Trądzik to moim zdaniem
jedna z najciekawszych chorób skóry. Jej złożona etiologia zainspirowała mnie
już do napisania dla Was kilku obszernych tekstów:
Dziś chciałabym
porozmawiać o kolejnym filarze powstawania trądziku, czyli o zaburzeniach
rogowacenia naskórka.
Czym jest rogowacenie naskórka
Myślę, że ogólne pojęcie
o tym że nasz naskórek rogowacieje i złuszcza się ma większość z nas. Nie
chciałabym tu wchodzić w nie wiadomo jakie szczegóły, ale krótkie podsumowanie
budowy skóry może być nam potrzebne – w razie czego można tu zerknąć do Wikipedii, bo dzisiejszy artykuł nie będzie wymagał znajomości wielu szczegółów. Dość powiedzieć, że na naszej skórze właściwej leży pierwsza, podstawna warstwa
naskórka zawierająca między innymi żywe komórki, które przez całe nasze życie
dzielą się.
Ich komórki potomne
przechodzą coraz wyżej, ku powierzchni, przez kolejne warstwy. W międzyczasie
komórki te ulegają transformacji: spłaszczają się, tracą jądro komórkowe,
wypełniają się keratyną, a między nimi pojawia się „cement” czy właściwie „zaprawa
murarska” złożona z ceramidów, cholesterolu i kwasów tłuszczowych. Proces ten nazywamy
keratynizacją naskórka albo jego rogowaceniem.
Innym ważnym elementem
budowy skóry są jej przydatki, a konkretnie omawiane dzisiaj gruczoły łojowe
oraz włosy. Włosy są wytworem naskórka, ale ponieważ powstają przez „wpuklenie”
go wgłąb skóry, swoją cebulką sięgają do skóry właściwej. Razem z gruczołami
łojowymi tworzą one aparat mieszkowo-łojowy (jednostkę włosowo-łojową...), bo
zdecydowana większość gruczołów łojowych wykazuje ścisły związek z mieszkami
włosowymi, do których uchodzą tuż poniżej lejka
(infundibulum) [1].
Już teraz powiem Wam, że
zgodnie z nieśmiertelnymi zasadami nomenklatury w medycynie, lejek ten możemy w niektórych przypadkach podzielić na dwie strefy: proksymalną (infra-infundibulum) i dystalną
(acro-infundibulum). „Rozdziela” je od siebie poziom skóry właściwej.
Proksymalna, czyli wewnętrzna/głębiej położona część lejka leży jeszcze w obrębie skóry właściwej, a część lejka
znajdująca się w obrębie naskórka to już odcinek dystalny, patrz: obrazek wyżej i dwie czerwone strzałki na nim. Wiem, że to się może
wydawać niepotrzebnym szczegółem, ale obiecuję, że będę się do tego potem odnosić!
Co ważne, istnieją trzy
podstawowe typy mieszków włosowych: terminalne, meszkowe i łojowe. [2] Nas dziś
interesują te ostatnie.
Mieszki łojowe mają kilka
cech, które odróżniają je od pozostałych typów, a jednocześnie czynią je
szczególnie podatnymi na trądzik. Najważniejszą z tych cech jest duża
dysproporcja między małym, niepozornym włoskiem a szerokim i głębokim kanałem w
jakim się znajduje. Z kolei gruczoły łojowe są tu wyjątkowo duże, wielopłatowe.
I to właśnie dla tych włosów rozróżniamy opisane wyżej dwie części lejka, bo możemy
zaobserwować tu ciekawe zjawisko.
Ich dystalna („zewnętrzna”) część zachowuje się tak, jak lejek otaczający na przykład włosy terminalne, czyli w zasadzie jak powierzchnia skóry. Rogowacieje
on jak naskórek, stanowi dobrą barierę. Poniżej jednak znajduje się proksymalna
(„wewnętrzna”) część lejka, która ma nietypowe właściwości. Przede wszystkim: niby rogowacieje, ale produkuje tylko cieniutką, właściwie
pozbawioną znaczenia warstewkę rogową, której łuski szybko się złuszczają.
