Dobrej jakości buty to
rzecz, w którą warto zainwestować – to hasło, z którym zgadza się chyba każdy,
kto dobrej jakości obuwie nosi. Zacznijmy od kwestii zdrowotnej: dobrze zaprojektowany
but o odpowiedniej wysokości obcasa, sztywniejszej cholewce czy innych walorach
konstrukcyjnych potrafi poprawić nam dzień jak mało co! Ten, komu zdarzyło się
spędzić cały dzień na nogach w niewygodnym obuwiu wie co mam na myśli. I nie
chodzi mi tylko o niebotycznie wysokie obcasy! Płaskie jak naleśnik trampki czy
baleriny o podeszwie tak cienkiej, że czujemy przez nią każdą nierówność
chodnika też potrafią dać nieźle w kość. Nie zapominajmy też o odpowiednio
wyprofilowanym wnętrzu buta. Na dobrej konstrukcji obuwia zyskują nie tylko
nasze stopy same w sobie, ale i kręgosłup. Szczerze mówiąc dla mnie samo
zdrowie i wygoda to kwestie wystarczająco ważne, by trzymać się butów wyższej
jakości.
Buty a środowisko
Ale to przecież nie
koniec. Pomówmy o względach środowiskowych. Jak wiadomo, tanie czy kiepskiej
jakości buty (bo to przecież nie to samo!) często niszczą się, potrafią
rozlecieć się czasem po jednym sezonie intensywniejszego noszenia. Oczywiście,
zwłaszcza w przypadku najtańszych modeli (jak na przykład trampki) można by
przyjąć zasadę kupowania nowych co sezon. Niestety, jest to straszne
marnotrawstwo... Wyprodukowanie nawet taniej pary butów to obciążenie dla
środowiska, a jeśli zostaną one zrobione za granicą (choćby w Chinach,
Bangladeszu czy innych krajach tego rodzaju) to gwoździem do trumny staje się
transport towaru do Europy, z czym wiąże się ogromny ślad węglowy. O etycznej
stronie kupowania w takich krajach pisałam już wcześniej, więc teraz tylko o
tym aspekcie przypomnę. A na dobitkę zwróćmy uwagę na zakupy internetowe, które
znowuż wiążą się z pakowaniem produktu najczęściej w plastikowy worek firmy
kurierskiej oraz kolejnym etapem transportu.
Jak dobrze, że jest skóra ekologiczna...?
Osobną kwestią pozostaje
surowiec z którego nasze buty zostaną wykonane. Najpierw rozprawmy się z
najoczywistszym mitem: tak zwana skóra ekologiczna (czyli skaj) nie ma z
ekologią nic wspólnego. Ze skórą zresztą też nie (może poza wyglądem, ale i to
wrażenie kończy się najczęściej po kilku założeniach danej pary). Jednak
surowiec ten to najzwyklejszy syntetyk, czyli coś, co będzie rozkładało się
przez setki lat. Oczywiście, skaj skajowi nierówny. Buty z niego wykonane
wychodzą czasem od bardzo uznanych marek i chociaż nigdy sobie takich nie
sprawiłam, to ogólna opinia jest taka, że tego typu buty potrafią czasem trochę wytrzymać.
Oczywiście im gorszej jakości będzie sztuczna skóra użyta do ich wykonania tym
mniejsze szanse, że przetrwają choćby rok częstszego noszenia. Przy czym warto
podkreślić: drogie, porządne buty ze skóry syntetycznej, które wytrzymają te
pięć lat DALEJ stanowią problem w postaci niesłychanie powolnego rozkładu.
Butami z tworzywa
sztucznego są też wszelkie gumiaki (od pospolitych kaloszy, przez Crocsy po
słynne meliski) czy znaczna część obuwia sportowego, zwłaszcza
specjalistycznego i pokrytego różnego rodzaju membranami i tak dalej. Nie mam
pojęcia jak jest z melissami, ale kalosze są dla mnie butami niezniszczalnymi
i, co ważniejsze, nie do zastąpienia żadnym innym typem nie-sztucznego buta.
Więc te dwie kategorie osobiście rozpatruję osobno i nie unikam ich.
Sympatyczną alternatywą
są buty z tkaniny: espadryle, trampki... W przypadku tych ostatnich podeszwy są
oczywiście sztuczne, ale obuwia bez takowych ogólnie raczej łatwo nie znajdziemy.
Oczywiste jest też, że w naszej strefie klimatycznej nie można się na butach z
tkaniny oprzeć do końca. Warto tu jednak zastosować tę samą logikę, którą
opisałam wyżej:
- zwracać uwagę na to, by
buty były z naturalnej tkaniny (a nie na przykład poliestrowej),
- wybierać buty lepszej
jakości, które będziemy wymieniać rzadziej i przez to produkować mniej odpadów,
- w miarę możliwości
trzymać się marek, które nie produkują swoich wyrobów w sweat shopach.
