Ten czerwiec jest dla mnie trudnym, ale i satysfakcjonującym miesiącem. Wczoraj postanowiłam z tygodniowym opóźnieniem uczcić moje urodziny i rozpieścić się w domowym zabiegu inspirowanym marokańskim rytuałem hammam. Spoiler alert: wyszło bajecznie.
Trzy podstawowe elementy klasycznego zabiegu to oczyszczenie
ciała czarnym mydłem savon noir i rękawicą kessa, otulenie go glinką rhassoul
oraz namaszczenie drogocennym olejem arganowym.
Ja swoją wersję postanowiłam trochę podkręcić i zadbać o
ciało ze szczególną uwagą, a dodatkowo zatroszczyć się o cerę, włosy oraz…
umysł. W ostatnim czasie musiałam wyciskać go jak cytrynkę, więc zasłużył na odrobinę relaksu :)
Po powrocie do domu dokładnie rozczesałam włosy, zrobiłam
demakijaż i wskoczyłam pod prysznic by wstępnie się obmyć. Włosy umyłam aloesowym szamponem Equilibra, a ciało przywiezionym mi z Maroka mydłem oliwkowo-arganowym
Traditioland. Kocham takie kosmetyczne pamiątki, a Wy? :D
Następnie nałożyłam na włosy maskę Kallos Algae wzbogaconą
szczodrze olejkiem Alterra Limonka i Oliwka, a włosy zawinęłam w czepek i dodatkowy polarowy turban.
Następnie sięgnęłam po peeling enzymatyczny Ziaja Ulga, a w ciągu pięciu minut
potrzebnych mu na oczyszczenie cery z martwego naskórka, przygotowałam łazienkę
do pozostałych kroków.
Do wanny napuściłam gorącej wody z dodatkiem kilku pompek
oleju Alterra. Zapaliłam ob-łęd-nie pachnącą świecę Village
Candle „Frozen Margarita”. Przygotowałam wybrane na ten wieczór kosmetyki, pół
kilo truskawek, wielki kubek zielonej herbaty, szlafrok i tablet jako prowizoryczny odtwarzacz ;) Telefon przełączyłam go w tryb samolotowy, żeby czasem nikt nie wybił mnie z
nastroju.
Przy dźwiękach ulubionej muzyki zmyłam peeling i nałożyłam
maseczkę. Na taki zabieg sprawdzi się coś, co nie wymaga zwilżania (jak glinki) ani nie zaschnie na skorupę jak maseczki na alginacie (jak moje ulubione
Nacomi). W moich zbiorkach znalazłam maseczkę w płachcie Missha Super Aqua Cell
Renew Snail Hydro-Gel Mask, którą producent zaleca trzymać od 20 do nawet 40
minut, co w przypadku moich planów zapowiadało się idealnie!
Po nałożeniu maseczki zanurzyłam się gorącej wodzie i na
pierwszych parę minut po prostu odpłynęłam. Później odpaliłam jeden z zaległych
odcinków ulubionego podcastu (Zombie vs. Zwierz <3 Obczajcie ich na Soundcloud tutaj! albo na kanale Pawła na YouTube tutaj) i namydliłam ciało
czarnym mydłem. Moje savon noir to produkt Nacomi, który należy zostawić na
skórze około dziesięciu minut. Po upływie tego czasu wyszorowałam całe ciało kessą.
O kessie wspominałam w starym zestawieniu moich absolutnie
-> niezawodnych niezbędników. Moją rękawicę kupiłam chyba z pięć lat temu w sklepie Helfy. Teraz już takiej nie
mają i w ogóle podobnej nigdzie nie widziałam, a szkoda, bo jest/była
wspaniała! Teraz szukam nowej, bo wydaje mi się, że moja nieco się wysłużyła i
nie ściera już tak dobrze jak dawniej. Tym niemniej dalej ją uwielbiam!
Po takim oczyszczeniu mogłabym przejść do kroku z glinką,
ale postanowiłam wykorzystać rozpulchnienie skóry i przy okazji ją wydepilować.
Czy przy takim zabiegu mogłabym sięgnąć po cokolwiek innego niż pasta cukrowa?
