1. Największy „sukces”
Znacie
ten motyw, że od wielu lat robicie tę samą niekoniecznie łatwą rzecz, ale w
końcu dochodzicie do takiej wprawy, że przestajecie korzystać z
jakiejkolwiek pomocy i robicie ją na autopilocie... aż do momentu,
kiedy dopadnie Was jakieś zaciemnienie mózgu i totalnie ją
spieprzycie? Oto story of my life jeśli chodzi o ostatni miesiąc ;)
Zaczęło się od tego, że pomimo przeprowadzania się z domu na
stancję i ze stancji do domu po dwa razy w roku od dziewięciu lat... udało mi się tym razem wyjechać na studia bez zasilacza do
netbooka :D
Podobno istnieją ludzie, którzy boją się nocnych wizyt na cmentarzu, Slendermana albo pająków... Dla mnie nie ma nic gorszego niż brak wifi :P | źródło |
Choć uważam się bez mała za mistrza
pakowania i większość najważniejszych do zabrania gratów
potrafię bez zająknięcia się wymienić na jednym wydechu, to w
tym roku zapomniałam o czymś bardzo ważnym dla takiego
internetowego no-life'a jak ja. Jak ja to zrobiłam? Do dziś nie
wiem! Wydawać by się mogło że pakując komputer zabranie
zasilającego go kabla powinno być naturalnym odruchem, ale jak widać nie dla każdego ;) Stąd właśnie ten
pierwszy w historii tego bloga dłuższy przestój w pojawianiu się
nowych postów – mam nadzieję, że tęskniłyście; mam nadzieję,
że mi wybaczycie i mam nadzieję, że mogę już bezpiecznie ogłosić
koniec tej haniebnie długiej przerwy ;)
2. Najważniejszy wpis na blogu
Haha, no cóż: ponieważ w
październiku ukazał się tylko JEDEN wpis, to mamy
niekwestionowanego zwycięzcę, a był nim tekst → Czy życia można nauczyć się z książki? Wspomniane w nim wyzwanie Szafa
Minimalistki sumiennie wykonywałam i dokumentowałam na → moim Instagramie (całe szczęście, że ładowarki do telefonu TEŻ nie
zostawiłam w domu :>), a w najbliższym wpisie postaram się je
dla Was podsumować. Oby tylko tym razem nic nie stanęło mi na
przeszkodzie ;)
3. Najlepsze momenty
Choć niestety większość miesiąca
straaasznie przechorowałam (0/10, nie polecam), było w nim kilka
fantastycznych chwil dzięki którym nie będę wspominać tego
października jako najgorszego miesiąca w tym roku :P
Jednym z takich momentów był dla mnie
udział w II Konferencji "Dermatologia, Wenerologia i Alergologia" w Sopocie. Choć ze względu na zajęcia na
uczelni musiałam ominąć pierwsze dwie z ośmiu sesji, nasłuchałam się naprawdę wielu ciekawych wystąpień zwłaszcza z
zakresu alergologii, atopowego zapalenia skóry oraz szczególnie
interesującej według mnie łuszczycy. Zrobiłam mnóstwo zdjęć,
nabazgroliłam stosy notatek i przytargałam góry materiałów do
poczytania i poważnie – nie wiem kiedy dam radę się przez to
wszystko przekopać :P Ale jest to coś co kocham, a skoro „sen
jest dla słabych” to czas się na pewno znajdzie, wyśpię się po
śmierci ;)
Po lewej stronie dermatologiczne ciasteczko z wróżbą mojej koleżanki, a po prawej - moja lektura na najbliższe dni ;) |
4. Największe odkrycie
Na konferencji spotkałam koleżankę z
roku, która opowiedziała mi o stronie Symposion.pl. Dla tych z Was,
które są zainteresowane nauką i chciałyby posłuchać na żywo o
tym, o czym w podręcznikach napisze się nieraz dopiero za parę lat
– konferencje naukowe to jest to! Jeśli podzielacie to zdanie,
Symposion i wszelkie inne agregaty informacji o zbliżających się
wydarzeniach z interesującej Was dziedziny powinny się Wam przydać.
