5/26/2019

Peel Mission: robicie to dobrze! Recenzja toniku i kremu do twarzy z serii B-LIKE.



Kilka miesięcy temu dostałam od agencji marketingowej propozycję przetestowania kilku kosmetyków różnych marek. O części z nich nigdy wcześniej nie słyszałam, ale pozostałych kilka znałam na tyle dobrze, że spodziewając się fajnych produktów wyraziłam zgodę na przesłanie mi takiej paczki. I tym oto sposobem w moje ręce wpadły dwa kosmetyki dotąd nieznanej mi marki Peel Mission, a konkretnie ich Terapeutyczny tonik kwasowy oraz Przeciwzmarszczkowy i ujędrniający krem. Oczywiście żadna recenzja czy inna pozytywna opinia nie była wymogiem, bo na taką paczkę po prostu bym się nie zgodziła.


Testy zajęły mi dość dużo czasu, bo pojedynczy nowy kosmetyk* wprowadzam do schematu pielęgnacji co około miesiąc. Dokładnie tyle trwa cykl przemiany naskórka i dopiero po tak długim okresie stosowania danego planu pielęgnacji możemy powiedzieć z całą stanowczością, że taki czy inny schemat się u nas sprawdza, nie zapycha... Więc ja najpierw zaczęłam używać toniku (bo akurat kończył mi się mój poprzedni), a po około pięciu tygodniach dorzuciłam do testów krem. Stosowałam go głównie na noc w miejsce mojej sprawdzonej Bielendy Neuro-Collagen 50+, ale zdarzało mi się go użyć także rano w dni, kiedy nie nakładałam filtru przeciwsłonecznego.

* Wyjątki stanowią u mnie tylko sporadycznie żele do mycia twarzy i jeszcze rzadziej toniki lub płyny micelarne, zwłaszcza gdy dany produkt dobrze znam z przeszłości.

W tej chwili na dnie opakowania toniku chlupocze jego resztka, a kremu po miesiącu stosowania mam jeszcze całkiem sporo. To bardzo dobry moment na recenzję obu produktów, ale zanim do nich przejdę chciałabym poświęcić dwa słowa sztandarowemu składnikowi serii B-LIKE marki Peel Mission.


Kwas gamma-aminomasłowy (GABA, Aminobutyric Acid)

w kosmetykach


Tę substancję znam aż zbyt dobrze jeszcze z czasów studiów: jest to jeden z podstawowych neuroprzekaźników w układzie nerwowym. W organizmie odpowiada za hamowanie impulsów, więc za granicą próbuje się stosować go doustnie jako środek uspokajający.

Idąc tym tropem szuka się zastosowania tego składnika jako „botoks w kremie” czyli odpowiednik peptydów miorelaksacyjnych (rozluźniających mięśnie). Niekwestionowaną przewagą tego kwasu nad peptydami jest sporo mniejszy rozmiar cząsteczki co zwiększałoby jego szansę na przejście do głębszych warstw skóry.

Na ten moment rezultaty badań naukowych są mieszane. Wiemy na pewno, że receptory dla GABA są nawet w komórkach naskórka i na myszach pobudzał on chociażby gojenie ran czy odbudowywanie uszkodzonej bariery naskórkowej. [1, 2] Czy faktycznie pomaga rozluźniać mięśnie mimiczne? Na ten moment badania mówią, że być może, i to raczej w bardzo ściśle określonej formulacji z odpowiednio dobranymi substancjami wspomagającymi. Z całą pewnością jest to składnik ciekawy i pożądany w pielęgnacji choćby ze względu na te właściwości sprzyjające regeneracji.



Peel Mission, B-LIKE CREAM:
Krem wygładzający zmarszczki mimiczne


Myślę, że najlepiej będzie jeśli zacznę od analizy składu tego kremu, bo wtedy od razu będziecie wiedziały prawie wszystko co mam do powiedzenia na jego temat... ;)

Ingredients: Aqua (Water), Cetearyl Isononanoate, Isopropyl Myristate, Cetearyl Alcohol, Glycerin, Glyceryl Stearate Citrate, Butyrospermum Parkii (Shea) Butter, Pentylene Glycol, Aminobutyric Acid, Acetyl Hexapeptide-8, Tripeptide-10 Citrulline, Tripeptide-1, Sodium Hyaluronate, Hydrolyzed Wheat Protein, Hydrolyzed Soy Protein, Origanum Majorana Leaf Extract, Pseudoalteromonas Ferment Extract, Allantoin, Lecithin, Maltodextrin, Panthenol, Butylene Glycol, Carbomer, Caprylyl Glycol, Dimethicone, Ethylhexyl Palmitate, Glucomannan, Hydroxyacetophenone, Xanthan Gum, Tocopheryl Acetate, Triethanolamine, Trihydroxystearin, Phenoxyethanol, Parfum (Fragrance).

