Nadejszła wiekopomna chwila:
zdenkowałam właściwie wszystkie testowane przeze mnie kosmetyki do
włosów, a na ich miejsca weszły praktycznie same wypróbowane i
ogólnie ukochane hity.
Nie jest to jeszcze czas na Moją
Włosową Historię, ale w skrócie powiem, że pierwsze
podejścia do świadomej pielęgnacji przypadły u mnie na początek
roku 2013. I jak większość ówczesnych włosomaniaczek, ulubionych
(oraz znienawidzonych) składników i produktów szukałam trochę po
omacku. Jedyną moją biblią był blog Anwen, ale nawet u niej nie
było na przykład systematycznych przeglądów olei takich jak te u Kasi na Fali: mnóstwo tej bardziej technicznej wiedzy nie było wtedy
po prostu tak powszechnie dostępne.
Moje początki włosomaniactwa
Pierwszym kamieniem milowym było dla
mnie unikanie wielu składników i produktów oraz wprowadzenie
olejowania: początki były łatwe. Na pewno znacie jednak ten
dylemat, kiedy kupujecie nowy (oczywiście wychwalany na blogach)
olej i po pierwszym użyciu włosy wyglądają źle, a Wy
zastanawiacie się dlaczego. Jasne, może to olejek jest źle
dopasowany do naszych włosów, ale może przy innej metodzie
nakładania byłoby lepiej, albo nawet świetnie? A może zmienić trzeba czas przetrzymywania go na
włosach? Pokombinować z kosmetykami używanymi przed lub po
olejowaniu? ...
Więc jasne, pewien blask i miękkość pojawiły się
prawie od razu, ale w ten sposób zaczął się najdłuższy i najbardziej
frustrujący etap nauki zgłębiania składów i... po prostu
prób zrozumienia własnych kudłów.
Kolejny kamień milowy również
składał się w dwóch odkryć: po pierwsze zrozumienia idei
dzielenia składników na emolienty, humektanty i proteiny; a po
drugie zidentyfikowania protein hydrolizowanej keratyny jako tego
składnika, który moje włosy kochają (w przeciwieństwie do
protein mleka czy jedwabiu chociażby). Powiedziałabym, że ten etap
był już całkiem przyjemny: włosy zasadniczo wyglądały dobrze, a
sporadyczny bad hair day wynikał najczęściej z zupełnego
nietrafienia jakimś kosmetykiem. Wystarczyło związać włosy, a
kosmetyk odstawić i ich wygląd wracał do normy. Jeśli nie
chciałam danego produktu tak od razu się pozbywać to testowałam
go w różnych konfiguracjach w weekendy, kiedy i tak z lubością
relaksuję się w domowych pieleszach.
Włosomaniacza... emerytura?
Za swoisty kolejny kamień milowy
uważam to, co udało mi się osiągnąć w ostatnich tygodniach:
kiedy pomyślę o właściwie dowolnym kosmetyku do włosów (olej, szampon,
maska, odżywka, żel) to wiem dokładnie jaki produkt jest moim
ulubieńcem, który praktycznie nigdy mnie nie zawodzi i który –
co dla mnie ważne – jest na tyle tani, wydajny czy dostępny, że używanie go nie sprawia mi kłopotu i nie tworzy pokus by
znaleźć jego tańszy odpowiednik w Rossmannie.
Przepraszam, że w tekście będą na razie zdjęcia „z internetu”: za dwa tygodnie wrócę do Polski i wtedy podmienię je na moje własne :)
Moje włosowe Kosmetyki Wszech Czasów
Mój idealny rytuał pielęgnacyjny to
oparty o metodę OOMO schemat: olejowanie – mycie odżywką –
mycie szamponem samej skóry głowy – kolejne odżywianie włosów
maską lub odżywką.
Potem nakładam na nie odżywkę bez
spłukiwania i żel do włosów, a na końcówki kroplę oleju i
kroplę silikonowego serum.
