Czasem można. Czasem to, co dla jednych jest oczywiste, dla innych musi zostać rozebrane na części pierwsze i wyłożone czarno na białym. Tak było dla mnie w przypadku czegoś tak (wydawałoby się) banalnego jak ubrania – i myślę, że ten problem wreszcie mam już z głowy :)
Zacznę od podstawowej
informacji: zawartość mojej szafy do niedawna w ogóle nie była tworzona przeze
mnie. Nie interesuję się modą, nie lubię kupować ubrań i mój wkład we własną
garderobę był doprawdy nikły. Z drugiej strony, dostaję ciągle ogromne ilości
ubrań – kupuje mi je rodzina, przekazują koleżanki albo kuzynki, bo w małych
miastach tak to się chyba utarło, że nienoszonych rzeczy się ot, tak nie
wyrzuca ;) Więc i ja ich nie wyrzucałam, szafa puchła w oczach i rozrosła się
zajmując pomału wnętrza kolejnych mebli, pudeł i worków. I choć wiele ciuchów
było ładnych, nowych i w ogóle, to… i tak w kółko chodziłam w tym samym, bo w
sumie to albo nie pasowały do mojego stylu, albo nie miałam do czego ich nosić,
albo… ech, wiecie pewnie jak to jest – chyba każda z nas ma w szafie ten jeden
ciuch, często nawet nieodmetkowany wyrzut sumienia leżący tylko po to by
wypominać nam nieprzemyślany zakup ;)
To, że pomimo
pękającej w szwach szafy ja nie mam w czym wyjść z domu zaczęło być dla mnie
problemem już ze dwa lata temu, może nawet wcześniej. Na szczęście szybko w kolorowej
prasie odnalazłam wskazówki dotyczące radzenia sobie z takim nadmiarem: wystarczy
przetrząsnąć szafę i pozbyć się wszystkich ubrań, których nie miałyśmy na sobie
w ciągu ostatniego pół roku. Proste, nie?
Szkoda tylko, że
zupełnie nieskuteczne! Robiąc takie porządki co najmniej dwa razy w roku ciągle
krążyłam między stanem „źle” i „bardzo źle”, bo nawet po remanencie miałam całe
stosy nielubianych ubrań, które przecież raz czy dwa założyłam na rodzinny
obiad albo wychodząc do sklepu. Nie powiem, żebym przed wyjściem na uczelnię płakała przed otwartą szafą, bo „nie mam co na siebie włożyć”, ale i tak było
mi w tym stanie źle. Najbardziej wkurzało mnie przekopywanie się przez szafki z
bluzkami i T-shirtami, których miałam nieprzeliczone stosy i znalezienie tego
jednego konkretnego oznaczało najczęściej wywalenie ich wszystkich na środek, a
później mozolne układanie z powrotem w meblach. Na wspomnienie tego syndromu
zwłaszcza połączonego z porannym pośpiechem do teraz przechodzą mnie dreszcze,
a przecież był to tylko jeden z naprawdę wielu problemów, jakie przysparzają
przytłaczające nas góry ubrań.
To mój październik. A właściwie to i cztery pary butów ;) |
Co można zrobić?
W sumie całkiem sporo, ale dla mnie tym jedynym skutecznym wyjściem okazała się
lektura książki. „Slow Fashion. Modowa rewolucja” Joanny Glogazy z bloga Styledigger.com.
Sprawiłam ją sobie na obchodzone latem urodziny, dzięki czemu na spotkaniu
autorskim w Gdańsku zdobyłam też autograf autorki oraz ciekawe planery stylu,
które na owych spotkaniach rozdawała.
Choć „Slow
Fashion...” porusza znacznie więcej tematów niż tylko sposoby na pozbycie się zbędnych
ubrań (bo traktuje także o uzależnieniu od szybkiej mody, odzieży dobrej
jakości czy poszukiwaniu własnego stylu) to dla mnie właśnie ta część książki
okazała się najcenniejsza. Dzięki temu obecnie wszystkie moje ubrania mieszczą
się w jednej niedużej szafie (i to z zapasem), a co najważniejsze – wszystkie z
nich to moje ulubione ciuchy. Te, w których czuję się jak w drugiej skórze;
które w zdecydowanej większości bez pudła pasują do siebie i pasują do mnie.
Jest to dla mnie coś naprawdę niesamowitego, bo po prostu do niedawna wydawało
mi się to niemożliwe – a już na pewno nie bez ogromnej ilości wyrzeczeń i
chodzenia przez większość czasu w tych samych pięciu rzeczach na krzyż.
