„Staram się przy okazji różnych postów podkreślać, że trądzik to choroba, a to oznacza konieczność wizyty u lekarza. Choroba ta ma złożoną etiologię, zróżnicowany przebieg i w związku z tym istnieje wiele metod jej leczenia.” – poznajecie ten wstęp?
Jeśli nie, to pozwolę sobie przypomnieć Wam, że pierwsza część cyklu „Przyczyny trądziku” dotyczyła bakterii i wciąż jest jednym z poczytniejszych tekstów na tym blogu. Jeśli więc chcecie dowiedzieć się więcej o {bakteriach powodujących trądzik} i o tym jak sobie z nimi radzić, polecam serdecznie.
Dziś na tapet wezmę kolejny z czynników prowadzących do trądziku. Porozmawiajmy sobie o łojotoku.
Czy i jak łojotok przyczynia się do trądziku?
W tej serii tekstów chciałabym docelowo opisać przynajmniej cztery najważniejsze moim (i wielu autorów) zdaniem filary powstawania trądziku. Bardzo ważną rzeczą, którą musimy sobie uświadomić, jest to że te filary nie tylko samodzielnie przyczyniają się do powstania stanu chorobowego, ale i napędzają siebie nawzajem, sprawiając że zlikwidowanie jednej z przyczyn jest najczęściej niewystarczające do tego, by trądzik zniknął.
Oto przykład. W poprzedniej części serii pisałam o bakteriach. W ich przypadku jest tak, że z jednej strony nasze sebum jest dla nich świetną pożywką, a z drugiej: same bakterie i inne mikroorganizmy powodują wzrost jego produkcji. Jak widać, mamy tu do czynienia z wzajemnym dolewaniem oliwy do ognia i dlatego leczenie trądziku jest czasem bardzo trudne. O wpływach na inne składowe etiopatogenezy trądziku opowiem Wam omawiając je w przyszłości, bo to zdecydowanie nie koniec opisu działania łoju na skórę z odpowiednimi skłonnościami. Wyjątkowo zainteresowanych tematem, którzy nie chcą czekać na moją uproszczoną wersję odsyłam do publikacji naukowych: na przykład tutaj!
Trzeba sobie jednak uświadomić, że wśród przyczyn trądziku próżno szukać zerojedynkowości. Nie jest tak, że każdy pacjent z łojotokiem będzie miał trądzik (świetnym przykładem są tu chorzy na chorobę Parkinsona, w której często występuje duża nadprodukacja łoju, a trądzik bynajmniej się nie pojawia). I też nie każdy pacjent z trądzikiem cierpi na łojotok.
Częściową (ale na pewno nie pełną!) odpowiedzią na ten dylemat może być też nie tyle kwestia ilości produkowanego łoju, co jego jakości – czyli po prostu składu. Bazując na Wikipedii [1], w przeciętny skład sebum wchodzą glicerydy (50%), woski (20%), skwalen (10%), inne węglowodory (5%), wolne kwasy tłuszczowe (5%), estry cholesterolu (4%), cholesterol (1%), inne sterole (1%), inne substancje (4%).
Skład, mogłoby się wydawać, raczej prosty. Ale zwróćmy jednak uwagę na parę rzeczy:
- w sebum występuje bardzo nietypowy kwas tłuszczowy zwany kwasem sapienowym. Nie produkuje go żaden inny gatunek poza człowiekiem, stąd zresztą jego nazwa od naszej Homo sapiens ;) I ponieważ żadne zwierzę poza człowiekiem nie ma trądziku, niektórzy autorzy postulują rolę kwasu sapienowego w powstawaniu tej choroby. [2] Wydawałoby się, że skoro kwasu sapienowego jest statystycznie więcej w sebum osób chorych na trądzik [3], to powinno to potwierdzać naszą teorię. Z drugiej strony, kwasowi temu przypisuje się właściwości antybakteryjne (w tym, jeśli połączymy go z etanolem, na superopornego na wiele antybiotyków gronkowca MRSA! [4]), więc pojawia się pytanie czy kwas sapienowy w ludzkim sebum nie jest po prostu odpowiedzią naszego organizmu na zaburzające homeostazę skóry schorzenie. Jest to póki co zagadnienie typu „jajko czy kura”, które trzeba zbadać.
