W ciągu ostatniego pół roku kilka razy udało mi się
spróbować czegoś nowego w (pop)kulturze i jestem z tego ogromnie zadowolona!
Cieszę się, że udało mi się przełamać bez stawiania sobie konkretnych celów typu „w 2018 muszę iść do muzeum” i jestem ciekawa, czy ta tendencja
utrzyma się. Jeśli nie, to zobaczę jak podziała rzucanie samej sobie takich
wyzwań! Tymczasem podsumujmy moje kulturalne doznania ostatnich paru miesięcy.
KSIĄŻKI ORAZ KOMIKSY I AUDIOBOOKI
KSIĄŻKI ORAZ KOMIKSY I AUDIOBOOKI
Czytelniczo rok 2018
zapowiada mi się bardzo dobrze. Wszystko to dzięki temu, że moja współlokatorka
namówiła mnie wreszcie na danie drugiej szansy audiobookom, co podkręciło moje
obroty dosłownie o sto procent (aż sześć z jedenastu „odhaczonych” książek
wysłuchałam zamiast je tradycyjnie przeczytać).
Dla tych z Was, którzy napiszą mi, że audiobooki są nie dla
nich: ja też tak zawsze mówiłam. Podejście do audiobooków miałam wcześniej jedno, kiedy w
gimnazjum czy liceum próbowałam wysłuchać ze zwykłego odtwarzacza książki nagranej w formacie mp3. Była to pozycja publicystyczna z pogranicza polityki i socjologii, więc
ułamek sekundy rozproszenia sprawiał, że totalnie gubiłam wątek. Na domiar
złego cofanie i ogólnie nawigacja w obrębie plików była koszmarna, więc tamtej
książki nawet nie dokończyłam.
Za namową mojej Z. w kwietniu ściągnęłam aplikację Storytel i płacę abonament w wysokości 30 zł miesięcznie, a w jego ramach mogę słuchać nieograniczonej liczby książek. W trzy miesiące przesłuchałam ich sześć, więc przy obecnych cenach książek finansowo wyszłam na plus, a czasowo... na plus wręcz niewyobrażalnych rozmiarów ;) Książek słucham właściwie wyłącznie wtedy, gdy i tak nie mogłabym sięgnąć po papier/czytnik (spacerując, sprzątając, gotując...), więc gdyby nie audiobooki, to tych książek bym po prostu NIE przeczytała. Więc dla mnie Storytel = czysty zysk.
Wciąż uczę się jak dobierać audiobooki, bo nie każdy wchodzi
mi równie łatwo.
- Jednej książki nie byłam w ten sposób przyjąć („The Terror” Dana Simmonsa), a jedną „zmarnowałam”: niby przesłuchałam, ale w ogóle nie odczułam klimatu i mnóstwo detali przeoczyłam („Authority” Jeffa VanderMeera). Doszukiwałabym się tu jednej wspólnej przyczyny: mało typowej akcji, dużo przemyśleń.
- Niezbyt praktyczny był też zbiór opowiadań („Uncommon type” Toma Hanksa), bo gdy jedno się kończy, a drugie zaczyna wymagane jest maksymalne skupienie żeby w ogóle załapać co się dzieje i kto jest kim.
- Za to jak masełko wchodzą mi pozycje z dużą ilością dialogów albo wartką akcją: myślę że powieści young adult mogłabym mielić w tempie dziesięciu książek miesięcznie ;)
Summa summarum, poza wymienionymi wyżej przesłuchałam także
„Fierce Kingdom” Gin Philips, „Annihilation” Jeffa VanderMeera, „Rdzę” Jakuba
Małeckiego oraz „The Princess Diarist” pióra Carrie Fisher. Każda z tych
książek była świetna na swój sposób i prawie każdą wrzuciłam na Instagram z
mikrorecenzją, więc możecie zerknąć pod #kosmeoteka2018 jeśli jesteście ciekawe
mojej opinii :)
Ale, ale, normalne czytanie też jest dla mnie ważne. Rok
zaczęłam od paskudnego gniota Moniki Szwai („Jestem nudziarą”), ale potem było
tylko lepiej: przeczytałam dwie solidne powieści Stephena Kinga („11/22/63”
oraz „Bag of Bones”) oraz „Thorn”: bardzo intrygującą powieść motywacyjną, co
do której miałam mieszane odczucia (więcej o nich na Insta). W międzyczasie połknęłam też „Warsztaty Stylu” Marii Młyńskiej, ale w „kosmeotece” ich jeszcze nie znajdziecie, bo
czytam ją teraz drugi raz :D
Komiksy: 0. Ale mam nadzieję, że w drugiej połowie roku się to zmieni.
