To nie będzie długi wpis, bo moim zdaniem to jak wszelkiego rodzaju fluidy (podkłady, kremy BB i tonujące) zachowują się na naszej cerze to często rzecz nieprzewidywalna. Jasne, są lepsze i gorsze formuły. Ale są też cery łatwiejsze i trudniejsze w obsłudze, a ta kwestia często wymyka się definicjom i schematom :)
Na początek ustalmy sobie najważniejsze: jaką mam cerę i czego oczekuję od stosowanego podkładu.
Rok temu na blogu pojawił się tekst Moja cera: stan aktualny i cele do osiągnięcia, ale w skrócie możemy podsumować, że moja cera jest młoda, mieszana i wrażliwa. Niedoskonałości pojawiają się na niej sporadycznie. Na policzkach mam na stałe niewielkie obszary rozszerzonych naczynek krwionośnych. Zbytnio się nimi nie przejmuję, ale jeśli już sięgam po podkład to oczekuję przynajmniej średniego krycia, które sprawi, że one znikną.
Maluję się codziennie, ale podkładu używam góra kilka razy w miesiącu, w pozostałe dni ograniczając się do korektora, transparentnego pudru i makijażu oczu. W moich dotychczasowych doświadczeniach z drogeryjnymi podkładami najczęściej denerwowało mnie to, że ewidentnie przyspieszały przetłuszczanie się mojej cery w porównaniu z dniami, kiedy na krem z filtrem nakładałam tylko sypki puder matujący. Dlatego od wielu lat używam już właściwie wyłącznie czystych podkładów mineralnych, które uwielbiam!
Jak jednak napisałam w tym antycznym już tekście z 2014 r., zimą lubię mieć na podorędziu jakiś fluid, bo kropelka zawartego w nim tłuszczu jest świetną dodatkową barierą ochronną dla cery w najgorsze zimowe chłody. Moja ówczesna strategia polegała na tym, że podczas promocji typu minus 40% czy 50% kupowałam za grosze jakiś akceptowalny podkład, który w moim tempie zużywania nigdy się nie kończył. Znacznie prędzej następował koniec jego przydatności albo wręcz rozwarstwiał mi się w butelce. Wtedy szedł do kosza, a ja kupowałam nowy.
Ta sytuacja miała dwa podstawowe problemy: marnotrawstwo oraz fakt, że ja po prostu drogeryjnych podkładów nie lubię. I przypuszczam, że wiele musiało być sytuacji kiedy chętnie nałożyłabym ten czy inny po posiadany przeze mnie aktualnie fluid, ale na samą myśl o tym jak słabo gra on z moją cerą rezygnowałam – tym samym marnując ostatecznie jeszcze więcej produktu…
W marcu ubiegłego roku na stronie Skin79 była super promocja na fajny krem z filtrem: nie dość, że w obniżonej cenie, to jeszcze z miniaturką kremu BB Super+ ORANGE w gratisie. Jakiegokolwiek azjatyckiego kremu BB chciałam spróbować odkąd pamiętam, więc nad zakupem w ogóle się nie zastanawiałam tylko kliknęłam i już. Od tamtej pory rozdział drogeryjnych podkładów jest u mnie zamknięty na zawsze. Krem BB to dla mnie rozwiązanie tak nieporównywalnie lepsze, że będę (ewentualnie) kombinować z innymi „bebikami”, ale do fluidów z drogerii nie wrócę już na pewno.
Zacznę od mniej ważnych rzeczy.
Krem BB a ochrona przed słońcem
„Co?” – zapytacie ze zdumieniem. Dla mnie ochrona przed słońcem mało ważna? Ano tak: z tej prostej przyczyny, że po prostu codziennie się filtruję i ta ochrona z kremu BB nie ma dla mnie większego znaczenia. Oczywiście, kiedy pomijam filtr to super mieć świadomość, że mój podkład chroni mnie z mocą SPF50+ i PA+++. Tylko że… mam mocne wątpliwości, czy produkt nałożony w ilości tak maleńkiej jak fluid (a ja nakładam naprawdę cieniusieńkie warstwy) zapewnia nam wtedy ochronę tak wysoką, jak deklaruje producent na opakowaniu. Jeśli tak, to super! A jeśli nie, to trudno :) Natomiast dla wszystkich niefiltrujących się osób jest to na pewno super opcja i myślę, że w takich przypadkach zamiana podkładu na krem BB da nam więcej niż niejeden przeciwstarzeniowy krem czy serum, zwłaszcza w połączeniu z innymi metodami ochrony przed słońcem bez kremów z filtrem.