- Jeśli już przy analizie składu sebum u osób zdrowych i pacjentów z trądzikiem jesteśmy, to powiedzmy sobie jeszcze że u tych drugich zaobserwowano także zmniejszoną ilość kwasów tłuszczowych (w tym kwasu linolenowego) oraz zwiększony odsetek skwalanu [5].
Co z tego wynika? Istnieje hipoteza, że niski poziom kwasu linolenowego w sebum powoduje niejako stan niedoboru NNKT w komórkach naskórka w obrębie mieszków włosowych i wywołuje w ten sposób niepożądaną reakcję pod postacią nadmiernego rogowacenia (od którego już tylko krok do trądziku). Oczywiście możliwe jest też, że te niskie poziomy kwasu linolenowego nie są oznaką żadnego niedoboru NNKT w diecie, a są po prostu wynikiem nasilonej syntezy pozostałych lipidów w samych komórkach łojowych. [6]
Natomiast jeśli chodzi o skwalan, to sytuacja wygląda tak: dawniej uważano, że przynajmniej jedną z jego ról jest ochrona przeciwko produktom utleniania spowodowanymi przez promieniowanie UV. Jednak dziś nie wiadomo do końca, czy umiejętność redukowania wolnych rodników przez skwalan to wada czy zaleta, bo produkty tych reakcji mogą powodować podrażnienie. Co gorsza, substancje te wraz z nienasyconymi kwasami tłuszczowymi (NNKT) na modelach eksperymentalnych wydają się mieć właściwości komedogenne. Na dodatek niedawne badanie wykazało, że utleniony skwalan indukuje syntezę mediatorów zapalenia w keratynocytach [7], co jest kolejnym elementem prowadzącym do stanu zapalnego i trądziku.
Na koniec warto dodać, że skwalan prawdopodobnie ma wpływ na właściwości reologiczne (czyli po prostu „lepkość”) sebum, bo jest ze wszystkich jego składników najbardziej niepolarny i nienasycony. [8] Może więc wpływać na sposób w jakich łój zachowa się na naszej skórze, jak łatwo lub trudno będzie mu wypływać z mieszków na jej powierzchnię itp.
Jedno jest raczej pewne: skład sebum jest równie interesujący, jak jego ilość. W toku badań może okazać się zarówno, że zwiększony odsetek skwalanu (a zmniejszony WKT) sprzyja trądzikowi, jak i to że opisana przeze mnie dysproporcja jest reakcją na tę chorobę. Ja to w ogóle ciekawa jestem, czy czasem nie odkryjemy, że u części pacjentów dominuje jeden model, a u części ten drugi. Kto wie, może udałoby się wykazać korelację patomechanizmu z postacią trądziku albo odpowiedzią na leczenie? Ogólnie patofizjologia produkcji sebum jest moim zdaniem fascynującą działką i spędzić życie badając takie rzeczy to po prostu moje marzenie <3 #goals
Przyczyny łojotoku
Od razu na starcie powiedzmy sobie jedno: w wieku nastoletnim łojotok to rzecz dla nas naturalna. Ważną rolę w aktywności gruczołów łojowych biorą hormony, a te w okresie dojrzewania szaleją. Niepodobna oczekiwać, żeby obyło się to bez oddziaływania na produkcję sebum. Jak wiadomo, sebocyty (komórki gruczołów łojowych) mają receptory dla androgenów i 5-alfa-reduktazy [9] (enzymu, o której jeszcze dzisiaj wspomnimy).
