Zacznę od złych wieści: o dobrą drogeryjną maseczkę
(dostępną stacjonarnie) jest dość trudno. Zakup nie jest niemożliwy, ale niełatwy
i bez czytania składów się nie obejdzie, bo nawet w obrębie produktów jednej
marki potrafią zdarzyć się i perły, i buble. Ale o tym na koniec :)
Dla mnie maseczki drogeryjne są jedynie alternatywą. Używam
ich gdy mam mało czasu lub z braku innych maseczek, albo w nieco bardziej
polowych warunkach niż przeciętnie. Jednakże w dziewięciu przypadkach na
dziesięć sięgam po maski w proszku, które darzę ogromną miłością i to taką,
która raczej nieprędko się skończy ;) Przedstawiam Wam więc moje ulubione
maseczki!
ALGI
Czy jest tu ktoś, kto pamięta, że to im właśnie poświęciłam
jeden z pierwszych (a dokładnie trzeci, licząc bez wstępu) wpisów na tym blogu? Porównując trzy z najbardziej
popularnych alg (algi brunatne Ascophyllum nodosum, spirulinę oraz Laminaria
digitata) pisałam wtedy:
Jeśli chodzi o obietnice producenta, to wszystkie one mają za zadanie odżywiać, ujędrniać, oczyszczać, regenerować i – stosowane na skórę ciała – działać antycellulitowo. Dodatkowo:
Ascophyllum nodosum ma intensywnie nawilżać i likwidować przebarwienia;
spirulina ma szczególnie dobrze wpływać na efekt wizualny dając efekt wypoczętej, promienniej cery;
Laminaria ma nadawać się do pielęgnacji włosów i paznokci, a także działać przeciwstarzeniowo.
Wszystko to oczywiście w dalszym ciągu podtrzymuję. Podobnie
jak to, że jednak spirulina i algi brunatne dość zauważalnie mnie podrażniały… Jednak
znalazłam na to sposób: mieszanie alg ze sobą. Dla mnie miks wszystkich trzech
wymienionych zdecydowanie sprawdzał się najlepiej!
Warto wiedzieć: algi pachną nieco rybą. Jedne mniej, inne
(spirulina) bardziej. Dla mnie zapach ten był akceptowalny, zwłaszcza że
rekompensuje mi go wygoda w porównaniu ze stosowaniem glinek z dalszej części wpisu. Jeśli jednak jesteście wrażliwe na zapachy, bardziej zainteresują Was zapewne...
MASECZKI NA BAZIE ALG
Świetna sprawa. Niektórzy producenci wzięli sprawy w swoje
ręce i sypkie algi wzbogacili o dodatkowe wyciągi czy inne dobroci. Po
delikatnym przeschnięciu maseczka zmienia się w gumową błonę do ściągnięcia
jednym ruchem: nazywamy to maseczką peel-off. Cera po takich maseczkach jest
niebywale gładka i promienna, no coś pięknego.
Warto wiedzieć: takie produkty ma w swojej ofercie m. in.
dostępna w Hebe marka Nacomi (miałam na razie obie owocowe, obie wielbię) oraz Organique (jak widzicie, żurawinowa czeka na swoją kolej). Z kolei wieki temu testowałam energizującą maseczkę anti-age z witaminą C ze Starej Mydlarni i była przegenialna!
GLINKI
Glinki to naturalne minerały, które znalazły swoje
zastosowanie w kosmetyce. W zależności od miejsca wydobycia różnią się składem
(kombinacją i proporcjami poszczególnych minerałów), co przekłada się na ich
różne kolory. Te z kolei stanowią wskazówkę do ich celu przeznaczenia:
glinkę zieloną, błękitną czy rhassoul (ghassoul) szczególnie
chętnie stosujemy do cery tłustej i trądzikowej, a pozostałe (biała, czerwona i
żółta) mają zdecydowanie łagodniejsze działanie, więc wspaniale sprawdzą się
odpowiednio do cery wrażliwej, naczynkowej i dojrzałej. Różowa stanowi
mieszaninę glinki białej i czerwonej, więc łączy ich właściwości.