Przedostatnią opcją są
buty skórzane. Skóra licowa, lakierowana, welur, nubuk, zamsz... jest tego od
groma, więc w zasadzie każdy może znaleźć coś dla siebie. Skóra jest
wytrzymała, pozwala stopie „oddychać”, po wyrzuceniu butów znaczna ich część po
prostu rozłoży się. W czym więc tkwi problem? W kwestiach etycznych,
oczywiście. Ja osobiście nie mam nic przeciwko skórze naturalnej, co nie
znaczy, że nie skusiłyby mnie jej zamienniki opisane poniżej.
Niesyntetyczne alternatywy dla skóry
XXI wiek jest tak super,
że pojawiają się na rynku buty nie ze skóry, nie z tkaniny, a jednak
biodegradowalne. A robi się je... z ananasa. Albo grzybów czy nawet jabłek. Ja
liznę tylko temat, a bardziej zainteresowanym polecam grupę „Wegańskie obuwie iakcesoria / Buty”
Zacznę od najbardziej
uznanego wynalazku, czy Piñatexu. To „(...) materiał powstały z włókien liści
ananasa. Jego produkcja nie wiąże się z eksploatacją środowiska, ponieważ
pozyskiwany jest z istniejących już upraw ananasów. Do niedawna ich liście były
odpadem produkcyjnym, ale niedawno wynaleziona technologia pozwoliła
wykorzystać wspaniałe zalety włókien i przetworzyć je w oddychający, mocno
odporny na wodę, wytrzymały materiał o bardzo oryginalnym wyglądzie. Przy
okazji powstania tej technologii utworzono wiele nowych miejsc pracy!” (źródło)
źródło |
Absolutnie przecudne są
też moim zdaniem buty z korka, spójrzcie tylko na te oksfordy! No marzenie. Na
razie nie do zrealizowania (539 zł...), ale w przyszłości? A propos
przyszłości, po ananasie (dość już rozpowszechnionym) przychodzi czas na skórę
grzybową. Akcesoria takie jak buty czy torebki wykonane w tej technologii chyba
jeszcze nigdzie (?) nie są dostępne od ręki, ale w ramach startupu można
składać już pierwsze zamówienia na przykład na taką oto torbę (klik!). Szczerze mówiąc, faktura tego rodzaju „skóry”
wygląda moim zdaniem OBŁĘDNIE, jeszcze lepiej niż korek. Cena też jest „jeszcze
lepsza” (150 dolarów za kosmetyczkę/piórnik/kopertówkę, 500 dolarów za wielką
torbę typu shopper), ale przecież jeszcze do niedawna takie były ceny za wyroby
z Piñatexu. Oczywiście dalej są one wysokie, ale są już na etapie
porównywalności z takimi markami jak na przykład Ecco, zobaczcie:
Po prawej skórzane Ecco za 599 zł, po lewej ananasowe Nae za 429 zł. |
Nowością jeszcze chyba
większą niż skóra grzybowa jest skóra z jabłczanych obierek. Na razie ceny są
trochę kosmiczne (328-348 dolarów za parę butów na obcasie z biżuteryjnym
dodatkiem), ale ponownie: bardzo wierzę w to, że popyt na alternatywy dla skóry
zwierzęcej doprowadzi do spadku cen takich wyrobów.
Z tego co wiem, opcją
jest też zakup tego rodzaju surowca i zrobienie butów na zamówienie u
kaletnika.
Podsumujmy temat: jak kupować buty?
Odpowiedź na to pytanie
oczywiście zależy od tego czym się kierujemy, co jest dla nas ważne, jakie mamy
budżety, styl życia i tak dalej. Jedna z moich przyjaciółek powiedziała mi
kiedyś, że ma tak zwaną „ciężką stopę” i że buty rozwalają jej się po sezonie
niezależnie od tego jak drogie i porządne by nie były. Parę podobnych
komentarzy znalazłam we wspomnianej wcześniej grupie:
No i myślę sobie, że
chyba nikt nie będzie krytykował tych osób, że wolą celować w buty tańsze,
nawet syntetyczne, skoro i tak prędzej niż później zostaną zajechane i trzeba
będzie kupić kolejne. Wiosną, latem można chodzić w trampkach z tkaniny, ale
chyba nikt nie skaże ich na takie ekscesy zimą.
Czym innym będzie się też
kierowała wegetarianka czy weganka, a czym innym zwolenniczka slow fashion:
czyli w moim rozumieniu mody z naciskiem i na etykę, i na środowisko.
Dla mnie opcją domyślną
bez dwóch zdań pozostają buty ze skóry zwierzęcej oraz tkanin. Tak się składa,
że akurat odczuwam brak paru modeli butów w mojej szafie i nie licząc espadryli
czy trampek właśnie, zamierzam trzymać się mojej ukochanej czarnej skóry
licowej. Liczę na to, że tak uzupełniona kolekcja będzie mi służyła wiernie co
najmniej przez kilka lat... a wówczas, gdy ta czy inna para odejdzie na
zasłużoną emeryturę, chciałabym docelowo wymienić ją już na obuwie z ananasa,
grzybów, jabłek czy czegokolwiek co będzie wówczas w moim zasięgu.