Ale oczywiście łojotok nie jest problemem jedynie nastolatków. Jednym z podstawowych typów cery jest cera tłusta, a niektórzy dermatolodzy posuwają się tak daleko by napisać: „Łojotok, czyli tłusta skóra, jest zjawiskiem częstym, jednak rzadko rozpoznawanym; może lepiej uważać łojotok za odmianę stanu prawidłowego” [10]. Jeśli zajrzycie na angielską Wikipedię, tam hasło „łojotok” nie istnieje: po wpisaniu w wyszukiwarkę „seborrhea” zostajemy automatycznie przekierowani na stronę poświęconą łojotokowemu zapaleniu skóry (ŁZS), tak jakby łojotok nie był jednostką chorobową, a pojawiał się w świadomości dopiero gdy nabroi i skórę dotknie stan zapalny. Łojotok bywa ścisłym elementem procesów chorobowych, których etiologia jest tak złożona, że lekarze często spierają się: czy jest on wyzwalany przez inne czynniki sprawcze, czy może jednak leży u podstaw z których te kolejne czynniki pośrednio wynikają. Tak jest w przypadku trądziku, trądziku różowatego czy ŁZS właśnie.
Łojotok sam w sobie wynika przede wszystkim z naszej genetyki [11], a predyspozycje do niego dziedziczone są w sposób autosomalny dominujący z różną penetracją genu [12]. W dużym uproszczeniu oznacza to dwie rzeczy:
- geny odpowiedzialne za łojotok dziedziczy się bardzo łatwo i jeśli nasi rodzice mieli z nim problem, to z dużą dozą prawdopodobieństwa i my czy nasze rodzeństwo będziemy mieli te geny;
- nie każdy obciążony tymi genami będzie miał łojotok albo łojotok o tym samym nasileniu co osoba o teoretycznie tym samym genotypie.
Nie zaczyna się to za dobrze, bo jak wiadomo: swojej genetyki nie zmienimy. Ale faktem jest, że są czynniki grające drugie, a także trzecie i czwarte skrzypce w etiologii łojotoku. Są to:
- stres
- hormony (niekorzystny wpływ androgenów i progesteronu, korzystny - estrogenów)
- niedobór witaminy A (zwiększona skłonność do rogowacenia ujść mieszków włosowych)
- niedobór witaminy E (powoduje to utlenianie nienasyconych kwasów tłuszczowych)
- niedobór witaminy B2 (która reguluje procesy przemiany komórkowej i rogowacenia)
- niedobór witaminy PP (inaczej B3, która wpływa na przemianę wodną w skórze, proces utlenienia, rozszerza naczynia krwionośne)
- niedobór witaminy C (która uszczelnia naczynia krwionośne, wzmaga odporność organizmu i reguluje czynność wydzielniczą).
- Istotną rolę odgrywa również zakażenie drożdżakami, głównie Pityrosporum ovale (znanymi też jako Malasezzia furfur). [13]
Jak walczyć z łojotokiem?
Jak wspomniałam, najważniejszą rolę w łojotoku odgrywają geny, a na przykład hormony mają znaczenie drugorzędne [14]. Nie znaczy to jednak, że nie ma kroków, które warto podjąć. Będą one przydatne szczególnie dla tych z nas, którzy mają sam łojotok bez trądziku (bo pewnie nie zdecydujemy się wtedy na terapię lekami doustnymi), a także tym z łojotokiem o wyjątkowym nasileniu, utrudniającym codzienne funkcjonowanie bez dyskomfortu. Oczywiście zamiast strzelać na ślepo i kupować każdy produkt (kosmetyk, suplement, zabieg, …) z obietnicą zlikwidowania łojotoku na etykiecie czy w reklamie, ja polecam sposoby wycelowane w poznane nam mechanizmy czy hipotezy.
Stres
Gruczoły łojowe oczywiście nie są unerwione. Zwiększoną produkcję łoju zarówno w stresie, jak i w zaburzeniach układu nerwowego wiąże się z tym, że gruczoły łojowe mają receptory dla neuropeptydu zwanego substancją P. [15] Sęk jednak w tym, że mikrośrodowisko łojotokowej skóry (nacieczonej komórkami tucznymi, mediatorami zapalenia i substancją P właśnie) działa jak czynnik wzrostu nerwów powodując inerwację skóry twarzy [16], a co za tym idzie – więcej potencjalnych miejsc uwalniania substancji P, która jeszcze bardziej pobudzi gruczoły do produkcji. Jest to błędne koło, które ciężko przerwać.