Ogromny wybór glinek znajdziemy z internetowych sklepach z
półproduktami, ale niektóre z nich kupimy także stacjonarnie: przykładowo maseczki Argiletz czy Cattier są też w
asortymencie aptek Dbam o Zdrowie, a glinki Nacomi są w Hebe. Osobiście widzę różnice między działaniem różnych rodzajów glinek, ale między poszczególnymi firmami? Nic a nic.
Warto wiedzieć: po nałożeniu glinki na twarz przygotujmy
sobie wodę lub mgiełkę w butelce z atomizerem. Absolutnie nie wolno dopuszczać
do zaschnięcia tej maseczki na twarzy, więc utrzymujmy jej wilgoć przez
regularne spryskiwanie.
MASECZKA Z KURKUMY
Dowiedziałam się o niej ze dwa lata temu od Azjatyckiego Cukru i od tamtej pory z mniejszą czy większą częstotliwością dalej regularnie ją
wykonuję. Mogę bowiem podpisać się pod każdą obietnicą autorki tekstu i
maseczkę z kurkumy naprawdę uwielbiam. U mnie żółty odcień bez problemu znika
ze skóry po przetarciu jej najzwyklejszym płynem micelarnym. Mam nadzieję, że
tak będzie i u Was :)
JAK STOSOWAĆ SYPKIE MASECZKI?
Moim zdaniem niesamowicie przydatnym gadżetem jest zestaw
maseczkowy. W cenie 10-15 zł widziałam je na pewno w Hebe i Super Pharm, a
także chyba w Naturze? W każdym razie każda wersja jaką dotąd widziałam, składa
się z miseczki, szpatułki, pędzla i zestawu miarek. Z pędzli nie korzystam, ale
reszta jest naprawdę niesamowicie przydatna i wraz z szeroką opaską na
przylepiec (o taką) bardzo usprawniają proces maseczkowania się ;)
PRZYGOTOWANIE MASECZKI
Bardzo dużo zależy od dokładnego rodzaju maseczki, ale by uzyskać konsystencję gęstej śmietany potrzebna jest mi najczęściej duża miarka proszku i do tego średnia
miarka wody. Dokładnie mieszam do zniknięcia grudek, nakładam grubą
(zwłaszcza na brzegach!) warstwą i
trzymam dokładnie tyle, ile nakazuje producent. Co jakiś czas zwilżam wodą (bądź hydrolatem, mgiełką...). Brzegi łatwo wysychających maseczek (glinki oraz wzbogacone algowe) można posmarować dowolnym kremem, choćby klasycznym Nivea.
Warto tu jednak wspomnieć, że możemy sobie maseczkę
wzbogacić. Dokapać do mieszanki oleju, gliceryny czy jakiegoś ekstraktu…
zamiast wody użyć hydrolatu… a także zamiast czystego proszku użyć jego
mieszaniny. Ja lubię łączyć glinkowy pyłek z mlekiem w proszku, ale sięgnąć
możecie prawie po wszystko – łącznie z zarodkami pszennymi na przykład :)
Ostatnim gadżetem, o którym chciałabym wspomnieć, jest
ściereczka z mikrofibry. Jak dobrze wiecie, od dawna używam jej do zmywania z
mojej cery peelingów enzymatycznych. Wierzę bowiem, że masując twarz kolistymi
ruchami, zbieram mikrowłóknem więcej martwych komórek naskórka niż metodą
tradycyjną. Nie wiem jednak czy wspomniałam tu kiedykolwiek o tym, że
zastosowaną po peelingu maseczkę również ścieram taką szmatką :) Zamiast babrać
się po łokcie w wodzie albo zużywać pół paczki wacików do demakijażu,
ściereczkę moczę jak najcieplejszą wodą i po prostu ściągam nią rozsmarowany po twarzy kosmetyk. Zajmuje mi to ułamek normalnie poświęcanego na to czasu i nie
wyobrażam sobie zrezygnowania z tej metody.