Skład
„CO?!” – zapytacie z jeszcze większym zdumieniem. U mnie zbywanie składu jako mało ważnej kwestii?
W zeszłym roku wrzuciłam tutaj artykuł o Pielęgnujących kosmetykach kolorowych. Już wtedy pisałam o tym, że substancje pielęgnujące w kosmetykach kolorowych są dla mnie przemiłym dodatkiem, ale nie dobieram pod tym kątem kolorówki. Najważniejsza jest formuła, jakość (trwałość, krycie…), wykończenie czy co tam innego w danym produkcie faktycznie widać. W przypadku kremów BB, które najczęściej występują tylko w jednym-dwóch odcieniach to właśnie kolor będzie najczęściej tym totalnie najbardziej kluczowym czynnikiem. Skład ma dla mnie znaczenie jako ewentualna przyczyna zdyskwalifikowania danego kosmetyku na przykład przez zawartość alkoholu albo czegoś innego, za czym nie przepadam.
Na szczęście skład kremu BB Skin79 Super+ Orange jest taki, że mucha nie siada. Mam to szczęście, że z bebików tej marki „moja” wersja ma nie tylko najwyższy wskaźnik ochrony przed słońcem, ale i najbogatszy w substancje pielęgnacyjne skład. Szybkie porównanie znajdziecie w podlinkowanym wyżej artykule o pielęgnującej kolorówce, a poniżej bardziej szczegółowa analiza:
WATER, TITANIUM DIOXIDE (Cl 77891), CYCLOPENTASILOXANE, ETHYLHEXYL METHOXYCINNAMATE, DIPROPYLENE GLYCOL, CYCLOHEXASILOXANE, PHENYL TRIMETHICONE, ZINC OXIDE (Cl 77947), DICAPRYLYL CARBONATE, CETYL PEG /PPG-10/1 DIMETHICONE, ARBUTIN, SODIUM CHLORIDE, METHYL METHACRYLATE CROSSPOLYMER, GLYCERIN, GLYCINE SOJA (SOYBEAN) OIL, HELIANTHUS ANNUUS (SUNFLOWER) SEED OIL, ROSMARINUS OFFICINALIS (ROSEMARY) LEAF OIL, BERTHOLLETIA EXCELSA SEED OIL, HEDERA HELIX (IVY) EXTRACT, ORYZA SATIVA (RICE) BRAN OIL, LYCIUM CHINENSE FRUIT EXTRACT, CENTELLA ASIATICA EXTRACT, SAUSSUREA INVOLUCRATA EXTRACT, ARGANIA SPINOSA KERNEL OIL, HYDROLYZED COLLAGEN, CAVIAR EXTRACT, VITEX AGNUS CASTUS EXTRACT, ROSA CANINA FRUIT EXTRACT, HORDEUM VULGARE EXTRACT, MORUS ALBA BARK EXTRACT, ALOE BARBADENSIS LEAF EXTRACT, CAMELLIA SINENSIS LEAF EXTRACT, CORNUS OFFICINALIS FRUIT EXTRACT, PORTULACA OLERACEA EXTRACT, GLYCYRRHIZA GLABRA (LICORICE) ROOT EXTRACT, PINUS SYLVESTRIS CONE EXTRACT, PINUS SYLVESTRIS BUD EXTRACT, AVENA SATIVA (OAT) KERNEL EXTRACT, CITRUS MEDICA LIMONUM (LEMON) FRUIT EXTRACT, ROSMARINUS OFFICINALIS (ROSEMARY) LEAF EXTRACT, EQUISETUM ARVENSE EXTRACT, CITRUS GRANDIS (GRAPEFRUIT) PEEL EXTRACT, CHAMOMILLA RECUTITA (MATRICARIA) FLOWER EXTRACT, THERMUS THERMOPHILLUS FERMENT, HUMULUS LUPULUS (HOPS) EXTRACT, PEARL POWDER, ISOAMYL P-METHOXYCINNAMATE, POLYGLYCERYL-4 ISOSTEARATE, HEXYL LAURATE, SORBITAN ISOSTEARATE, DISTEARDIMONIUM