Jak to u mnie zwykle
bywa, złapałam bakcyla. Do śledzonego od dawien dawna Styledigger dołączyły
mnie trzy inne blogi o pokrewnej tematyce i dzięki jednemu z nich postanowiłam
sobie rzucić wyzwanie. I to nie byle jakie, bo wyzwanie typu capsule wardrobe, które na blogu Simplicite nazywa się Szafą Minimalistki.
O Simplicite pewnie napiszę kiedyś szerzej w innej notce, ale tu pozwolę sobie
zawrzeć sedno akcji SM: wybieramy określoną ilość ubrań na określony okres
czasu, w którym nosimy tylko je i nic innego. Ja wybrałam piętnaście rzeczy
(ubrania i obuwie, bez okryć wierzchnich i innych dodatków) na okres miesiąca.
Moje postępy staram się codziennie dokumentować i wrzucać na bieżąco na moje konto na Instagramie, do którego śledzenia zachęcam Was serdecznie :)
Po miesiącu planuję zamieścić na blogu jego podsumowanie wraz z galerią wybranych przeze mnie rzeczy. Co Wy na to, interesuje Was ta tematyka?
Gdy czytałam książkę Asi, zachwycałam się wieloma tezami, które dla mnie były objawieniem ;) Tymczasem gdy ekscytowałam się nimi przy mojej przyjaciółce, ta zwykle gasiła mnie tym jak bardzo dla niej to wszystko było oczywiste... Cóż, może to wstyd, ale taka jest prawda: by ogarnąć własne ciuchy, musiałam przeczytać całą książkę na ten temat. I nie żałuję! Nie wiedzieć albo być w błędzie to nic złego, zły jest tylko brak chęci by to zmienić. Ja już to zrobiłam, a Ty?
Po miesiącu planuję zamieścić na blogu jego podsumowanie wraz z galerią wybranych przeze mnie rzeczy. Co Wy na to, interesuje Was ta tematyka?
Gdy czytałam książkę Asi, zachwycałam się wieloma tezami, które dla mnie były objawieniem ;) Tymczasem gdy ekscytowałam się nimi przy mojej przyjaciółce, ta zwykle gasiła mnie tym jak bardzo dla niej to wszystko było oczywiste... Cóż, może to wstyd, ale taka jest prawda: by ogarnąć własne ciuchy, musiałam przeczytać całą książkę na ten temat. I nie żałuję! Nie wiedzieć albo być w błędzie to nic złego, zły jest tylko brak chęci by to zmienić. Ja już to zrobiłam, a Ty?
Ja swoją szafę ogarnęłam jakoś latem, ogólnie oddałam na olx prawie 10kg wór :), ale i tak mam wrażenie, że jeszcze jest tego za dużo, tym bardziej że jak teraz utyłam to wiele ciuchów czeka na nowe (dawne?) czasy
OdpowiedzUsuńA pomógł mi w tym wpis na drugim blogu Anwen, który z resztą chyba też komentowałaś, zrobiłam tak jak ona ze swoimi ubraniami i dopiero wtedy przejrzałam na oczy, bo w szafie rzeczywiście nie wydawało się ich tak wiele
UsuńA pamietasz jakie szalone liczby Ci wyszly? Ja teraz troche zaluje, ze swoich zbiorow nie przeliczylam ;)
UsuńJa swojej szafy jeszcze nie ogarnąłem. :-C
UsuńJakbym czytała o sobie :)
OdpowiedzUsuńTylko czesc "przed" czy "po" rowniez? Masz za soba swoja rewolucje? ;)
Usuńsama miałąm ochotę zrobić sobie WM, ale w końcu mi się nie udało :) będę podpatrywac u Ciebie, może mnie zmotywujesz by jednak spróbować :))
OdpowiedzUsuńJa najbardziej licze na to, ze obudzi ono we mnie troche kreatywnosci... Trzymaj kciuki!:)
UsuńWidzę, że odkryłaś wszystkie dobroci z blogu Simplicite, bardzo się cieszę! Powodzenia w WM!