Łuski te są wyjątkowo kruche i „niedorobione”, więc wiele z nich pęka i „wylewa” swoją zawartość do mieszka [3].
Podsumowując to wszystko,
kanał łojowego mieszka włosowego jest wypełniony luźną masą rogowych odpadków.
Z różną częstotliwością mieszki te są dodatkowo skolonizowane bakteriami,
praktycznie wyłącznie znanymi nam P. acnes. Taki zestaw treści lipidowej z
bakteriami w „otoczce” z komórek rogowych nazywamy włóknami łojowymi (ang. follicular
filaments/sebaceous filaments/seborrheic filaments/follicular casts). Można je
z mieszków włosowych wycisnąć i uzyskać serowato-woskowatą, białawą treść [4].
I chcę tutaj z całą mocą
podkreślić: włókna łojowe nie są objawem chorobowym. Nie są też ani
zaskórnikami, ani tym bardziej mikrozaskórnikami [5]; typowo NIE ewoluują do
tych zmian. [6, 7] Dlatego omówiłam je w części poświęconej fizjologii
skóry, czyli stanowi naturalnemu. I jeśli już omawiamy mylone z zaskórnikami
zjawiska fizjologiczne, to przytoczę tu jeszcze dosłowny cytat:
Pierwotne zmiany
niezapalne
Czopy w mieszkach włosowych
Liczne mieszki włosowe, zwłaszcza na bocznych powierzchniach nosa, są wypełnione ciastowatymi czopami. Chory lub lekarz może je usunąć przez lekki ucisk. Jeżeli pacjent uważa ten normalny wykwit za zaskórnik, to nie ma racji. Jest to luźne skupisko korneocytów wokół włosa meszkowego, z zachowaniem kanału na przepływ łoju, w którym często znajduje się Propionibacterium acnes i inne bakterie. Jedynie w rzadkich przypadkach z czopów mieszkowych rozwijają się prawdziwe zaskórniki. Chorzy często próbują leczyć takie zmiany na nosie kwasem retinowym stosowanym miejscowo i są rozczarowani, że czopy słabiej reagują na taką terapię niż zaskórniki w innych miejscach na twarzy. [8]
I tutaj zróbmy przerwę od
naukowego tonu, a rzucę Wam moją prywatną obserwację. Często zdarza mi się, że
w trakcie rozmowy z koleżanką padają tego rodzaju słowa:
- Ania, bo Ciebie to
interesuje, to ja mam pytanie odnośnie skóry, może ty mi pomożesz.
Widzę, że koleżanka ma
cerę jak pąk róży, więc nastawiam się na pytanie dotyczące czegoś na ciele:
może znamienia, może rogowacenia mieszkowego, może coś z paznokciem. I wtedy
najczęściej słyszę:
- Masz jakiś dobry sposób na zaskórniki na nosie?
I powiem Wam tak: gdyby
to BYŁY zaskórniki, to miałabym sposoby i to niejeden - chociaż raczej nic, co
mogłabym sprzedać na spontanie w kawiarni... ;) Ale w większości przypadków
pytanie to słyszę od kogoś, kto nie ma trądziku nawet w najlżejszej postaci.
Oczywiście, w dawnych czasach sama zadawałam to pytanie sobie czy doktorowi Google dziesiątki razy. Wiecie
dlaczego? Bo w lusterku do makijażu (często powiększającym!) najzwyklejsze pory
na nosie wyglądają jak bezdenne kratery. Ale uwierzcie mi, kiedy rozmawiacie z
człowiekiem w normalnej, zdrowej odległości, nikt ich nie widzi. Oczywiście
wyłączam z tej sytuacji osoby o wyjątkowo rozszerzonych porach (co jest typowe choćby dla
skóry tłustej [9]) i chorych dotkniętych trądzikiem, którzy zaskórniki jak
najbardziej mogą mieć i o czym postaram się opowiedzieć już za chwilę.
Ale dla osób bez trądziku
chciałabym tu od serca poradzić: nie daj sobie wmówić problemu, którego nie
masz.