HECTORITE, DIMETHICONE, CETYL DIMETHICONE, ALUMINUM HYDROXIDE, STEARIC ACID, TRIHYDROXYSTEARIN, TRIETHOXYCAPRYLYL SILANE, ISOPROPYL MYRISTATE, DIMETHICONE/VINYL DIMETHICONE CROSS POLYMER, TOCOPHERYL ACETATE, VINYL DIMETHICONE/ METHICONE SILSES QUIOXANE CROSSPOLYMER, BUTYLENE GLYCOL, ASCORBYL TETRAISOPALMITATE, ETHYLHEXYL PALMITATE, TRIBEHENIN. PALMITOYL OLIGOPEPTIDE, CERAMIDE 3, TOCOPHEROL, RETINOL, LINOLEIC ACID, PROPYLENE GLYCOL, CAPRYLIC/ CAPRIC TRIGLYCERIDE, SQUALANE, ASCORBIC ACID POLYPEPTIDE, UBIQUINONE, TREHALOSE, HYDROGENATED LECITHIN, PHYTOSPHINGOSINE, LECITHIN, CYCLODEXTRIN, ALCOHOL, ADENOSINE, DISODIUM EDTA, METHYL PARABEN, CHLORPHENESIN, PROPYLPARABEN, DEHYDROACETIC ACID, FRAGRANCE (PARFUM), IRON OXIDES (Cl 77492), IRON OXIDES (Cl 77491), IRON OXIDES (Cl 77499)
Za ochronę przeciwsłoneczną w tym kremie odpowiadają głównie filtry mineralne i jeden filtr chemiczny, a wszystkie one stoją wysoko w składzie. Bazę stanowią tu wygładzające silikony z dodatkiem innych emolientów, ale mamy też humektanty (nawilżacze) i naprawdę wysoko naturalne oleje: sojowy, słonecznikowy, rozmarynowy i z orzechów brazylijskich. Wysoko w składzie jest arbutyna, a po olejach wchodzi nam cała parada ekstraktów: z bluszczu, z jagód goji, wąkroty azjatyckiej, z Saussurea Involucrata, z kawioru, niepokalanka, dzikiej róży, jęczmienia, morwy białej, aloesu, zielonej herbaty, dereni japońskiej, portulaki pospolitej, lukrecji, sosny zwyczajnej, owsa, cytryny, rozmarynu, skrzypu polnego, grejpfruta, rumianku i z chmielu. W międzyczasie przewija się olej ryżowy, olej arganowy i ferment bakteryjny z Thermus Thermophillus. Potem mamy puder perłowy, witaminę E, świetną postać witaminy C (oraz jeszcze jedną dodatkową), peptyd pogrubiający skórę (!!!), retinol, koenzym Q10 i adenozynę. Pod koniec jest odrobina „złego” alkoholu, ale moja cera w ogóle go nie odczuwa. Pod sam koniec wchodzą konserwanty (parabeny, do których mam największe zaufanie) oraz mineralny barwnik w postaci tlenków żelaza.
Kolor i jakość
To jest to, co liczy się dla mnie przy wyborze kremu BB czy innego fluidu. Zacznę od jakości, bo ta – jak przypuszczam – musi być podobna w przypadku całej linii Super+ od Skin79. Porównanie naoczne mam jedynie do kremu Super+ GREEN tej marki (pożyczony parę razy od przyjaciółki), innych kremów BB czy CC zupełnie nie znam.
Dla mnie ten krem BB nosi się jak marzenie. Nakładam go praktycznie zawsze zwilżoną gąbeczką Moia, rzadziej pędzlem-skunksem Inglot 27TG, a zdarzało mi się i dłońmi; na to zawsze transparentny sypki puder (w moim przypadku mąka z maranty trzcinowej).