Póki co drugą
najważniejszą braną przeze mnie pod uwagę rzeczą będzie szeroko rozumiana
jakość obuwia. Bo przecież skóra (albo wysoka cena) nie jest równoznaczna z jakością wykonania! Na
pewno z nią koreluje, ale są od tej reguły wyjątki i to liczne. Świetny film w
tym temacie znajdziecie poniżej, ale prawda jest taka że najwięcej wiedzy
zdobywa się jednak z doświadczeniem. U mnie nawet bardzo tanie skórzane buty
(na przykład linia Lasocki dla CCC) zdają egzamin, ale wiem że nie u każdego
tak będzie.
Równie ważne jest dla
mnie dbanie o te buty, które posiadam. Dziś na Stories pokazałam Wam rząd
oczyszczonych, zaimpregnowanych, wypastowanych i wypolerowanych butów gotowych
na powoli rozpoczynający się sezon jesienno-zimowy. Buty, o które się dba
starczają na dłużej, a więc dłużej nie potrzebujemy kupować nowych par. Obuwie
to też doskonały przykład produktu, który opłaca się naprawiać! Mam ulubiony
zakład szewski w Gdańsku (w Gdyni chyba ani razu nie musiałam korzystać z
takich usług) i wierzcie mi, osoby tam pracujące potrafią działać cuda. Jeśli
pamiętacie mój poprzedni tekst to na pewno skojarzy się Wam, że wobec tego
obuwie są polem, gdzie możemy bardzo wykazać się w ramach „Reuse”: właśnie
przez dbałość i naprawy. Doskonale wpisałoby się tutaj także kupowanie butów z
drugiej ręki, bo w lumpeksach stosunkowo często zdarzają się pary nienoszone
czy wręcz z metkami! Używane odradzam, bo pomijając kwestie higieniczne urobione
przez kogoś wnętrze buta może spowodować i u nas wykoślawienie stopy czy wady
postawy.
Ostatnią kwestią do
poruszenia są też problemy moralne. W Polsce mamy to szczęście, że dużo jest u nas
polskich marek obuwia skórzanego co zdecydowanie zwiększa szansę trafienia na
model, który nie był „Made in China”. Zresztą wspieranie lokalnego przemysłu to
tylko kolejna rzecz którą warto rozważyć przed zakupem. Nie licząc dużych marek
(jak Ryłko czy Wojas) warto pamiętać też o tych mniejszych jak Miummash,
Balagan i wiele, wiele innych.
Moja kolekcja butów!
Żeby ten wpis nie był
taki poważny (zwłaszcza, że poprzedni był w podobnym tonie) pomyślałam, że
pokażę Wam po prostu te buty które mam i te, które mi się marzą. Uprzedzam, że
żadnych ciekawych, nietypowych modeli u mnie nie uświadczycie, bo lubię proste
buty. Po pierwsze takie mi się po prostu podobają, a po drugie im są prostsze
tym do większej ilości zestawów pasują i sumarycznie można mieć ich po prostu
mniej. A ja zwykle wolę mniej ;)
Jak widać, kocham czarną
skórę! Tę kolekcję pokazywałam Wam dzisiaj także na Stories i tam butów jest
więcej, bo najpierw wszystkie odświeżyłam, a potem podjęłam decyzję o pozbyciu
się niektórych par. Prawda jest taka, że przykładowo moje kiedyś ukochane glany
zachowałam głównie z sentymentu, bo nie miałam ich na nogach chyba od połowy
studiów.
Co zostało? Moje jedyne
sandały (Lasocki via CCC), które kocham za połączenie brązu z czernią: są
dzięki temu tak uniwersalne, że jak kiedyś się rozpadną to będę szukała jak
najbardziej podobnych. Mam je z trzy lata i nic im nie jest póki co.
Czarne baleriny marki
Flexx. Ta marka słynie z tego, że robią najwygodniejsze płaskie buty (baletki,
mokasyny itp.) i rzeczywiście, nigdy nie miałam nic równie wygodnego, a
przerobiłam w życiu mnóstwo balerinek. Te są na dosyć grubej podeszwie ze
świetną amortyzacją pod piętą. Mam je dwa lata, stan idealny.
Zamszowe czółenka z
odkrytym palcem. Jedna z najgłupszych decyzji zakupowych w moim życiu! Przed
studniówką postanowiłam zainwestować w porządne, wygodne, skórzane buty na
obcasie, żeby mieć coś uniwersalnego na większe wyjścia. No i mądra Ania
wybrała model peep toe i to z zamszu... Nie wiem, miałam chyba jakieś zaćmienie
mózgu. To moje jedyne czółenka, więc jak już nie da się inaczej to czasem je
włożę, ale przecież na konferencji czy w kościele kiepsko się w czymś takim
pokazać i zawsze stoję wtedy przed dylematem, a potem najczęściej wzuwam
baleriny. W sumie to powinnam kupić jakieś klasyczne buty na obcasie, ale
wiedząc że będę nosić je góra raz-dwa razy w roku tak mi się nie chce...