Moje azjatyckie maseczki, jeszcze czekają na testy :) |
SHEET MASKS
Czyli tak zwane maseczki w płachcie, niezbędny element
wielostopniowej pielęgnacji cery według Koreanek, ale nie tylko. Wykonany z
flizeliny bądź innej tkaniny kawałek materiału wyciągamy z saszetki pełnej
odżywczego płynu, rozkładamy całość na twarzy i leżymy (lub jak ja, w wersji
ekstremalnej: dalej robimy to, co do nas należy ;) ). Po zaleconym przez producenta czasie płachtę
ściągamy i najczęściej po prostu wmasowujemy w cerę resztki maseczki, a na to
nakładamy ulubiony krem lub nie. Ja po sheet masks sięgam częściej latem niż
zimą (ze względu na ich lekkość i nawilżające właściwości) oraz w stanie
niedoczasu, gdy nie chce mi się bawić z mieszaniem proszków i późniejszym ich zmywaniem :)
Dodatkowo warto wiedzieć, że gaziki do sheet masks można
kupić (lub nawet wykonać samodzielnie) i nasączyć czym nam się żywnie podoba, a
co normalnie nie utrzymałoby się na naszej twarzy. Jednak muszę przyznać, że
składy większości maseczek tego typu są tak świetne, że mi osobiście nie
chciałoby się w to bawić: zerknijcie tylko na składy masek Bielenda Laser Extreme i Bielenda Super
Power Mezo i powiedzcie, jak się tu nie zakochać? :)
Od lewej: Bielenda Laser Extreme, Bielenda Super Power Mezo maska korygująca, nawilżająca i odmładzająca. |
DOMOWE MASECZKI
Dziesiątki (jak nie setki!) przepisów na domowe maseczki do
twarzy opracowywały przez pokolenia wszystkie kobiety od zarania dziejów. Jeśli
nie wiesz którą z nich wybrać dla siebie, zapytaj mamy lub babci, poszperaj w
internecie, albo zajrzyj do mojego posta o maseczkach z najczęściej spotykanych w polskich domach składników :)
MASECZKI DROGERYJNE
Jak wspomniałam na początku, składy w tej grupie produktów
są wybitnie nierówne. Zdjęcia poniżej zrobiłam w ulubionej drogerii i wybrałam
dla Was te maseczki, które moim zdaniem zapowiadają się najbardziej obiecująco
pod kątem składów. Siłą rzeczy, nie testowałam ich wszystkich :) Ale w razie
czego pytajcie, chętnie podpowiem która najlepiej sprawdzi się na Waszej cerze
i dlaczego!
Dermaglin, czyli absolutnie najbezpieczniejsze pod kątem składów maseczki z drogerii. Praktycznie każda z nich ma góra pięć składników, to jest po prostu glinkę wzbogaconą jednym-dwoma olejami, jednym-dwoma ekstraktami i jakimś bajerem typu kolagen czy koenzym Q10. O ile nie macie alergii: można brać w ciemno!!! Pełną ofertę znajdziecie na przykład tutaj (jest to link partnerski, jeśli kupicie coś klikając w niego - dostanę od tej transakcji niewielki ułamek jej kwoty) |
Dermika: tu najbardziej zaciekawiły mnie Alabaster, Senne Marzenie, Perfekcja i Nasycenie. Pierwsza zawiera ferment bakterii mlekowych (o którym pisałam przy recenzji kremu Latopic), a trzecia jest na bazie glinek. Druga i ostatnia są typowo kremowe, odżywcze, polecam do skóry suchej. |
Bardzo ciekawie zapowiadająca się maseczka do cery naczynkowej od Flos-Leku (do kupienia też w tubie 75 ml) oraz przyjemnie wyglądająca maseczka Perfecta :) |
Matująca glinkowa Tołpa i baaardzo ciekawie wyglądająca maseczka do cery naczynkowej nieznanej mi dotąd marki Cattua. Znacie ją? Albo inne jej produkty? |
Bardzo ciekawy skład! Nawilżający cukier, delikatnie złuszczający i działający przeciwstarzeniowo glukonolakton i algi zapowiadają się na fantastyczne połączenie. |
Uff, trochę się zabrało tych maseczek... Ale myślę, że było warto się z nimi zapoznać, a do samego wpisu sama będę zaglądać w awaryjnych sytuacjach - szukając na szybko odpowiedniej na dany moment maseczki ;) Mam nadzieję, że przyda się i Wam. Przy okazji, jeśli śledzicie fanpage Kosmeologiki na Facebooku (polecam!) to wiecie już, że w Hebe do 23.11 jest promocja -40% na wszystkie produkty Nacomi, które wielokrotnie pojawiły się w tym i innych moich wpisach (polecam m. in. ich świetne czarne mydło - savon noir do stosowania jako peeling enzymatyczny). Nie wiem jak Wy, ale ja skorzystam na pewno :)
Przy okazji dziękuję obsłudze sklepu Hebe przy ul. Świętojańskiej 32 w Gdyni za możliwość zrobienia zdjęć do dzisiejszego wpisu. Jesteście kochani!