Chyba nie :) Tym razem nie była to moja -> pasta cukrowa domowej roboty, a
produkt Sweet Skin firmy Cosmoderma. Z depilacji ostatecznie nic nie wyszło, bo - jak się okazuje - te pasty działają u mnie tylko na suchej jak pieprz skórze, ale później to nadrobiłam ;)
Po czarnym mydle i kessie skóra aż prosi się o ukojenie i odżywienie.
Postanowiłam nałożyć na nią maskę do ciała do każdego rodzaju skóry „Błoto z
Morza Martwego” firmy White Flower's. Kupiłam ją z rok temu licząc na to, że
sprawdzi się do twarzy, ale nie, nie, nie i jeszcze raz nie: sama konsystencja po rozrobieniu jest tak
ziarnista, że bliżej jej było do peelingu niż maseczki ;) Więc stosuję ją
wyłącznie na ciało i to samo radzę Wam, bo ogólnie jest to fajny i ciekawy
produkt! Rozrobiłam błoto z wodą do uzyskania gęstej konsystencji i wróciłam do
leżakowania z kuprem w wodzie ;)
Po kolejnym kwadransie relaksu uznałam, że dosyć tego dobrego i czas
wygrzebać się z wanny. Zdjęłam z twarzy płachtę, a z włosów turban i czepek. Od
stóp do głów spłukałam się chłodną wodą w międzyczasie pumeksując stopy
marokańskim glinianym „stemplem”, który jest najlepszym pumeksem jaki
kiedykolwiek miałam!
Po ostatnich ablucjach zawinęłam odciśnięte z nadmiaru wody
włosy w ręcznik, a ciało delikatnie osuszyłam. Następnie namaściłam je
wspomnianym wcześniej olejkiem Limonka i Oliwka o pięknej, rześkiej
woni – zaskakująco pasującej do mojej Frozen Margarity od Village Candle!
Włosom dałam odpocząć od stylizacji, a jedynie zabezpieczyłam końcówki tą samą oliwką i pougniatałam całość z odrobiną odżywki bez spłukiwania
Ziaja Codzienna Pielęgnacja. W twarz wklepałam jeszcze olejek Evree Revita Perilla i tym samym zakończyłam ten etap niesamowitego
relaksu. Czekały na mnie jeszcze bilety na jeden z ostatnich spektakli „Piaf” w Teatrze Miejskim w Gdyni! Więc cały piąteczek był dokładnie taki jak lubię <3
Na takim pielęgnacyjnym popołudnio-wieczorze spędziłam w sumie z pół dnia. Próbuję sobie przypomnieć kiedy ostatni raz miałam tyle wolnego czasu i coś mi nie idzie :P Dlatego tym bardziej cieszę się, że nie zmarnowałam go na oglądanie głupot albo scrollowanie stron internetowych, tylko naprawdę dałam sobie odetchnąć. Było miodnie.
Na takim pielęgnacyjnym popołudnio-wieczorze spędziłam w sumie z pół dnia. Próbuję sobie przypomnieć kiedy ostatni raz miałam tyle wolnego czasu i coś mi nie idzie :P Dlatego tym bardziej cieszę się, że nie zmarnowałam go na oglądanie głupot albo scrollowanie stron internetowych, tylko naprawdę dałam sobie odetchnąć. Było miodnie.
A jak Wy relaksujecie się wtedy, kiedy macie naprawdę dużo czasu?
Cudowny relaks pielęgnacyjny, ale najbardziej zazdroszczę biletów 🙀 Jak było?
OdpowiedzUsuńJestem zachwycona :) Miałam to szczęście, że widziałam ten spektakl 8-9 lat temu i teraz mogłam odebrać go zupełnie inaczej, przez pryzmat nowych doświadczeń i troszkę innej dojrzałości. Wbiło mnie to w fotel!
UsuńPróbowałam już kiedyś pasty cukrowej i chyba mam ochotę na powtórkę z rozrywki :)
OdpowiedzUsuńMiło mi sie to czyta w pracy- też marzę o takim relaksie. Ale niestety moj największy problem to nieumiejętne odpoczywanie- zamiast sie relaksować spędzam godziny na fb lib zszywce jak kretyn... Bardzo zaciekawiłaś mnie pumeksem- kosmetyczka mi ostatnio kowiła ze najlepsze są te drewniane, a ja jej nie kogłam uwierzyć że takie istnieją. Gdzie go kupiłaś? Z jaką częstotliwością stosujesz? I jak właściwie- jako tarka czy masażer?
