Zupełnym przypadkiem trafiam z dzisiejszym denkiem idealnie, co do dnia, pół roku od poprzedniego. Piszę ten wstęp już po skleceniu całego posta i widzę, że zużytki mam zdecydowanie mniejsze niż sześć miesięcy temu i jestem z tego powodu bardzo zadowolona :D Wydaje mi się też, że miałam w tym czasie o wiele mniej bubli, takich do zużywania w bólu ;) Tak więc z przyjemnością przedstawiam Wam moje półroczne „denko”!
Pielęgnacja ciała
W oczy rzuca się przede wszystkim sporo myjadeł: piankę Douglas, żel Ziaja Jeju i mydło CD dostałam od rodziny i zużyłam, raczej bez emocji w żadną stronę ;) Mydło Dudu Osun kupiłam z myślą o pielęgnacji cery, ale było dla niej o wiele za mocne. Nawet skóra na ciele troszkę się podsuszyła, a co dopiero gdybym uparcie została przy używaniu go do twarzy!
Po kąpieli zawsze sięgam po jakiś produkt nawilżający i żadnego z pięciu widocznych tu kosmetyków nie kupiłam sama :P Dalan d'Olive przywiozła mi z zagranicznej wycieczki Mama, podobnie jak ukochany balsam Balea Med 15% Urea. Krem Poldermin Hydro i masło do ciała Oeparol dostałam od przedstawicieli farmaceutycznych i szczególnie ten ostatni przypadł mi do gustu. Natomiast celuję obecnie w pielęgnację bardziej less waste niż dotychczas i chciałabym zostać przy używaniu do ciała czystych maseł czy olejów. Na zdjęciu widać opakowanie po maśle shea, którego mój brat-masażysta nie zdążył zużyć w pracy przed upływem terminu ważności, a który ja spokojnie zużyłam na sobie. Byłam MEGA zadowolona, więc po czyste masło shea pewnie jeszcze sięgnę.
Wrócę też na pewno nie raz do blokera Ziaja, bo jestem fanką tego produktu. Co istotne, pierwsze opakowanie wystarczyło mi na prawie dwa lata stosowania, a drugie – na niecały rok. Dlaczego? To opakowanie miało wadliwą kulkę, przez co mnóstwo produktu rozlewało mi się podczas aplikacji. Obecnie mam trzecie i ono działa bez zarzutu ;)
Innym stałym hitem są dla mnie chusteczki nawilżane Dada (z Biedronki, za grosze, super skład), a nowym odkryciem cudny krem do rąk Marion o zapachu bakaliowego keksu. Kupiłam go jako „krem do torebki” (mała tubka, ładny zapach, mniejsza o działanie), a okazało się, że działanie też ma super :) Polecam serdecznie.
Patyczek po lewej to element pozostały mi po glicerynowym mydełku od przedstawiciela farmaceutycznego. To bardziej gadżet reklamowy niż kosmetyk, ale mydło w kostce zużywam obecnie na potęgę ;D
Pielęgnacja włosów
Może zacznijmy od nowości, a było ich trochę. Najprzyjemniejszym zaskoczeniem były dla mnie trzy maski Fitokosmetik kupione w drogerii Jawa. Każda z nich bardzo ładnie się sprawdziła i do tej z kozim mlekiem bardzo chętnie bym kiedyś wróciła. To pierwsza rosyjska (?) marka kosmetyków, która sprawdziła się na moich włosach. Mega zadowolona byłam też z serum na końcówki Anwen Happy Ends oraz jej miętowego szamponu oczyszczającego Mint It Up, a odżywka Nature Box była całkiem niezgorszym kremem do loków bez spłukiwania.
Reszta produktów była raczej „meh”: trzy z tych odżywek (Gliss Kur, Bania Agafii oraz balsam Agafii) kupiłam w okresie najgorszego zaostrzenia epidemii, bo starałam się wizyty w sklepach ograniczać tak bardzo, jak to możliwe i większość kosmetyków kupowałam w supermarketach. Maskę Beauty Jar Colorful dorzuciłam kiedyś do jakiegoś zamówienia internetowego. Wszystkie te produkty były za lekkie, w zasadzie niewiele robiące. Balsam Agafii zużyłam do emulgowania olei i w tym celu nawet zakupiłam drugie opakowanie, bo w supermarketach nie było jak kupić Kallosa :P
Zużyłam też wreszcie kolekcjonowane latami próbki silikonowych ser Biovax. Wszystkie działają u mnie nieźle, ale jednak Happy Ends wygrywa wszystko :P
Rzućmy też okiem na moje Kosmetyki Wszech Czasów:
O każdym z nich pisałam milion razy, nie będę się powtarzać. Ze względu na to, że ostatnio trochę pozmieniałam sobie pielęgnację to pewnie mimo ogromnej sympatii do niewielu z nich wrócę, ale Kallos do spłukiwania i Anwen Nawilżający Bez w mojej łazience będą chyba zawsze :P
Pielęgnacja cery
Tu, jak widać, już kompletnie popłynęłam jeśli chodzi o testowanie nowości.