Mój ulubiony olej do włosów
… to najzwyklejszy, klasyczny olej
rzepakowy :O Tak, ten kuchenny! Jeśli będę robić kiedyś
zamówienie w sklepie z półproduktami oferującym nierafinowany
rzepakowy, to na bank wezmę go na spróbowanie – może jakoś
przebije rafinowany odpowiednik z supermarketu. Poza nim wypróbowałam
naprawdę mnóstwo olei i niektóre były całkiem sympatyczne (Alverde i ogólnie
mieszanki oparte o olej sojowy), ale większość była gorsza. W
ostatnim czasie testowałam między innymi olejek jedwabny Eco Lab
(do którego wzdychałam miesiącami) oraz odlewkę Dabur (mój
pierwszy hinduski olejek!) i również okazały się klapami.
Więc jasne, nie wykluczam że będę
jeszcze czasem sprawdzać coś nowego. Marzy mi się na pewno
nierafinowany rzepakowy, czysty sojowy (zarówno rafinowany jak i nie-) oraz mieszanki od Anwen. Ale z
tego, co na moich włosach robi olej rzepakowy jestem zadowolona na
tyle, że przez zdecydowaną większość czasu jest on jedynym
włosowym olejem w moim posiadaniu.
Moja ulubiona odżywka do mycia włosów
Już Wy wiecie jaka. O tym jak wielką
miłością pałam do Kallosa Keratin pisałam na blogu milion razy.
Generalnie Keratin, Algae i Banana to jedyne opcje do jakich wróciłam
– a testowałam ich kilkanaście! Do mycia oraz jako maski do zwykłego odżywiania włosów każda z nich sprawdza mi się właściwie równie dobrze.
Kallos Keratin ma tę przewagę, że dzięki proteinom keratyny mogę
z powodzeniem stosować go w metodzie wcierania i następnego dnia
cieszyć się jędrnym, podbitym skrętem.
Zazwyczaj i tak mam w zasobach jakąś
inną, bogatszą proteinową maskę, więc nie zawsze wybieram tę
wersję Kallosa: Algae i Banana też są u mnie super, a dodatkowo
czasem mam ochotę spróbować nieznanej mi dotąd wersji. Ale do tej
maski wracam od lat i będę wracać zapewne tak długo jak będzie w
produkcji.
Mój ulubiony szampon łagodny
Ta kategoria to taka kropelka dziegciu
w beczce miodu. Ogólnie mogę powiedzieć, że na mojej skórze
głowy w miarę dobrze sprawdza się prawie każdy łagodny szampon i już. Natomiast efekt
„wow” miałam wyłącznie po produktach, których z różnych powodów nie kupuję: wycofanym już szamponie Babydream ułatwiającego rozczesywanie oraz
nieco zbyt drogich dla mnie szamponach Sylveco (pszeniczno-owsianym) i
Vianek (nawilżającym).
Aktualnie kończę kupiony całkowicie
spontanicznie i przypadkowo szampon Schauma dla małych księżniczek
;) Ale czeka już na mnie w domu zamówiony pod wpływem Anwen
szampon Fitokosmetik z niebieską glinką. Dam Wam później znać
jak się sprawdzi :)
A Wy jakie łagodne szampony polecacie? W razie czego, wspomniane szampony możecie kupić z mojego linku afiliacyjnego: Sylveco tutaj!, Vianek tutaj!, a Fitokosmetik tutaj! Z góry dziękuję ♥
Mój ulubiony szampon oczyszczający
Regularne stosowanie stylizatorów
takich jak żel do włosów w połączeniu z bardzo łagodną metodą
mycia włosów jaką jest OMO czy OOMO stwarza ryzyko nabudowania się
substancji filmotwórczych na włosach, więc regularnie (raz na
dwa-trzy tygodnie) myję je całe mocno oczyszczającym szamponem.
Przerobiłam ich mnóstwo, niektóre
były naprawdę zacne (ciekawe, czy mocznikowa Isana jest dalej w
produkcji), ale tylko jeden zapewnił mi efekty tak niesamowite, że
doczekał się własnej recenzji na blogu. Był to szampon Natur Vital Hair Loss w wersji „for greasy hair” - poza nią są
jeszcze trzy, z których dwie miałam i się zawiodłam. Wersji przeciwłupieżowej nie testowałam, więc się nie wypowiem.
Wszystko co musicie wiedzieć na temat
tego szamponu znajdziecie w tamtej recenzji, a ja wciąż podpisuję
się pod każdym słowem. Jedyny inny zdzierak z jakim mogłabym go
„zdradzić” byłby miętowy szampon od Anwen.
