Jak wiecie, ten blog jest miejscem nieustającej krucjaty przeciwko maseczkom w saszetkach. Nie ogarniam moim małym rozumkiem jak ten typ opakowania mógł stać się standardem! Nie tylko produkujemy w ten sposób stos odpadków zamiast jednej tuby czy słoika, ale dodatkowo musimy męczyć się z czymś skrajnie niehigienicznym oraz z kompletnie od czapy wziętymi proporcjami produktu na jedną aplikację. A jak przy tym przepłacamy! Polecam znaleźć jakąś markę robiącą maski w obu rodzajach opakowań i porównać ceny… Na przykładzie świetnych skądinąd produktów marki Vianek: saszetka kosztuje około 5 zł/10 g, a tuba około 20 zł/75 ml. Czyli za dwie dychy możemy kupić całą sporą tubę albo… cztery smętne saszetki. No trzymajcie mnie.
Dlatego postanowiłam zrobić na blogu przegląd gotowych
maseczek w tubach, których składy są moim zdaniem obiecujące! W tym świetnym
naprawdę tekście o {najlepszych maseczkach do twarzy} skupiam się głównie na
formach najbardziej przeze mnie ukochanych (maseczki sypkie) oraz
znienawidzonych (w saszetkach). I chociaż do dziś zdecydowanie pozostaję fanką
klasycznych alg i glinek, bardzo doceniam wygodę jaką jest sięgnięcie czasem po
coś na szybko, bez odmierzania, rozrabiania i mycia użytych narzędzi :)
Dlatego dziś chciałabym przedstawić Wam subiektywny przegląd najfajniejszych moim zdaniem maseczek w postaci wszelkich fluidów i past. Wbrew tytułowi, nie wszystkie są w tubach ;D Ale mam nadzieję, że mimo wszystko rozumiemy się i zgadzamy się co do łatwości w stosowaniu poniższych produktów:
O tym produkcie wspominałam już kiedyś na blogu. W maseczce wyciąg z kasztanowca jest bardzo wysoko w składzie, a jak pewnie wiecie to jeden z najbardziej pożądanych składników w pielęgnacji tego typu cery. Dodatkowo parę humektantów, dobre oleje, kojące skórę pantenol, witamina E i alantoina. Niżej uszczelniająca naczynka witamina C (w dość stabilnej postaci) i chłodzący mentol. Widać tutaj dobrze przemyślaną formulację, w której każdy składnik aktywny jest ważny dla grupy docelowej.
Maseczka do cery naczynkowej
Flos-Lek: {Krem maseczka do cery naczynkowej}
INCI: Aqua, Glycerin, Aesculus Hippocastanum Seed Extract, Maltodextrin, Glyceryl Stearate, PEG-100 Stearate, Isopropyl Myristate, Butyrospermum Parkii Butter, Prunus Amygdalus Dulcis Oil, Cetearyl Alcohol, Titanium Dioxide, Phenoxyethanol, Ceteareth-20, Carbomer, Triethanolamine, Panthenol, Lecithin, Sorbitol, Xanthan Gum, Sodium Ascorbyl Phosphate, Tocopheryl Acetate, Ethylhexylglycerin, DMDM Hydantoin, Iodopropynyl Butylcarbamate, Allantoin, Disodium EDTA, Menthol.
O tym produkcie wspominałam już kiedyś na blogu. W maseczce wyciąg z kasztanowca jest bardzo wysoko w składzie, a jak pewnie wiecie to jeden z najbardziej pożądanych składników w pielęgnacji tego typu cery. Dodatkowo parę humektantów, dobre oleje, kojące skórę pantenol, witamina E i alantoina. Niżej uszczelniająca naczynka witamina C (w dość stabilnej postaci) i chłodzący mentol. Widać tutaj dobrze przemyślaną formulację, w której każdy składnik aktywny jest ważny dla grupy docelowej.
Maseczka do cery problematycznej
Himalaya Herbals: {Maseczka z miodli indyjskiej do cery trądzikowej}
INCI: Aqua, Kaolin, Melia Azadirachta Leaf Extract, Propylene Glycol, Bentonite, Fuller's Earth, Curcuma Longa Root Extract, Fragrance, Sodium Methylparaben, Imidazolidinyl Urea, DMDM Hydantoin, Xanthan Gum, Sodium Propylparaben, Citric Acid, Disodium EDTA, Sodium Lauryl Sulfate.