Czarne mokasyny (Lasocki,
CCC) to mój najnowszy nabytek: jakoś z miesiąc temu złapałam je na -40% i jak
na skórzane buty, zapłaciłam za nie grosze. Mokasyny długo były modelem,
którego fenomenu kompletnie nie mogłam zrozumieć, ale w końcu bardzo takowych
zapragnęłam i oto mam! Ale nie zdążyłam ich za wiele ponosić zanim się ochłodziło.
Z pepegami koło nich
wyszło dosyć śmiesznie. W tym roku pierwszy raz wybrałam się na Open’er
Festival. Do tej pory chyba jakoś pechowo często wypadał on w okresie totalnych
ulew i do ostatniej chwili nastawiałam się, że cały festiwal spędzę w
kaloszach. Tymczasem było nad podziw ciepło i sucho, więc w ostatniej chwili,
dosłownie kilka godzin przed pierwszym koncertem festiwalu, popędziłam do
chińskiego sklepu żeby kupić jakieś buty, które po ewentualnym zadeptaniu po
prostu wyrzucę. O dziwo wytrzymały, a ja dalej w nich pomykam. To moje jedyne
nieskórzane buty (nie licząc sportowych) i nie mam złudzeń, że przy cenie 20 zł
wytrzymają długo, ale na pewno będę później szukać podobnych w wersji
skórzanej.
Obok nich stoją moje
przedwieczne botki – mam je pięć lat i poza tym, że cholewka się pofałdowała,
są w stanie doskonałym. Nie licząc czółenek są to moje jedyne buty na
konkretnym obcasie i są tak nieprawdopodobnie wygodne, że kompletnie tego nie
czuć, mogłabym w nich śmigać codziennie. Na kartonie stoi „Loretta Vitale”: mi
to nic nie mówi, a kupiłam je w nieistniejącym już butiku z włoskimi butami w
moim rodzinnym miasteczku. Dzisiaj wiem, że przed deformacją cholewki
uratowałyby je odpowiednie prawidła i przed zakupem następnych botków (mam
nadzieję, że nieprędko) na pewno sobie takie sprawię.
Przedostatnie buty to
takie nietypowe trzewiki-workery. Nietypowe dlatego, że są to buty do jazdy
konnej, które wpadły mi w oko w Decathlonie! Jest to dokładnie TEN model i są
super wygodne, dobrze się po nich chodzi nawet zimą. Są jednak mniej smukłe niż
by się wydawało, do niektórych spodni prezentują mi się trochę męsko. Dlatego
zamierzam je zastąpić czymś zgrabniejszym, a te zostawić na spacery z psem i
tak dalej.
I na koniec kalosze!
Czarne sztyblety za jakieś 15 zł, kupione w Auchan czy innym Carrefourze. Jeśli
wstaję rano i widzę, że pada, to nie chcąc narażać skórzanych butów na
przemoczenie i zniszczenie wciągam najzwyklejsze kaloszki. Wygoda niesamowita.
Żeby nie było, zdarza mi
się czasem nosić buty w innym kolorze niż czarnym: a konkretnie brązowe i żadne
inne. Chociaż będę szczera: dwie z tych par kupiłam z pięć lat temu i obecnie
prawie ich nie noszę: chodzi o trzewiki HD na prawo i jazzówki Bata w samym środku. Nie wiem czemu, jakoś zapomniałam o nich.
Te sfatygowane i, co tu
dużo mówić, nieładne sandały NIK po lewej to z kolei takie moje sandały
ratunkowe, które noszę wyłącznie na bardzo długie piesze wycieczki. Te
wyglądają kiepsko, ale ogólnie nubukowe sandały NIK z ich bosko wyprofilowaną podeszwą
to jest naprawdę wygryw. Marzę, żeby te się już rozsypały, żeby móc sobie kupić
nowe tej samej marki! Cholery mają z siedem lat i poza wyglądem nic im nie
doskwiera :/
Te balerinki z
kontrastowym czubkiem dostałam w prezencie bodajże na wiosnę. Nie wiem jak to
wyszło, że ani razu ich nie założyłam: mam wrażenie, że najpierw ciągle padało,
a potem BUM, przyszła letnia fala upałów. Tak więc zakonserwowałam je na zimę i
jeśli potem do lata nie zacznę ich nosić, to je po prostu oddam albo sprzedam. Wizualnie
mi się na pewno podobają, jakości po Wojasie też spodziewam się porządnej.