FILMY WIDZIANE W KINIE LUB W DOMU ORAZ SERIALE
Kino: „Molly’s Game”, „Tamte dni, tamte noce”, „Disaster
Artist”, „The Florida Project”, „Kształt Wody”, „Trzy billboardy za Ebbing,
Missouri”, „Black Panther”, „Wieczór Gier”, „Tomb Raider”, „Ciche miejsce”, „Avengers:
Wojna bez granic”, „Han Solo: Gwiezdne wojny – historie”, „Przebudzenie dusz”, „Zimna Wojna”, „Dziedzictwo.
Hereditary”.
W ciągu ostatnich 26 tygodni byłam w kinie 15 razy :O Jeśli
dodamy do tego co najmniej kilka filmów, które obejrzałam w domu, to wyjdzie
pewnie ten jeden film tygodniowo, więc myślę, że bardzo zacnie! Bo przyznam bez
bicia, że kompletnie odpuściłam sobie ewidencjonowanie tego co oglądałam w domu
i raczej nie planuję tego robić. Za to chciałabym dzisiaj (i może w przyszłych wpisach?) wyróżnić jeden z tych filmów: „Kryptonim U.N.C.L.E.” (2015) w
reżyserii Guya Ritchiego.
Wstyd się przyznać, ale wciąż nie widziałam kultowego
„Przekrętu” i dla mnie Guy Ritchie do niedawna był po prostu mężem Madonny, a od zeszłego
roku „tym reżyserem od Króla Artura”. Wobec tego nie kojarzył mi się z niczym
konkretnym i na „Kryptonim...” musiał namówić mnie tata, z którym go w końcu
obejrzałam.
Dla mnie ten film był fantastyczny, prześmieszny i urzekł mnie
totalnie. Gwiazdorskie trio (Alicia Vikander, Henry Cavill i Arnie Hammer)
wypadło obłędnie i jestem zakochana w nich wszystkich i w każdym z osobna. Nie
mówię, że to był najlepszy film ever. Chociażby „Złota Dama” którą też
niedawno nadrobiłam (cudo!) jest pewnie obrazem ambitniejszym, ale za to „U.N.C.L.E”
trafiło mnie we wszystkie moje najczulsze punkty ;D Tato, dziękuję!
***
Podobnie jak ostatnio, chciałabym wymienić kilku Wielkich Nieobecnych: „Atak paniki”, „Lady Bird”, „Wyspa psów”, „Tully” i „Wieża.
Jasny dzień” to filmy, na które bardzo chciałam się wybrać, ale zabrakło mi czasu lub pieniędzy. Ech.
Seriale: Jak pisałam wcześniej, rzadko oglądam nowe
produkcje, bo potem ciężko jest mi być z nimi na bieżąco, a spoilerów nie
lubię. Więc nadrobiłam tylko najnowsze sezony „Black Mirror” i „Modern Family”,
a na „Grę o Tron” oraz „Mindhuntera” jeszcze sobie poczekam...
Aha, i zaczęłam oglądać coś jeszcze! Na razie mam za sobą
tylko trzy odcinki, ale jestem pełna najlepszych przeczuć. Mowa o serialu „The
Orville”: pastiszu na stare kino science-fiction w wykonaniu Setha MacFarlane’a.
I żeby nie było: „Family Guy” wzbudzał we mnie sprzeczne uczucia, przeważnie
jednak negatywne. Ale „The Orville” zapowiada się na razie nader obiecująco,
więc kto wie!
MUZYCZNIE: KONCERTY MUZYKI POPULARNEJ, FILHARMONIA, BALET
Spełniłam w ostatnich miesiącach jedno z moich popkulturalnych marzeń: wybrałam się na koncert będący częścią trasy Accantus Symfonicznie. Jak wiecie albo nie wiecie, ja covery studia Accantus w znacznej większości kocham. Uważam, że nie tylko są to ludzie nieprawdopodobnie utalentowani, ale przy tym nadludzko sympatyczni i niesamowicie przykładający się do tego, co robią. Więc gdy tylko nadarzyła się okazja do zakupu biletu do Filharmonii Bałtyckiej nie wahałam się i jejku, nie żałuję ani grosza. To było jedno z najbardziej przejmujących przeżyć ostatnich miesięcy.