To maseczka, która zainspirowała mnie do tego wpisu!
Konkretnie dlatego, że ostatnio nigdzie nie mogłam jej znaleźć, a teoretycznie powinna
być i w Rossmannie, i w Hebe (i w Hebe ją w końcu kupiłam, uff). Jest bardzo fajnym koktajlem dla cery
problematycznej: miks glinek jako baza, po niej ekstrakt z miodli indyjskiej o
działaniu antybakteryjnym, nawilżający glikol i wyciąg z kurkumy podbijający
działanie przeciwbakteryjne i przeciwzapalne, dodatkowo rozjaśniający
przebarwienia, na przykład po dotychczasowych niespodziankach. Jeszcze jej nie otworzyłam, ale planuję w ten weekend :D
Maseczka przeciwstarzeniowa, do cery dojrzałej
Bandi: {maska z witaminą C}
INCI: Aqua/Water, Kaolin, Glycerin, Macadamia Integrifolia Seed Oil, Ethylhexyl Stearate, Isohexadecane, Ascorbyl Tetraisopalmitate, Dimethicone, Cetearyl Alcohol, Panthenol, Glyceryl Stearate, PEG-100 Stearate, Ceteareth-20, Arbutin, Squalane, Tocopheryl Acetate, Glyceryl Stearate, Disodium EDTA, Allantoin, Mauritia Flexuosa Fruit Oil, Methylparaben, Xanthan Gum, Wheat (Triticum Vulgare) Germ Extract, Saccharomyces Cerevisiae Extract, Sodium Hyaluronate, Butylene Glycol, Glycyrrhiza Glabra Root Extract, Morus Alba Root Extract, Prunus Persica Leaf Extract, Scutellaria Baicalensis Root Extract, Propylparaben, Diethylhexyl Syringylidene Malonate, Caprylic/Capric Triglyceride, PEG-8, Tocopherol, Ascorbyl Palmitate, Ascorbic Acid, Citric Acid, Triethanolamine, Parfum/Fragrance, Butylphenyl Methylpropional, Hexyl Cinnamal, Limonene, Linalool
W glinkowej bazie z dodatkiem humektantów i emolientów mamy
witaminę C, w tym w jednej z najfajniejszych możliwych postaci i to już mnie kupuje ;)
A potem mamy jeszcze trochę antyoksydantów (arbutynę, witaminę E i garść fajnych ekstraktów). Mamy też i łagodzącą podrażnienia alantoinę, a całość jest w opakowaniu z pompką, zmniejszając ryzyko destabilizacji składników (zwłaszcza pozostałych dwóch form witaminy C).
Maseczki dla każdego
Argiletz: maseczki glinkowe w tubie
INCI (przykładowe): Rhassoul clay, woda ze źródeł górskich.
Kiedyś kupowałam te glinki przez apteki Dbam o Zdrowie, teraz
już nie są tam dostępne, ale wypatrzyłam je na przykład na Triny. To produkty oferujące nam
dobrodziejstwo prostych, praktycznie jednoskładnikowych maseczek w postaci
znacznie wygodniejszej niż zmuszające do babraniny proszki ;) Do wyboru mamy
większe (150 g) tuby z super uniwersalną {glinką rhassoul} lub idealną do cery
problematycznej {glinką zieloną} oraz mniejsze (100 g) tuby z pozostałymi
glinkami: łagodzącą {białą}, świetnymi na naczynka {czerwoną} i {różową} oraz
działającą sebostatycznie {żółtą}.