Jedyne nie-czarne buty
jakie kupiłam w ciągu ostatnich pięciu lat i jakie dalej noszę to mokasyny
Escott. W przeciwieństwie do tych czarnych od Lasockiego (nowoczesnych i
eleganckich), te są mocno babcine. Ja to w nich uwielbiam, ale na przykład moi
rodzice dostają białej gorączki na ich widok! Więc do domu nigdy w nich nie
jeżdżę; jak widać mam dużo innych par do wyboru...
Więcej butów nie mam. To
znaczy mam sportowe, służbowe czy kapcie, ale nie widzę sensu pokazywania ich w
tym wpisie. Natomiast parę modeli, które pasują do mnie i które z czasem chciałabym nabyć to na pewno kilka kolejnych par butów z czarnej skóry (przede wszystkim oksfordki, sztyblety, pantofle hrabiego :D, a z czasem nowe botki i baletki od Miummash), granatowe espadryle i trampki: może dla odmiany jakieś jasne? Ten temat będę musiała przemyśleć ;)
Jeny, chcę kiedyś jakieś buty z tych nowych eko bio organic materiałów! Na razie cena jest strasznie wysoka, ale mam nadzieję, że kiedyś te produkty będą bardziej popularne i tanie.
OdpowiedzUsuńNajbardziej lubię:
szpilki taneczne Akces - obłędnie wygodne, a do tego bardzo ładne. Mam dwie pary, obie z zakrytymi palcami i paseczkami do zapięcia. Srebrne (ślubne) już podniszczone niestety, ale czarne wciąż się trzymają i regularnie je noszę.
czarne botki Badura - płakałam jak płaciłam, ale są tak obłędnie cudownie piękne i wygodne i w ogóle, że teraz żałuję, że nie kupiłam drugiej pary na zapas ♥
buty trekkingowe Salomon - mam dwie pary, jedne w góry i jedne do chodzenia na co dzień. Te codzienne wyglądają już na znoszone, ale kurczę, wciąż się świetnie trzymają, a to już parę lat noszenia dzień w dzień przez cały rok!
Powinnam kupić: nowe sandały na lato, takie pół sportowe (w poprzednich już mam dziurę w podeszwie, ale mam je chyba z 6 lat!) i może nowe Salomony na co dzień. I myślę też nad botkami lub kozakami na słupku, od paru lat szukam idealnych i coś znaleść nie mogę, a poprzednie dorobiły sie dziury parę lat temu.
Generalnie z butami jak z ciuchami - jak już coś kupię i mam, to zazwyczaj tak mi się podoba, że mogłabym mieć to lata i marzy mi sie, żeby się nigdy nie zużyło. Dlatego raczej wyszukuję takich nawet drożsych, ale porządnych, trwałych.
Właśnie jakbym miała kupować prawdziwie eleganckie czółenka (z zakrytymi palcami przede wszystkim) to mogłabym rozważyć buty do tańca za względu na wygodę, ale jednak są one bardzo ozdobne i ciężko mi wypatrzeć na stronie Akcesu coś dla mnie ;<
UsuńJakby miały wrócić do Polski prawdziwe zimy* (oby nie) to też będę musiała sprawić sobie jakieś buty trekkingowe, bo dużo chodzę piechotą. Ale w Salomonach niezbyt podoba mi się to, że w zasadzie wszystkie modele poza jednym wyglądają na takie bardzo, bardzo sportowe. A takie Timberlandy z moimi ubraniami gryzłyby się o wiele mniej, zresztą to marka z ciekawą filozofię (podeszwy robią ze starych opon, jak korzystają z bawełny to z organicznej, za każdą parę sprzedanych butów sadzą drzewo...) - to coś w sam raz dla takiego oszołoma jak ja ;D
* Pamiętam, że na pierwszych latach studiów glany były czasem jedynym powodem dla którego udało mi się dotrzeć na uczelnię na czas nawet mimo stojących tramwajów itd., potrafiłam zapierdzielać w nich z naprawdę sporą prędkością nawet w grubych warstwach śniegu! Ale teraz się ich pozbędę, dlatego gdyby przyszły zaspy to bez treków się pewnie nie obejdzie.
Aniu z tego co pamiętam to mamy ten sam rozmiar buta, jakbyś nie miała komu oddać swoich zbędnych par to ja jestem chętna :)
UsuńDla mnie treki to buty na cały rok i każdą pogodę - przy czym przede wszystkim na jesienne deszcze i własnie taką pluchowatą, bo są do pewnego stopnia wodoodporne, a dają jako tako skórze oddychać. Ale zgadzam się, większość nie wygląda zbyt wyjściowo (co mi do jeansów nigdy nie przeszkadzało). Myślę o zakupie Timberlandów kiedyś, chyba nawet mam jakieś na wishliście, ale to ma u mnie tak niski priorytet, że nie sądzę, żeby się w ciągu najbliższych paru lat zdecydowała. Ale kiedyś może :)
UsuńJestem wybredna co do butów, noszę je długo, ale muszą być mega wygodne i ze skóry. Jestem za biedna żeby wydawać na byle co, dlatego raz na jakiś czas robię ruinę w portfelu, czego nigdy nie żałuję :)
OdpowiedzUsuńO właśnie, dobrze powiedziane - jestem za biedna żeby kupować tanie buty ;))) To znaczy jak komuś się tanie sprawdzają to ZAZDROSZCZĘ. Ale nie ma mnie w tym gronie szczęśliwców ;)
UsuńBardzo fajny post. Dziekuje.