Jeśli lubicie musical (także nowoczesny, a nie tylko trącącej trochę myszką wersję w rodzaju „West Side Story”) albo chociaż nostalgicznie kochacie piosenki z filmów Disneya, to poznajcie ich kanał i kto wie, może na następnym koncercie się spotkamy? :)
Tu wrzucam tylko rzeczy nowe, ale cudowne są także ich wykonania utworów z klasyki: „Więzienne Tango” z „Chicago”, „Belle” z „Notre Dame de Paris”, „Upiór w Operze”... a co do kawałków z Disneya to idę o zakład, że znacie ich „Ani słowa” („Herkules”) czy „Zrobię z was mężczyzn” („Mulan”), bo te wykony były WSZĘDZIE!
NA ŻYWO: TEATR, MUSICAL, OPERA
Na poprzednie urodziny dostałam od przyjaciółek
bilet na musical „Skrzypek na Dachu” w gdyńskim Teatrze Muzycznym. Zdecydowanie
nie żałuję, że poszłam, ale... to nie było do końca to, czego się spodziewałam.
Spodziewałam się rzucenia na kolana i ten efekt był właściwie w zasięgu ręki. Choreografia, aranżacja, scenografia –
wszystko to był dla mnie absolutny miód. Gorzej było z wokalem, a konkretnie z
partiami Tewjego Mleczarza.
Może trochę przegrałam tym, że film z 1971 roku widziałam
wiele razy i podświadomie porównywałam muzykę do tego co już znam. Może jednak
zaważyło to, że polski odtwórca roli Bernard Szyc do klasycznych, znanych
prawie wszystkim utworów typu „Gdybym był bogaczem” dodawał swoje ozdobniki,
co w przypadku takich klasyków po prostu kole mnie w uszy niezależnie od tego jak
dobre by one nie były. Ciężko mi powiedzieć coś więcej, krytyk ze mnie mniej niż żaden.
Inni muzycy śpiewali według mnie powalająco, ale jeśli główny bohater nie pasuje, to
cały spektakl trochę na tym traci.
Kto był na tym konkretnym widowisku ten wie, że kończy się ono dodaną sceną. Jestem takim mięczakiem, że myśląc o niej teraz od razu mam łzy w oczach. Nie wiem kto był pomysłodawcą, ale kłaniam się w pas.
SZTUKA: MUZEA, GALERIE I INNE WYSTAWY
W lutym rzutem na taśmę wybrałam się na ostatni dzień wystawy „Beksiński
Nieznany” w Gdańskim Teatrze Szekspirowskim.
Nie była to, niestety, wystawa jego obrazów, które uwielbiam!
Tym niemniej cudownie było pooglądać jego zdjęcia, grafiki, a nawet dwa krótkie filmy
poświęcone jego młodości czy twórczości. Jeśli byłyście w kinie na „Ostatniej rodzinie” to wiecie na pewno, że był to człowiek o fascynującej osobowości i
trudnym życiu, więc chłonęłam oczami wszystko co się dało.
Nie wiem jak nazwać efekt, który dodano tu do obrazu znanego jako „AA80”,
ale stałam przed nim jak zahipnotyzowana:
MANGA I ANIME
O ile się nie mylę, w ciągu ostatniego pół roku jakoś nie
zdarzyło mi się sięgnąć po dzieło z tych gatunków. Chętnie to zmienię! Co
polecacie? Jeśli anime to poproszę o coś dostępnego legalnie na Crunchyrollu,
innych wymagań nie mam ;D
O KULTURZE: PRASA, BLOGI, PODCASTY, KANAŁY NA YOUTUBE
Złamałam się i do mojej dość długiej listy popkulturalnych
serii do oglądania/słuchania na YouTube dorzuciłam kolejny podcast i kompletnie
się zakochałam. Uwielbiam Czytu Czytu! Nie aż tak jak Zombie vs. Zwierz, bo nie
ma tam Pawła Opydo, a jak nie ma Pawła to nigdy nie jest tak dobrze jak mogłoby
być ;) Ale i tak jest mega, jestem z oboma seriami na bieżąco!