Stosuję bardzo cienką warstwę i krycie tego kremu oceniam jako solidne średnie (co dla mnie jest aż nadto w porównaniu z tym, czego potrzebuję), a jednak zapewnia on bardzo naturalny efekt. Jest też u mnie bardzo trwały, nie ściera się, nie warzy, nie utlenia. Co najważniejsze: ani odrobinę nie wzmaga produkcji sebum w porównaniu do tylko przypudrowanej cery z odrobiną korektora pod oczy. I to jest dla mnie jego cecha kluczowa.
Mam świadomość, że dla wielu osób które dopiero zaczynają przygodę z azjatyckimi kremami BB produkty Skin79 dają początkowy zachwyt, a potem dociera do nich że jest cały ocean innych, często lepszych bebików. Dlatego gdyby wpadł mi w oko krem BB o równie odpowiadających mi parametrach (kolor, cena, ochrona UV, skład) to pewnie dałabym mu szansę i jeśli coś kojarzycie, to podpowiedzcie mi koniecznie :)
Kwestia koloru jest jedynym małym minusikiem: krem BB w wersji GREEN jest dla mnie idealnie jasny, ale ciut za chłodny; wariant ORANGE mógłby być odrobinkę mniej żółty i nieco jaśniejszy. Z drugiej strony, dzięki tym żółtawym tonom bardzo dobrze pasuje mi kolorem do szyi i dlatego mimo wszystko trzymam się tej wersji. Jakąś opcją było używanie wersji GREEN ocieplonej paroma machnięciami bronzerem, ale wtedy przyszło mi do głowy, że ona z kolei ma i niższy poziom ochrony przed słońcem, i biedniejszy skład, więc po rozważeniu wszystkich za i przeciw zostałam przy ORANGE. Zwłaszcza, że jest jeszcze jedna kwestia o której nie wspomniałam… Krem GREEN nie występuje w postaci miniaturki 7 g, a ja bynajmniej nie zamierzam kupować pełnowymiarowego opakowania kremu BB.
Dlaczego nie kupię pełnego opakowania
kremu BB Skin79 Super+ ORANGE?
Tu wracamy do wspomnianego wcześniej problemu marnotrawienia przeze mnie fluidów. Posiadaną przeze mnie miniaturkę (7 g, cena 20-25 zł) mam prawie rok i wciąż jest tam tyle produktu, że nie mam powodów do obaw. Ale widząc, że mi się skończy, zamówiłam… kolejną miniaturkę. Zdecydowanie od kiszenia w szufladzie jednego opakowania przez nie wiadomo ile lat wolę spokojnie kupować jedną miniaturkę co rok-półtorej. Trzymając się pełnowymiarowych opakowań (40 g, cena około 100 zł) w teorii jedno wystarczyłoby mi na prawie sześć lat użytkowania, ale realnie rzecz biorąc producent zaleca zużycie produktu w ciągu roku od otwarcia (a w ciągu trzech lat od produkcji) - to oznacza, że po roku wyrzuciłabym do kosza mnóstwo kosmetyku!
Więc mimo nieco wyższej ceny w przeliczeniu na gram fluidu, kupując miniaturki wydaję mniej pieniędzy i marnuję mniej produktu. Ale oczywiście to tylko mój punkt widzenia: przyjaciółka dorzuciła do mojego zamówienia swój bebik w wersji GREEN i już dawno go zużyła, więc dla niej pełnowymiarowe opakowania wychodzą nieporównywalnie korzystniej (a jak wspomniałam, wersja GREEN nie występuje nawet w postaci miniaturki).