Mój ulubiony zestaw masek/odżywek
Metodą prób i błędów ustaliłam,
że mój idealny zestaw do odżywiania włosów po myciu to: maska z
dużą ilością protein (w moim przypadku keratyny), maska
emolientowa i odżywka nawilżająca, a optymalnie jeszcze jakaś
odżywka typu PEH: czyli z mieszanką wszystkich trzech grup
składników :)
Idealnej odżywki PEH jeszcze nie
znalazłam (najbliżej jest tutaj masce Ziaja Kozie Mleko), ale
jeśli chodzi o pozostałych ulubieńców, to już właściwie nie
widzę sensu żeby szukać dalej.
Ulubiona maska proteinowa: Dr. Sante
Argan Hair
Ulubiona maska emolientowa: Anwen,
Maska do włosów wysokoporowatych (a na drugim miejscu Biovax
Naturalne Oleje)
Ulubiona odżywka humektantowa: Isana
Professional, Oil Care Spulung
Pisałam już na blogu o masce Anwen i o jej tańszej nagrodzie pocieszenia dla mnie czyli olejowym Biovaxie również, a z kolei wywody na temat dziwnego moim zdaniem marketingu odżywki Isana zamieściłam dawno temu na fanpage'u. Maska Dr. Sante osobnego wpisu się nie doczekała, ale jest to po prostu produkt dla mnie i-de-al-ny. Jeśli macie typ włosa podobny do mojego, to polecam zajrzeć do Super Pharm, czyli miejsca gdzie kupimy stacjonarnie małe opakowanie. Ja staram się jednak celować w te litrowe, ale te już zamawiam na stronach aptek jeśli tylko uda mi się zgrać je z jeszcze choćby kilkoma innymi produktami.
Jeśli planowałyście spróbować tych masek, to możecie kupić je z mojego linku afiliacyjnego: Anwen do wysokoporowatych tutaj!, saszetka Anwen 10 ml tutaj!, a Biovax Naturalne Oleje tutaj! Z góry dziękuję ♥
Moja ulubiona odżywka bez spłukiwania
Lata temu, u progu włosomaniactwa
dowiedziałam się, że dla kręconych włosów idealną stylizację
zapewnia zestaw dwóch kroków: odżywka bez spłukiwania (tak zwana
b/s, be-eska, leave-in) i po niej żel do włosów.
Prawie od razu raczej z przypadku
kupiłam odżywkę Ziaja Intensywne Nawilżanie. W tamtych czasach
była to jedyna powszechnie dostępna seria odżywek b/s, a ja sama nie
byłam na tyle odważna/kreatywna by spróbować z odżywkami bez hasła „bez spłukiwania” na etykiecie. Ale ten produkt naprawdę
bardzo, bardzo polubiłam!
Po tej Ziai przetestowałam szereg innych:
niebieską Codzienną Pielęgnację, malinową Intensywny Kolor czy
fioletową Intensywne Wygładzanie, ale żadna nie sprawdziła się u
mnie tak super jak pomarańczowa wersja nawilżająca. Podobnie jak z
olejami nie wykluczam tego, że jeszcze parę innych (ziajowych i nie
tylko) kiedyś w przyszłości popróbuję, ale ogólnie nie
nastawiam się na to, że jakaś nagle ją przebije :)
Jedyny
kosmetyk, który faktycznie wpadł mi w oko i z jakim wiążę nadzieje to nowość Biovax: odżywki w piance Biovax Glamour. Z tej serii masek miałam Gold i była bossska, więc pewnie na tę piankę zasadzę się najpierw, ale z całą pewnością będzie to nieprędko - obecne opakowanie Ziai mam dosyć świeże. Ale jeśli któraś z Was te pianki zna to KONIECZNIE opiszcie wrażenia!
Mój ulubiony żel do włosów
Ogólnie uważam, że doskonałe żele
do włosów robi Balea w swojej linii dla mężczyzn. Od dawna używam
właściwie tylko ich: od najłagodniejszej wersji Power Flex, przez
mocniejszą Ultra Flex aż po obecnie stosowaną Ultra Strong.
Wszystkie te warianty są pozbawione alkoholu oraz (co ciekawe)
zawierają dość dużo składników nawilżających. Obecnie poza nimi w ofercie jest już tylko jeden żel, który chciałabym przetestować - wersja Invisible.