Jestem pod takim wrażeniem, że kiedy z powodu „klęski
urodzaju” nie miałam pojęcia czego słuchać na Storytelu, podjęłam próbę
znalezienia tam każdej książki, do której przeczytania czuję się zachęcona dzięki
podcastowi. Tak więc po początkowym „Player One” (wybranym, bo chyba byłam na
świeżo po odcinku słuchowiska w którym dziewczyny rozmawiały o tej książce)
przejrzałam i ponownie przesłuchałam rekomendacje Zwierza, Oci i Megu od
pierwszego odcinka do ostatniego.
Po odrzuceniu książek, które są dostępne
tylko w tłumaczeniu i książek, których po prostu nie chcę czytać mimo pochwał
(przykładowo, nie cierpię książek o tematyce górskiej, a Zwierz bez mała
dorobił się własnego kącika na ten temat ;D – mimo to, nie skusiłam się) nie
zostało ich w sumie aż tak wiele: „Fierce Kingdom”, „Uncommon Type”, „Annihilation”,
„Rdza”, „Princess Diarist” i „The Terror” (przy czym, jak napisałam wyżej, tej
ostatniej nie skończyłam, bo nie zdzierżę jej w formie audiobooka – królestwo za
papier!). Oczywiście dla każdego słuchacza ta lista mogłaby wyglądać inaczej. A i poza nią mam w głowie bezlitośnie długą listę książek, których na Storytelu nie było, więc będę je kupować na czytnik...
Teraz oczekuję na nowy sezon podcastu i kolejne inspiracje.
***
Piszę ten tekst dosłownie chwilę zanim przełamię kolejną barierę i wybiorę się na pierwszy w życiu festiwal muzyczny: w środę startuje Open'er! Wybieracie się? I jak tam u Was z kulturalnymi odkryciami? Szukam inspiracji na kolejne sześć miesięcy ;)
WOw! Ale się u Ciebie działo, aż żałuję, że nie spisywałam wszystkiego u siebie. Do teatru muzycznego bym poszła na dzwonnika :)
OdpowiedzUsuńA to była, ale w kwietniu zeszłego roku i potwierdzam, że WARTO!!!
UsuńJa tez jestem ogromna fanka studia accantus. Znalazlam ich przez disney'e, potem z sezonu na sezon przekonywali mnie do bardziej i mniej znanych musicali, az stalo sie. Kocham wszystkie ich piosenki, mam wrazenie ze nabijam im pezynajmniej 1/4 wyswietlen, aana liscie marzen jest ich symfoniczmy koncert i hamilton na brodwayu😃 niestety nie udalo mi sie namowic znajomych zeby poszli ze mna na koncert, a sama nie za bardzo chciałam. Ale mam nadzieje ze jeszcze rusza z nowa trasa i w przyszlym roku ide chocbym miala isc sama!
OdpowiedzUsuńJa właśnie też szłam teraz sama! Nie wiem dokąd masz najbliżej, ale jeśli jakimś cudem Trójmiasto to za rok chodźmy razem ;D
Usuń(Hamilton na Broadwayu to aktualnie moje naj, naj, NAJwiększe marzenie populturalne. Nie da się opisać jak bardzo tego pragnę)
Aniu, jestem za wspolnym pojsciem! Z tym ze ja mam najblizej do Warszawy, jakby była kolejna trasa to mozemy sie zgadac o zapraszam do siebie:) no chyba ze akurat bede w gdansku:)
UsuńJa mam opory przed chodzeniem sama na koncerty czy do kina, chociaz wiem ze to glupie. Sporo moich znajomych chwali sobie takie samotne wypady
Nie uważam, że to głupie, bo to nie jest rzecz dla każdego. Mi trochę czasu zajęło przełamanie się, teraz na szczęście opory mam bardzo niewielkie :)
UsuńWow, dużo sie u Ciebie działo! Ale było ciekawie i fajnie :) to chyba był Twój udany miesiąc !
OdpowiedzUsuń*oczywiscie, nie miesiąc a czas :)
UsuńHej.
OdpowiedzUsuńWiem, że nie na temat ale może tu szybciej uzyskam od Ciebie odpowiedź :).