Kupując małe opakowania traci się ewentualnie to, że produkt pełnowymiarowy ma fajne opakowanie z wygodną pompką, a miniaturka jest w zwykłej, miękkiej tubce. Dla mnie nie ma to większego znaczenia, a jeśli już to cieszę się, że mała tubka zajmuje mi mniej miejsca w podróżnej kosmetyczce :)
W tej chwili jeśli już, to najchętniej spróbowałabym jednego z nowych kremów Skin79, to jest rozjaśniającego Dark Panda BB Cream. Co prawda, składników pielęgnujących jest w nim jak na lekarstwo (poza garścią humektantów są tu tylko niacynamid, adenozyna, wyciąg z bambusa i ferment z Saccharomyces), ale co ważne: jego odcień jest jaśniejszy od Super+ ORANGE, a ochrona przeciwsłoneczna równie wysoka! Moja przyjaciółka go sobie nawet chwali, ma też co najmniej jedną pozytywną recenzję, więc ja czuję się zachęcona :) Chociaż czekam jeszcze na swatche wersji Angry Cat i Dry Monkey, bo może któryś z nich jest nie tylko jaśniejszy, ale i mniej żółty? To by w ogóle było marzenie… Do Angry Cata miałabym sentyment ze względu na tę głupkowatą fejsbukową wrzutkę z maseczką z tej serii, która tak się Wam wtedy spodobała <3
Wiem, że ogólnie azjatyckie kremy BB pod kątem odcienia dobiera się naprawdę trudno, więc mam dla Was parę linków do przejrzenia:
tu znajdziecie swatche wszystkich kremów Skin79 wraz z dwoma znanymi podkładami (Revlon COLORSTAY 150 Buff L’Oreal TRUE MATCH D1W1 Golden Light) jako punktami odniesienia, tu porównanie recenzowanego dziś Super+ ORANGE do znanych podkładów (L’Oreal, Bourjois, Pierre Rene i Inglot), tu do jeszcze innych podkładów (Lirene, Max Factor, Bourjois, L’Oreal) i tu do kremu BB Missha oraz kilku znanych podkładów i korektorów (z niewymienionych: Ingrid, Catrice, L.A. Girl).
Na koniec dodam, że azjatyckie kremy BB są często podrabiane, więc ja nie zamawiam ich ani na eBay, ani na Allegro i polecam albo sprawdzone drogerie internetowe (na przykład tutaj), albo oficjalny sklep czy punkty sprzedaży danej marki, a dla upartych polecam dobrze przygotować się z rozpoznawania podróbek. A jak zajrzycie na mój Instagram to znajdziecie tam porównanie mojego BB Orange z Angry Catem mojej przyjaciółki :)
Kurczę, miało być krótko, a wyszło mi znowu ponad pięć stron maszynopisu ;)
Wybaczcie! Ten typ już tak ma: na żywo buzia też mi się nie zamyka.
Mam ten krem I jestem nim zachwycona! Kupiłam go z pewnym dystansem, bo obawiałam się o kolor właśnie, ale ten okazał się idealny. Z powodu naczynek moja skóra, choć z oryginalnym podtonem żółtym na twarzy jest bardziej różowa więc krem to idealne wyrównuje. A trwałość ma taką, że po paru godzinach tańca nadal miałam co zmywać. I jeśli będę kupować krem bb ponownie to znowu wybiorę jego, tym bardziej że kupiłam go w Rossmannie :D
OdpowiedzUsuńO kurczę, ciekawe czy w Rossmannach są też te miniaturki!
UsuńNo właśnie miniaturkę tam kupiłam ;) były też inne wersje, ale ja ze względu na wysokość filtra wzięłam akurat tę ;)
UsuńEkstra!!! <3
Usuńsłyszałam dużo pozytywnych opinii o tym kremie BB i na prawdę jestem zdumiona efektami! :D Nie wiem niestety jaki kolor dobrać :/ na moją prawie białą skórę mało co pasuje :( Może pokazałabyś na ręce jak wygląda kolor green i orange? może jakoś mnie to naprowadzi :D
OdpowiedzUsuńPokazywałam na Instagramie :) https://www.instagram.com/p/BeyqchdBlsm/?taken-by=kosmeologika
UsuńAle tak jak napisałam w tekście: jeśli nie miałaś jednego z nich, to porównanie dużo Ci nie da - na mojej sinej, marmurkowatej łapce nie wyglądają one tak jak na twarzy :D Dlatego polecam zerknięcie w te linki, gdzie są one porównywane z popularnymi podkładami. Będziesz miała jakiś punkt odniesienia :)
Jak masz bladą skórę spróbuj z tej firmy różowy BB. Ja po testach kilku produktów, właśnie ten wybrałam, a blada jestem tak, że o anemię mnie posądzają :)
UsuńHm, ten różowy na wszystkich swatchach wygląda strasznie szaro :( Nie masz takiego wrażenia u siebie?