OdpowiedzUsuńMoże trochę dziwnie to zabrzmi, ale w maleńkim miasteczku (Nowy Tomyśl) był jakiś targ, a na nim stanowisko z różnymi marokańskimi produktami i tam kupiła go moja przyjaciółka :D Wiem, że w Gdańsku na Jarmarku Dominikańskim od paru lat jest takie stoisko, ale tych stempli tam nie kojarzę - chociaż faktem jest, że nie szukałam ich specjalnie, bo nie wiedziałam o ich istnieniu.
UsuńDrewnianego pumeksu, szczerze mówiąc, nigdy nie widziałam. Chyba, że mówimy o np. typowym kamiennym albo takiej szczotce, które są w drewnianej osłonce :) Nie wiem czy będziesz jeszcze u tej kosmetyczki, ale jakbyś ją podpytała to podziel się koniecznie :D
To jest typ pumeksu, który mniej działa na takie typowe zgrubienia czy stwardniałą skórę, ale za to bajecznie na wszelkie takie latające skórki, które po wyschnięciu są na maksa nieestetyczne :< I ja po prostu stosuję go tak często, jak mi się takie skórki zrobią - czyli tak co drugi-trzeci dzień :) W międzyczasie zawsze smaruję stopy kremem na noc itp.
A nieumiejętne odpoczywanie to naprawdę plaga. Wartościowy relaks to umiejętność, na której wykształcenie większość z nas musi popracować - ja też o tym marzę! To był kolejny krok ku temu :)
Ale Ci dobrze! Taki gliniany "pumeks" widziałam ostatnio, chyba w Beauty Ekspert. Rękawicę Kessa mam z Organique, masz blisko, może przejdź się kiedyś pomacać?
OdpowiedzUsuńO, zerknę na pewno! Mocny zdzierak?
UsuńNie mam porównania z żadną inną, więc nie mam punktu odniesienia :) Ale jak na moje potrzeby ściera bardzo fajnie :)
UsuńHEJ, czy poleciłabyś mi jakąś dobrą odżywkę, maskę, szampon do włosów wybitnie cienkich, rzadkich i słabych, a jednocześnie wysokoporowatych od połowy? na czubku głowy włosy są w dobrej kondycji, później jest coraz gorzej. ścinanie przerabiałam wiele razy, nic to nie daje . jak dochodzę do długości za ramiona mimo regularnego podcinania końcówek, wiecznie jest ten sam problem. włosy wyglądają jak zapuszczane na siłę.
OdpowiedzUsuńA w jaki sposób pielęgnujesz końcówki włosów? I w ogóle co stosowałaś do tej pory i się nie sprawdziło, a co w miarę najlepiej się spisywało? Bo mogłabym Ci wypisać bardzo wiele produktów, ale nie chciałabym powielać tego, co może już próbowałaś :)
UsuńAle wstępnie na pewno polecałabym metodę mycia włosów odżywką (np. Kallosem Algae albo Color), a potem odżywianie ich przez maski czy odżywki, które mają absolutne zero szkodliwych składników - czyli np. odpadłoby wszystko z alkoholem, a więc m. in. Alterra i wiele innych ekokosmetyków.
Włosy są bardziej suche czy bardziej zniszczone? Jeśli bardziej suche, to np. z odżywek profesjonalna Isana w złotej tubie Effektiv-Kur Oil Care, a z masek na przykład "anwenówka" do włosów wysokoporowatych :)
Czy próbowałaś olejowania włosów? :)
obecnie myję włosy szamponem z alterry imbir i trawa cytrynowa, często używam też szamponu makadamia rejuvenating shampoo, ale on użyty dwa razy pod rząd obciąża mi włosy u nasady. mam też mleczny szampon z nivea, ale po nim włosy są napuszone (nie puszyste). jako odżywki używam tej aloesowej z equilibra, ale ona nie robi z włosami nic. używam jej na zmianę z alterrą(ale widzę, że powinnam z niej zrezygnować). bardzo pomaga mi macadamia natural oil ale używam jej raz w tyg na jakieś pół godziny, w tyg nie mam czasu i na minutę mi jej szkoda. włosy ścięłam w sobotę i chciałabym zapuszczać od nowa z nową pielęgnacją. olejowałam włosy na olej z awokado, olej z nasion bawełny, teraz na olejek dla mam z rosmana, ale włosy ciągle są napuszone ;/ końce niedociążone, majtają się jak piórka, a włosów wcale nie mam AŻ TAK MAŁO. tragedia po prostu. na końcówki nakładam olejek aussie codziennie. tyle kombinowania i nic. wiem, że wpływ ma niedoczynność tarczycy, podwyższona prolaktyna, ale tsh w normie i próbuję walczyć z zewnątrz. teraz przy krótszych włosach muszę też uważać, bo łatwiej je obciążyć przy nasadzie.