Wystarczy, że już z cellulitu zrobiono straszną chorobę i defekt, bez
którego nie masz prawa pokazać się w bikini mimo, iż ma go (w niektórych
populacjach) do stu procent (!!!) kobiet.
A tu taki sobie zaskórniczek. |
Czym są zaburzenia rogowacenia naskórka
Ale zostawmy już „defekty”
kosmetyczne, a wróćmy do stanów chorobowych. Jak wspomniałam, jednym z
czynników predysponujących do powstania trądziku jest indywidualna skłonność do
wytwarzania łoju i rogowacenia ujść mieszków włosowych. O ile to pierwsze
wydaje się być przynajmniej w części przypadków uwarunkowane genetycznie [10], o
tyle przyczyny zaburzeń rogowacenia są słabo poznane.
Co ciekawe, nadmierne
wytwarzanie i gromadzenie się korneocytów w acroinfundibulum
jest pierwszym wykrywalnym objawem
trądziku: prowadzi ono bowiem do powstania widocznego pod mikroskopem
mikrozaskórnika (microcomedo). [11] Trzeba jednak podkreślić, że proces który do
tego prowadzi jest niejasny. Istnieje na przykład hipoteza, że to wzmożony przepływ łoju przez
mieszek włosowy rozpuszcza obecny w nim płaszcz lipidowy i obniża poziomy
cholesterolu, ceramidów i kwasu linolowego. To z kolei ma zaburzać proces
rogowacenia.
Innym pomysłem jest
model, w którym enzymy lityczne („rozbijające” substancje chemiczne jak lipidy
czy białka na mniejsze kawałki) przestają być wydzielane do przestrzeni
międzykomórkowej, więc nie mogą rozpuszczać „cementu”. [12]
Część badaczy sugerowała, że owo
wzmożone rogowacenie komórek mieszka
włosowego to efekt drażnienia jego ścian przez współdziałanie materiału
łojowego i bakterii mieszkowych [13]. W rezultacie miałoby dojść do zwężenia
ujścia mieszka, a zatem i utrudnienia/uniemożliwienia wydobywaniu się jego
zawartości na powierzchnię skóry. To z kolei miałoby prowadzić do powstania środowiska
beztlenowego, nagromadzenia łoju i namnożenia kolejnych bakterii.
Wszystkie one (a P. acnes najbardziej!) produkują enzymy mające rozkładać
składniki łoju do wolnych kwasów tłuszczowych, którymi bakterie te mogą się
pożywić. Sęk w tym, że te kwasy (WKT lub po angielsku – FFA) też dodatkowo
wykazują działanie drażniące i wzmagają rogowacenie przymieszkowe [14]... więc
nasze koło się zamyka.
***
Tu muszę napisać jedno: od mikrozaskórnika do widocznego na skórze wykwitu trądzikowego jest jeszcze daleka droga, a
ciężko opowiadać o niej bez konkretniejszej wiedzy na temat czwartego filara
tej choroby: stanu zapalnego. Dlatego do
tego tematu szczegółowo wrócimy jeszcze w przyszłości, a dziś postaram się
dokonać karkołomnego zadania i pokazać tutaj tę część układanki, o której można pogadać bez zagłębiania się w immunologię.
Jak z czopu lub włókna łojowego powstaje mikrozaskórnik?
Mogłoby się wydawać, że
jest to proste pytanie, a już na pewno nie powinnam zadawać go na blogu,
którego czyta tyle osób naprawdę żywo zainteresowanych tematem świadomej
pielęgnacji cery. A jednak wszędzie, nawet w najpoczytniejszych miejscach w sieci wciąż pokutuje mit trądziku jako efektu zapchania („zakorkowania”) porów łojem czy
komedogennymi kosmetykami.
Zacznę od tego, że tak na
sto procent to jeszcze nie wszystko wiadomo: nie wiemy na przykład dlaczego z
setek łojowych mieszków włosowych tylko niewielki odsetek ulega przemianie w
zaskórniki. Ale wiemy jak się
to nie dzieje.
Często proponowany nam
scenariusz jest taki: wszystko zaczyna się od zablokowania ujścia. Po jego
zablokowaniu, w mieszku zbiera się sebum i o, oto zaskórnik. W zaskórniku mnożą się bakterie, a jak bakterie to i ropa - o, oto pryszcz.