Przez pomyłkę zamiast kremu Bielenda Neuro Collagen 50+ kupiłam 40+.
Czy ten krem.też będzie tak samo dobry jak polecany przez Ciebie 50+?
Skład:
Aqua (Water), Ethylhexyl Stearate, Glycerin, Macadamia Integrifolia Seed Oil, Isohexadecane, Cetearyl Alcohol, Persea Gratissima (Avocado) Oil, Orbignya Oleifera (Babassu) Seed Oil, Butyrospermum Parkii (Shea Butter), Betaine, Glyceryl Stearate, Acetyl Hexapeptide-8, Palmitoyl Tripeptide-5, Hydrolyzed Collagen, Ubiquinone, Lactic Acid, Tocopherol, Ascorbyl Palmitate, Lecithin, Sodium Stearoyl Glutamate, Potassium Cetyl Phosphate, Beta-Sitosterol, Squalene, Cyclopentasiloxane, Dimethiconol, Ammonium Acryloyldimethyltaurate/VP Copolymer, Propylene Glycol, Caprylyl Glycol, Hydrogenated Vegetable Glycerides Citrate, Disodium EDTA, Ethylhexylglycerin, Phenoxyethanol, DMDM Hydantoin, Parfum (Fragrance) Alpha-Isomethyl Ionone, Benzyl Salicylate, Butylphenyl Methylpropional, Citronellol, Hexyl Cinnamal, Hydroxycitronellal, Hydroxyisohexyl 3-Cyclohexene Carboxaldehyde, Limonene.
Dziękuję za odpowiedź
Beata
Tak jak wielokrotnie pisałam na blogu, czytanie składów to trochę wróżenie z fusów :) Mogę łatwo powiedzieć, że coś nie zadziała jeśli nie ma w nim odpowiednich substancji aktywnych, ale porównywanie dwóch prawie identycznych składów kremów bez znajomości stężeń substancji zwyczajnie nie jest możliwe.
UsuńOd siebie powiem, że mam odlewkę tego kremu i dziwnym trafem po kilku użyciach wysypało mnie zaskórnikami. Na razie to zaleczyłam, a za tydzień zrobię drugie podejście - zobaczymy, czy to była jego wina, czy jednak zbieg okoliczności :<
U mnie czytanie książek sprowadza się ostatnio do czytania dziecku bajek :) Miałam ten wpis zacząć, że "audiobook'i nie są dla mnie" i wymienić tu milion powodów dla których bym się nie przekonała - ale po dokładniejszym namyśle może i by się dało znaleźć 5 minut w ciągu dnia - jednak to chyba za mało i zostanę jednak przy książkach tradycyjnych -których czytanie idzie mi naprawdę powoli, cieszę się jednak, że idzie do przodu! bo to już coś! Więcej niż statystyczny polak mam już za sobą, więc nie jest źle :) Nie jestem pewna czy w ogóle byłam w kinie w tym roku - jeśli tak, to może z jeden raz? Natomiast filharmonia czy teatr to - aż wstyd się przyznać - nie byłam nigdy. Nie wykluczam jednak, że kiedyś się wybiorę... może jak dzieci odchowam, jak będą na tyle duże że same w domu zostaną :D
OdpowiedzUsuńTytuł wpisu jest świetny! Nie nadawaj mu żadnej poważnej nazwy bo straci swój urok! :)
Co do anime to mnie osobiście bardzo podobały się odcinki Sword Art Online (tematyka gry komputerowej i uwięzionych w niej graczy), Darker Than Black, Shiki (klimat horroru, wampiry i te sprawy) - może coś przypadnie Ci do gustu :) Aaa no i oczywiście Death Note (ale to ciężko nie znać lubiąc anime :) )
No, przy maluchach to pewnie ciężko, bo nawet jak ogarniasz dom to nasłuchujesz czy się nie pozabijały albo coś ;D Ale jakbyś wybierała się gdzieś sama, to polecam <3
UsuńNa razie obejrzałam jeden odcinek "Tokyo Ghoul"... nie wiem czy znasz, ale zapowiada się super ;D
No cóż mam powiedzieć. Zazdroszczę :D Zwłaszcza Filharmonia tym bardziej Accantus, oglądam ich od lat i marzę, żeby usłyszeć na żywo!!! Po audiobooki sięgałam tylko w czasie, kiedy naprawdę nie mogłam czytać normalnie, pozwala poznać treść książki, ale jakoś to ciągle nie to samo. Na Skrzypku byłam, chyba 3 razy w długich odstępach, podobał mi się i jeśli będzie okazja to za kilka lat pewnie też pójdę, ale póki co, chciałabym przede wszystkim Wiedźmina zobaczyć :P
OdpowiedzUsuńO tak, "Wiedźmin" to i moje marzenie! Słyszałam na razie same dobre opinie, więc tym bardziej :)))
UsuńAniu ratuj! Kupiłam serum z Lanoline ze wzgledu na C,E i argirelinę i nie doczytałam do końca składu:(
OdpowiedzUsuńProszę zerknij i doradź co z nim robić!