OdpowiedzUsuńCzy mozna poprosic o wpis na konkretny temat? Zatastanawiam sie nad parasolowymi filtrami chemicznymi, ktore ostatnio zostaly zabronione w kilku krajach (np Tajlandii https://edition.cnn.com/travel/article/palau-sunscreen-ban-environment-intl/index.html). Co o tym sadzisz i jaka polecasz alternatywe (jesli filtry fizyczne, to jakie)?
Serdecznie pozdrawiam
Hej! Na temat tych składników pisałam już kiedyś na fanpage'u, polecam śledzić Kosmeologikę na Facebooku żeby być na bieżąco z takimi newsami! :)))
UsuńNa szczęście problem dotyczy "tylko" dwóch składników, a po przeczytaniu wtedy tych doniesień sprawdziłam i okazało się, że nie mam bodajże ani jednego kosmetyku z Oxybenzone czy Octinoxate. Także ja zostałam po prostu przy swoich kremach i ewentualnie testując inne produkty będę pamiętać o sprawdzeniu składu pod kątem jednego dodatkowego kryterium.
Ciężko będzie podpowiedzieć mi coś z filtrami fizycznymi, bo przetestowałam ich tylko kilka i wszystkie były beznadziejne, więc dałam sobie spokój. Ale jeśli szukasz opinii na ich temat to polecam blogi o naturalnej pielęgnacji, bo te dziewczyny często całkowicie przekreślają filtry chemiczne i siłą rzeczy testują wyłącznie fizyczne :)
Od siebie mogę polecić jeszcze ten wpis: https://www.kosmeologika.pl/2017/09/co-zamiast-filtra-ochrona-przed-uv-bez.html
Ja mam trzy typy butów - skórzane: czółenka, zakryte sandały, kozaki, botki i półbuty; sportowe z tych cienkich membran, nie są pewnie ekologiczne, ale przewiewne i fajne na wiosnę i lato oraz trekkingi wodoodporne, których używam podczas deszczowej pogody. Kaloszy nie mam, bo u mnie tę funkcję pełnią trekkingi, w których super się chodzi :). Dbam o buty i one rzadko mi się niszczą.
OdpowiedzUsuńNo to mamy bardzo podobne podejście :)
UsuńButy jeździeckie to dobra rzecz :) mam kalosze jeździeckie z Decathlona i sztyblety marki Pascuello (na zamówienie, allegro u szewca).
OdpowiedzUsuńDokładnie! Gdybym miała kupować wysokie kalosze to jeździeckie z Decathlona >>> Huntery i inne modele. Ale mi się wysokie buty podobają właściwie tylko do kiecek, a praktycznie nigdy ich nie noszę, więc zostałam przy sztybletach :)
UsuńJa mam 11 par butów, prawie wszystkie pokazywałam na blogu, ewentualnie nastąpiła jakaś roszada, jedne do kosza/na sprzedaż jedne nowe:)
OdpowiedzUsuńMam podobne dylematy co Ty, jeżeli chodzi o skórę, że jednak te zwierzęta na tym cierpią, ale na razie nie znam wygodniejszego i trwalszego obuwia, dopasowanego do moich potrzeb. Kusi mnie spróbować butów z ananasa, ale za drogie jak na mój obecny budżet, może jak tworzywo stanie się bardziej popularne? Bo na dodatek nie mam gwarancji, że będą się na stopie zachowywać tak jak tego oczekuję. Marzą mi się lakierowane mokasyny np. w kolorze granatu, albo szare szpilki, ale na obcasach chodzę tak rzadko, że żal kupować kolejną parę. Ogólnie kieruję się zdrowym rozsądkiem/minimalizmem, że im mniej tym lepiej, również dla środowiska :)
Bogusia (z piekno i minimalizm), niestety nie mam się jak zalogować, bo korzystam z nie swojego komputera
Tak, kwestia trwałości tych alternatyw dla skóry to też ważny temat: nie znam osobiście nikogo, kto miałby powiedzmy pepegi z Pinatexu i to na dodatek od kilku lat, żeby można było zobaczyć w jakim są stanie. Może ja będę pierwsza ;P
UsuńMi się wydaje, że mam mało butów, ale jak zsumuję, to się trochę zbierze :P A bo jedne klapki, jedne sandałki, jedne balerinki, jedne na obcasie, botki eleganckie, botki workery, kozaki, śniegowce, buty trekkingowe, trampki (tu kilka par, ale wszystkie niskobudżetowe), sportowe bardziej na siłownię (te niebieskie, pewnie pamiętasz), sportowe z grubą podeszwą bardziej do lasu... Zbierze się kilkanaście par, a niby nie mam garderoby ze szpilkami ze wszystkimi kolorami tęczy :P
OdpowiedzUsuńNo właśnie, nawet jak się trzyma jednego koloru to żeby mieć obuwie na każdą pogodę, na każdą okazję i do każdego ubioru to trochę się tego zbierze ;) Właśnie dlatego tak wygodnie było mi to uprościć (kiedyś dążyłam do tego żeby mieć wszystkiego po dwie sztuki, w wersji czarnej i brązowej).