Ja do tej pory korzystałam głównie z facebookowej wyszukiwarki
wydarzeń i niestety o wielu z nich dowiadywałam się za późno by
zorganizować sobie przejazd, nocleg itp. - mam nadzieję, że teraz
się to zmieni!
Z innych odkryć, tym razem
kulinarnych: jeden przepyszny posiłek zjadłam w Fukafe na Wajdeloty w Gdańsku
(bez mięsa, laktozy, glutenu... bez wszystkiego, chciałoby się
powiedzieć :D), a inny zrobiłam sama – ten wręcz przeciwnie,
mięsny i w ogóle „ze wszystkim” ;)
Ostatniego dnia przed paskudnym
choróbskiem urządziłam ze współokatorką kameralną domówkę,
na Insta pokazywałam Wam zresztą wyjątkowo nieapetycznie
wyglądający drink zrobiony przez moją koleżankę – nazwaliśmy
go Sosnowiec Sunrise ;D Ale imprezowym odkryciem okazały się dwa
smakowite moim zdaniem przepisy na nadzienie do naleśników, którymi
wraz z moją Z. uraczyłyśmy gości. Ze względu na szybkość i
łatwość przyrządzenia wybrałam te konkretne naleśniki z szynką parmeńską
oraz naleśniki z kurczakiem i bez fałszywej skromności powiem Wam,
że moim zdaniem oba dania wymiotły :) Polecam bardzo!
Sosnowiec Sunrise <3 | Kotleciki z ciecierzycy w Fukafe *u* |
5. Najlepszy zakup
W ramach ciągle toczących się, ale
obecnie o wiele już wolniejszych przemian w mojej szafie
poszukiwałam ciepłej kurtki na jesień i początek zimy. Miała być
codzienna (niezbyt elegancka, ale i nie sportowa), w miarę
możliwości z wełny, koniecznie granatowa, zakrywająca nerki :D i
na tyle luźna, by dało się pod nią założyć jeszcze kilka
warstw. Mój ideał znalazłam w nowootwartym outlecie w moim
rodzinnym miasteczku :) Okazała się nim kosztująca nieco ponad sto
złotych kurtka z linii Zara Basic, która w składzie ma 52% wełny
i generalnie spełnia wszystkie wymienione wyżej warunki. Choć za
Zarą nie przepadam, to tę kurtkę uuuwielbiam i najchętniej nie
zdejmowałabym jej z grzbietu ;) Postaram się w najbliższym czasie ją obfocić i pokazać!
Jak minął Wam ten ostatni miesiąc,
oczywiście poza tym że usychałyście z tęsknoty za moją skromną
osobą? ;) Jeśli Wy w tym czasie intensywnie blogowałyście to
koniecznie podeślijcie mi Wasze ulubione wpisy, bo mi nadrobienie
zaległości z miesiąca zajmie zapewnie jeszcze wiele tygodni.
Dajcie znać co u Was słychać i do zobaczenia już niebawem!
K.
Uf, to tylko brak kabla, a ja się martwiłam gdzie Twoje posty! Dawaj zdjęcie kurteczki :)
OdpowiedzUsuńA foty na IG ze strojami dnia są ekstra! :D
Widzę, że się wciągnęłaś w Szafę Minimalistki :). Czekam na podsumowanie!
OdpowiedzUsuńW Gdańsku na Wajdeloty w "8" jadłam pyszną pizzę wegańską:) z racji mojej nietolerancji laktozy. Ale serio zazdroszczę im tylu wegańskich knajp w jednym miejscu, dla mnie to trochę wyprawa z Gdyni na jedzonko.
OdpowiedzUsuńKoniecznie pokaż swoją nową kurtkę!