Usuńwłosy są chyba suche, bo nie mają być po czym zniszczone - nie farbuję włosów, lekko dosuszam suszarką (jakieś poł minuty), nie prostuję (no , może czasem grzywkę). więc chyba to jednak suchość. w dodatku są strasznie cienkie.
UsuńNa początek powiem, że jeśli włosy są naturalnie cienkie, to dużo z ich grubością nie da się zrobić. Można od nowa wyhodować ciuteńkę może grubsze włosy (na suplementach, wcierkach, masażach itp.), ale pole do popisu będzie tu niewielkie. Można też włosy pogrubiać sztucznie - farbując henną, keratynowym prostowaniem, olejowaniem i tak dalej. Ale jeśli włosy są same z siebie cienkie, bo to masz w genach, to raczej z tym trzeba będzie się pogodzić. A wiele wspaniałych wskazówek dotyczących pielęgnacji cienkich włosów znajdziesz na blogu Martusiowy Kuferek :)
UsuńSkoro używasz szamponu tak łagodnego jak Orientana, to tak naprawdę jedyną jeszcze łagodniejszą opcją będzie wspomniane przeze mnie wcześniej mycie odżywką. Jeśli pojawiłoby się obciążenie włosów u nasady, to spróbowałabym metody OMO/OOMO - czyli mycia skóry głowy szamponem, a całej reszty już odżywką.
Co do olejowania: wymieniłaś trzy oleje, odpowiednio półschnący ze stosunkowo dużą komponentą kwasów nasyconych i dwa schnące (BfM zaliczam jako sojowy, bo on stanowi jego bazę). Więc ja na razie spróbowałabym czegoś z innych grup: przede wszystkim jakiegoś z olejów półschnących z małą ilością nasyconych kwasów tłuszczowych. Takie oleje znajdziesz w tabelce tutaj oznaczone kolorem FIOLETOWYM: http://www.kasianafali.pl/2013/08/oleje-dokadna-zawartosc-procentowa.html
Na Twoim miejscu w pierwszej kolejności sięgnęłabym po olej macadamia, bo spisuje się u Ciebie w odżywce/masce którą już masz, więc to kolejny argument, który za nim przemawia. Ale jeśli masz w domu któryś z tych łatwiej dostępnych, tańszych olei z tej grupy (rzepakowego, migdałowego, laskowego...) to możesz przedtem spróbować z nim :)
Aha, jakbyś mogła - podaj mi dokładną nazwę produktu Macadamia Natural Oil którego używasz, bo widzę wiele masek i odżywek z tej serii, więc ciężko mi się odnieść do tego produktu ;)
Jeśli chodzi o końcówki, to olejek Aussie jest na bazie silikonów, więc bardzo polecałabym Ci jeszcze odpicowanie go tym sposobem:
http://www.anwen.pl/2010/09/patenty-pielegnacyjne-cz-i.html
Możesz dzięki niemu zużywać nietrafione oleje.
Bardzo ważna będzie też fizyczna (mechaniczna) ochrona końcówek. Pisałam o tym tutaj: http://www.kosmeologika.pl/2016/01/krotkie-loki-krotkie-wosy-jak-prawidowo.html
Myślę, że poza tymi zmianami, które opisałam wyżej, można by wprowadzić ich jeszcze kilka (odżywki bez spłukiwania, płukanki itp.), ale wydaje mi się, że lepiej nie wprowadzać AŻ TYLU zmian na raz :)
*szamponem z orientany przepraszam (ale szału nie robi)
OdpowiedzUsuńdzięki, jesteś wielka :) a używam makadamia natural oil deep repair masque ;-)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że mam tak mało czasu...
OdpowiedzUsuń