UsuńTo jest niezwykle ważny temat, serio mi teraz zadałaś zagwostke i mimo, iż zazwyczaj staram się wybierać mądzre buty, wybierac te na lata albo z eko materiałów to teraz pora przyjrzeć się jeszcze bardziej szafie :)
OdpowiedzUsuńZawsze cieszę się jeśli zainteresuję tematem także te osoby, którym nie do tej pory nie leżał on na wątrobie ;D
UsuńU mnie od kilku slow fashion lat sprawa jest prosta, but = skóra. Bardzo ważna jest dla mnie jakość wykonania. Razem z M mamy świra na punkcie butów (tak, to my mamy co tydzień sesje czyszczenia obuwia :P). To przyszło z czasem, bo zawsze szanowaliśmy ubrania i buty, a teraz droższe i lubiane obuwie szanujemy jeszcze mocniej. Pamiętam swoją pierwszą parę skórzanych laskocki (mam do dzisiaj ze sentymentu). Już nigdy więcej nie wsadziłam stopy do jakiś sztucznych butków niewiadomego pochodzenia. Moja stopa aż się krzywi ;P No i tak, botków mam dwie pary, brązowe sztyblety i nowość w tym roku, czyli czarne borki na wysokim słupku (100% do bycia seksi ;p ). Oczywiście skórzane oficerki / kozaki. Mam też ciężkie, skórzane botki motocyklowe (kiedyś były modne) i nawet adidasy/sneakersy mam skórzane ;) Mam jedne baleriny i w sandałki wszystkie skórzane ;p i do tego w tym roku kupiłam Birkenstocki i to moja miłość w lata. Marki, które najbardziej lubię, to ECCO, Lasocki, Deichmann (ale ta ich droższa podmarka), Geox. Mało polskich marek, bo często buty kupuję tu w AT lub w Niemczech. Nie wiem czemu ;) Mam ogólnie mało butów i dobrze mi w tym ;)
OdpowiedzUsuńJa miałam raz skórzane baleriny z Deichmanna (z 5th Avenue - nie wiem czy to ta marka o której mówisz?) i były beznadziejne, skóra podziurawiła się w kilku miejscach na palcach i na piętach. Prawda, same baleriny były z tych "wiotkich" niż z masywniejszych, ale też nie chodziłam w nich po górach... Więc trochę się zraziłam. Do tej pory trzymałam się głównie Lasockiego, Ryłko i Wojasa, ale Ecco marzą mi się ogromnie! Podobno wygoda nie do opisania.
UsuńNiestety jestem z tych, którzy niszczą buty zanim skończy się sezon, zawsze ścieram tyły, głównie przez to, że bardzo szybko chodzę i robię duże kroki, przez co "ciągnę" całe ciało piętą do przodu :)
OdpowiedzUsuńPS. Super artykuł!
Pozdrawiam,
Daria
Moja strona www
Dzięki za komentarz, ale następnym razem bardzo proszę nie linkować do siebie - w razie czego na pewno dam radę Cię znaleźć i bez tego :)
UsuńHej Aniu! mam pytanie niezwiązane z treścią posta, czy mogłabyś ocenić skład tego kremu nawilżającego? Będę bardzo, baardzo wdzięczna ;)
OdpowiedzUsuńAqua, Olus Oil, Isopropyl Palmitate, Cetearyl Glucoside, Cetearyl Alcohol, Gluconolactone, Persea Gratissima Oil, Isopropyl Myristate, Hydroxyethyl Acrylate/ Sodium Acryloyldimethyl Taurate Copolymer, Sodium Benzoate, Parfum, Isohexadecane, Acacia Senegal Gum, Lecithin, Xanthan Gum, Simmondsia Chinensis Oil, Maris Sal, Sodium Hydroxide, Polysorbate 60, Rosmarinus Officinalis Leaf Oil, Thymus Vulgaris Oil, Vaccinium Myrtillus Fruit Extract, Maltodextrin, Aloe Barbadensis, Saccharum Officinarum Extract, Benzyl Alcohol, Dehydroacetic Acid, Tocopherol, Citrus Aurantium Dulcis Fruit Extract, Citrus Limon Fruit Extract, Citrus Aurantium Dulcis Oil, Acer Saccharum Extract, D-Limonene, Citronellol, Linalool, Coumarin, Hydroxycitronellal, Alpha-Isomethyl Ionone, Benzyl Salicylate, Amyl Cinnamal.