Ja bardzo lubię maseczki z Ziaji, te z glinką zieloną i brązową :)
OdpowiedzUsuńPrzyznam szczerze, że ja nie jestem ich fanką... Ale najważniejsze, że u Ciebie się sprawdzają :)
UsuńJa robię maseczki algowe na wodzie różanej (np. tej KCT, w sumie jest niedroga i na długo starcza), to nie czuć tak zapachu ryb. Czasem daję też kropelkę olejku eterycznego :D
OdpowiedzUsuńMuszę wypróbować to smarowanie maseczek przy brzegach kremem! Super sztuczka, dzięki!
Najbardziej lubię jednak sheet masks bo jestem leniwą bułą i nic mi się nie chce ;) Od czasu do czasu tylko nakładam algi, spirulinę (muszę ją zmiksować z algami, same fajne pomysły tu masz!) czy glinkę.
A maski w płachcie kupujesz czy robisz sama? Jakie są Twoje ulubione? :)
UsuńA jak stosujesz to mydło? Ile go dajesz i jak zmywasz? Mi ono wysycha i wcale się nie zmywa z twarzy. Tylko trę sobie po skórze jak po mokrej gumie. 😓😓😓
OdpowiedzUsuńMetodę delikatnie dostosowuję do danego mydła, ale najogólniej rzecz ujmując:
Usuń1. Biorę go całkiem sporo, myślę że więcej niż objętość orzecha włoskiego.
2. W dłoniach rozprowadzam je wraz z odrobiną (!) wody i nieco je spieniam
3. Spienione mydło nakładam na twarz omijając okolice oczu
4. Po około pięciu minutach ścieram je zmoczoną w gorącej wodzie szmatką z mikrofibry, masując okrężnymi ruchami
A Ty jak próbowałaś to robić do tej pory?
Dokładnie tak jak Ty, z tym że biorę odrobinę mydła 😂😂😂 tak jak napisali. Coś jak ziarenko grochu, co i tak nie wydawało mi się odrobiną. Widocznie za mało produktu 😐
UsuńTo spróbuj z większą ilością i daj znać czy to pomogło :)
UsuńBardzo fajny wpis. Już wiem jakie maseczki kupię w drogerii.Większość maseczkek znam i testowalam.Najbardziej zainteresowały mnie maseczki 7th heaven,nigdy ich nie używałam. Muszę spróbować.
OdpowiedzUsuńTeż miałam te glinki ze skarbów Afryki :) lubię spirulinę i raz na ruski rok kupuję losową (czt. najtańszą) maseczkę nawilżającą w saszetce.
OdpowiedzUsuńA gdy nie mam takowej w domu, to czasem robię sobie maseczkę z gruuubej warstwy kremu nawilżającego.
Popularna dla cery trądzikowej maseczka z sody niestety wwołuje na mojej twarzy poparzenie ;/
Dawno nie pisałaś, a ja znów będę do Ciebie zaglądać z anonima, pozdrówki :)
Rany boskie, z CZYSTEJ SODY? Nie wiem gdzie taka maseczka jest popularna, ale ja nigdy się na nią nie natknęłam i może to dobrze, bo chyba bym osiwiała... :O
UsuńA czemu z anonima?
Soda z wodą, szukając teraz pierwszej lepszej strony by ci podlinkować trafiłam nawet na przepisy na sodę z wodą utlenioną (!) lub solą (!!!). Usunęłam bloga :). A i bardzo fajna była też ta azjatycka maseczka w płachcie, którą mi kiedyś dałaś. Potwierdzam, te płachty są bardzo wygodne, nic nie odpada z buźki, ja kupuję takie w "tabletkach" bardzo tanio na Aliexpress.