UsuńMam próbkę tego kremu. Zmotywowałaś mnie do jej wyciągnięcia z pudełka�� Chciałabym Cię zapytać, co sądzisz o waterproof sun gel? Jak się u Ciebie spisał? Co sądzisz o składzie? Będę bardzo wdzięczna za odpowiedź!
OdpowiedzUsuńŁucja
W stosowaniu jest fajny, ale składowo bez szału :( Nie kupię ponownie, ale planuję jego pełną recenzję gdzie dam Wam znać dokładnie o co mi chodzi, żeby każdy podjął decyzję w zależności od swoich własnych preferencji, priorytetów itp. Ale to dopiero jakoś bliżej wiosny :)
UsuńMam trzy kolory tych kremów w wersji mini, jeszcze nie próbowałam, ale sprawdzałam kolor jednego i wydawał mi się strasznie szary, ale zobaczymy jak na skórze :)
OdpowiedzUsuńJak strasznie szary to pewnie krem w wersji PINK ;D
UsuńMiałam próbki prawie wszystkich, ale z każdą wersją coś było nie tak i ostatecznie nie kupiłam większego opakowania :P
OdpowiedzUsuńMoże wypróbuję! Jak dotąd miałam próbki wersji różowej (za ciemna) i zielonej (idealnie jasny, ale za bardzo chłodny i to tak, że żaden bronzer tego nie uratuje). Wcześniej używałam SkinFood herbaciany z zieloną herbatą i brzoskwinią i jestem z niego na tyle zadowolona, że cały czas nie wiem czy kombinować z innymi czy nie (o ile jest jeszcze w sprzedaży). Ale może się skuszę na ten Orange, choć też wolałabym małe opakowanie, bo nie smaruję się takimi cudami codziennie.
OdpowiedzUsuńI o, fajnie, że dobrze rozprowadza się gąbeczką! Kremy BB zazwyczaj zaleca się wklepywać, żeby ciepło palców pozwoliło im się najlepiej rozłożyć na twarzy, a ja tego sposobu aplikacji za bardzo nie lubię nie wiedzieć czemu ;)
Właśnie wiem, że go kiedyś bardzo lubiłaś, ale nie ma go już w sprzedaży :( Jak będziesz chciała to odleję Ci tego Orange na wypróbowanie :)
UsuńWiesz co, mam mieszane uczucia co do tych wskazań. Bo zgodnie z tym uzasadnieniem, to właściwie każdy produkt powinien na tym zyskiwać niezależnie od tego czy to krem tonujący, podkład czy krem BB :D Więc ja biorę je pod uwagę, ale i tak eksperymentuję po swojemu i moim zdaniem tutaj współpraca z gąbeczką jest na medal :)
To ja poproszę maleńską odlewkę przy okazji! Super, że współpracuje z gąbeczką, ten mój Skinfood jednak niestety wymagał wklepywania. To teraz jeszcze bardziej kusi mnie Orange :) Choć coś będę kupować najwcześniej na wakacje, bo teraz mam to serum Lumene :)
UsuńA ja tak strasznie żałuję, że moja skóra go nie lubi... Warzy się, ściera, świeci, wygląda strasznie ;( Na mojej cerze o wiele lepiej leży Missha PC, ale ją już muszę przyżółcać. Ale ten Dark Panda kusi mnie bardzo bardzo ;) I jeszcze Skin79 CC Face Shine :) Dziękuję za podlinkowanie do swatchowego wpisu :)
OdpowiedzUsuńBędę czekać na Twoje opinie :D
UsuńJa najbardziej jestem zadowolona z różowej serii (już drugie pełnie opakowanie), za to mam pełne opakowanie vip gold (te promocje ahh) a także próbki i orange i zielonej i wszystko spływa i wysusza policzki bardzo. Nie znam się na składach ale mają coś nie tak. Szkoda mi wyrzucić złotego opakowania więc trzymam na lato by go zmęczyć ale nigdy więcej. Po kremach bb jednak mam jak ty, raz sprubowałam i już nie ma powrotu do zwykłych drogeryjnych podkładów.