O ile pewnie ciężko jest wprowadzić w życie tak trywialną radę jak „ograniczyć stres w życiu”, o tyle ogromnie ważnym podarkiem jaki możemy zrobić sobie sami jest opanowanie metod radzenia sobie ze stresem. W przypadku gdy nasze problemy skórne są wyjątkowo nasilone, przydatna może okazać się psychoterapia. Jeśli poza łojotokiem dokucza nam trądzik, zwłaszcza ten neuropatyczny, to z psychoterapii skorzystamy w dwójnasób.
Jeżeli w naszym przypadku nie jest to wpływ aż tak silny, warto spróbować innych rzeczy: od suplementacji magnezem, przez ucięcie relacji z toksycznymi ludźmi z naszego otoczenia, po przeorganizowanie sobie dnia tak by znaleźć w nim godzinę na wartościowy wypoczynek (prokrastynujące scrollowanie fejsa takim wypoczynkiem nie jest…).
Hormony
Hormonalne mechanizmy powstawania łojotoku to cała złożona machineria. Swój udział mają hormony podwzgórza, tarczycy i glikokortykosteroidy, ale podstawę stanowią tutaj hormony płciowe. Pobudzająco działają: dehydroepiandrosteron (DHEA), testosteron, 4-androstenedion i androstendiol. Z kolei hamująco na produkcję sebum działają estrogeny i progesteron. Trzeba też uświadomić sobie, że poziomy hormonów to jedno, a liczą się też ich wzajemne stosunki, a dodatkowo nasza indywidualna wrażliwość na nie, wynikająca na przykład z ilości receptorów dla testosteronu na naszych komórkach.
W teorii ingerencja w ten mechanizm zaburzeń jest prosta, ale prawda jest taka że oczywiście w przypadku tak łagodnego zaburzenia jakim jest łojotok przyjmowanie leków antyandrogennych wiąże się ze zbyt dużym stosunkiem wad do zalet.
Naturalnie, jeśli poza łojotokiem mamy inne problemy jak silny trądzik i inne objawy typowe dla nadmiaru męskich hormonów (najczęściej pod postacią owłosienia, czyli hirsutyzmu, ale też mlekotoku i innych) albo w ogóle cały pakiet pod postacią zespołu policystycznych jajników, leczenie antyandrogenowe jest jak najbardziej do rozważenia. Opcji jest mnóstwo i nasz lekarz (endokrynolog, dermatolog, ginekolog...) dokona wyboru opierając się na wywiadzie i badaniu. Niektóre z leków na inne przypadłości wykazują delikatne działanie antyandrogenne i wtedy odpowiednio dobierając leczenie choroby podstawowej można upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu. Pacjentka z cukrzycą albo PCOS najpewniej i tak dostanie metforminę, chorym na nadciśnienie można zaproponować spironolakton, a kobiecie w wieku rozrodczym - tabletki antykoncepcyjne. Te ostatnie będą nieodzowne także jeśli z powodu trądziku zdecyduje się ona na kurację doustną izotretynoiną.
Oczywiście poza wyżej wymienionymi istnieją typowe leki do stosowania w stanach z hiperandrogenizmem: cyproteron, flutamid, finasteryd, leuprorelina… Jeśli spełniamy wskazania do ich zastosowania to ich użycie będzie bez dwóch zdań uzasadnione.
Wersją „light” może być zastosowanie ziół o lekko antyandrogennym działaniu. Najbardziej znanymi są wierzbownica drobnokwiatowa oraz palma sabałowa, ale pamiętać należy także o mięcie, pokrzywie, korze śliwy afrykańskiej czy korzeniu lukrecji.
Zgodnie z moją wiedzą, miętę i pokrzywę można pić zarówno podczas przyjmowania tabletek antykoncepcyjnych, jak i podczas ciąży oraz karmienia piersią. Przy pozostałych ziołach byłabym zdecydowanie bardziej ostrożna i sama na pewno bym wówczas po nie nie sięgała (ale najlepiej będzie porozmawiać z ginekologiem lub endokrynologiem). Ostrożność zachowałabym też w przypadku jakichkolwiek chorób przewlekłych czy przyjmowanych na stałe leków. Pamiętajmy, że zioła jak najbardziej mają działania niepożądane, a w przypadku tych antyandrogennych pod uwagę trzeba wziąć między innymi spadek libido.
