjemnie działające odżywki oraz ciekawe bajery, jak popularna maska z figą i perłą. Co mamy obecnie? To samo... tylko zatopione
w oparach alkoholu :P Rekordziści mają w swoim składzie wszystkie
trzy rodzaje tego „złego” (wysuszającego) alkoholu, często na
wysokich miejscach w składzie. Tradycyjnie dawne produkty zostały
wycofane, choć znajdziecie je jeszcze gdzieniegdzie do kupienia
przez Internet.
W obecnej ofercie jedynym kuszącym
produktem okazała się dla mnie dwuminutowa kuracja z granatem i
jagodami goji. Choć jej skład nie powala na kolana, to nie mogłam
odmówić sobie tej nagrody pocieszenia za tamte „dawne” odżywki.
Oczywiście alkohol w nowych produktach nie każdemu musi szkodzić,
ale ja unikanie go w swojej łazience uważam za priorytet – moje
włosy wybitnie się z nim nie lubią, więc szkoda mi czasu i pieniędzy
na testowanie nowej oferty.
Bez zmian została na szczęście
gama Balea Professional, która obejmuje kilkanaście odżywek z
których tylko trzy zawierają alkohol. Ja
zdecydowałam się na odżywkę do włosów brązowych, która poza
ekstraktem z henny zawiera też sporo protein, które moje włosy
kochają. W sekrecie powiem Wam, że tego produktu już użyłam i
ten jeden raz mnie zachwycił. Jeśli uda mi się zrobić zdjęcia to
pokażę Wam efekty w najbliższej Niedzieli dla Włosów :)
Zaskakująco fajne kosmetyki oferuje
Balea naszym mężczyznom. Zainteresował mnie skład wcierki z
kofeiną, po której spodziewałam się choć odrobinę bardziej
neutralnego zapachu niż po „Czarnej Rzepie” Joanny. Nie
rozczarowałam się! Tonik mocno pachnie męską wodą po goleniu, a
ja takie zapachy uwielbiam, więc w to mi graj! Testowanie produktu
odkładam na rok akademicki, bo w wakacje nie umiem zmotywować się
do wcierek... Powiedzcie, że macie tak samo!
Bardzo ciekawie zapowiada się też żel
do włosów Balea Men Power Flex Styling Gel. Nie ma alkoholu, a
pierwsze miejsca w składzie zajmują nawilżający sorbitol i
gliceryna... Czy na tym etapie można wymagać czegoś więcej?
Kosmetyk kupiłam z myślą o tych momentach, kiedy włosy mam
troszkę dłuższe i skręt dość mocno mi się rozluźnia domagając
się stylizatora. Teraz już go dostanie :)
To tyle jeśli chodzi o Baleę. W
obecnej ofercie Alverde kusiłoby mnie jeszcze trochę olejków, ale
jak wiecie przy krótkiej fryzurze całkowicie zarzuciłam używanie
ich. Chwyciłam więc za aloesowo-hibiskusową odżywkę do włosów, po której spodziewam
się mocnego nawilżenia – brakowało mi jakiegoś humektantowego
produktu, ale oto jest!
Grzebień Ebelin skusił mnie wyglądem
drewna i ciekawym, dwufunkcyjnym designem. I choć drewno okazało
się być tworzywem sztucznym to grzebień spisuje się u mnie
doskonale! To plastik zupełnie inny niż tzw. bursztynek i nawet po
upadku na kafelki nie ma szans na ułamanie się zębów (moja zmora
z plastikowymi grzebieniami!). Gładko sunie po włosach, jest
niesłychanie lekki i ma dwa rodzaje ząbków, co bardzo mi się
przydaje: gęstymi rozczesuję włosy przed myciem (robię to chyba od
zawsze!), a rzadkimi po rozprowadzeniu maski czy odżywki.
Na sam koniec wrzuciłam do koszyka
precyzyjny, sztywny pędzelek do zaznaczania detali w makijażu.
Puchate jajko do blendowania z zeszłego roku spisało się bardzo
ładnie, a takiego też mi brakowało ;)
Pamiętacie, jak chwilę temu
napisałam, że to tyle z Balea? Kłamałam :D Musiałam też
uzupełnić zapasy moich ukochanych produktów – balsamu Balea Med
z 15% mocznika (must-have na rogowacenie mieszkowe czy wrastające
włoski, o suchej skórze ciała nie wspominając!) oraz
enzymatycznego peelingu do twarzy z papają. Oba produkty szczerze pokochałam
i cieszy mnie niesamowicie, że mogłam uzupełnić zapasy :)
Jak Wasze kosmetyczne zakupy w ostatnim
czasie? Zdarzyło Wam się w te wakacje zahaczyć o DM?