Maseczka do cery suchej oraz… dla turystek podróżujących po Czechach ;)
Manufaktura
Face Pack with brewer’s yeast and shea butter
(Pletova Maska s pivovarskymi
kvasnicemi a bambuckym maslem)
INCI: Aqua,
Isopropyl Myristate, Macadamia Ternifolia Seed Oil, Glycerin, Kaolin,
Caprylic/Capric Triglyceride, Vitis Vinifera Seed Oil, Butyrospermum Parkii
(Shea Butter), Polyglyceryl-3-Methylglucose Distearate, Panthenol, Glyceryl
Stearate, Cetyl Alcohol, Parfum, Allantoin, Diazolidinyl Urea, Sodium Benzoate,
Potassium Sorbate, Faex (Yeast Extract), Citric Acid, Lillal, Eugenol
Ten produkt przywiozła mi przyjaciółka z wizyty w Czechach <3 Ta maseczka ma postać gęstego, otulającego kremu, który dzięki zawartości glinki nie daje efektu wysmarowania twarzy zimowym kremem na mróz ;) Jest mieszanką olejów i innych emolientów z dodatkiem nawilżającej gliceryny, glinki oraz łagodzącymi pantenolem i alantoiną. Tytułowy ekstrakt z drożdży piwowarskich jest niestety praktycznie na końcu składu :( Nie podoba mi się też ten konserwant, ale do stosowania doraźnego byłam w stanie go zaakceptować.
***
Przygotowując zestawienie zdyskwalifikowałam przede wszystkim produkty w rodzaju: maseczek na noc (które w istocie składy mają bardziej podobne do zwykłych kremów...), maseczek-peelingów, maseczek-żeli i innych licznych produktów wielofunkcyjnych. Składy oceniłam bardzo subiektywnie, a więc dla części z Was być może zbyt rygorystycznie, a dla zupełnie innej części - zbyt liberalnie, bo są to produkty zawierające składniki owiane czasem wydumaną złą sławą. Jedynym składnikiem, który mi naprawdę by przeszkadzał są tu konserwanty będące donorami formaldehydu obecne w trzech z wymienionych kosmetyków. Między innymi dlatego na co dzień stosuję prawie wyłącznie maseczki w proszku: przygotowywanie porcji na świeżo niweluje potrzebę konserwowania ich czy w ogóle dorzucania do składu czegokolwiek, bez czego można by się obejść. Opcją najbliższą temu podejściu są oczywiście dwuskładnikowe maseczki Argiletz :) Ale jeśli tymi brzydkimi konserwantami się nie przejmujemy (bo na przykład nie mamy ich prawie wcale albo w ogóle w pozostałych kosmetykach), to oczywiście warto się skusić. Ja kończę obecnie maseczkę Manufaktura (polecam!), a w międzyczasie już zasadzam się na Himalaya Herbals :)
Lubię awaryjnie mieć w domu chociaż jedną maseczkę do zaaplikowania czysto i szybko! A Wy?
Ooo tak, maseczkę z Himalaya Herbals uwielbiam :) genialnie oczyszcza i jest tania
OdpowiedzUsuńNie znam ani jednej, ale także jestem zwolenniczką maseczek w tubce lub w woreczku. Masz rację, nie dość, że produkujemy zbędne śmieci to jeszcze ilość kompletnie nieadekwatna. Nigdy nie wiem, czy to na jeden raz a może zostawić sobie na 2 razy? Nie lubię i dlatego liczę, że w końcu Bielenda stworzy peeling mikrodermabrazja w tubce, bo jest najlepszy <3
OdpowiedzUsuńNie miałam tego produktu, ale zainteresowałaś mnie :D Co prawda, ziarnistych używam bardzo rzadko i mój peeling Sylveco zużywam od niepamiętnych czasów, ale ja alternatyw szukam na długo zanim zobaczę denko ;)
UsuńBardzo zaciekawiłas mnie maską Himalaya. Jak dorwę ją gdzies stacjonarnie (nie ma w mnie w mieście hebe, ale licze na apteki ziko...), to na pewno ją wypróbuję:) Dla mnie używanie masek w proszku jest bardzo kłopotkiwe i nie chce mi ise tego robić, szkoda że w ofertach sklepowych nie ma większej ilości maseczek w tubach/ innych opakowaniach
OdpowiedzUsuńNie miałam żadnej z tych maseczek;) U mnie sprawdzają się maseczki z Avonu z serii Planet Spa.
OdpowiedzUsuńJa z Planet Spa kiedyś lubiłam tę ciemnoszarą (bodajże błoto Morza Martwego?), ale dziś przebija ją absolutnie każda glinka. Nie cierpiałam za to ichnich maseczek peel-off, ten alkohol zawsze dobijał moją cerę :(
UsuńMaseczka Himalaya mnie ciekawi. Muszę po nią sięgnąc.