Baza jest klasyczna: emolienty (a wśród nich masło shea) i nawilżający glikol propylenowy. Następnie wchodzi nasz tytułowy kwas gamma-aminomasłowy, a po nim... jest tylko lepiej. Argirelina, dwa peptydy pogrubiające skórę, a nieco dalej między innymi proteiny soi. Może pamiętacie, jak we wpisie o naturalnej pielęgnacji przeciwstarzeniowej wspominałam, że proteiny sojowe to składnik najbliższy peptydom zwiększającym gęstość skóry? No właśnie.

Oczywiście nie samymi peptydami ten krem stoi: mamy i fajne nawilżacze, i ciekawe składniki roślinne, substancje łagodzące... ogółem: bajka.

I w samym stosowaniu krem też jest mega przyjemny. Jedyne co mnie w nim nie urzeka to lekko chemiczny cytrusowy zapach, ale takie detale są dla mnie mało istotne. Liczy się skład, brak zapychania, dobre wchłanianie, współgranie z makijażem, higieniczne opakowanie. Ten krem wszystko to ma i jestem przeszczęśliwa, że mogę go sobie używać – to produkt do stosowania profesjonalnego, więc ciężko byłoby mi go tak sobie kupić.




Peel Mission, B-LIKE TONIC:
Terapeutyczny tonik kwasowy


Jak wspomniałam, już mi się kończy i szkoda, bo będę za nim tęsknić. To świetny, bardzo nawilżający i delikatnie mikrozłuszczający produkt. W jego składzie poza GABA nie ma innych peptydów (zresztą peptydów w toniku chyba nigdy nie widziałam), ale całość jest prześliczna:

Ingredients: Aqua, Niacynamide, Panthenol, Aminobutyric Acid, Gluconolactone, Allantoin, Citrus Grandis, Benzyl Alcohol, Dehydroacetic Acid.

Mamy tu praktycznie zero wypełniacza: po wodzie jest niacynamid, pantenol, GABA, glukonolakton czyli kwas PHA, alantoina, olejek z pomelo i dosłownie dwa konserwanty, które znajdziemy nawet w naturalnych tonikach typu Sylveco. Testy produktu z takim składem to po prostu przyjemność.

Nie wiem co musiałoby się stać żeby tonik się u mnie nie sprawdził, więc uczciwie mówię, że tonik Peel Mission nie miał poprzeczki ustawionej tak wysoko jak na przykład krem. Ale po prostu spełniał moje oczekiwania: tonizował, nawilżał i regulował skórę bez podrażniania jej. Tylko tyle czy aż tyle? Oceńcie same.

***


Kończąc ten wpis widzę, że naprawdę sypię tu zachwytami i to zawsze może wzbudzać wątpliwości, zwłaszcza gdy kosmetyk otrzymało się za darmo. Więc może na koniec dodam jeszcze, że w paczce był przykładowo krem innej firmy, ale jego skład nie spełnił moich standardów i po prostu komuś go oddam.

Z kolei po pobieżnym przejrzeniu Google’a pod kątem recenzji na blogach widzę, że o tej marce raczej nie mówi się zbyt wiele i chyba nikt poza mną nie zdecydował się na osobny wpis na jej temat. A szkoda! Ja bardzo chciałabym zobaczyć recenzje zwłaszcza innych produktów Peel Mission, bo nie udostępniają składów na stronie i ciężko wyczuć co jeszcze mogłoby być godne uwagi. No nic, będę czekać, a w międzyczasie dzielę się z Wami tym co sama już wiem na pewno :)

Dobrego tygodnia!

Ania

17 komentarzy:

  1. Fajnie, że zrobiłaś recenzję rzadko występującego produktu na blogu :) Osobiście nie słyszałam o tej marce :)

    Pozdrawiam :)
    Moncia Lifestyle

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda, że składy nie są publikowane na stronie, ale może po Twoim wpisie już będą ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie w ogóle marki, które nie mają składów na swoich stronach to jakieś totalne nieporozumienie. A to dotyczy też Bielendy, Perfecty, Ziai... niby największych graczy na polskim rynku. Załamka.