Jedyny problem jaki z nimi mam to
dostępność... Oczywiście, taki żel wystarcza mi gdzieś na rok,
więc teoretycznie skombinowanie go nie powinno być aż tak
upierdliwe (a w ostateczności można kupić pięć opakowań i mieć
je na zapas), ale jednak miło byłoby mieć jakąś alternatywę.
Dlatego ostatnio zamówiłam wreszcie
wychwalany na blogach Cienistość i Curly Madeleine żel rokitnikowy od Natura
Siberica. Ani razu jeszcze go nie użyłam, bo zamówienie z Triny
przyszło do mnie już po wyjeździe ;D Ale skład jest cudny, więc
mam WIELKIE nadzieje!
Jakby co, to roktinikowy żel utrwalający Natura Siberica kupicie na przykład tutaj!, a w ofercie jest też ciekawy żel do formowania loków - o taki! Z góry dziękuję ♥
Idealne zabezpieczenie końcówek
Moje włosy przekroczyły w końcu
długość do ramion, co oznacza jedno: mogę powrócić do ulubionej
metody zabezpieczania końcówek. Najpierw wcieram w nie kroplę
oleju (idealnie lekkiego, z jakichś pestek owocowych, ale sprawdza
się każdy łącznie z moim ukochanym rzepakiem), a potem kroplę
opartego o silikony serum.
Obecnie mam Olejek z czarnuszki
Bioelixire, który oczywiście olejkiem jest tylko z nazwy ;D Ale
kupiłam go z pełną tego świadomością, więc nie obrażam się o
to.
A co z innymi ulubieńcami? - zapytacie
Innych ulubieńców (do reanimacji
skrętu, peelingi do skóry głowy, wcierki, mgiełkę
przeciwsłoneczną, płukanki...) wraz z moim ukochanym półproduktem
opisałam w podsumowaniu dwóch lat zapuszczania włosów, więc nie
będę się powtarzać ;) Zresztą, nie o tym jest ten wpis: nie
przerobiłam zbyt wielu kosmetyków z tych kategorii, więc nie jest
to nic dziwnego, że dalej nie będę ich testować jak szalona
;)
Co do odżywek, masek, szamponów... Fakt, nigdy nie
przekroczyłam jakiejś krytycznej ilości wysypujących się z
szafek opakowań, ale jednak sporo czasu zajęło mi zidentyfikowanie
składników i formuł, które się na moich włosach sprawdzają
(lub nie). Teraz jestem w tym nieprawdopodobnie komfortowym miejscu,
że – jak widać powyżej – udało mi się skompletować już
prawie cały zestaw niezawodnych ulubieńców, a nowych produktów
szuka mi się stosunkowo łatwo. Nie planuję więc szalonego
kolekcjonowania buteleczek, tylko powolne zużywanie opakowania za
opakowaniem tak długo, aż znajdę coś co mnie zachwyci!
***
Czy w związku z tym mogę jeszcze
nazywać się włosomaniaczką? Oceńcie same!
Wierzcie mi, nie obrażę się, jeśli według Was nie - a umieram z ciekawości :)
Fajnie napisane :). Aż sama się zastanowiłam, kiedy tak bardziej świadomie zaczęłam podchodzić do pielęgnacji, w sumie nie tylko włosów, ale tak ogólnie i było mniej więcej w tym samym okresie :).
OdpowiedzUsuńmoim zdaniem wciaz mozesz - przeciez dbasz o wlosy i jesli taka pielegnacja im sluzy to czego chciec wiecej? :) ja musze w koncu trafic na odzywke bez splukiwania, ale niestety spraye odpadaja, bo zawsze dostaje od nich alergii. Mysle o oleokremie.. :D Z twoich hitow znam oczywiscie kallosy (a keratin byl mmoim pierwszym<3) i uwielbiam te odzywke z isany!
OdpowiedzUsuńOleokremy są świetne, ale u mnie jako serum silikonowe na końcówki, bo są oparte właśnie o silikony.
UsuńJa w temacie włosów się nie wypowiadam, bo jakoś nigdy mnie nie pasjonowały. Kiedy miałam trychologię na studiach sprawdziłam dokładnie wszystkie produkty profesjonalno-trychologiczne i powiem szczerze, że totalnie negatywnie mnie zniechęciły. W składach nic szczególnego, co wyróżniałoby je od tych dostępnych dla każdego.