Ściskam,
Kosmeonautka
Też uwielbiam te balsamy mocznikowe Balea :)
OdpowiedzUsuńA masz do nich dostep na biezaco? :)
UsuńUwaga, obfociłam swoją całą kolekcję kosmetyczną -.- i wysyłam ci na maila! :))
OdpowiedzUsuńDzieki :* Odezwe sie do Ciebie za tydzien ^^
UsuńJakoś mnie to nie zdziwiło, często jak coś zmieniają, to właśnie na gorsze :P. Fajne zakupy, też bym pobuszowała w DM :D
OdpowiedzUsuńThank God, że nie mam w perspektywie wizyty w takim miejscu. Nie powstrzymałabym się.
OdpowiedzUsuńJa robie zawczasu liste siedzac w domu przy komputerze, wiec jest troche latwiej... Ale i tak ciezko :P
UsuńCiekawią mnie produkty Alverde:)
OdpowiedzUsuńKurcze no, że też mam do tych drogerii tak daleko :/ ale szczerze mówiąc coraz mniej mnie kręcą te produkty. kiedys bym szalała, ale teraz to coraz mniej mi przeszkadza to, że w Polsce tych rzeczy nie kupię.
OdpowiedzUsuńJa mam dobry dostep do DM, bo mieszkam w Niemczech i nie rozumiem tego zachwytu nad ta drogeria. Ich szampony to dla moich wlosow zabojstwo, kremy do twarzy tez (chemiczne), nawet z alverde sie za bardzo nie polubilam. Mam stamtad kilka kosmetykow, ale wydaje mi sie, ze te zachwyty dzialaja tak samo jak uwielbienie Primarka. Najbardziej pragniemy tego, czego nie mamy albo nie mozemy miec.
OdpowiedzUsuńMi tu bardzo brakuje takich drogerii jak Natura czy Hebe, gdzie mozna znalezc rewelacyjne, naturalne kosmetyki bez chemii, bez placenia ciezkich pieniedzy jak w np. Reformhaus czy Vitalia. O polskich markach to juz w Niemczech w ogole mozna zapomniec.
Pozdrawiam
Magda
Cóż mogę powiedzieć? Wystarczy przeczytać tekst, a nie tylko nagłówek by zrozumieć, że przynajmniej u mnie żadnego nieproporcjonalnego zachwytu nie ma ;) Wyraźnie piszę na przykład o wspomnianych przez Ciebie szamponach, recenzowałam też krem do twarzy Alverde który mnie RÓWNIEŻ zawiódł i tak dalej, więc do jakieś zapatrzonej w DM fanki jest mi daleko. Ale kilka produktów mają niesamowicie udanych, a testowanie czegoś co u nas jest niedostępne sprawia mi ogromną frajdę! Jak w każdej sieciówce mają bardziej i mniej udane serie, a w nich lepsze i gorsze produkty. Wiem, że wiele dziewczyn rzuca się na specyfiki z DMu zupełnie bezrefleksyjnie, więc moje teksty mogą stanowić dla nich pewną wskazówkę co jest godne zakupu, a co niekoniecznie.
UsuńZ Primarkiem jest zupełnie inna historia: te ciuchy są obłędnie tanie, a mają zarazem bardzo modne wzornictwo i są po prostu prześliczne (w przeciwieństwie do innych tanich ubrań, na przykład tych z bazarów). Idzie to kosztem jakości, ale obecnie jesteśmy oduczeni od szukania jej w ubraniach, więc kupienie kilkunastu szmatek za dziesięć funtów wydaje się być pozornie dobrym interesem. I świetnie wygląda na blogu, bo to prawdziwe "eye candy" ;)
Pozdrawiam również!
To co napisalam nie bylo skierowane do Ciebie. Chodzilo mi o to, ze w sieci prawie pod kazdym postem o DMie jest masa komentarzy takiego typu o jakim pisalam wczesniej. Napisalam poprostu co mi w glowie siedzi... Przepraszam, bo nie chcialam Cie w zaden sposob urazic.
UsuńWczoraj zaszlam do tej drogerii i zakupilam jedno opakowanie tego balsamu z 15% mocznika, bo go wczesniej nie widzialam. Moje rece sa tak suche i wrazliwe, ze nic nie pomagalo (po jednym uzyciu juz widzialam roznice), a moj chlopak ma rogowacenie okolomieszkowe i to dla niego kupilam ten balsam. Dziekuje :)
Magda
Ach, rozumiem! W takim razie to ja przepraszam, jeśli zareagowałam za ostro :) Bo ogólnie obserwacja jest jak najbardziej słuszna, dlatego moim zdaniem trzeba przed zakupami porządnie przysiąść nad składami, choć oczywiście nawet to nie gwarantuje sukcesu... Mam nadzieję, że balsam sprawdzi się choć w połowie tak świetnie jak u mnie - to mój prawdziwy KWC :)
UsuńCiekawy artykuł. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńFajnie to wszystko zostało tu opisane.
OdpowiedzUsuń