      Usuń
  3. Bardzo ciekawe kosmetyki! nie przywiązywałam nigdy wagi do toniku, zdarzało się często, że używałam wody z octem jabłkowym na zmianę z taniutkimi produktami ziaja/marion. A jak czytam Twój opis tego toniku to zaczynam się zastanawiać, czy nie spróbować takiego bogatszego produktu;) szkoda, że sklep nie prowadzi sprzedaży dla zwykłych klientów, trzeba będzie pokombinować;)

    Aniu mam pytanie nie do końca związane z treścią posta, natomiast silnie powiązane z tematyką bloga;) myślę, że dotyczy to dużej ilości osób - staram się stosować regularnie kremy z wysokimi filtrami, ale moja skóra zaczyna się konkretnie buntować. Nawet te tzw lekkie produkty nie są dla mnie (anthelios lrp podrażnia, vichy zapycha, większość nawet tych ogólnie ocenianych jako przyjaznych obciąża mi skórę). Czy filtr zawarty w "zwykłych" kremach mógłby być wystarczający? znalazłam np. krem Lirene Dermoprogram, City Protect, Krem prebiotyczny na dzień do cery wrażliwej SPF 30 `Ochrona + nawilżenie`, który cenię za konsystencję i komfort użytkowania. Czy jest to wystarczająca (stabilna, rzeczywista) ochrona przed słonkiem? dodam, że większość czasu spędzam w pomieszczeniu, tak więc bezpośredni kontakt ze słonkiem mam w drodze do i z pracy. mogę podrzucić skład:) byłabym niewymownie wdzięczna za komentarz:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skład na szczęście znalazłam na stronie Rossmanna, więc o ile się nie zmienił to mogę się do niego odnieść :) No więc moim zdaniem niestety "kremy na dzień" do których dorzucono filtr nie nadają się do ochrony, głównie z dwóch powodów:

      1. Nie nakładamy ich w przepisowej ilości, bo nie zostały do tego stworzone i zamiast zastygnąć, spłynęłyby z buzi.
      2. 99,99% z nich ma w składzie najgorsze możliwe filtry, to znaczy niestabilne i często o wąskim spektrum. Tak też jest w kremie Lirene, gdzie znajdziemy:
      - Ethylhexyl methoxycinnamate
      - Butyl Methoxydibenzoylmethane
      - Octocrylene
      - Ethylhexyl Triazone
      ... i dopiero piąty w kolejności, praktycznie w połowie składu pojawia się dobrej jakości filtr (Methylene bis-benzotriazolyl tetramethylbutylphenol). Czyli za zdecydowaną większość deklarowanej przez producenta ochrony stanowią składniki niestabilne i o wąskim spektrum (głównie UVB).

      Oczywiście tego czy faktycznie potrzebujesz pełnej ochrony nie mogę ocenić za Ciebie. Dużo zależy od tego w jakich godzinach podróżujesz, ile to zajmuje, czy nie pracujesz przy oknie (UVA penetruje przez szyby), czy stosujesz pielęgnację/leki wymagające dobrej ochrony... A i tak summa summarum decyzja będzie należała do Ciebie.

      Od siebie mogę zaproponować:
      - pomoc w ułożeniu schematu pielęgnacyjnego "pod filtr" (o ile podrażnienia nie obejdziemy, o tyle zapychanie/obciążanie skóry może by się udało)
      - wpis o pielęgnacji przeciwsłonecznej bez filtra: https://www.kosmeologika.pl/2017/09/co-zamiast-filtra-ochrona-przed-uv-bez.html
      - warto rozważyć kosmetyki naturalne, które oparte są o filtry mineralne, ale za to mają lepsze, bardziej odżywcze formuły
      - chętnie dowiedziałabym się więcej których filtrów próbowałaś :) Anthelios zielony, żółty czy oba? Czy miałaś Aknicare SPF 30? Albo któryś ze Skin79? Ja kocham ten chemiczny, ale mineralny zbiera super recenzje!
      https://www.kosmeologika.pl/2018/08/skin79-waterproof-sun-gel-spf-50-wodoodporny-zel-przeciwsloneczny.html

      Co do toników, to oczywiście tonik może robić tylko jedno (tonizować :D) albo bardzo dużo (nawilżać, złuszczać, koić, rozjaśniać przebarwienia...). Nawet tanie drogeryjne toniki bywają multifunkcyjne, więc warto sobie coś mądrze dobrać :)

      Usuń
  4. Fajnie napisana recenzja:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Taki krem by mi się przydał

    OdpowiedzUsuń
  6. Wczoraj w Rossmanie dostałam próbki kremu Eveline "Laser Total Lift 35", spodziewałam się kolejnego badziewia na parafinie a tymczasem skład wydaje się rzeczywiście ciekawy przeciwstarzeniowo, naliczyłam w składzie aż 12 peptydów! zarówno pogrubiających jak i rozkurczających :), skład jest bardzo długi, są parabeny i potencjalne uczulacze, ale jest też ślimaczy filtrat. Z tego co widzę to inne wersje wiekowe tych kremów też mają sporo peptydów ale znacznie mniej niż ten konkretny, są też na parafinie, ogółem ciekawe produkty ale wersja 35+ chyba najlepsza. Składy podane w internecie niestety różnią się znacznie od tego co mam na opakowaniu (nowa formuła?), dlatego przepisuję INCI z próbki:

    woda, gliceryna, iso.mirystate, cetearyl alcohol, ceteareth-20, filtrat ślimaka, dimethicone, masło shea, persea oil, centalia asiatica leaf extract, undaria cell future extract, radish root ferment filtrate, betaina, kwas hialuronowy, acetate, pantenol, alantoina, ceramid ng, carnosine, dipeptide benzylamide, palm. hexapeptide-12, hexapeptide-8,tripeptide-56, tetrapeptide-4, palm. tripeptide-1, palm. tetrapeptide-7, palm. tripetide-38, hexapeptide-49, oligopetide-68, palm. tripetide-8, heptapedite-4 oraz -7, tribehenini, phenoxyetanol, parabeny, sodium beznoate, potassium sorbate, zapach, polyacrylamide, isoparaffin, butylene glicol, akrylany, barwnik, propanediol, pentylene glycol, peg, guma ksaksantowa, carbomer, sodium lactate, lactic acid, caprylyl glycol, polysorbate, lecytyna, kwas cytrynowy, disodium edta, zapach i pozostałe konserwanty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz co, powiem Ci że bardzo ciekawy ten skład, serio! Ja jestem akurat zwolenniczką parabenów, a jakieś pojedyncze produkty z uczulaczami dopuszczam, więc jeśli zobaczę ten krem stacjonarnie i będzie miał zbliżonyt skład to na pewno chętnie go przetestuję! WIELKIE dzięki za cynk!

      Usuń
  7. Cześć Aniu! Chciałam Ci jeszcze raz bardzo podziękować za poradę w sprawie serum z peptydami na Dzień Matki. Mama jest zachwycona :). Mam też do Ciebie, a może i Twoich Czytelniczek pytanie: czy któraś z Was myje włosy mydłem i octem jabłkowym? Staram się ostatnio być mniej szkodliwa dla naszej planety i testuję tę metodę, ale często puszą mi się włosy. Co mogę robić nie tak? Używam czarnego mydła z Rossmanna, spłukuję włosy wodą, a na koniec używam octowej płukanki i już jej nie zmywam (gdy zmywałam, było jeszcze gorzej). Zdarza mi się użyć odżywki, ale nie zauważyłam, by miało to jakieś znaczenie. Chętnie przyjmę rady od bardziej doświadczonych :). Pozdrawiam, Marta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem tak: sama włosów nie myję mydłem, ale bardzo dużo pisała na ten temat Pani Antywieszakowa:
      https://www.antywieszak.pl/jak-myc-wlosy-mydlem/
      https://www.antywieszak.pl/rok-bez-szamponu-no-poo-method/
      https://www.antywieszak.pl/mydlo-do-wlosow-diy-coconut-hair-soap/
      https://www.antywieszak.pl/plukanka-z-octu-jablkowego-apple-cider-vinegar-hair-rinse/
      https://www.antywieszak.pl/kokosowy-szampon-do-wlosow-coconut-hair-shampoo/

      Polecam przeczytać wszystkie wpisy, bo część informacji dezaktualizowała się kiedy autorka uczyła się na własnych błędach :) Nie mam pojęcia czemu, ale dziś nie ładują mi się zdjęcia we wpisach - mam nadzieję, że to tymczasowe. Ale poczytać można i bez nich :)

      Guru mycia włosów bez szamponu to dla mnie Lax Nax ( http://laxnax.blogspot.com/ ), ale nie prowadzi już bloga i nie wiem czy odpisze na komentarz/maila. Na pewno warto spróbować :)

      Może doprecyzuj jeszcze dla pozostałych komentujących jakiego dokładnie czarnego mydła używasz? Bo ja nie wiem czy chodzi o savon noir, jakieś rosyjskie mydło typu Agafia czy jeszcze coś innego :)

      Usuń
    2. A, i oczywiście mega cieszę się, że Mama zadowolona ♡

      Usuń
    3. Ojej, bardzo Ci dziękuję za tak wyczerpującą odpowiedź! <3 zaraz idę czytać wpisy Antyweszki i dam znać, jeśli poczynię jakieś postępy :D Co do mydła, którego obecnie używam, jest to mydło afrykańskie w kostce Dudu Osun. Jeszcze raz bardzo dziękuję, robisz świetną robotę!

      Usuń
    4. Ciekawe! Chyba jeszcze się nie spotkałam z używaniem Dudu osun na skórę głowy, ale kto wie - jak Ci się uda to rozgryźć to może będziemy tu mieli niesamowite odkrycie ;D

      Usuń
  8. Efektima ma krem Fermentology opóźniający efekty starzenia. Polecam, mi ładnie skórę napina i wygładza, nakładam na żel aloesowy który używam jako serum :)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2016 Kosmeologika , Blogger