W rzeczywistości
jest dokładnie odwrotnie: ta dystalna część lejka (czyli nasze
acroinfundibulum) w ogóle nie bierze udziału w powstaniu zaskórnika. Gdyby w
tym rejonie zaczęło zachodzić nadmierne rogowacanie, ujście by się szybko
poszerzyło i pierwszą widoczną zmianą stałby się duży otwarty zaskórnik. Tymczasem w przypadku trądziku młodzieńczego w
ogóle nie obserwujemy takiej sekwencji zdarzeń. Owszem, możemy wywołać ją
sztucznie zapychając pory silnym środkiem komedogennym jak na przykład smoła, ale to tyle...
Tymczasem w trądziku
młodzieńczym to proksymalna („wewnętrzna”) część lejka bierze udział w
powstawaniu zaskórnika. Z tego powodu mieszek rozszerza się głęboko w skórze, a
jego ujście niespecjalnie się poszerza. Zamiast samego korka, cały kanał wypełnia się stłoczonymi
korneocytami. I wiecie co? Leczenie trądziku byłoby ZNACZNIE łatwiejsze, gdyby
model „korka” naprawdę funkcjonował. Niestety, tak nie jest, a stąd bardzo
ograniczona skuteczność peelingów (fizycznych i chemicznych) w trądziku. [15]
Mam trądzik i problemy z rogowaceniem. Jak sobie pomóc?
W poprzednich częściach
serii chyba trochę mniej skupiałam się na procesach zachodzących w skórze, a
dużo pisałam o moich patentach na wspomożenie leczenia. Bo oczywiście na trądzik
lekarz może przepisać nam doustny antybiotyk, ale i my możemy zastosować parę trików na walkę z bakteriami. Oczywiście łojotok jest raczej problemem
genetycznym i/lub hormonalnym, ale zanim doczekamy się na przykład wizyty u
endokrynologa, możemy spróbować ograniczyć łojotok przez dietę, zioła, czy
odpowiednią dla tłustej skóry pielęgnację.
Niestety, z rogowaceniem
jest znacznie ciężej i dlatego zdecydowałam się na tak rozbudowany wstęp
teoretyczny. Bo nie chcę Wam tylko napisać: regularne peelingi nie są w stanie
unicestwić zaburzeń rogowacenia. Chcę, żebyście zrozumiały dlaczego. I jeśli
zastanowimy się nad tym, że peelingi mają za zadanie wspomóc złuszczanie bardzo powierzchniowej warstwy naskórka, a infra-infundibulum jest głęboko w skórze
właściwej to... na pewno dotrze do nas, że jesteśmy tu właściwie bez szans.
Jeśli pomyślimy o tym, że
mikrozaskórniki nie są widoczne gołym okiem, to uświadomimy sobie też że manualne
usuwanie zaskórników ma bardzo wąskie zastosowanie – na pewno nie w
profilaktyce i nie w cięższych postaciach trądziku [16]. Już teraz obiecuję, że w tekście o stanie
zapalnym w trądziku powiem na temat mojego sceptycyzmu do ręcznego oczyszczania
więcej.
Retinoidy na trądzik zaskórnikowy?
Oczywiście, święty Graal
dermatologii – doustne retinoidy – tak zmieniają sposób rogowacenia skóry, że
często znikają lub znacznie redukowane są nawet niewynikające z trądziku włókna
łojowe, a co tu dopiero mówić o trądziku i wszystkich wykwitach z nim
związanych. Ale oczywiście leki te nie są dla każdego, więc opcjami alternatywnymi
są przede wszystkim retinoidy do stosowania miejscowego (opcja do rozważania w
trądziku o każdym stopniu nasilenia [17]) oraz w lżejszych jego postaciach kwas
salicylowy.
Jak stosować kwas salicylowy na zaskórniki?