Produkty świetne: maski w płachcie Fitokosmetik Beauty Visage, hydrolat z pszenicy samopszy z Biochemii Urody, tonik z kwasem migdałowym Pharmaceris, maska do cery dojrzałej Ecocera, maska Isana Botanical, wszystkie trzy sera z The Ordinary: z argireliną, Granactive i retinol w skwalanie.
Produkty fajne: hydrolat lawendowy Lirene, woda różana Aqua di Rose, woda termalna Vichy, peeling enzymatyczny Sylveco, naturalny krem liftingujący Resibo.
Produkty słabe: koszmarny olejek myjący Go Cranberry był potwornie tłusty, syndet Dermedic Oilage bardzo ostry i piekący w oczy, kremy BioNike praktycznie nie dawały skórze nawilżenia.
Krem Lavena tak bardzo nie zrobił na mnie wrażenia, że aż nie wiem gdzie miałabym go zakwalifikować ;) Ładnie nawilżał i grał z makijażem, ale składem czy działaniem nie powalił mnie na kolana. Ot, taki kremik bez konkretnej funkcji, a w mojej pielęgnacji właściwie nie ma miejsca na takie produkty.
No i na koniec rzut okiem na stałe hity. To były moje dwa ostatnie opakowania kremu Bielenda Neuro Collagen 50 [*], więc widzicie go tu ostatni raz. To samo muszę powiedzieć o masce do twarzy Nacomi: kiedyś moim świętym Graalu, a obecnie największym rozczarowaniu. Według mnie coś mocno zmieniło się w formulacji tego produktu i ja po prostu nie umiem go rozrobić tak, żeby dało się go używać. Szkoda.
Na szczęście żele do twarzy mnie nie zawodzą: Be Beauty z Biedry w moim sercu na zawsze ;) I na szczęście bez problemów z dostępnością jak w przypadku wersji różowej, która chyba została wycofana. Na szczęście bez problemu mogę w Biedronce kupować kolejne opakowania żelu Tołpa, który lubię bardzo!
Muszę przyznać, że pewne rzeczy rzucają mi się w oczy dopiero podczas pisania tekstu. Zauważyłam na przykład, że Fitokosmetik początkowo bardzo podpasował mi szamponem, a obecnie także maskami do włosów i do twarzy. Teraz chcę się tej marce przyjrzeć bliżej! :D
Kosmetyki kolorowe
Z jakiegoś niezrozumiałego powodu w ciągu ostatnich miesięcy zużyłam praktycznie same pudry :D Z tych widocznych na zdjęciu najmilej wspominam Miyo „I feel mint”, bo rzeczywiście był leciutki i pachnący miętą – w sam raz na lato. Pudry Annabelle Minerals jakoś mi nie podpasowały: Pretty Matt wyglądał jakoś tak ciężko, a Pretty Glow jest nie dla mnie, bo od pudrów oczekuję raczej typowego matu. Otrzymana od Bogusi odsypka słynnego Make Up Atelier Paris HD uchroniła mnie przed wtopieniem większej kwoty, bo wyglądał na mnie okropnie! Wśród zużytków znalazł się też jeden puder prasowany, a konkretnie Deborah z linii Formula Pura. Dostałam go od Karoliny i jego odcień 02 latem był do przeżycia, ale zimą dobijałam go jako subtelny bronzer ;) Natomiast sam puder jest świetny.
Skoro już przy Deborah jesteśmy, to zużyłam także ciemnozieloną kredkę wodoodporną. Była rzeczywiście bardzo trwała i ogólnie muszę przyznać, że wszystkie kosmetyki Deborah które miałam w rękach były naprawdę co najmniej przyzwoite, a często naprawdę fajne.
Podobną sympatią darzę nasze Kobo i cieszę się, że przyjaciółka oddała mi swój puder brązujący w powszechnie polecanym dla bladziochów kolorze Sahara Sand. Dla mnie ten bronzer był jednak troszeczkę za mało napigmentowany i produkty Pierre Rene czy Inglota sprawdzały się u mnie lepiej. Tym niemniej, dla początkujących ideał!
Korektor Bell Magic Wand kupiłam w trakcie jakiejś limitowanki w Biedronce po pozytywnej recenzji na którymś z polskich kanałów na YouTube. I jakości samego korektora się faktycznie nie czepiam: nieźle kryje, bardzo ładnie nawilża, jest trwały, tani i wydajny. Niestety, POTWORNIE ciemnieje :( Świeżo nałożony jest super jasny, po ściemnieniu wyrównywał mi koloryt pod okiem, ale nie rozświetlał tej okolicy, niestety. Zużyłam bez większego bólu.
Wodoodporna wersja tuszu Eveline Big Volume Lash to jedna z lepszych wodoodpornych maskar jakie miałam. Na razie dalej z entuzjazmem testuję kolejne marki, ale gdyby ktoś kazał mi wrócić do jednej z wypróbowanych to pewnie padłoby na ten lub na Eveline Extension Volume.