INCI: spring water, provence rose, glycerin, aloe barbadensis gel, polysorbate 20, active manuka honey, hydrolised marine collagen, grapeseed extract, axetyl hexapeptide-3, triethanolamine, tocopheryl aceite, ascorbic acid, acrylates/C10-30 alkyl acrylate crosspolymer, benzyl alkohol and salicylic acid and glicerin and sorvic acid, green tea extract, fragnance.
Czego się obawiam to kwasów gdyż jest lato, mam cerę suchą i baardzo naczyniową i na pewno filtr u mnie ląduje pod podkładem w nieprzepisowej ilości :) co więc z nim robić? Jest czego się bać, dla mnież ci on czy nie dla mnie? Doradź proszę!
Anita :*
Samego serum nie znam, ale opierając się na następujących przesłankach:
Usuń- nie jest to produkt reklamowany jako kosmetyk do cer trądzikowych/problematycznych,
- nie chwalą się tym, że ma określone stężenie kwasu salicylowego,
- producent nic nie wspomina o używaniu poza okresem letnim czy na noc,
- kwas salicylowy jest w tym składzie niziutko, już na etapie konserwantów...
... powiedziałabym, że możesz go używać. Oczywiście nie da rady dać tu pełnej gwarancji, ale mogę Ci poradzić tak po przyjacielsku: na Twoim miejscu bym spróbowała :) Po prostu obserwuj skórę, jeśli będzie się działo coś niedobrego to odstawiamy.
Po czym poznać, że startuje Open'er? Opóźnione i przepełnione autobusy, darcie japy zza okna cały wieczór :P Z jednej strony cieszę się, że są takie imprezy, to bardzo na plus, ale z drugiej - tyle hołoty zjeżdża do Gdyni, że o matko :P Zawsze mocno czekam na koniec...
OdpowiedzUsuńNie dziwie sie ze dla mieszkancow moze byc to uciazliwe. Ja np cale studia mieszkalam w krakowie w akademiku i najgorsze dla mnie byly juwenalia i szeroko pojety sezon grilowy, ktory trwal pod moim oknem
UsuńWiesz, nie mam nic przeciwko kulturalnej rozrywce, temu, że młodzież sobie weźmie piwko, winko, pogadają sobie, pośmieją się, spoko ;) Ale jak mi drą japę cały wieczór za oknem to serio, mam ochotę im nogi z dupy powyrywać :P No a komunikacyjnie przez tych kilka dni w Gdyni jest dramat, staram się nigdzie nie wychodzić, jeśli nie muszę. Ale już sam dojazd i powrót z pracy potrafi zmęczyć, a tego się nie uniknie ;) Mąż też cały w nerwach bo korki jeszcze większe niż zwykle i wraca półtorej godziny samochodem.
UsuńTak to jest z tymi masówkami :) Dla miasta reklama i duży dochód, ale nie ma nic za darmo i trzeba te zęby zacisnąć na parę dni. Co mogę uroczyście przysiąc, to że ja poza terenem festiwalu japy nie darłam :D
UsuńNiestety ale ja ostanie miesiące mam bardzo mocno zapracowane i żadne przyjemności typu kino i teatr nie miały kiedy mnie spotkać. Jedynie co to nadrabiam drugi sezon "Opowieści podręcznej" ;)
OdpowiedzUsuń25 yrs old Geologist II Kleon Sandland, hailing from Camrose enjoys watching movies like My Father the Hero and Kite flying. Took a trip to Church Village of Gammelstad and drives a XC60. ich wyjasnienie
OdpowiedzUsuń