UsuńNa maseczkę z kurkumy się nie skuszę bo ten barwnik mnie zniechęca, już dosyć się użeram z pianką Venita :)
Kiedyś robiłem sobie gluta z alg na twarz, haha. Nigdy więcej. :-D
OdpowiedzUsuńDzień dobry;)
OdpowiedzUsuńOd jakiegoś czasu stosuję maseczki z zielonej glinki, stąd moje pytanie dlaczego nie można dopuścić do zaschnięcia glinki na twarzy? Dziękuję za odpowiedź, pozdrawiam. Iza.
Twój komentarz trafił do Spamu, dopiero go zauważyłam :(
UsuńPowoduje to przesuszenie i ściągnięcie skóry.
Ja zaczęłam używać koreańskich maseczek do twarzy firmy Benton. Benton Snail Bee High Content Mask Pack. 4 maseczki w zestawie. Naprawdę fajnie wygładzają twarz te maseczki, twarz się regeneruje bardzo szybko. Dostałam je w Douglasie. :)
OdpowiedzUsuńMam trochę inny sposób na maseczki glinkowe. Nakładam na twarz i idę po prysznic. W powietrzu mam tyle pary, że nie muszę nawilżać ich dodatkowo, a gdybym czuła, że gdzieś przysycha to dotykam mokrą ręką. Co prawda cierpi na tym długość trzymania, bo nie wiem nigdy dokładnie ile pod prysznicem siedzę, ale zwykle jest to dość podobny czas. A na koniec zmieniam strumień wody na nieco chłodniejszy i po prostu zmywam glinkę bieżącą wodą :)
OdpowiedzUsuńTeż kiedyś tak robiłam, ale u mnie najfajniejsze efekty są jeśli peeling i maseczkę zastosuję po prysznicu, na taką rozpulchnioną ciepłem cerę :) Ale ważne, że u Ciebie Twoja metoda się sprawdza ^^
UsuńHej Ania, świetny wpis, dzięki wielkie! Mam pytanie, na które ciężko mi było znaleźć odpowiedź: co zrobić po użyciu maski z zielonej glinki? Czy nakładać zwyczajny krem nawiżlający na noc? Czy zastosować coś mocniejszego jak np. jakiś olejek naturalny? Będę bardzo wdzięczna za odpowiedź :)
OdpowiedzUsuńTo już kwestia preferencji :) Ja lubię nałożyć jakiś naturalny krem albo olejek wymieszany z kwasem hialuronowym, ale można nałożyć krem - musisz po prostu sprawdzić co się lepiej u Ciebie sprawdzi :) Przy czym "coś mocniejszego" od kremu to na pewno nie olejek naturalny ;D
UsuńMoja skóra bardzo lubi glinki, jednak zazwyczaj sięgam po gotowce właśnie dlatego, że nie chce mi się mieszać i nie ukrywam nie mam zbytnio na to czasu. Wiem, że na tę chwilę takie maski w proszku by sie u mnie marnowały.
OdpowiedzUsuńZ tubek to sama nie wiem Ci moge polecić, ale ja uwielbiam w saszetce maskę z wodorostami i błotem z morza martwego ;)
Wspominałam o niej dawno - https://www.pirelkablog.pl/search?q=b%C5%82oto+z+morza+martwego :) ale teraz chyba ma inne opakowanie.
Wydaje mi się, że ona może wyglądać teraz tak: https://i.ebayimg.com/images/g/pDIAAOSwBt5ZGxaG/s-l300.jpg więc na pewno jak ją zobaczę to kupię! Saszetki nie są moim ulubionym typem, ale dla 7th Heaven i Dermaglinu zawsze chętnie robię wyjątek :D
UsuńUwielbiam maski algowe, sama stosuję je od dawna, choć często lecę na skróty i sięgam po te gotowe, drogeryjne maski :D Uwielbiam maski algowe Bielendy :)
OdpowiedzUsuńNa pewno w końcu ich przez Ciebie spróbuję! :D
Usuń20 year-old Marketing Assistant Hermina Capes, hailing from Chatsworth enjoys watching movies like "Awakening, The" and Mycology. Took a trip to Tsingy de Bemaraha Strict Nature Reserve and drives a De Dion, Bouton et Trépardoux Dos-à -Dos Steam Runabout "La Marquise". odwiedz strone tutaj
OdpowiedzUsuńDo tego polecam maski pod oczy tj płatki Efektimy - HYDROŻELOWE. super orzeźwienie i upiększenie skóry, kremy tego nie potrafią
OdpowiedzUsuń