Dzięki temu, że zużycie części kosmetyków śledzę na naszej grupie Project Pan Polska to już mogę powiedzieć, że dwóch zużytych produktów tu brakuje, a ponieważ była to kategoria wyjątkowo trudna do wykończenia to jednak muszę się pochwalić :D Otóż zużyłam cień w kremie (!) oraz... ROZŚWIETLACZ (!!!). Mega miło byłoby wrzucić tu opakowania po nich, ale niestety - w tej euforii musiałam cisnąć je do kosza. Ale powiem, że chodziło o cień do powiek Bourjois, Satin Edition, 02 Oh de roses! oraz najsłynniejszy rozświetlacz Wibo: Diamond Illuminator!
Inne
Zacznijmy od mojej gwiazdy: perfum Jo Malone Tuberose Angelica. To mój signature scent i jeśli chcecie pośmiać się z tego jak przeżywam odkrycie perfum mojego życia, to na Instagramie w przypiętych relacjach mam pogadankę „Perfumy niszowe”. Tam wszystko znajdziecie ;) O tym, że kupiłam już duży flakon tych perfum nie muszę chyba wspominać :D
Chyba pierwszy raz udało mi się tak sumiennie zebrać tubki po pastach do zębów xD Zwykle z rozpędu rzucam je do kosza, mam tak z kilkoma rodzajami produktów nie wiedzieć czemu. W każdym razie Ziaja i Himalaya Herbals to moje małe hity, a Colgate i Blend-a-med to również efekt unikania drogerii i robienia zakupów w hipermarketach.
Hitem życia jest dla mnie nić Oral-B Pro Expert. Ostatnio chciałam być taka less waste, że kupiłam inną i teraz się potwornie męczę, a moja ukochana nitka prawie śni mi się po nocach </3
Pomadka Alterra to jeden z moich ulubionych produktów tej firmy, a pomadki Sylveco jak na razie sprawdzają mi się bez wyjątku. Peelingujące, brzozowa, rokitnikowa, Vianek... Sylveco według mnie naprawdę umie w pielęgnację ust.
To moje drugie opakowanie płatków higienicznych do twarzy z bawełny organicznej Isana Bio i na pewno nie ostatnie. Taka paczuszka wystarcza mi na około pół roku.
***
Moim cichym marzeniem jest żeby zmniejszyć moje denka i to dość znacząco. O tym jaki mam na to plan napiszę chyba już w najbliższym wpisie, więc zainteresowanych proszę o uzbrojenie się w cierpliwość ;)
Ja u siebie w domu już dawna ograniczam plastiki, stawiam chociażby na mydła czy szampony w kostce. Bardzo polecam!
OdpowiedzUsuńNa ten moment jestem z nimi za pan brat, też (prawie) wszystkim polecam :D
UsuńSzampon Natur Vital zmienił skład :(
OdpowiedzUsuńIda
I chyba w ogóle jest wycofany z Natury, bo nie ma go na stronie :(((
UsuńA mnie z kolei odsypka pudru HD od Bogusi skłoniła do zakupu, który popełniłam :D
OdpowiedzUsuńMam wszystkie lub prawie wszystkie krzemionki z kolorówki, żadna mi nie daje tego, co daje mi MUFE HD :)
Kurde, to może powinnam go jeszcze potestować... Ale z drugiej strony, u mnie idzie bezpośrednio na filtr, a u Ciebie na podkład chyba, prawda? Może to stąd ta różnica? A czego brakowało Ci w tych innych krzemionkach?
UsuńKurczę, mam ten sam problem z maseczką Nacomi - nie mogę jej rozrobić od razu zbija się w grudki - myślałam że to "me problem" ;p Szkoda, dopiero co w końcu zaopatrzyli moje hebe w niego, do tej pory w ogóle jej nie mieli, a szukm fajnej maseczki, najlepiej właśnie bezwysyłkowo. Pozza tym u mnie nowością od może dwóch miesięcy jest to, że nie stosuje żadnego kremu do twarzy ani pod oczy i w końcu(!!) nie mam prawie żadnych wyprysków, a jak już to malusieńkie, które schodzą po jednym dniu. DŁugodystansowo to na pewno jest błąd, patrząc pod kątem antiaging, ale daje to do myślenia, jak bardzo skóra umie sama wszystko wyregulować. Trzeba dodać, że makeup noszę tylko "jak muszę" czyli trzy cztery razy w tygodniu do pracy. Cera teraz taka fajna, że nie muszę używać podkładu, jedynie korektor. Zmywam buzię żelem lub płynem micelarnym a na końcu jescze wodą. Zauważyłam, że nie służą mi pozostalości miceli jeśli zostaną na całą noc. Motywuje mnie ta sytuacja do znalezienia super lekkiego nieinwazyjnego kremiku.
OdpowiedzUsuńPozdrowionka Aniu! :*
Sporo ciekawych produktów. Nature nóż bym wyprubowala
OdpowiedzUsuńZainspirowałaś mnie, bo za ciekawiła mnie maska Isana Botanical i Happy Ends Anwen. Hydrolat lawendowy Lirene też niedawno zdeknowałam i wypada u mnie gorzej niż np. hydrolat z gorzkiej pomarańczy. Peeling enzymatyczny Sylveco stosuję systematycznie. Bardzo lubię posty denkowe i czekam na więcej :)
OdpowiedzUsuń