Tak się składa, że z wierzbownicą mam swoje doświadczenia, które opisałam w tekście {Na tłustą cerę, przetłuszczające się włosy, łojotok… wierzbownica drobnokwiatowa}. Tłumaczę tam też wagę wspomnianego wyżej enzymu zwanego 5-alfa-reduktazą. Ostatnimi czasy zauważyłam, że pod koniec drugiego dnia od mycia włosów u nasady są one raczej widocznie mało świeże, więc rozważam powtórzenie tej kuracji.
Uprzedzając przynajmniej część z Waszych pytań chciałabym odesłać Was do komentarzy pod {tym} postem. Wypowiada się w nich młody lekarz Patryk, który pod wieloma względami jest dla mnie ogromnym autorytetem. Odszukajcie linijkę, w której pisze: „O wierzbownicy było sporo, przeklejam z komentarzy” i czytajcie. Bardzo zależy mi, by w tekstach uświadamiać zawsze, że kuracje tego rodzaju trzeba dobrze przemyśleć i poczytać o nich z rzetelnych źródeł.
Uprzedzając przynajmniej część z Waszych pytań chciałabym odesłać Was do komentarzy pod {tym} postem. Wypowiada się w nich młody lekarz Patryk, który pod wieloma względami jest dla mnie ogromnym autorytetem. Odszukajcie linijkę, w której pisze: „O wierzbownicy było sporo, przeklejam z komentarzy” i czytajcie. Bardzo zależy mi, by w tekstach uświadamiać zawsze, że kuracje tego rodzaju trzeba dobrze przemyśleć i poczytać o nich z rzetelnych źródeł.
Niedobory witamin
Jak wspomniałam, niedobory szeregu witamin (A, C, E, B2 i B3) powszechnie uznawane są za przyczyny łojotoku. Jak widać, aż trzy z nich to znane naturalne antyoksydanty. Witaminy B2, B3 i C to witaminy rozpuszczalne w wodzie, co oznacza, że ich przedawkowanie jest trudne, bo nasz organizm łatwo usuwa je z moczem. Z witaminami A i E musimy być już ostrożniejsi.
Niezmiennie od czasu w artykułu {o suplementach diety} nie jestem fanką brania tabletek ze wszystkim i na wszystko, bo uważam, że w pierwszej kolejności należy zadbać o dietę. Dlatego tu podsyłam Wam sprawdzone źródła, w których warto sprawdzić skąd należy wziąć źródła wyżej wymienionych witamin: {A}, {C}, {E}, {B2} i {B3}.
Jeśli z jakiegoś powodu nie jesteśmy w stanie ogarnąć minimalnego dziennego spożycia dietą, albo minimalne dzienne spożycie nam nie wystarcza i chcemy spróbować dawki uderzeniowej, możemy oczywiście sięgnąć po tabletki. I tutaj nie byłabym sobą, gdybym nie zaproponowała Wam sięgnięcia po leki zamiast jakieś suplementy, w których może być wszystko albo nic. Jeśli nie wiecie skąd u mnie takie poglądy, raz jeszcze zachęcam do lektury wpisu o suplementach :)
Takim lekiem zawierającym wszystkie wymienione witaminy (oraz sporo więcej) jest na przykład Elevit Pronatal. Ponieważ nie jest on najtańszy (50 zł za opakowanie 30 tabletek {tutaj}, 150 zł za 100 tabletek {tutaj}) wspomnę też o preparacie Falvit. Co prawda obecnie jest on teraz suplementem diety, ale wcześniej był lekiem, a więc jeśli zaufamy producentowi, że w dalszym ciągu dokłada wszelkich starań do utrzymania wcześniejszej jakości jest to zdecydowanie opcja do rozważenia. No i sporo tańsza: 20 zł za 30 tabletek {tutaj}, 30 zł za 60 tabletek {tutaj}, 35 zł za 90 tabletek {tutaj}. Za błyskawiczną konsultację i wyjaśnienie moich wątpliwości dziękuję magister Ani z fanpage’a {Będąc Młodym Farmaceutą} <3
Zakażenia, w tym przez Malassezia furfur
Chociaż Malassezia to drożdżak, aktualne przy niej pozostaną właściwie wszystkie wskazówki, jakich udzieliłam w tekście o {roli bakterii w trądziku}. Dziś od siebie dorzuciłabym jeszcze ewentualnie wprowadzenie w pielęgnację kosmetyków ze składnikami typu ferment bakteryjny z tak zwanych „dobrych” bakterii, by na naszej cerze nie było mikrobiologicznej pustki, która zaprasza inne bakterie czy grzyby do rozgoszczenia się. Jeśli czytaliście ten tekst o bakteriach to wiecie o co mi chodzi ;)
Kolejnym elementem, którego zabrakło w tamtym poście jest po prostu lista składników, które uważa się za naturalne antybiotyki czy bakteriostatyki, a których warto wypatrywać w składach kosmetyków. Są to między innymi propolis, związki siarki, olejek z drzewa herbacianego, kwas azelainowy, kwas salicylowy, nadtlenek benzoilu, skwalen oraz wyciągi z takich ziół jak: tymianek, szałwia, brzoza czy rozmaryn.