OdpowiedzUsuńZa polecenie go masz u mnie kolejna czekolade w Wedlu przy najblizszej okazji ;)
UsuńGłupio mi to pisać, ale mnie niezbyt jara ta książka i wyzwanie minimalistki. Dla mnie to zestaw oczywistości i rad jak rozsądnie żyć, do których doszłam sama dawno temu, bez sensu. Ale nie mam zamiaru tej mody na minimalizm krytykować, bo tylu osobom pomaga i uszczęśliwia, że nic tylko się cieszyć :)
OdpowiedzUsuńja tam lubię dużo ubrań i lubię wybierać i stać przed szafą :) co prawda na co dzień, do pracy nie kombinuję i chodzę standardowo w podobnych rzeczach, ale lubię w weekendy trochę bardziej poszaleń. Z koleżankami robimy też wieczory wymiankowe - przynosimy ubrania, które się znudziły, nie pasują lub ich nie lubimy, rzucamy je na stos i każda z tego stosu wybiera to, co się spodoba, a resztę oddajemy. Dzięki temu nie mam ubrań, których nie lubię :)
Zwroc uwage, ze nie liczac nazwy WM nigdzie nie pisze o minimalizmie, zreszta sama ksiazka bynajmniej do niego nie zacheca! Chodzi w niej o to, by faktycznie z radoscia nosic wszystkie swoje ubrania, niezaleznie od tego czy jest ich 30 czy 300 :)
UsuńIdea wieczorow wymiankowych niesamowicie mi sie podoba, ale wlasciwie zadna z bliskich mi przyjaciolek nie ma podobnej figury (o typie kolorystycznym czy guscie nie wspomne) do mojej, sa przede wszystkim o wiele nizsze i w przeciwienstwie do mnie maja biusty ;) Pewnie powinnam sie przelamac i zaproponowac spotkanie innym kolezankom, ale na razie to zbyt daleko od mojej strefy komfortu ;D Za to namierzylam ciekawa serie spotkan w 3m, tylko ze oczywiscie pierwsze juz mnie ominelo, bo rok akademicki zaczelam z grubej rury :P Ale moze w listopadzie sie uda?
Nie jesteś pierwszą osobą, która sięgnęła po tę książkę i doznała objawienia :) Czasami potrzebujemy kogoś kto nam uświadomi jak zapanować chociażby nad ciuchami.
OdpowiedzUsuńMnie książka Asi utwierdziła w przekonaniu, że dobrze robię, ograniczając swoją garderobę i kupując tak jak kupuję w ostatnim roku:) Na pewno jest to też przydatna lektura dla każdego, bo jak nie te wskazówki to inne np. o materiałach z czego warto wybrać bieliznę, jakie jeansy może się przydać:)
OdpowiedzUsuńMyślałam, że czytam o sobie :):):)
OdpowiedzUsuńTa książka musi się u mnie koniecznie znaleźć :)
Niby nie mamy się w co ubrać, a szafa pęka w szwach. Ja co jakiś czas wyrzucam wszystkie ubrania z szafy i robię z nich zestawy do pracy. Zestawy zawieszam z przodu szafy na widoku więc co rano wyjmuję gotowy zestaw ubrań i nie mam problemu z tym w co się ubrać. Rzeczy, które są nie w mojej kolorystyce, fasonie oddałam, a te na które chwilowo nie mam pomysłu schowałam na dno szafy. Może przyjdzie jeszcze ich czas.
OdpowiedzUsuńKsiążka jest bardzo dobra, z ciekawymi oraz przydatnymi poradami ale bardzo dobry jest również blog Asi.
OdpowiedzUsuńOj tak, zdecydowanie. Czytam go od dłuższego czasu i mam do Asi wielki szacunek, więc jak tylko zaczęła przebąkiwać o książce to wiedziałam, że to będzie mój hit :)
UsuńWielu rzeczy można nauczyć się z książek. U mnie akurat poza podstawową wiedzą była nauka szydełkowania czegoś z wełny. Długo szukałam i sprawdzałam, ale najbardziej odpowiednia oferta dostępna jest teraz na tej stronie , więc warto przejrzeć i znaleźć dla siebie coś odpowiedniego. Wydaje mi się, że bez problemu traficie na odpowiednie produkty, aby poćwiczyć i coś fajnego stworzyć.
OdpowiedzUsuńJa w swoim życiu z książek nauczyłam się bardzo wiele i korzystam z tego, jeśli tylko mam okazję. Ostatnio zainteresowałam się modą i właśnie najwięcej na jej temat dowiedziałam się z książek. Teraz wiem, w jaki sposób dobierać wszystkie stylizacje i już nawet wiele fajnych propozycji udało mi się znaleźć online. Świetna jest też hurtownia https://versoli.pl/pl/ , ponieważ dysponuje wieloma różnymi dodatkami do stylizacji i mają ich w ofercie całkiem sporo. Muszę tylko się zorientować, czy mogę tam coś kupić sama czy muszę szukać sklepu z ich ofertą.
OdpowiedzUsuń