OdpowiedzUsuńJa właśnie ostatnio zamówiłam kilka maseczek w płacie od Skin79, ale to jednorazowe. Koniecznie muszę kupić tą Himalaya, bo kusisz :D
OdpowiedzUsuńZ gotowych maseczek dobrze działały u mnie z Avonu, z serii Planet Spa. Kiedyś sięgałam też po saszetki Ziaji. Na ogół wolę jednak mieszać glinki.
OdpowiedzUsuńta Himalaya mnie zaciekawilas! kupie jak bede w Hebe - i oby ona tez byla
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że najbardziej zaciekawiła mnie maska glinkowa w tubie, na taką jeszcze nie trafiłm :P
OdpowiedzUsuńJestem ich ciekawa, bo żadnej nie miałam okazji używać :)
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa jak sprawdzi się Himalaya :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam Twoje zestawienia i takie szczegółowe wzięcie maseczek (składów) pod lupę :)
OdpowiedzUsuńMam podobne podejście - też wolę sama zmieszać glinki/algi i dodać do nich coś fajnego jeszcze (uwielbiam dorzucić olejek lawendowy), ale czasem szybciej jest sięgnąć po gotowca. Nie cierpię saszetek i jeżeli po nie sięgam to zawsze jest jakiś Dermaglin (ze względu na glinki ;)). Jakiś miesiąc temu kupiłam po wielu poszukiwaniach w DOZ (zamawiam w necie, odbieram w aptece, bo stacjonarnie byłą nie do znalezienia) tę maskę Himalaya. I przepadłam :) Od tamtego czasu chyba raz zrobiłam sobie algi, jest świetna, a wygoda stosowania sprawiła, że tymczasowo wyparła u mnie maski własnoręcznie umieszane. Polecam :)
OdpowiedzUsuńBeata
Ja Dermagliny też kocham, tylko stosunkowo drogo wychodzą :( Dlatego wiążę z tą Himalayą duże nadzieje!
UsuńTeż nie jestem zwolennikiem maseczek w saszetkach, lubię ilość dostosować do własnych potrzeb, a nie zawsze wyliczona przez producenta ilość mi odpowiada, wolę nawet pobawić się trochę w mieszanie ;)
OdpowiedzUsuńJa z maseczek w płachcie planuję zakup bawełnianych czystych płacht ze sklepu z półproduktami i czasem traktowanie ich jako maseczek przed większym wyjściem :)
OdpowiedzUsuńJa ogólnie też nie przepadam za płachtami, nie stosowałam ich od miesięcy. Teraz mam problem z cerą, pozostają mi wyłącznie maseczki do cery problematycznej i stawiam jak na razie na te własnorobione (glinki, błota, węgiel aktywny) jak i te sprawdzone gotowe - obecnie dziegciowa z Babuszki Agafii. Jak ją wykończę i będę potrzebowała gotowca to chyba sięgnę wreszcie po Himalayę, bo ona do mnie przemawia od dłuższego czasu :)
Dużo osób poleca te maseczki Agafii, a mnie rosyjskie kosmetyki tak kosmicznie uczulają, że mogę o nich tylko pomarzyć ;D
UsuńJa tak jak ty wolę zmieszać na świeżo glinki. Dodaje oleje odpowiednie dla swojej skóry i mam mieszankę w 100% naturalną. Zaciekawiła mnie natomiast maska Argiletz. Muszę poczytać o nich więcej.
OdpowiedzUsuńMnie również kuszą maski Argiletz, nigdy wcześniej nie słyszałam o nich, ani ich nie widziałam, ale lubię eksperymentować, na szczęście moja skóra znosi to z godnością:)
OdpowiedzUsuńJeśli kiedykolwiek używałaś czystych glinek w proszku, to te Argiletz niczym Cię nie zaskoczą. To jest dosłownie glinka z wodą, której rezultaty są takie same jak po maseczce rozrobionej własnoręcznie w domu. Różnicą jest znacznie mniejsza ilość babraniny, brak grudek itp. ;)
Usuń