W tym miejscu skończymy na dziś! Jutro szykujcie się na ciąg dalszy: przede wszystkim proponowane przeze mnie interwencje dietetyczne oraz wskazówki dotyczące pielęgnacji cery z łojotokiem. Będą polecenia konkretnych kosmetyków z różnych półek cenowych, analizy składów; dodam też bibliografię tego całego wywodu dla wszystkich tych, którzy będą chcieli poczytać sobie te prace w oryginale i może zdobyć punkt wyjścia do dokształcania się na własną rękę.
Jak to zwykle bywa, przy tekstach tego typu (nad którymi pracuję wiele, wiele godzin) mam wielką prośbę do Was o zwiększenie jego zasięgu przez udostępnienie go na Waszej facebookowej ścianie, a także lajki i komentarze u mnie na fanpage'u, TUTAJ.
Aha, jak zawsze: część linków zamieszczonych w tekście to linki partnerskie, co oznacza że jeśli po kliknięciu w nie coś zakupicie, drobny odsetek trafi do mojej kieszeni (nie podnosząc płaconej przez Was ceny!). Nie oznacza to że zachęcam Was do kupowania, po prostu uprzedzam na wypadek gdyby trafił tu ktoś, kto nie widział tej informacji przy innych tekstach :)
*****
W tym miejscu skończymy na dziś! Jutro szykujcie się na ciąg dalszy: przede wszystkim proponowane przeze mnie interwencje dietetyczne oraz wskazówki dotyczące pielęgnacji cery z łojotokiem. Będą polecenia konkretnych kosmetyków z różnych półek cenowych, analizy składów; dodam też bibliografię tego całego wywodu dla wszystkich tych, którzy będą chcieli poczytać sobie te prace w oryginale i może zdobyć punkt wyjścia do dokształcania się na własną rękę.
Jak to zwykle bywa, przy tekstach tego typu (nad którymi pracuję wiele, wiele godzin) mam wielką prośbę do Was o zwiększenie jego zasięgu przez udostępnienie go na Waszej facebookowej ścianie, a także lajki i komentarze u mnie na fanpage'u, TUTAJ.
Aha, jak zawsze: część linków zamieszczonych w tekście to linki partnerskie, co oznacza że jeśli po kliknięciu w nie coś zakupicie, drobny odsetek trafi do mojej kieszeni (nie podnosząc płaconej przez Was ceny!). Nie oznacza to że zachęcam Was do kupowania, po prostu uprzedzam na wypadek gdyby trafił tu ktoś, kto nie widział tej informacji przy innych tekstach :)
Z góry dziękuję i mam nadzieję, że widzimy się jutro pod tekstem numer dwa!
Wow! Kolejny genialny tekst <3
OdpowiedzUsuńJak zwykle profesjonalizm na sto procent, dzięki! :)
OdpowiedzUsuńA z innej beczki - jak tam wygląda sprawa testowania specyfików do stóp?