Kwas salicylowy działanie
antybakteryjne i przeciwgrzybicze wykazuje in vitro już w stężeniu 0,5%, ale
jego skuteczność w przypadku trądziku bazuje jednak na jego właściwościach
komedolitycznych, które obserwuje się przy stężeniu 2-5%. Niewykluczone jest,
że ma też pewne właściwości przeciwzapalne.
W lekach bez recepty i kosmetykach
ciężko będzie znaleźć preparaty o stężeniu większym niż 2%, ale podejrzewa się,
że codzienna aplikacja prowadzi do jego powolnego gromadzenia się, co miałoby
zwiększać skuteczność danego preparatu. Dlatego spokojnie można zacząć od sumiennego
używania produktu o mniejszym stężeniu, pomału zmierzając ku stężeniom wyższym
– także w postaci leków na receptę, w tym robionych. [18]
Kosmetyki z kwasem salicylowym
Przypominam, że świetny
moim zdaniem przegląd kosmetyków z kwasem salicylowym zrobiłam dla Was przy
okazji innego tekstu z serii trądzikowej: Przyczyny trądziku: łojotok, cz. II. Leczenie dietą, najlepsze kosmetyki, pielęgnacyjne triki.
***
Hej! Dzięki, że dotrwałaś aż tutaj! Jeśli tekst się spodobał, będę BARDZO wdzięczna za lajka albo udostępnienie na fejsie:
na pewno widzisz, że się nad nim napracowałam i po prostu marzę o tym, by jak najwięcej osób zobaczyło tego efekty.
Z góry dziękuję!
Ania
[2] Kligman A. M., Plewig G.: Acne and Rosacea. Springer 2010, s. 30.
[3] Tamże, s. 31.
[4] Tamże.
[5] Tamże, s. 42.
[6] Tamże, s. 72.
[7] Tamże, s. 103.
[8] Braun-Falco O. et al.: Dermatologia. Czelej, 2009. s. 995.
[9] Kligman A. M., op cit., s. 32.
[10] Jabłońska S., op cit., s. 440.
[11] Braun-Falco O., op. cit., s. 994.
[12] Kligman A. M., op cit., s. 103.
[13] Miklaszewska Mieczysława et al.: Dermatologia Pediatryczna, t. II. Volumed 2000; s. 114.
[14] Tamże, s. 115.
[15] Kligman A. M., op cit., s. 104.
[16] Tamże, s. 146.
[17] Abeck D., Burgdorf W., Cremer H.: Common Skin
Diseases in Children. Springer 2003, s. 4.
Szkoda, że kiedyś takiego tekstu nie było jak borykałam się z ogromnym trądzikiem i nie tylko na twarzy, ale i dekolcie, ramionach i plecach. Wspaniała robota!
OdpowiedzUsuńAniu świetny konkretny pomimo, że obszerny tekst! Lepiej tego ująć nie mogłaś. I podoba mi się to,że nazywasz rzeczy po imieniu, wiele osób doszukuje się u siebie problemu, który nie istnieje, każdy ma te pory, kropki na nosie,ale nie każdy ma zanieczyszczone. No dobra, panie po photoshopie nie mają :P
OdpowiedzUsuńJak zawsze przydatny wpis, Aniu! Koniecznie muszę do niego wrócić w wolnej chwili i zapoznać się na spokojnie i dokładnie, bo luźna niedziela nie sprzyja mi skupieniu na trudnych tematach :)))
OdpowiedzUsuńMasz ogromną wiedzę, którą potrafisz przekazać w przystępny sposób, dlatego lubię czytać Twojego bloga, na którym są recenzje nie typu "produkt jest fajny bo fajnie mi się go używa i ładnie pachnie", tylko są to recenzje merytoryczne. To tak nawiasem, bo akurat wpis dotyczy czego innego :)
OdpowiedzUsuńŚwietny wpis, podziwiam Twój zasób wiedzy i to jak świetnie potrafisz wszystko przekazać! Szacun :)
OdpowiedzUsuńDzięki za miłe słowa, Dziewczyny <3
OdpowiedzUsuńNo z tym korkiem to mnie zaskoczyłaś :) dobrze że jest ktoś w internecie kto podjął sie karkołomnego wyprostowania sprawy:)
OdpowiedzUsuń