OdpowiedzUsuńMaskę Kallos sama stosuję i bardzo lubię ale korzystam także z produktów z https://maanu.pl/ bo mają czasem naprawdę fajne perełki :)
Podchodziłam do włosomaniactwa, ale nie wytrwałam w tym.. pielęgnacja włosów jest zupełnie nie dla mnie.
OdpowiedzUsuńOczywiście, że możesz :) Dbasz o włosy i masz pełną świadomość ich potrzeb :)
OdpowiedzUsuńKochana pamiętaj o odzywce Eva Simple, tak jak Ci mówiłam warto ją wypróbować :). Krem BB dla mnie za jasny ale spodziewałam się tego, ogółem po tylu latach używania wyłącznie sypkich formuł nie potrafię już nałożyć płynnego/kremowego fluidu ;0
OdpowiedzUsuńOk, teraz już wiem że nic nie wiem o pielęgnacji włosów XD Mogę tylko napisać, że moje też lubię odżywkę Oil Repair z Isany i jestem jej wierna od dłuższego czasu.
OdpowiedzUsuńLubie szampony Anthylis
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o odżywkę bez spłukiwania, to w moim przypadku od ziaji okazała się lepsza mieszanka hegrona bs z olejem lnianym proporcje trzeba sobie wyczuć, ja zwykle stosuję 3:1. Sam hegron był beznadziejny ale po podrasowaniu to mój hit od conajmniej 5 lat. No i cena bardzo niska bo butelka starcza na ponad rok. A moje włosy są bardzo problematyczne wysoko porowate z głowy rosną niektóre gorsze niż to co na końcach, lekko kręcone ale zależy od dnia. Chyba coś z hormonami choć badania nic nie wykazują :-( A udawany olejek z czarnuszką i isanę też uwielbiam.
OdpowiedzUsuńSto lat temu próbowałam używać tych odżywek, bodajże do mycia, ale tu się totalnie nie spisały... Teraz mnie bardzo zainteresowałaś!
Usuńjeśli chodzi o olej rzepakowy, to w Lidlu jest tłoczony na zimno (po smaku, kolorze i tak dalej wydaje mi się, że nie jest rafinowany), może warto spróbować?
OdpowiedzUsuńO, to poszukam! Mam nadzieję, że to nie była jakaś limitka :)
UsuńBiorąc pod uwagę mój minimalizm to zastanawiam się czy nadal powinnam nazywać się Hair Witch Project xD
OdpowiedzUsuńA oleju rzepakowego nie używałam od dawna...dobrze, że mi o nim przypomniałaś :D
Z szamponów najbardziej polubiłam Biolaven, jakbym miała jakiś teraz kupować to chyba ten (ale za szybko nie kupię, taki mam zapas xD). A z oczyszczających to mam w planach zakup tego miętowego od Anwen :D
OdpowiedzUsuńMaska PEH Anwen do średnioporowatych, emolientowa to nie wiem, chyba mi wszystko jedno, nawilżająca to aloesowa Naturvital, a proteinowej typowo nie używam - jak potrzebuję protein to raz na jakiś czas spłukuję włosy piwem i to wystarczy, ewentualnie dodaję hydrolizowanej keratyny.
Ja to w ogóle albo byłam włosomaniaczką od samego początku albo nigdy. Cały zestaw różnych kosmetyków do włosów miałam zawsze, choć wcześniej używałam ich raczej intuicyjnie, bez analizy składu, a jednym z najważniejszych aspektów był zapach :P Ale przez to nie miałam żadnej rewolucji w pielęgnacji. I nie szukam jakiegoś super ulubieńca, wystarczy mi jak jest coś po prostu dobre.
Jak dla mnie jesteś super włosomaniaczką - jak ktoś układa naturalne loki, nakłada oleje itp. to musi być włosomaniaczką :D
A ja właśnie w dawnych czasach (z takim subtelnym, ale średnio fajnym poczuciem wyższości) patrzyłam na koleżanki, które miały 5 szamponów, 10 odżywek, a do tego milion psikaczy, ser itd... Sama kupowałam zestaw 1+1 (też że względu na zapach - kokosowa Schauma forever!) i nowe opakowania kupowałam dopiero pod koniec poprzednich...
Usuń