Jeśli oczekujesz od niego tylko nawilżenia to ewentualnie może być, ale uważałabym na jedno: tak naprawdę pierwszy prawdziwy nawilżacz w tym kremie to aloes, który jest daleko w składzie, dawno po kompozycji zapachowej itd. Przed nim są głównie emolienty, kwas PHA, różne dodatki (zagęstniki, emulgatory i stabilizatory...) więc konsystencja zapowiada się na bardzo ciężką, pierwszy raz widzę krem z takim dziwnym składem. Jak jest tani to można spróbować, ale cudów bym się nie spodziewała ;)
UsuńCiekawiła mnie Twoja opinia, bo na składach się na razie nie znam, a używam go już długo, glównie po myciu twarzy, pod jakiś bardziej bojowy krem lub po prostu pod makijaż i w tej roli świetnie się sprawdza ;)
UsuńA to ja w ogóle wyznaję zasadę, że jak komuś się coś sprawdza, to nie ma co sobie utrudniać życia i zmieniać sprawdzonych kosmetyków czy wprowadzać nowych kroków do pielęgnacji tylko dlatego że blogerka XYZ tak robi :)
UsuńTakże używaj śmiało, niejedna osoba mogłaby zazdrościć Ci odkrycia własnego świętego Graala ;D
UsuńCiekawiła mnie Twoja opinia, bo na składach się na razie nie znam, a używam go już długo, glównie po myciu twarzy, pod jakiś bardziej bojowy krem lub po prostu pod makijaż i w tej roli świetnie się sprawdza ;)
OdpowiedzUsuńNie wiedziałam, że jest tyle nowych materiałów :P A co do kolekcji to mam połowę tego co Ty :P Od dawna staram się kupować tylko te które rzeczywiście są mi potrzebne, co oznacza sportowe, których mam 3 pary,w których chodzę na co dzień i 4 pary czarnych, eleganckich skórzanych, "na większe wyjście" baleriny, obcas, botki nieocieplane i ocieplane :P A co do firm często stawiam na Ecco :)
OdpowiedzUsuńTrzewiki z HD i jazzówki Bata z radością bym od Ciebie odkupiła (jeśli akurat rozmiar się zgadza) :D
OdpowiedzUsuńU mnie najgorszym problemem jest w ogóle znalezienie butów. Niestety moje stopy nie dość że są wąskie i długie to tak niekształtne, że praktycznie każdy but mnie obciera. Nawet kozaki, kiedy mam grube skarpety.
OdpowiedzUsuńJestem fenomenem jeśli chodzi o buty, bo praktycznie cały czas noszę szmaciane baleriny, bo innych nie jestem w stanie w ogóle założyć. Kupowałam buty skórzane po 400-500 zł, ale niestety u mnie inwestycja ta okazywała się kompletnie nietrafiona.
Kluczem do kompletowania garderoby butów jest dla mnie wygoda nie jakość. W tej kwestii inaczej nie mogłabym funkcjonować i chodziłabym boso :D
Mnie też każdy nowokupiony but obciera, ba! jak danej pary długo nie ponoszę to po ponownym wyciągnięciu obtarcia też mam murowane ;D Ale z czasem każdą parę udało mi się "rozchodzić", czasem za pomocą odpowiednich wkładek, sprayów, prawideł itd. I też nie rozumiem jak można chodzić w niewygodnych butach ;)))
UsuńTeż uwielbiam czarne buty:) A co do Melisek: ciężko je zajechać, rysują lub lekko ściera im się podeszwa, ale ja swoje mam już 3 albo 4 rok i nadal będę w nich śmigać. Poluję też na jakieś mokasyny w stylu tych Twoich, ale jakoś nic mnie nie urzeka:(
OdpowiedzUsuńNo przyznam, że pierwsze propozycje to na pewno nie mój styl i nie czułabym się w takich dobrze. Jednak nie krytykuję czyiś wyborów, ponieważ każdy dla siebie wybiera to, co jest najwygodniejsze. Jeśli chodzi o mnie to bardzo lubię komponować buty z dodatkami, czyli jakaś pasująca chusta, szalik, pasek lub torba. Wszystko to bardzo ładnie wygląda i już wtedy mniej istotne jest, co poza tym ubierzemy, jeśli o ile nie są to mocno wyróżniające się wzory i kolory. Lubię dodatki w stonowanych kolorach i takie też wybieram.
OdpowiedzUsuń37 year old Desktop Support Technician Deeanne Marquis, hailing from Woodstock enjoys watching movies like Aziz Ansari: Intimate Moments for a Sensual Evening and Scrapbooking. Took a trip to Town Hall and Roland on the Marketplace of Bremen and drives a 3500. Nazwa domeny
OdpowiedzUsuń