OdpowiedzUsuńJa używam kremu CC z Lumene i jestem baaardzo zadowolona, również nie zamieniłabym go już na żaden podkład. Jest bardzo wydajny i świetnie wyrównuje koloryt. Jeśli chodzi o krycie to trudno mi powiedzieć, bo większych problemów z cerą nie mam, dlatego głównie zależy mi na wyrównaniu koloru, a w tym jest świetny. Polecam wypróbowanie :)
OdpowiedzUsuńBARDZO dużo osób chwali ten krem CC i ja nawet kiedyś dostałam go na See Bloggers, ale wszystkie odcienie są bardzo ciemne jak dla mnie :( Swój oddałam mamie i faktycznie była zachwycona.
UsuńJakiś czas temu powiększyli paletę kolorów z trzech do sześciu i ja na przykład wcześniej używałam najjaśniejszego, a teraz to już drugi w kolejności, więc jest coś jaśniejszego. Może ten by pasował :)
UsuńWłaśnie widzę, że teraz poza Light jest też Ultra Light, ale nigdzie nie ma swatchy porównujących go z jakimiś znanymi podkładami :( Jak się pojawią to rozważę na pewno! :D
UsuńJezu kocham Cię dziewczyno! :D od pewnego czasu krążyłam wokół tego kremu BB i zastanawiałam się,czy opłaca się mi kupić nawet tę próbkę, mam ogromne problemy z dobraniem odcienia podkładu... jedyne co mi pasuje to wymieszane odcienie Sunny Fair i Sunny Light z AM, ale jest to mocno upierdliwe. Szukałam czegoś,co mogłoby być solidną "bazą", do której mogłabym ewentualnie dokładać minimalną ilosc podkładu mineralnego, Twoja recenzja spadła mi z nieba :D Zamówiłam już próbkę, będę testowała :) Dziękuję :*
OdpowiedzUsuńAle super! Mega cieszę się, że pomogłam <3
UsuńStrasznie mnie kuszą kremy BB zwłaszcza Skin79 Green i Missha PC 13, ale trudno znaleźć próbki czy też mniejsze wersje, a nie jestem pewna czy kolor dopisze w 100%. Może jakaś bladolica czytelniczka ma doświadczenia z tymi kremami? Na razie na codzień używam podkładu Rimmel Lasting Finish 001 Light Porcelain (najjaśniejszy podkład do tej pory, który znajduję w drogeriach). Loreal TM 1N1, którego używa moja siostra jest za ciemny i za żółty, więc za dużo nie wyciągnęłam z podlinkowanych porównań. Jeśli ktoś jest w temacie, to proszę o pomoc.
OdpowiedzUsuńBasia z Basia-blog.pl jest bledsza niż ja i przede wszystkim ma ogromne doświadczenie z jasnymi fluidami - spójrz chociażby tu: http://www.basia-blog.pl/2017/05/przeglad-jasnych-i-bardzo-jasnych.html
UsuńMyślę, że najlepiej będzie jak zajrzysz do niej i tam zapytasz o radę :)
Kochana ja z innej beczki. Jestem świeżo po usunięciu znamion czy możesz polecić coś na blizny? Wiesz żeby były jak najmniej widoczne, żeby ładnie się zagoilo wszystko?
OdpowiedzUsuńZ tego co pamiętam, to najlepsze są takie silikonowe opatrunki (jak Codosil, Cica-Care), ale nie na każdy obszar ciała można je zastosować... Jeśli u Ciebie nie, to wtedy takie mocno silikonowe kremy na blizny typu Silaurum, Sicatris itp. A z takich super łatwo dostępnych to zdecydowanie Cepan, tylko że to niezły śmierdziuszek :D
UsuńMarzy mi się ten krem BB, choć nie sądziłam że ma taki długi skład.
OdpowiedzUsuńTeż miałam tę miniaturkę i miło wspominam ;))
OdpowiedzUsuń