Sprawa wygląda tak, że zebrałam wszystkie Wasze sugestie i wrzuciłam je sobie na fejsa, żeby zawsze mieć dostęp, a i może podpowiedzieć czytelniczkom ;) Lista jest tutaj: https://www.facebook.com/kosmeologika/photos/a.361725403991050.1073741828.336758143154443/852182744945311/?type=3&theater
UsuńPostanowiłam na pierwszy ogień wziąć coś taniego, bo idą Święta, wiadomo ;) I szukałam balsamu na popękane pięty Fusswohl od miesiąca w każdym Rossmannie, jakiego mijałam. Czyli non stop ;) I nigdzie nie było, w większości nie było nawet śladu na półce, tak jakby był wycofany...? Ale na stronie Rossmanna widnieje, więc się nie poddawałam i w międzyczasie zdenkowałam na stopy resztki balsamu Ziai dla atopików: sprawdził się lepiej niż niejeden krem oryginalnie przeznaczony do tych okolic ;D
Za to w sobotę dostałam na spotkaniu blogerek balsam She Foot, który ma aż 30% mocznika i w ogóle ciekawy skład, więc na razie owszem, szukam balsamu Fusswohl, ale jak znajdę to będzie grzecznie czekał w kolejce. She Foot zapowiada się ciekawie :)
Czemu kiedyś jak borykałam się z dużym problemem właśnie takiej skóry nie było takiego posta :(
OdpowiedzUsuńO rany, to bardzo trudne zagadnienia! :O
OdpowiedzUsuńFantastyczny tekst! Jako nastolatka borykalam się z trądzikiem. W wieku dorosłym także ale dużo pomogła mi zmiana pielęgnacji na naturalną i minimalizm w kosmetykach nakładanych na twarz. Czy planujesz napisać tak obszerne posty nt egzemy? Sama borykam się z nią na dłoniach i wiele czytam ale ty jako lekarz masz na pewno dużo większą wiedzę.
OdpowiedzUsuńPlanuję, ale na pewno nie w najbliższym czasie. Egzema jest tym trudniejszym tematem, że w literaturze angielskiej do worka z napisem "eczema" wrzuca się ogromną ilość jednostek chorobowych, co mega utrudnia mi sensowne poszukiwania ciekawych publikacji :(
UsuńCzytałam ostatnio ze nie wolno stosowac peptydów miorelaksacyjnych pod oczy. Ja mam straszne kurze łapki, więc mniemam ze nie moge stosowac preparatów z tymi peptydami aby je rozkurczyc? Co proponujesz? Z góry dziękuję!
OdpowiedzUsuńNie wiem czy jesteś tą samą osobą, która pytała o to pod poprzednim postem, więc wklejam tu odpowiedź stamtąd:
UsuńTen peptyd ma rozluźniać mięśnie, a nie wypełniać zmarszczki, czyli nie stosujemy go tam gdzie zmarszczka jest/tworzy się, tylko na okolice tych mięśni, które się temu przyczyniają. Taki uproszczony schemat jest na przykład tu: http://www.skinintegrity.com.au/images/Botox-crows-feet-treatment.jpg :)
Zawsze miałam problem z trądzikiem, od dłuższego czasu jakoś mam spokój, ale dobrze że powstał ten wpis, idealna baza wiedzy! :)
OdpowiedzUsuńIdealnie się wpisuje w mój ostatni post ;)
OdpowiedzUsuńJa niestety jestem narażona na trądzik, przy którym dopiero jakiś czas temu tak naprawdę mnie oświeciło, że to choroba :/
Nikomu nie życzę tego, co przechodzę, dla osób nie borykających się z tą przypadłością jest to często niezrozumiałe. Mam nadzieję, że wreszcie uda mi się z tego wyjść, bo inaczej zrobię sobie chyba przeszczep :P
W ogóle traktowanie pacjentów z chorobami skóry pozostawia wiele do życzenia, z tą ignorancją też trzeba walczyć.
UsuńTy wiesz, że ja Ci życzę wszystkiego najlepszego, w tym oczywiście zdrowia - także skóry! Więc trzymam kciuki, żeby antybiotyk dał radę <3
Interwencje dietetyczne brzmią intrygująco :)
OdpowiedzUsuńŚwietny materiał :)
OdpowiedzUsuń